Część 2. Procesy wytwarzania kapitału

Przemysław Witkowski

fot. Anna PodlejskaZostawmy na chwilę jamby i trocheje, oharyzm i imaginaryzm i Ashbery'ego i Salamuna, wszystkie te spory naszego dzielnego poetyckiego getta. Gromy, pohukiwania i wzajemne animozje i tak nie wydostaną się poza granice zakątka, gdzie na zesłaniu przebywa pieląc swoje grządki poeta.

Zastanówmy się raczej kogo stróż czasem wypuszcza z „ogrodu koncentracyjnego”? Kto wychyla się skutecznie zza ogrodzenia, samemu czy z pomocą kolegów, i ląduje na zacnej pozycji poety dworu i ekranu? kto jest w danym okresie tą chodzącą, żyjącą i oddychającą emanacją poezji dla jak najszerzej pojmowanego ogółu. I co najważniejsze, dlaczego.

O ile pisma literackie, portale i festiwalowe kuluary charakteryzuje pewien bolesny nadmiar, kłębowisko ciał, zadrukowanego papieru, głosów, to w dyskursie głównego nurtu pojawia się jak mantra pięć, sześć nazwisk. Dział kultury w mediach masowych to wąska nisza, ciasna i mało gościnna dla mowy wiązanej, jednak na tyle żyzna, że kto raz w niej zagościł, nie da się łatwo z niej wyrzucić. Program w telewizji, wywiad do kolorowego czasopisma, blog na portalu znanego tygodnika, wszystko to daje poczucie, że to, co się robi, ma sens, czytelnika, stałe zlecenie zapłaty z konta jakiejś medialnej korporacji. W tych smutnych ostępach, w których bytuje poezja, to aż nadto, żeby spędzić sute popołudnie.

Co prawda wiąże się z obecnością w mediach głównego nurtu kilka mankamentów – po pierwsze poeta musi nauczyć się, że to, co pisze, ma znaczenie co najwyżej trzeciorzędowe. Książka poetycka, wydana w 500 egzemplarzach to tylko listek figowy, plakietka z podpisem poeta, na którą i tak nikt nie spojrzy. Nie oszukujmy się, warunki rynku, na którym tomik jest towarem tak chodliwym jak lody waniliowe w styczniu, sprawiły, że nawet ci, którzy pragną się zapoznać z twórczością autora, a nie są fanatykami tego sportu, są w sytuacji mocno beznadziejnej. Zresztą tych i tak za dużo nie ma

Autor musi też sobie uświadomić, że dla większości ludu pracującego miast i wsi poezja jest równie ważna jak pięć tysięcy ofiar trzęsienia ziemi w Somalii, czyli wcale. Musi zdać sobie sprawę, że nigdy nie zatańczy z gwiazdami (sprawdzić czy nie Dehnel), nie nawiąże owocnego romansu z Nataszą Urbańska, nie będzie zdobić żadnej okładki. Będzie co najwyżej rodzajem bibelota, dziełami zebranymi Mickiewicza w skórzanej oprawie, stawianymi na półce, by się kurzyły i nadawały blichtru. Nie da się ukryć, poezja zawsze będzie zabawą dla niewielkiej mniejszości, reszta ma Ligę Mistrzów, Strong Manów, You Can Dance i inne rodzaje pornografii.

Jednak mimo to jest dla niej ciągle miejsce w mediach masowych. Mimo usilnych starań wyrugowania poezji, umieszczenie w muzeum, wypalenia wapnem to ciągle gdzieś nad Polską unosi się opar paradygmatu romantycznego, gdzie wieszcz, szanowanym był i ważnym. Poeta głosił, podtrzymywał i cementował, stąd mimo najlepszych starań, można go zesłać do getta, ale nie zlikwidować. Stąd bierze się też dzielny poezji czytelnik. On odnajdzie w gazecie wiersz, wstydliwie ukryty pośród enuncjacji ekonomicznych Witolda Gadomskiego, sondaży wyborczych i raczej za wkładką telewizyjną niż przed; albo dręczony bezsennością/wracając z imprezy/wstając wcześniej na pociąg włączy telewizor i tu na ekranie znajdzie tego bądź owego jak prezentują swoje bądź cudze liryki.

