Część 3. Wiersz telewizyjny czyli muzyka środka
Tym razem konkretne nazwiska, żadne tam ogólne dywagacje, tylko grupa trzymająca władzę, najbardziej obrotni, najsprytniejsi. Zbadamy podium i kilka miejsc poza nim, kto opanował podstawowe reguły rynku, a kto wylądował w oślej ławce. Dziś ci, którym tak bardzo zazdrościmy, bo to oni przejęli władzę. I mają nad nami ci,co kiedyś pluli najdalej, i śpiewali najgłośniej, co odpisywali na sprawdzianach.
Nie jest tego wiele ledwie kilka nazwisk. Pierwszą grupą, z której dokonała się wolnorynkowa selekcja mikrocelebrytów, była grupa autorów debiutujących na początku lat dziewięćdziesiątych. Na podium znalazło się tylko trzech poetów: Marcin Świetlicki, Jacek Podsiadło i Andrzej Sosnowski. Inni zmuszeni byli przyjąć strategię przetrwalnikową - jako szefowie działów kultury (Kępiński, Sendecki), wydawcy (Grzebalski, Sośnicki) felietoniści i recenzenci (Foks) bądź złożyli bron i się przebranżowili (Wilczyk). Świetlicki doskonale odnalazł się w warunkach lat dziewięćdziesiątych - sztuka miała przestać mieć jakiś wspólnotowy charakter, a zacząć li tylko zagłębiać się w psyche jednostki. Niuanse języka władzy, wolność polityczna, tożsamość zbiorowa, kwestie płci i jej kulturowej konstrukcji zostały wyrugowane z wiersza i naznaczone piętnem lewackich resentymentów. Świetlicki tym się zasadniczo w wierszu nie zajmował, władza i polityczność budził jego organiczny sprzeciw, obrządek tym bardziej, więc zajął się eksploracją ciemnych miłości i śmiercią, która czyha. Język jego poezji zszedł z rejestrów wysokich, wykorzystując kolokwializmy i powszechnie dostępne poznawczo rekwizytorium. Do tego cykliczna obecność w telewizji publicznej jako prowadzącego Pegaz i liczne koncerty z zespołem Świetliki, trzy książki prozą i mamy gotową receptę na nowego wieszcza. Choć muszę przyznać, że podejrzewam, że jego sukces zdarzył się raczej mimowolnie. Wtedy to jeszcze było możliwe. Za to jego konkurent do statusu mikrocelebryty Jacek Podsiadło, poległ na wszystkich wyżej wymienionych polach. Trudny, konfliktowy charakter, chroniczna niechęć do bycia fotografowanym i brak zacięcia scenicznego sprawiły, że z idola nastolatek, dzielnego anarchisty zmienił się w podstarzałego marudnego pana w dreadach, śmędzącego w Wyborczej o pieniądzach. Choć i on wydał ostatnio książkę prozą, nie sądzę, żeby zmieniło to jego pozycję.
