Conan i Jądro Ciemności

Przemysław Witkowski

„Czarni wojownicy drwili i szydzili z niego w swym dziwnym języku. Jego gibkie, nagie ciało prężyło się pod okrutnymi ciosami. Krew ciekła po białych udach i pryskała na gładką posadzkę. Sala rozbrzmiewała krzykami ofiary; nagle złoto­włosy podniósł głowę ku niebu i krzyknął coś przeraźliwie. Cios sztyletu zamknął mu usta, jasna głowa opadła na piersi”1.

Stosunek do czarnych mężczyzn w sadze o Conanie mocno przesiąknięty jest homoerotycznym napięciem, nie mogącym jednak znaleźć zaspokojenia, obarczonym widmem unoszącej się nad cała sytuacją tanatycznej energii, widmem śmierci. Opis wodza plemienia Abombi ze Szkarłatnej cytadeli jest tego świetnym przykładem: „Stanął na szeroko rozstawionych nogach, masywnych jak dwie hebanowe kolumny, i zamachnął się oburącz potężnym mieczem, aż w świetle pochodni zagrały mu pod skórą grube węzły mięśni. W tejże chwili gigantyczny cień za jego plecami śmignął naprzód i w dół, a klinowaty łeb uderzył z takim impetem, że cios odbił się echem po podziemnych korytarzach. Żaden dźwięk nie wydobył się z grubych, posiniałych warg, rozchylonych w grymasie agonii”2. Przesadzona męskość, wyraźna falliczność miecza, waginalny motyw warg i oczywiście klinowata głowa węża – wszystkie te motywy i rekwizyty potwierdzają homoerotyczną interpretację tej sceny. Jak gdyby homoseksualna energia ucieleśniona w tym gadzie musiała pożreć ten nieco lubieżny obraz czarnego mężczyzny, dzikiego, targanego żądzami niczym Otello, jak gdyby musiał zniknąć, w towarzystwie bardzo cielistego dźwięku, jakim jest chrzęst łamanych kości, jak gdyby karą za taki wydobyty naddatek popędu miała być śmierć.

Na przytoczenie zasługują dwa większe fragmenty z Cieni w Zambouli i Szmaragdowej toni. W pierwszym z nich napotykamy figurę hiperseksualnego, nagiego, czarnego strażnika:„Mężczyzna by nagi, jeśli nie liczyć przepaski na biodrach i wysoko związanych sandałów. Jego skóra była brązowa, miał krótko przycięte czarne włosy i rozbiegane wyłupiaste czarne oczy. Był szeroki i zwalisty, miał wielkie ręce, na których potężne muskuły prężyły się przy każdym, najmierniejszym ruchu. Conan nigdy nie widział większych dłoni”. Figurę typową dla sagi, dodajmy. Zresztą cały dialog między Cymmeryjczykiem a rzeczonym Protoafrykaninem mógłby z powodzeniem znaleźć się w dowolnym kostiumowym gejowskim filmie pornograficznym: „Dlaczego nie wchodzisz, barbarzyńco? – zawołał drwiąco, czyniąc zapraszający gest. W oczach Conana pojawił się złowrogi błysk, ale wszedł do komnaty, trzymając w pogotowiu obnażony miecz. – Kim jesteś, do diabła? – warknął. – Jestem Baal–pteor – odparł tamten. Kiedyś, dawno temu i daleko stąd, nosiłem inne imię. Jednak to też jest dobre. Każda świątynna dziewka może ci powiedzieć, dlaczego Totrasmek mnie tak nazwał”3. O ile w Cieniach... mamy wyraźnie zarysowanego czarnego antagonistę, z całym jego naddatkiem dzikości, seksualności, przemocy i idalnej energii, tak w Szmaragdowej toni, Howard opisuje raczej wynikające z obecności czarnego mężczyzny zagrożenie. Oddajmy jednak głos narratorowi: „Z dziedzińca nie dochodził żaden głos. Czarni gestykulowali i kiwali głowami, ale wydawało się, że nie potrafią mówić – a przynajmniej nie głośno. Jeden, przykucnąwszy na piętach przed zatrwożonym chłopcem, trzymał w ręku coś na kształt rurki. Przyłożył ją do warg i prawdopodobnie dmuchnął w nią, chociaż Cymmerianin nie usłyszał żadnego dźwięku. Jednak zingarański młodzieniec usłyszał to lub poczuł, bo skulił się jeszcze bardziej. Trząsł się i wił jak w agonii, po chwili kurczowe ruchy jego rąk i nóg stały się bardziej regularne, a potem rytmiczne. Dygotanie przeszło w gwałtowne podrygi, podrygi w regularne ruchy. Chłopak zaczął tańczyć, niczym kobra zniewolona melodią płynącą z fletni fakira. W tańcu tym nie było odrobiny życia czy radosnego zapamiętania. Istotnie, było w tym tańcu okropne zapamiętanie, ale nie mające w sobie nic radosnego. Wydawało się, że niedosłyszalna melodia piszczałki dotykała lubieżnymi palcami najgłębszych zakątków duszy chłopca i brutalną torturą wydzierała z niej mimowolne wyznanie najskrytszych uczuć. Obsceniczne konwulsje, spazmy żądzy – wyznania najtajniejszych pragnień wydarte przemocą: pożądanie bez przyjemności, ból straszliwie złączony z żądzą. Conanowi wydawało się, że jest świadkiem obnażania duszy i wyciągania na światło dzienne wszystkich ludzkich, starannie skrywanych sekretów”4.

