Cień pod czerwoną skałą ["Wielcy artyści ucieczek"]

Agata Bielik-Robson

Wielcy artyści ucieczekJaki korzeń tu drąży, jaka gałąź rośnie
Na kamiennym pustkowiu? O, synu człowieczy,
Nie zdołasz zgadnąć, wyznać. Ty widziałeś tylko
Stos strzaskanych posągów, gdzie słońce zabija,
Martwe drzewo nie daje cienia, ulgi świerszcze,
A suchy kamień szmeru wody. Tylko
Cień jest tam jeszcze pod czerwoną skałą
(Skryj się w tym cieniu pod czerwoną skałą).

T. S. Eliot, Ziemia jałowa

 

John Maxwell Coetzee i literatura pustyni

Ostatnia książka Johna Maxwella Coetzeego, Zapiski ze złego roku, nie stwarza już nawet elementarnej literackiej iluzji: fikcja zostaje zredukowana do dwóch wątłych opowieści fabularnych, które ciągną się równolegle. Jedną narrację prowadzi stary pisarz, u którego znane niemieckie wydawnictwo zamówiło cykl opinii na temat stanu świata; drugą prowadzi Anya, młoda kobieta z sąsiedztwa, którą pisarz, najwyraźniej w celach erotycznego podboju, poprosił o przepisanie jego Aussichten na maszynie, choć ta nie ma żadnych doświadczeń maszynistki. W tle pojawia się jeszcze Alan, mąż Anyi, drobny cwaniak, sierota, człowiek znikąd, który pływa w krytykowanym przez pisarza świecie późnego kapitalizmu jak ryba w wodzie, i przez cały czas knuje, jak starego obrobić. Wpływ pisarza, chociaż nie osiąga on seksualnego spełnienia z Anyą, okazuje się mimo wszystko na tyle toksyczny, że jej małżeństwo, dotąd błogo nierefleksyjne, przechodzi kryzys i w końcu się rozpada. Całą tę opowieść przeczytać można odrębnie od narracji pisarza, zostawiając sobie perły jego mądrości na później, albo też czytać ją równolegle, jako coś w rodzaju ironicznego komentarza do esejów, który o kilka tonów obniża nieznośną apodyktyczność, z jaką sławny pisarz rozprawia o polityce, stanie natury, kondycji kapitalizmu, prezydenturze George’a Busha, zdradzie Tony’ego Blaire’a i uduchowionej istocie muzyki. Tematem formy literackiej jest ostateczna utrata wiary w fikcję. „Powieść? Nie. Nie starcza mi już wytrwałości. Żeby napisać powieść, trzeba być jak Atlas, trzymać na własnych barkach cały świat, dźwigać go miesiącami albo i latami, póki jego sprawy jakoś same się nie rozstrzygną. Taki, jaki jestem dzisiaj, już temu nie podołam” [ZZR, s. 53]. Bez względu jednak na to, jak bardzo Coetzee stara się zironizować swoje wcielenie mędrca, efekt jest dokładnie odwrotny. Najwyraźniej potraktował on swoją dotychczasową twórczość literacką jako drabinę Wittgensteina; wspiął się po niej do miejsca, gdzie wszyscy mogą go usłyszeć, po to tylko, by sam mógł ją odrzucić. Teraz, mówi, nie potrzebuję już tej całej machiny oszustwa, dzięki której zwróciłem na siebie waszą uwagę; teraz, kiedy już mnie słuchacie, mogę wam powiedzieć wprost i bez ogródek – jak jest.