Sosnowski to casus wyjątkowy, bo mimo wielkich starań, jakie przykładano do jego osoby, nie udało się wyprowadzić go z getta na szersze wody. Nie, że zaniedbano promocję, nie dołożono starań, że recenzenci zaspali, młodzież nie podchwyciła pieśni. Swego czasu przez sztambuszki, kajeciki i pliki wordowskie wszystkich młodych poetów w wieku rębnym przesunął się cień Andrzeja Sosnowskiego i wszyscy mieli taki mały sezon na Helu, słuchali Davida Bowie, czytali „Locus Solus” i mieli swojego Tadeusza Piórę. Były recenzje we wszystkich pismach literackich, wywiady, zbiory esejów Andrzeja Sosnowskiego i zbiory esejów o Andrzeju Sosnowskim, gadżety, nagrody. Ba, nawet, dość niemedialnego z racji sposobu wypowiedzi i prezencji Sosnowskiego, wrzucono w projekt muzyczny, gdzie pełnił rolę melorecytującego swoje wiersze wokalisty. Nie wspomnę już o programie „Poezjem” w Tv Kultura, gdzie miał swoją „jedną linijkę”. Nie da się ukryć, że zarówno wydawnictwo, jak i dziarscy krytycy zrobili wszystko, co mogli, by na swych ramionach wnieść do panteonu autora „Po tęczy”. Jednak poza gettem o AS'ie, ani widu, ani słychu. Stopa zwrotu w medialnej walucie, jak była niska, tak jest i ciągle. Sprawa jest dosyć prosta, kto nie umie poruszać się w mediach, nie chce wypowiadać się na temat in vitro, wakacji w tropikach, nie pasuje do sesji zdjęciowych ubrań, a do tego swoim wizerunkiem nie wypełnia,w głowach niezainteresowanych szerzej poezją obywateli, szufladki pod hasłem „poeta” nie ma szans dziś na wyjście z getta. Najlepiej, żeby zarówno spełniał obie kategorie, jeśli zaś tak nie jest, to ani oczytanie, ani kultura osobista, ani kunsztowne konstruowanie wierszy Sosnowskiego nie zrobią z niego znanego autora poza niszą. Ktoś, kto na castingu do reklamy pasty do zębów tańczy walca nucąc w oryginale Wittgensteina do melodii „Starman” Bowiego, uważając to za dowcipny i intertekstualny koncept, nie może liczyć na role w reklamówce Colgate. Także ile by się nie pojawiło głosów deifikujących ASa, to niestety - aż do przejścia na pozycje „szacownego klasyka” Sosnowski pozostanie zawsze tylko celebrytą „ogrodu koncentracyjnego”. Proste, jeżeli prezydent Wrocławia Dutkiewicz nie może przeczytać tekstu ze zrozumieniem, nici z medialnej popularności. W tym jednak wypadku, temat zasługuje na osobne opracowanie, abstrahujące już od materii media a Andrzej Sosnowski, stąd prędzej czy później takie popełnię.
Wydaje się, że dwóch panów pojęło lekcję, jaką udzieliła im „logika” rynku. Może to z racji wieku, może z powodu cech osobniczych, owa dwójka boleśnie skutecznie, radzi sobie, sprawnie wydostając się z niszy na szerokie wody medialnych koncernów. Z jednej strony to Jacek Dehnel, poeta dla zacnego mieszczaństwa, z drugiej Jaś Kapela, poeta modnej młodzieży, reprezentant godnej Kwaśniewskiego bezideowości.
Tym razem zostawmy sobie na boku, neoklasycyzm Dehnela, amfibrachy i to gdzie leży u niego i dlaczego, średniówka. Tym razem Jacek Dehnel jako twór medialny. Od razu przyznaję, moim zdaniem to samorodny talent w dziedzinie autopromocji. Marka „Jacek Dehnel” to koncept przemyślany, sprawnie działające konsorcjum, które doskonale wie, czego od niego oczekuje rynek. I taki właśnie produkt dostarcza. Dodać warto, że Dehnel sam wypracował sobie pozycję w głównym nurcie, bez specjalnego wsparcia krytyki, a nawet jej wbrew. Cóż, branie blurba na okładkę od prawie zmarłego Miłosza, uważam za krok marketingowo genialny, szybka, klarowna akcja i już