Spotkanie ze „wspaniałą symetrią ciała i kończyn”, „z hebanową skórą”, „pod którą grają węzły masywnych, grubych mięśni” to spotkanie ze zwierzęciem i ze zwierzęcością. Czarny ma paznokcie „długie i ostre jak pazury dzikiej bestii” i twarz „nieprzeniknioną niczym maska wyrzeźbiona z hebanu”, oczy „złotobrązowe, nieruchome i błyszczące”, bo „ten stwór” „nie jest człowiekiem”, nie może nim być; jest „wytworem najprzepastniejszych otchłani stworzenia – wybrykiem ewolucji”5. Überseksualność czarnych w tym samym opowiadaniu musi ostatecznie objawić się jednym, nachalnie kojarzącym się obrazem:„Zielona sadzawka zmieniła się w gejzer, a ogromny słup wody z ogłuszającym rykiem tryskał w górę, zwieńczony wielką koroną piany”6.

Różnice jednak rysują się ciekawiej, kiedy zbadamy osobno stosunek Cymmeryjczyka i narratora do mężczyzn i kobiet. Czarne kobiety nie budzą takiego zainteresowania narratora jak czarni mężczyźni. Z rzadka pojawiają się ich, dość pogardliwe, opisy, pozbawione zupełnie erotycznego napięcia, takie jak ten w Czerwonych ćwiekach:„Zapłata była nędzna, wino kwaśne, a poza tym nie lubię czarnych kobiet. Tylko takie przychodziły do naszego obozu w Sukhmet; z kółkami w nosach i spiłowanymi zębami”7. Zwierzęce atrybuty nie są tu jednorazowe czy przypadkowe. Czarna kobieta w opisie Howarda jest „zwinnym stworzeniem8”, jest ordynarna i rozpustna, tak różna od białej kobiety. „Czyż nie jestem ładna? Czyż nie jestem bardziej godna pożądania niż tubylcze dziewki?”9 – mówi Liwia, bohaterka z Doliny zaginionych kobiet. „Ja napatrzyłem się już wystarczająco na tubylcze dziewki. Od ich widoku zbiera mi się na mdłości”10 – odpowiada na to Conan i postanawia wyrwać ją z rąk czarnoskórych oprawców. W Pysku w ciemnościach Conan ostatecznie wybiera białą dziewczynę ponad czarnoskórą królową. Dlaczego? „Diana przypadła Conanowi do serca. Słodka, łagodna i chyba jeszcze dziewica, stanowiła całkowite przeciwieństwo dzikiej, wybuchowej, namiętnej, okrutnej, zmysłowej Tanandy. Królowa była ekscytującą kochanką, ale po pewnym czasie Conan wolałby jakiś mniej burzliwy związek”11 – otóż, dlatego. Satysfakcję i spokój może znaleźć tylko u boku białej. Dzikość czarnej nie pozwoli zbudować z nią trwałej relacji, mimo chwilowej ekscytacji.

