W mojej dwudziestoosobowej grupie było kilku Japończyków, Włoch, Grecy, Koreanki, Polacy oraz przezabawni reprezentanci Wybrzeża Kości Słoniowej. Dla tych ostatnich pobyt na Wyspach wydawał się niekończącym się karnawałem. No i była Brazylijka, Maria, która zawsze przez bite dwie godziny nieświadomie mnie dekoncentrowała. Polaków rozpoznałem, zanim się przedstawili. Ponurzy, spięci i bez wyrazu, jakby ich zesłano.
I ja w to w sumie wierzę, że tak te media teraz generalnie wyglądają, że masz kilku takich gości rozsianych w budkach, którzy siedzą i produkują niusy. Ponoć jeden jest tu przy ulicy w stronę Kudowy, gdzie się zatrzymują samochody ciężarowe na wątróbkę i krupniok, tam siedzi taki korespondent i nadaje ten szum, jakby go z tej ruchliwej ulicy krajowej mikrofonem zbierał w godzinach szczytu.
Koniec maja. Upał. Nie, dziękuję. Las w Rechnitz nie zachęca mnie do kąpieli. Winna jest Elfriede Jelinek. I jej sztuka, nad którą spędziłam kilka lat z długimi przerwami, powracając ciągle do splątanej narracji tekstu, rozgrzebując jego gęstą tkankę, odsłaniając warstwy Ziemi jałowej, przebijając się przez skowyt Bachantek, wysupłując nitki zdań Zaratustry, przesiewając za autorką piach i żwir słów, przekopując ścinki i wycinki codziennej prasy, góry makulatury, pod którymi ona sama nie mogła odnaleźć ciał…
Po ostatnich doświadczeniach z językiem z jeszcze większą ochotą zagadywałem Martina. Zresztą odnosiłem wrażenie, że jemu te „lekcje” angielskiego bardzo odpowiadają. Wiedział już, żeby mówić wolno, żeby powtarzać i szukać wyrazów zastępczych. Największą przyjemność sprawiało mu uczenie mnie przekleństw i cockneya, czyli tutejszego żargonu.
Pierwszy pocałunek zawsze jest najsłodszy i trwa niemal całą wieczność. Niejedna mądra głowa poddała się, próbując to wytłumaczyć, zrozumieć i wyrazić w postaci wzorów i wykresów. No tak: żaden fizyk na świecie nie wyjaśni, według jakich praw dryfują kontynenty pod nogami zakochanych i jak zyskują oni tę przerażającą zwykłych ludzi zdolność lewitacji.
Po pierwszej zbrodni Adam poczuł się wszechmocny. Całe swoje dotychczasowe życie podporządkował woli matki, która unicestwiała jego osobowość, oraz przemocy ojca alkoholika, który bił go za przejaw każdej najmniejszej namiętności, przy całkowitej obojętności wszystkich wokół. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego matka miała rację – Bóg go chronił, dlatego go nie złapano. Adam triumfował, ale wiedział, że od tej pory musi być bardziej uważny.
i znów choć mogłem nie pojechałem do Leny wcześniej, obliczałem w domu jeszcze raz dokładnie potrzebne przekroje przewodów, zastanawiałem się nad zmianami instalacji, rysowałem jej plan, zeszło mi tak prawie do wieczora, i gdy już jechałem podsuwały mi się jeszcze myśli o tej instalacji, inne jej wersje, rozwiązania pewnych szczegółów [...]
Azja Wschodnia i Południowo-Wschodnia to na mapie światowej kinematografii obszar olbrzymi – i wciąż nierozpoznany. Na bibliotecznych półkach znaleźć można nieliczne monografie poświęcone znamienitym twórcom, takim jak Akira Kurosawa czy Chen Kaige, do kin od czasu do czasu trafiają pojedyncze tytuły z dorobku Apichatponga Weerasethakula czy Zhang Yimou. To jednak wciąż wyjątki, wyłuskane z nieprzebranego bogactwa azjatyckich produkcji.
Mój kutas nie może podnieść podłogi. Mój kutas nie może podnieść glinianej miseczki z regału z kuchni. Mój kutas może podnieść pudełko kadzidełek Anti-Tabaco. Mój kutas może podnieść pudełko kadzidełek White Sage. Mój kutas może podnieść pudełko herbaty Sultan z Maroka. Mój kutas może podnieść podstawkę pod garnek. Mój kutas może podnieść medal z Krakowskiego Biegu Sylwestrowego z 2012 roku.