Oto książka o tym, jak myśleć z pomocą technologii komputerowych oraz dostrzegać w nich część kultury. Programowanie jest tu przedstawione jako sposób iteratywnego modelowania zarówno dzieł sztuki, jak i projektów w obrębie humanistyki dzięki procesowi, który umożliwia programiście odkrywanie – w toku owego procesu programowania – ostatecznego efektu, jaki osiągnie ten projekt.
Jaś Kapela dojrzał, bo i sytuacja na świecie dojrzała. Zamiast śmieszkować, jak przystało na Dobrego Trolla, angażuje się po stronie planety Ziemia przeciwko reptilianom i jednemu procentowi najbogatszych.
To był ten jeden jedyny poniedziałek, poniedziałek bez „ja”. Zamiast „ja” był „on”. „On” z całą swoją ciężką artylerią form, którymi zgniótł tę drugorzędność, jakiej nikt nie może się oprzeć – człowieczeństwo. „On” – z marszowym krokiem, tak bardzo metalicznym, a jednocześnie ludzkim. O takim właśnie wybryku człowieczeństwa nie śnił żaden myśliciel, bo żaden myśliciel nie mógł go wymyślić. To nie człowiek – to możliwość człowieka. A jednocześnie maksimum siły, które zmieścić może mizerny, wodnisty, ludzki odwłok. On.
Znam już na pamięć numer mojej karty kredytowej. / Udawanie bogatej nawet dobrze mi się udaje. / Z uczuć natomiast czuję głównie wkurw i zażenowanie. / Oto siły napędowe mojej pracy twórczej: / wkurw i zażenowanie. / Doświadczenie miałkości i histerii. / Nie wszystko jest przeze mnie lubione, / mało co jest komentowane. / A przez ciebie, mój drogi? / Co u ciebie w ogóle, co mi dzisiaj powiesz? / Czy znasz na pamięć numer swojej karty kredytowej? / Co poza tym numerem jeszcze wiesz o sobie?
kiedy przyjeżdżają goście, oblekam im psią poduszkę. nie mówiłam nikomu, myślałam sobie: po co? po co ktoś ma wiedzieć, że dwa psy spały, jadły, krwawiły, chorowały i zdechły w tej samej pościeli, co ty teraz śpisz? // ale od dzisiaj chcę, żebyście wszyscy wiedzieli.
Mieliśmy zwyczaj spotykać się u kolegi, który zamieszkiwał pokój na najwyższym piętrze czynszowej kamienicy, jakie budowano wówczas równie szybko, jak niesolidnie. (...) Kolega ten nazywał się Lorenz; był szczupłym, nieco nerwowym chłopcem i również służył wcześniej w lekkiej kawalerii. Lubiliśmy go wszyscy; było w nim coś z dawnej wolności, z dawnej beztroski. Niemal każdy miał wtedy jakąś ideę; była to szczególna właściwość lat, które nastąpiły po tamtej wojnie. Jego idea zasadzała się na przekonaniu, że źródłem wszelkiego zła jest maszyna.
Zawróciliśmy i poszliśmy razem w kierunku dworca miejskiego. Bez problemu znaleźliśmy jeszcze otwarty lokal. Teraz, w świetle, gdy składał zamówienie, mogłem przyjrzeć się mu trochę dokładniej. Oceniłem, że ma dwadzieścia parę, najwyżej dwadzieścia pięć lat, ale gdy się uśmiechał, wyglądał zaledwie na siedemnastolatka. Poza tym był mniej więcej mojego wzrostu, ale z pewnością silniejszy. Wydawało mi się, że nosił mundur podoficera lotnictwa, ale aż tak dobrze nie znałem się na oznaczeniach. Jednego nie dało się zmienić: był żołnierzem Wehrmachtu.
W sieci sztuki operacje finansowe są skrzętnie skrywane. Sztuka sprzedaje się tym lepiej, im bardziej ukrywa swój towarowy charakter. A mechanizmy tworzenia ważnego artysty z człowieka pozostają niewidzialne. Dlatego przejrzystość operacji finansowych Mareckiego może przyprawić o zawrót głowy kogoś, kto czuje się lepiej w towarzystwie ludzi wypłacających gotówkę z bankomatów. Marecki nie jest autorem Wierszy za sto dolarów, jest spekulantem korzystającym z nowych modeli biznesowych.
zapraszam julię / zapraszam natalię / zapraszam kubę / zapraszam po flat white // niezbyt często jestem w starbucksie / ale jeśli już jestem / to tylko o moje imię nie pytają / serio // i ja pytam / jak mam martwić się o polskę / skoro nie mogę przestać / martwić się o siebie