Sytuacja jest więc osobliwa. Pisarz, który zyskał posłuch dzięki literaturze, całkiem otwarcie przyznaje, że w gruncie rzeczy uważa literaturę za gatunek podrzędny, zaledwie środek do celu, jakim jest publiczne ogłoszenie własnych poglądów na wszystko. To tak, jakby Homer zrzucił skórę barda, by pod spodem okazać się Platonem. Pytanie tylko, czy wysłuchalibyśmy tych poglądów, gdyby nie teatr iluzji, którym wcześniej Coetzee nas zabawiał. Kiedy przedzieram się przez te lamenty na temat hipokryzji demokracji, bezpowrotnej utraty wolności w systemie, który niczym już nie różni się od totalitarnego; kiedy przyłapuję Coetzeego na trywialnych nostalgiach za stanem dobrej natury i jawnych zachwytach nad odwagą islamskich terrorystów – mam wrażenie, jakbym czytała nie oryginalnego pisarza, jakiego znałam dotąd, lecz marnego epigona Słavoja Žižka albo Giorgio Agambena, w dodatku zanadto pobłażającego swojej starczej mizantropii. Jednocześnie nie dziwi mnie, że książka ta powstała. Wydaje się bowiem całkiem zgodna z ewolucją Coetzeego: pisarza, który od zawsze sugerował, iż żywi wobec literatury poważne podejrzenia, teraz zaś przyznał się do nich otwarcie. Jako jeden ze świetniejszych uczestników modernistycznego eksperymentu, zapoczątkowanego przez Samuela Becketta, także i on „dociągnął” swój akt pisania do końca1. I, podobnie jak Maurice Blanchot, inny beckettysta, także ogłosił, że odtąd „żadnych opowieści, nigdy więcej”2. Nie po to jednak, by oddać się swoistej anty-literaturze, lecz po to, by zawierzyć temu, co literalne. Zerwać z teatrem, pozorem, ostatnimi resztkami uwodzenia, ostatnim śladem piękna. Wstrząsnąć – tak jak literatura nie potrafi.

Skąd ten zanik zaufania do „małej narracji” literatury? Nie chcąc brać na warsztat wątpliwych poglądów Coetzeego – „byłego pisarza” – zadam pytanie, dlaczego w pewnej chwili pisarz przestaje pisać, i spróbuję udzielić odpowiedzi o podłożu nie osobistym, lecz filozoficznym. Nie wdając się w żadne prywatne decyzje autora, chcę zrozumieć „strukturalny” powód, dla którego fabulator traci serce dla metafory, jaka stanowi o istocie fikcji, i redukuje swój język do publicystycznej dosłowności.

 

Paliatyw opowieści

Pierwszy trop wiodący ku odpowiedzi jest jednak nieuchronnie biograficzny: Coetzeego nieufność wobec fikcji wypływa wprost z moralizatorskiego purytanizmu, który najwyraźniej odziedziczył on po swych kalwińskich przodkach z Danii (dziadek Coetzeego był autorem nigdy nie opublikowanego teologicznego traktatu o naturze objawienia). Tradycyjna niechęć purytanów wobec literatury, a zwłaszcza powieści jako domeny „światowych uwiedzeń” odciągających od jedynie istotnych kwestii wiary, u Coetzeego przerodziła się w analogiczne podejrzenie co do moralnych kompetencji twórczości literackiej. Od kiedy tylko rozpoczęła się jego kariera pisarska, a więc od końca lat sześćdziesiątych, Coetzee kontestuje podział pracy właściwy literaturze współczesnej, przeciwstawiając się zarówno ideologicznie uproszczonym postawom moralnym, jak i estetyzacji literatury. Elizabeth Costello, porte parole Coetzeego z jego ostatnich powieści, została przezeń przedstawiona jako dziwaczny literacki wyrzutek: choć sławna i uhonorowana wieloma nagrodami, choć wszędzie zapraszana z wykładami, nie czuje, by jej słuchacze i czytelnicy rzeczywiście rozumieli, co ma im do powiedzenia. Jej literacka wrażliwość, oddana bezgranicznie kwestii cierpienia – tak ludzi, jak zwierząt (Coetzee jest wegetarianinem) – nie znajduje zrozumienia u publiczności, która domaga się od niej albo czystej literatury albo uporządkowanej ideologii. Tymczasem to, co daje nam Coetzee, nie jest ani jednym ani drugim. Jego literatura ma w sobie coś z archaicznej sztuki katharsis: otwiera na szok cierpienia, nie łudząc, że na cierpienie istnieje skuteczne lekarstwo.