Dlatego też musi dojść do materializacji tego rasowego napięcia w postaci demona przywołanego przez Shubbe, sługę Thutmesa: „Skłębiony opar powoli przybierał formę i kształt. Pasma mgły częściowo już ułożyły się w zwalisty, monstrualny kształt o masywnych, włochatych ramionach i topornych, zwierzęcych członkach. Conan dostrzegł nieforemny łeb stwora, szczeciniasty, świński pysk i wygięte kły12”. Cała rozpustność, żarłoczność, zwierzęcość Południa zaklęta w jedną postać, która przychodzi, by zniszczyć białą dziewczynę i jej północnego obrońcę. Bestia musi polec, żeby Południe mogło przyjąć władzę „europejskiego barbarzyńcy”. Barbarzyńcy w cudzysłowie, bo przecież, jeśli analizujemy zachowanie Conana pośród cywilizowanych nacji, to w większości przypadków jest ono zdecydowanie bardziej przez czytelnika akceptowane, sprawiedliwe i cywilizowane niż jego nominalnie cywilizowanych współbohaterów. Jaki wniosek z tego płynie wniosek? Nie mieszać się z czarnoskórymi, to dzikie, nieposkromione bestie, a wszelkie próby łączenia się z nimi kończą się jak władza Stygijczyków w Kush – wielką masakrą, w której cienka warstwa bielszych wielmożów ginie wymordowana przez własnych poddanych.

Czasem tropikalnie ziemie ciemnoskórych pełnią rolę odpowiednika klasycznych europejskich kolonii zamorskich, z ich bogactwem surowców i towarów, ich klimatem, od pogranicza aż do jądra ciemności. Można się tam pięknie dorobić, niekoniecznie trzymając się ściśle litery prawa. Dobrze opisane jest to w Godzinie smoka, gdzie Conan, szukając pomocy w odzyskaniu tronu Akwilonii, trafia do Argos. Tam próbuje uruchomić dawne kontakty z okresu, kiedy był piratem na morzach południowych. Pomóc ma mu w tym znajomy kupiec, Publio, któremu przypomina dawne grzeszki:„Dlaczego doszedłeś do fortuny o tyle szybciej niż twoi konkurenci? Czyżby dlatego, że robiłeś wielkie pieniądze na kości słoniowej i strusich piórach, miedzi, skórach, perłach, klepanych złotych ozdobach i innych towarach z wybrzeży Kush? A gdzieś je zdobywał tak tanio, gdy inni kupcy brali je od Stygijczyków na wagę srebra? Rzeknę ci, na wypadek gdybyś zapomniał: kupowałeś je ode mnie, i to za cenę sporo niższą od wartości, ja zaś zabierałem je plemionom Czarnego Wybrzeża i ze stygijskich statków – ja, wespół z czarnymi korsarzami”13. Niezależnie od tego, czy wybierze się drogę Publia, czy Tity z Królowej Czarnego Wybrzeża, licencjonowanego mistrza żeglarskiego, który wozi na południe paciorki, jedwabie, cukier i mosiężne miecze, aby nabyć za nie kość słoniową, koprę, rudę miedzi, niewolników i perły14– południe to miejsce, żeby się dorobić. Porzucone, czekające na nowych właścicieli czekają tam skarby. Wszystko to znaleźć można pozostawione bez opieki, wydane na łup czarnym masom zamieszkujących teraz te regiony. Łatwo stracić głowę, ale możliwa akumulacja jest za to gruba. Skarby Gwahlura to przecież w rzeczy samej symboliczna reprezentacja wszystkichbogactw „Czarnego Lądu” – kość słoniowa, cenne drewno, klejnoty, złoto, diamenty15.

 

1 R.E. Howard, Cienie w księżycowej poświacie.

2 R.E. Howard, Szkarłatna cytadela.

3 R.E. Howard, Cienie w Zambouli.

4 R.E. Howard, Szmaragdowa toń.

5 Ibidem.

6 Ibidem.

7 R.E. Howard, Czerwone ćwieki.

8 R.E. Howard, Conan i dolina zaginionych kobiet.

9 Ibidem.

10 Ibidem.

11 R.E. Howard, Pysk w ciemnościach.

12 Ibidem.

13 R. Howard, Godzina smoka.

14 R. Howard, Królowa Czarnego Wybrzeża.

15 R. Howard, Skarby Gwahlura.

• • •

Czytaj także:

• • •

Przemysław Witkowski (ur. 1982) – poeta, doktor nauk politycznych, redaktor „Odry”, stały współpracownik „Le Monde diplomatique” i Krytyki Politycznej.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information