się przykuwa uwagę mediów. To jednak zawodnik, który nie pojawił się na scenie poetyckiej znikąd, tylko latam pracował na swoją pozycję. Karol Maliszewski powiedział mi, że zauważał wiesze Dehnela na konkursach literackich już w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy, jak łatwo wyliczyć, autor miał lat piętnaście. Wygrał większość konkursów poetyckich, z hukiem zadebiutował, wzmocniony niedługo później Nagrodą Kościelskich. Za tym dość szybko przyszedł Paszport Polityki, felietony na wp.pl i do Polityki. Żeby nie tracić kontaktu z „awangardą”, praca w portalu nieszuflada.pl jest wprost idealna. Do tego to miły młody człowiek, oczytany, kulturalny, dowcipny, nawet rzekłbym urodziwy, sprawdzony w bojach na łamach „Wysokich Obcasów”, „Twojego Stylu” i Telewizji. Same wiersze Dehnela, w kontekście ich potencjalnej medialności to także skuteczna foremka, klasycyzująca, strawna, do której odczytania mimo wszytko przygotowuje szkoła średnia, a gdyby nawet pojawiły się jakieś problemy, autor dba o prostego czytelnika zamieszczając na końcu książki słowniczek, co trudniejszych wyrazów takich jak Gertruda Stein i Andy Warhol. Do tego Dehnel wpisuje się doskonale w naszą nową małą stabilizację – jego imidż, z frakiem, cylindrem, sygnetem i laską, jego korzenie sięgające przez Katarzynę II, aż do X wieku i królów Romerick i Upplandu, o których lubi wspominać mimochodem na spotkaniach autorskich, jego homoseksualizm w oprawie nieco dekadenckiej, artystowskiej, mocno przedwojennej (a jednak żyje w długoletnim stałym związku, co uspokaja mieszczańskie sumienie i zbliża go do mitycznej grupy gejów republikanów) - wszystko to daje nam posmak obcowania ze sztuką wysoką, z antykami, tradycją, szablą nad kominkiem. Coś jakby Jerzy Waldorff schudł, poddał się zabiegom kosmetycznym i zmartwychwstał. Jest to poezja dla ludzi, którzy potrzebują ciągłości, uprawomocnienia swoich mieszczańskich ciągot i korzeni. Delikatny posmak retro, wintidż, bibelotu, Almi Decor polskiej poezji.
Z kolej dla wyborcy centrolewicy, poetą będzie Jaś Kapela. Warto zauważyć że o ile Dehnel, postępował wedle strategii bardziej konserwatywnej, odwołując się do licznych jury i od nich odbierając sławę, chwałę i nagrody pieniężne, tak Kapela zaatakował z innej flanki, jako slamer, eksplorator popkultury, dzielny bywalec lokali modnych i zacnych. Jest to jednak chłopak, który doskonale rozpoznaje, skąd wiatr wieje i pod jaką banderą dopłynie się najdalej. Szybko zgłosił akces do inicjatyw, które porwały go i pociągnęły za sobą. Na początku znalazł się w stajni Ha!artu i jak mantra słyszało się z ust Igora Stokfiszewskiego o przełomie, nowej jakości, nadziei polskiej poezji, z kolei na kumplach co rusz można było znaleźć newsy, kto i dlaczego złożył Jasiowi „wpierdol”. Jego teksty ewoluujące powoli z sowizdrzalskich scenicznych popisów w kierunku wiersza były dobrym materiałem do promocji. Recepta? Należało wyrzucić jakikolwiek metaforyczny obraz, kontekst kulturowy oraz historyczny i co najwyżej skupić się na anegdotach, z rodzaju tych dosłownych i lekkich, opowiedzieć dowcip o tym jak ktoś zasnął w komunikacji miejskiej, a potem znaleźć w tym jakiś wymiar metafizyczny albo transgresyjny, najlepiej oba. Przypomina mi w swoich wierszach chłopca, który zadowolony nakupował gadżetów w centrum handlowym i teraz stoją dumnie na półce plastikowy Elvis, komiks z Batmanem, kilka resoraków, lalka Barbie, papież w bursztynach i zdjęcie z podstawówki. Głębszego