Dlatego też nie da się kompletnie zapomnieć w Polsce o istnieniu poezji. Jednak, kiedy czegoś nie da się usunąć ze społeczeństwa kapitalistycznego, to zawsze można podjąć dziarskie starania, by to utowarowić. Na rynku jest też miejsce na towar luksusowy, bo tylko w tej niszy z racji komplikacji materii może znaleźć się poezja. Choć i tu trzeba nieźle się napracować, że uzyskać odpowiednią stopę zwrotu, podjąć starania, podłączyć akumulatorki. Trzeba opakować, uczesać, umyć i wysłać na siłownię; Trzeba umieścić na pasie transmisyjny odpowiedni materiał, żeby zręczne ręce krytyka i wydawcy dostarczyły towar ładny, zgrabny i najlepiej lekkostrawny. Na końcu trzeba dodać nagrodę pieniężną, bo pieniędzmi poeta nie wzgardzi, a i na przeciętnym obywatelu, suma rzędu sto tysięcy złotych polskich robi ważenie i skłania do zadumy nad wagą poezji w życiu współuczniów, współwięźniów, współżołnierzy. Jednak nawet i to nie gwarantuje sukcesu – nasze nakłady czasu, pieniędzy, pracy mogą być wydatkowane na próżno. Strony dzisiejszych gazet wykładają jutrzejsze kubły, stąd dobór naszego przyszłego medialnego tytana musi być skrupulatny, a elekcja celna – by wszytko odmienione, mogło się nie zmienić.

Zostawmy sobie na inną okazję medialnego evergreena – kategorię „szacowny klasyk. Na tą pozycję wchodzi się przez zasiedzenie – dobry układ odpornościowy, odpowiednio wczesne odstawienie używek, połączone z zacną siwizną i ciągłą produkcją literacką dają nam szansę na dołączenie do tego zacnego grona. Zapotrzebowanie będzie zawsze, bo częstym procederem jest sztukowanie na łamach prasy bądź w studio braku rzeczywistego autorytetu emerytem. Nie trzeba też porzucać nadziei, jeżeli nie udało się nam od razu dołączyć do topu – żywotność, dobry dogór witamin i suplementów oraz samozaparcie mogą nas w wieku starczym dokooptować na parnas. Jak na razie żelazny skład panteonu – Herbert, Miłosz, Szymborska, Różewicz jest nie do ruszenia, ale konkurencja już u bram. Z jednej strony Rymkiewicz i Polkowski, z drugiej Zadura, Miłobędzka czy też nasi drodzy zakopani Karpowicz i Wirpsza.

Zajmijmy się za to nieco szerzej tymi osobami, dla których ogrodzenie nie był straszne, ogrodnik okazał się być łaskawy, a medialna gleba okazała się żyzna. Do głównego nurtu w ostatnim dwudziestoleciu udało się przebić w zasadzie tylko kilku nazwiskom – Świetlicki, Podsiadło, Kapela, Dehnel – i w zasadzie lista zamknięta. Równie dobrze mogłyby ją tworzyć dwa nazwiska – pierwsze i ostatnie. Wszelkie próby wprowadzenia innych nazwisk okazały się na dłuższa metę nieskuteczne.

Czy są to najwybitniejsi poeci swojej epoki? Śmiem wątpić. Nic im nie ujmując, poezja polska od lat cierpi na klęskę urodzaju i zdolnych autorów jest u nas na pęczki. Co więc sprawiło, że akurat te nazwiska wypłynęły w medialnym dyskursie? Że licealista, dziennikarz prasy lokalnej, student politologii jest w stanie je wymienić, a innych już nie? Jak do niego dotarły?

Spełnieniem ideału jest wpasowanie się w to, co w danym okresie jest denotacją słowa poeta. Nie sugeruję, że autorzy śledzą jakoś aktualne trendy społeczno–polityczne, zaczytują się w meta–literackich analizach i wyrównują grządki po obowiązujące normy. O takie wyrachowanie może nawet i bym ich podejrzewał, z racji przerostu ego i ekshibicjonistycznej wprost potrzeby zaistnienia, za to nie podejrzewam u nich takiej samoświadomości. Więc trochę przypadkiem, czyjeś prywatne pasje zostają uznane, świadomie bądź nie, przez media za głos generacji.

Potraktujmy więc te rozważania jako analizę stanu faktycznego, nie intencji, pozwólmy sobie odrzucić etykietki, że to miły młody człowiek, w porządku facet, dobrze z nim smakuje wódka. Zostawmy na boku nawet ich teksty, bo po prawdzie, kto je dokładnie czyta w dziennikach, redakcjach? Nie to przecież sprawiło, że trafili na medialny świecznik. Gdy usuniemy te kategorie oceny, przestaniemy się zadręczać dyskusją, czy poezja tego czy owego zasługuje na masową atencje, czy ważka jest, czy ważna, czy niesie ze sobą głębokie treści. Przecież w innej materii są oni mistrzami krajowej ligi, co do tego nie ma wątpliwości.