Nie ma lekarstwa, są tylko paliatywy – albo, jakby powiedział Beckett, „środki uspokajające”3. Opowieść, język ułożony w narrację, historia - to jedyny sposób na radzenie sobie z bólem, jedyny sposób „ciągnięcia tego dalej”: tego, czyli życia, które zlewa się z wysiłkiem snucia opowieści. Podobnie jak pisanie Becketta, proza Coetzeego wydaje się całkowicie wolna od efektów estetycznych: jest mozolna, zredukowana, zażenowana możliwością budowania gładkich zdań. To przeciwieństwo potoczystości; całkowite wyrzeczenie się promiskuityzmu pisarskiego Erosa, który chciałby uwodzić czytelnika, mamiąc go muzyką swego stylu, fletami i bębnami homeryckiego eposu, z którego narodziła się literatura, ta dziwna postać manii tak bardzo nielubiana przez Platona.

W odwiecznym sporze między epikami a platonikami Coetzee umieszcza się po stronie filozoficznej ascezy; jest pisarzem, który nie wierzy w akt pisania. I to w szczególnie mocnym sensie słowa „niewiara”: odtrąca jako złudzenie każdą obietnicę zbawienia przez słowo, każdy miraż pojednania ze światem, który literatura w swej długiej tradycji humanistycznej chciałaby leczyć przez piękno. Żadna sztuczka słowna nie wygładzi metafizycznych kantów i nie usunie cierpienia, które pozostaje Kafkowską raną; nie gojącym się, wołającym o pomstę wrzodem4. Jeśli już, literatura jest dla niego taką właśnie pomstą: to głos udzielony temu, co albo milczy, zamknięte w głuchym bólu, albo w sposób nieartykułowany wrzeszczy. To artykulacja jęku; to wynurzający się po stronie znaczenia przepastny lament natury; to moaning, które na chwilę uzyskuje status meaning5.

 

1 Coetzee, który urodził się w Kapsztadzie, zaś czas studiów spędził w Londynie, przeniósł się później do Austin w Teksasie, gdzie na tamtejszym uniwersytecie doktoryzował się z filologii angielskiej na podstawie pracy o Becketcie.

2 Pełen ostatni akapit opowiadania Szaleństwo dnia Blanchota brzmi: „Opowieść? Nie, żadnych opowieści. Nigdy więcej”, w: „Literatura na Świecie” 1996, nr 10 (303), przeł. A. Sosnowski, s. 93.

3 Środek uspokajający to tytuł noweli Becketta, napisanej zimą 1946 roku, której bohater na wstępie obwieszcza: „Opowiem więc sobie historię, spróbuję opowiedzieć sobie jeszcze jedną historię, by się tym uspokoić”; [por. B, s. 229]. O „środkach uśmierzających” mówi także Freud w eseju, jaki Beckett znał z pewnością, czyli w Kulturze jako źródle cierpień: „Życie, do jakiego jesteśmy zmuszeni” – pisze Freud – „jest dla nas zbyt ciężkie, przynosi nam zbyt wiele cierpień, rozczarowań, nierozwiązywalnych zadań. Aby je znieść, nie możemy obejść się bez środków uśmierzających”; (przeł. J. Prokopiuk, Warszawa 1992, s. 66). Freud rysuje zatem alternatywę, którą Coetzee – za Beckettem – postara się rozwiązać na swój własny sposób: albo akceptacja życia jako źródła cierpień, wraz z koniecznością przyjmowania paliatywów – albo wycofanie się z życia i tym samym odmowa fałszywego ukojenia.

4 Motyw niegojącej się rany odnosi się do Kafkowskiej wersji legendy o Prometeuszu; wedle jednej z czterech wersji, jakie Kafka przedstawia, rana może zasklepić się tylko na skutek „zapomnienia” i „znużenia”.

5 To jeden z ulubionych, niestety nieprzetłumaczalnych, kalamburów Harolda Blooma, w którym „jęk staje się znaczeniem”; por. esej The Breaking of Form, w: Deconstruction and Criticism, Nowy Jork 1979, s. 1.

• • •

Więcej o książce Wielcy artyści ucieczek w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art

Wielcy artyści ucieczek w naszej księgarni internetowej

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information