sensu w tym nie widzę, za to dużo samozadowolenia. Gdy porównać jego wiersze do innego autora z nurtu poezji zaangażowanej Szczepana Kopyta to widać od razu różnicę głębi. Zresztą porównywanie twórczości tych dwóch poetów wydaje się równie sensowne, co analiza porównawcza tropów, znaczeń i symboli w Apokalipsie Świętego Jana (Kopyt) i tej samej materii w obrazkowej biblii (Kapela). Niby obaj pływają w tym samym popkulturowym rekwizytorium, wielkomiejskich zadymionych klubach, jednak Kapela niezależnie od tego, co mówi i o czym, to głównie patrzy w lustro. Kapela sprawdzony na wszystkich slamach w III RP odnalazł się na blogu prowadzonym na portalu Polityki, gdzie zajmował się mgliście pojmowaną popkulturą i zamieszczał wraz z koleżanką swoje w tej materii przemyślenia. Wraz z wzrostem znaczenia środowiska Krytyki Politycznej Jaś szybko odnalazł w sobie lewicową wrażliwość i zawinął pod jej skrzydła, gdzie na swoim blogu dzieli się z ludzkością przemyśleniami na tematy wszelakie. Cóż z tego - jego lewicowość to lewicowość Olejniczaka, nie Modzelewskiego. Czasem coś wspomni o religii i katolikach, jednak głównie onanizuje się do własnego odbicia. Nie bardzo wiem, gdzie tu jakaś wywrotowość, ale może jakiś tekst, gdzie to manifestował pominąłem w lekturze, choć nie sądzę. Jak na osobę o niespecjalnej prezencji, niestwierdzalnym oczytaniu i dość mgławicowych poglądach politycznych, to jego publiczną rozpoznawalność poczytuję za spory sukces. Choć trzeba przyznać jednak, że jak na razie, mimo licznych wysiłków, Jaś jest ciągle słabo znanym Jasiem. Choć z chęcią poświęcę mu jeszcze jakiś tekst, jednak nie może nie koniecznie następny.
• • •
Czytaj także:
- Przemysław Witkowski - Bieda nasza powszednia
- Przemysław Witkowski - "Duma, duma, narodowa duma" (Cz. 1)
- Przemysław Witkowski - Nasze ulice, nasze kamienice?
- Przemysław Witkowski - Ziemia ojczysta
- Przemysław Witkowski - O pożytkach z lektury Towarzysza Mao
- Przemysław Witkowski - „Ręce precz od naszych dzieci”
- Przemysław Witkowski - Sport, zdrowie, nacjonalizm
- Przemyslaw Witkowski - A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści
- Przemysław Witkowski - Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie
- Przemysław Witkowski - Historia pewnej pogardy
- Przemysław Witkowski - Park jako las. Cz. 1 - Przestrzeń
- Przemysław Witkowski - Seks w Wielkim Mieście jako rewolucja burżuazyjna (cz. 2)
- Przemysław Witkowski - Tęczowe flagi, brunatne koszule, zielone dolary
- Przemysław Witkowski - Seks w wielkim mieście czyli ego przegrywa walkę (cz. 1)
- Przemysław Witkowski - Magdy Gessler walka o plan sześcioletni
- Przemysław Witkowski - Dzień, w którym umarł Justin Bieber
- Przemysław Witkowski - Ludzie z katalogu
- Przemysław Witkowski - Wszystkie sny są o seksie, wszystkie seriale - o globalizacji
- Przemysław Witkowski - Seks, kłamstwa i łącza internetowe
- Przemysław Witkowski - Człowiek z Pudelka
- Przemysław Witkowski - Jak się hartował bank
- Przemysław Witkowski - "możesz czuć się bezpiecznie"
- Przemysław Witkowski - Cześć 4. Teoria Cyrkulacji Elit
- Przemysław Witkowski - Część 2. Procesy wytwarzania kapitału
- Przemysław Witkowski - Część 1. Mała niebieska książeczka
• • •
Przemysław Witkowski - (urodzony w 1982 r.) poeta, doktorant WNS UWr; finalista (2008) i laureat (2009) konkursu imienia Jacka Bierezina; wydał arkusz "Lekkie czasy ciężkich chorób" (2009) i książkę "Preparaty" (2009); współredaguje 8. Arkusz Odry.