Sztuka, o ile uznamy ją za towar, a w kapitalizmie innej roli nie będzie pełnić, podlega strategom rynkowym, podobnym do innych produktów, walczących o konsumenta. Istnieje kilka ważnych warunków zaistnienia, a nawet i one nie gwarantują sukcesu. Sam tekst jest mało ważny, istotne jest tylko, żeby nie był zbyt skomplikowany, nie używał form zbytnio awangardowych, nie daj bóg wymagał jakiegoś ogromnego oczytania czy inteligencji. Temat ma być ogólnie dostępny poznawczo i jak najbardziej prywatny. Miło widziane złudzenie obcowania z metafizyką, bądź kontakty seksualne. Oczywiście autorem nie może być żaden grafoman, czytelnik poczułby się oszukany, dostając w ciemnym płaszczu wieszcza poezję Agnieszki Maciąg. Musi być to porządny rzetelny autor, z warsztatem i jakąś sensowną (choć lepiej nie za długą) listą lektur.

To materiał bazowy. Wiersz taki należy podbudować licznymi nagrodami i nominacjami, zestawem zacnych recenzji. Mieć bazę we własnym środowisku, to ważne. Do tego punkt kolejny – telewizja. Prowadzenie programu w telewizji winduje do statusu gwiazd nawet pogodynki, co dopiero przedstawicieli tak szlachetnego plemienia jakim jest polska poezja. Do tego niezbędna jest ogólna prezencja, nie żeby od razu każdy musiał być Jesusem Luzem i paradować w slipkach, jednak posiadanie pewnego potencjału w tej materii może być niezwykle korzystne. Zresztą ideał wyglądu poety kształtowali, bądź to dziewiętnastowieczni gruźlicy, bądź brodaci ubrani w wyciągnięte swetry nowofalowcy, więc nie ma co się lękać, biorąc pod uwagę urodę konkurencji, prawie każdy ma szansę.

Punkt kolejny – muzyka, naśladując antycznych pieśniarzy i średniowiecznych trubadurów współczesny poeta pragnący zaistnieć medialnie powinien również sięgnąć po oprawę muzyczną. Podkład muzyczny do czytania wierszy jest już raczej standardem, ma też ten minus, że nie zawiera się w książce, stąd narastająca tendencja młodych autorów do zakładania zespołów (patrz Łukasz Jarosz, Rafał Skonieczny, Kamila Janiak, Wojciech Brzoska, i inni), wydawania płyt, dawania koncertów. Do tego dziewczęta/chłopcy piszczą na koncertach, trasy, alkohol i substancje, któż nie marzył, żeby zostać gwiazdą rocka.

I warunek ostatni – wejście w prozę, bo mimo wszytko, poezja ulotna materia, zdradliwa wena, raz jest, raz jej nie ma, a ryza papieru z własnym nazwiskiem drukiem na grzbiecie, idealna na prezent, do pociągu, na wakacje, podbuduje znacznie chwiejną sławę opartą li tylko na tomikach i innych bibliofilskich z racji wydrukowanych egzemplarzy publikacjach. Do tego dochodzą takie błahostki jak honoraria, pieniądze za prawa do tłumaczenia, itd., ale nie zagłębiajmy się w niuanse tego segmentu rynku. Interesują nas osoby, które z jakichś dziwnych i niezrozumiałych powodów nie pragną porzucić poezji na rzecz pisania dobrej, słusznej i dochodowej prozy.

I to by było tym razem na tyle drodzy koledzy i drogie koleżanki. Karty rozdane, droga do sławy wolna. Ponieważ jestem zasadniczo uczciwą jednostką, pominąłem tak niecne sposoby na dostanie się do głównego nurtu jak „najtwardsze kolana w branży”, „przez dziedziczenie”, „czy możny partner”, bo szczerze mówiąc to nikomu tak naprawdę nic to nie pomogło, a Agnieszka Maciąg do dziś jest powodem polewki.

• • •

Czytaj także:

• • •

Przemysław Witkowski - (urodzony w 1982 r.) poeta, doktorant WNS UWr; finalista (2008) i laureat (2009) konkursu imienia Jacka Bierezina; wydał arkusz "Lekkie czasy ciężkich chorób" (2009) i książkę "Preparaty" (2009); współredaguje 8. Arkusz Odry.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information