„Kryzys. Biuletyn poetycki” prezentuje wiersze czołówki młodych poetów. Obok metryki i daty debiutu wyróżnia tę formację zainteresowanie współczesnością, językami publicznymi i sferą społeczną. Publikujący w „Kryzysie” autorzy są wrażliwi na dyskursy polityczne, podejrzliwi wobec języków władzy w ich rozmaitych formach i społecznych emanacjach. Wiersze tych poetów, będące najbardziej wyrazistą spośród nowych propozycji lirycznych ostatnich lat, są efektem zderzenia tego, co poetyckie, z tym, co społeczne.
Praca cleanera wcale nie była taka zła. Zaczynałem zawsze o dziesiątej wieczorem, kończyłem o szóstej rano. Jeździłem po magazynie platformą podnośnikową i odkurzałem regały. Ponieważ magazyn był gigantyczny, miał powierzchnię kilku boisk piłkarskich, niekończące się rzędy wysokich na kilkanaście metrów regałów oraz mnóstwo zakamarków, z pozoru wyglądało to na syzyfową pracę. Szybko jednak odkryłem, że wcale nie muszę się przemęczać. Musiałem tylko wyglądać na zajętego, a wszyscy wokół byli szczęśliwi.
Gest Jagiełły ma charakter krytyczny i poetycki, w sensie, o którym nie śniło się nie tylko poetom pokoleń wcześniejszych, jak i generacji bruLionu; w „dykcji”, której imaginacje patriotyzmu cyfrowego nigdy się nie zmieszczą, ale każdemu, kto wciąż czuje się komfortowo w przyciasnym gorsecie tradycyjnie rozumianej poetyckości.
Niektórzy uważają, że jeżeli nie byłeś w Mieście Śmierci, to nie znaczy, że ono nie istnieje. Większość miejsc na świecie znamy tylko z opowieści. Miasto Śmierci to wspomnienia z podróży do tej wyśnionej południowo-azjatyckiej metropolii oraz pełen praktycznych zagadnień przewodnik. To także powrót z zaświatów gatunku powieści odcinkowej.
Jak wiecie, Korporacja Ha!art to jedno z ostatnich wydawnictw w Polsce, w którym faktycznie czyta się nadsyłane przez początkujących autorów teksty. Przychodzi ich do nas mnóstwo, czasem kilka dziennie. Bywa, że zajmuje nam to trochę czasu, ale zawsze odpisujemy. Niekiedy (a właściwie bardzo często) trudno nam podjąć decyzję. Dlatego chętnie zamienimy się rolami.
W kwietniu 2009 roku Rodrigo García pokazał1 we Wrocławiu spektakl Accidens (matar para comer) [Wypadki: zabić, żeby zjeść]2. Przedstawienie wywołało wielki skandal, a oburzenie wrocławskiej publiczności umiejętnie podsycały media. Aktor uśmiercał w spektaklu na scenie homara. Z wprawą, za pomocą kuchennego tasaka, rozkrawał go na części, przyprawiał i smażył na oliwie. Gdy homar był gotowy, zaczynał go jeść. Zwierzę pozbawiono życia w sposób, w jaki przygotowuje się je do konsumpcji w restauracjach, z tą różnicą, że na scenie aktor przymocował mu do grzbietu czuły mikrofon, dzięki czemu widzowie słyszeli odgłosy wydawane przez umierające zwierzę.
Jak wiecie, Korporacja Ha!art to jedno z ostatnich wydawnictw w Polsce, w którym faktycznie czyta się nadsyłane przez początkujących autorów teksty. Przychodzi ich do nas mnóstwo, czasem kilka dziennie. Bywa, że zajmuje nam to trochę czasu, ale zawsze odpisujemy. Niekiedy (a właściwie bardzo często) trudno nam podjąć decyzję. Dlatego chętnie zamienimy się rolami.
W rocznicę rewelacji Edwarda Snowdena, a zatem gdy już dawno stało się jasne, że idea interakcji skompromitowała się na tyle, by powrót do analogowych rajów stał się nie tylko nostalgią, lecz rodzajem oporu, Michał Radomił Wiśniewski podejmuje prostą, ale dojrzałą grę z ciemną stroną cyfrowej kultury i ekonomii, z której – mimo ludycznej ironii – stara, dobra partcypacja czytelnicza wychodzi jednak zwycięsko i z podniesioną głową. To czytelnik staje się na końcu właścicielem zapisu swoich kroków w tym poetyckim systemie żartobliwej, ale też świadomej rzeczywistych zagrożeń, „inwigilacji”.
Miałem trzynaście lat, kiedy rodzice doszli wreszcie do oczywistego wniosku, że nie da się żyć w piątkę na czterdziestu metrach kwadratowych. W bloku z wielkiej płyty, w mieszkaniu na parterze, gdzie powietrze przesycone było słodkawym smrodem zsypów na śmieci, drzwi do windy trzaskały dzień i noc, a trzepak do dywanów ulokowany był dokładnie naprzeciw naszych okien. Gdzie sąsiedzi byli wścibscy i nieżyczliwi, gdzie każdy o każdym wszystko wiedział, bo ściany były cienkie, a wentylacja przenosiła głosy z mieszkania do mieszkania. Gdzie jak nie miałeś w mieszkaniu meblościanki, z kryształami i telewizorem, to byłeś traktowany jak odszczepieniec, a coroczna wizyta księdza z asystą ministrantów nieuchronnie owocowała na osiedlu obfitością nowych plotek szerzonych parafialnymi kanałami.