Pociągnęła Piotrka za sobą, między Warszawiaków. Niedługo wpadnie tutaj woda.
Mieli tylko parę minut, zaraz zawyją syreny policyjne: oczy ocalałych wlepione były w Króla. Otaczała ich ciemność Zakładu Wodociągu Praskiego, najeżona korytarzami. Za nimi, wywalone drzwi, pobity stróż. Spodziewali się świateł, a tu trzeba zapalniczką błyskać. Dziobate, niespokojne twarze. Królu się cofnął.
– Nie rób mi tego. Proszę.
Kamila klęczała przed półprzytomnym Piotrkiem. Podłożyła mu palec pod brodę, szukała zrozumienia w pustych oczach – proszę cię, nie rób mi tego.
Przemaszerowali przez Międzynarodową aż do Zwycięzców, zwarta początkowo kolumna rozproszyła się trochę. Młodzi na przedzie, stara gwardia z tyłu. Śpiewali, nie tylko po to, by dodać sobie animuszu. Ważne, by ludzie słyszeli. W blokach zapalały się całe rzędy świateł, w żółtych prostokątach okien pojawiały się czarne głowy.
Piotrek spoglądał tęsknie w stronę opadającego korytarza. Dźwięk, niewątpliwie ludzki, był czymś pomiędzy błaganiem o łaskę a jękiem pozbawionym wszelkiej nadziei. Kosma pławił się w nim, ale pociągnął ich w drugą stronę, ku kompleksowi małych sal o łukowatym sklepieniu. Wysoko – kształty jak zamrożone ryby.
Królu ćmił szluga na Międzynarodowej, gdzie wszystko się zaczęło. O tutaj, o garaż koło spożywczaka roztrzaskał się tamten dziwny facet. Stali wtedy o świcie z Mądrym Mieciem, no ale Mądrego Miecia już nie było. Królu wspominał swoje krótkie życie. Co go przywiodło do tego miejsca, do tego wieczoru? Nie wiedział.
Ten loch przyszedł do nich; nie wiedzieli kiedy.
Biegli bardzo długo i nagle stanęli po środku tego pomieszczenia, pod ciemnobłękitnym sklepieniem przypominającym uśpiony ocean. Taka głębia. Ściany opadały łagodnie, ku gładkiej podłodze. Kamila wsparła się na Świętku, przerażona i zachwycona.
Tylko ciepła ciemność. Kamila dotknęła oczu, przerażona, że oślepła. Gdzieś obok, kokosił się Świętek. Spanikowana, przetrząsała kieszenie. Gdzie latarka? Gdzie plecak? Wymacała ręką. Miękka ziemia, jak na świeżym grobie. Palce wchodziły głęboko. Cofnęła ja przerażona, sama zaczęła się cofać, byle dalej, nawet z powrotem do Ewki.
Weszli przez kanał praski. Świętek pierwszy, zsunął się gładko i syknął na Kamilę, żeby się pospieszyła. Poprawiła plecak i popatrzyła po okolicy. Wokół sady, młode drzewa, dalej rzędy kolorowych bloków, podświetlony Pałac Kultury w otoczeniu szklanych domów. Gwiazdy jak krople pojawiały się, jedna za drugą na ciemniejącym niebie.