Już jakiś czas temu spostrzegłem, że Angole nie lubią pewnych zachowań z naszej strony. Nie chodzi już nawet o to, że tu jesteśmy i jest nas dużo za dużo, że czujemy się jak u siebie i wcale nie zamierzamy wyjeżdżać. Bo choć oczywiście wkurza ich nieustannie ta cała nasza inwazja, to jednak już po części się z nią pogodzili. W końcu głupi nie są i plusy też dostrzec potrafią – ładne dziewczyny, tanie fajki i solidne remonty. Ale do wyjątkowej kurwicy doprowadza ich, jak jakiś przyjezdny mądrala wyjeżdża nagle z tekstem:
„Choose life” – Irvine Welsh
Kamil zadzwonił jakoś tak zaraz po Świętach.
– Jest sprawa – powiedział. – Mam tu trzech takich, którym trzeba pomóc.
W angielskiej szkole nie ma listy lektur. Dzieciaki mogą czytać cokolwiek im podpasuje, i nie musi być to wcale Moby Dick ani Oliver Twist. Jak gówniarz ma ochotę czytać Captain Underpants, gdzie połowa książki to obrazki, a tekst jest na poziomie przedszkolaka – też dobrze, byle by czytał. Nie każdy musi wyrosnąć na erudytę ani znawcę literatury światowej, w fabrykach też potrzebują ludzi. Którzy wcale nie muszą umieć czytać. Pracując na magazynach, spotkałem kilku gości, którzy z trudem składali literki. Pewnie było im trochę wstyd, ale nie na tyle, żeby się jednak z tych literek podciągnąć. Wbrew temu, co się zwykło powszechnie uważać, czytanie wcale nie jest umiejętnością niezbędną do życia, nawet w dużym, zachodnioeuropejskim kraju, w początkach XXI wieku. Żyjemy w czasach politycznej poprawności, a jeśli przyjąć, że analfabetyzm jest ułomnością, wyśmiewanie się z analfabety można zaliczyć do dyskryminacji, nieprawdaż?
14 lutego mija 10 lat od śmierci człowieka, który miał wszelkie szanse, żeby konkretnie zamieszać w polskiej literaturze. Niestety, nie zdążył, zmarł niespodziewanie, w wieku niespełna trzydziestu dwóch lat, mając na swoim koncie zaledwie jedną książkę. Odszedł za wcześnie, napisał za mało, ale śmierć nie jest sprawą, z którą się dyskutuje.
“Never argue with stupid people, they will drag you down to their level and then beat you with experience.” – Mark Twain
Potwór objawił mi się jako kolega po piórze. Odezwał się do mnie na Facebooku. Było to ponad dwa lata temu, kiedy po mojej poprzedniej książce znikły ostatnie kręgi na wodzie i nawet Eryk Lubos poddał się z pomysłem ekranizacji.
Gratka dla wszystkich fanów poezji Piotra Macierzyńskiego – przygotowaliśmy wiersz XXX [w domu trzeba było się tak zachowywać...] z tomiku kwik w ośmiu wersjach językowych! Zaczynamy od tłumaczenia angielskiego i ukraińskiego, przez najbliższe dni będziemy publikować kolejne przekłady.
Niniejsza książka zdecydowanie broni tezy o politycznym charakterze sztuki i wszelkich działań w kulturze oraz zakłada społeczne uwikłanie praktyk artystycznych między innymi wskutek nierówności płciowych, konfliktów klasowych, rasizmu czy homofobii. Proponowany tu zbiór tekstów jest przede wszystkim próbą stworzenia takiej krytycznej teorii kultury, w której dochodzi do połączenia feministycznej krytyki społecznej i estetyki z marksizmem, poststrukturalizmem i teorią krytyczną, co pozwala problematyzować relacje polityki i sztuki na przykład w kontekście ekonomii. Interesuje mnie w szczególności, jak feminizm i teoria queer sprawdzają się w roli krytycznej teorii kultury. W praktyce wiąże się to między innymi z koniecznością przekraczania (nadal licznych) barier dyscyplinarnych, szczególnie między estetyką, teorią polityczną oraz teorią kultury.
Jaki korzeń tu drąży, jaka gałąź rośnie
Na kamiennym pustkowiu? O, synu człowieczy,
Nie zdołasz zgadnąć, wyznać. Ty widziałeś tylko
Stos strzaskanych posągów, gdzie słońce zabija,
Martwe drzewo nie daje cienia, ulgi świerszcze,
A suchy kamień szmeru wody. Tylko
Cień jest tam jeszcze pod czerwoną skałą
(Skryj się w tym cieniu pod czerwoną skałą).
Oto historia mężczyzny, który pomylił własne szczęście ze szczęściem całego świata. W chwili widowiskowej klęski Castorfa w Anklam, Konstantin Wecker opiewał na Zachodzie zjawisko lewicowej żądzy życia: „Nigdy dość". Przez chwilę nie dało się odróżnić szczęścia prywatnego od szczęścia całego świata, wyobcowania od prywatnych frustracji. Celebrując chaos tamtego okresu, Castorf wprowadził prawdziwy terror w starym, rozpadającym się teatrze w Berlinie. Uprawiał tam przerażający kult, bezlitosny terror „ja".