Łukasz Orbitowski - Warszawiacy. Odcinek 39.

Przemaszerowali przez Międzynarodową aż do Zwycięzców, zwarta początkowo kolumna rozproszyła się trochę. Młodzi na przedzie, stara gwardia z tyłu. Śpiewali, nie tylko po to, by dodać sobie animuszu. Ważne, by ludzie słyszeli. W blokach zapalały się całe rzędy świateł, w żółtych prostokątach okien pojawiały się czarne głowy.

Rodzice przepędzali dzieci w głąb mieszkań, chroniąc przed hymnem meneli:

Nie dał się, zesrał się
W kalinowym lesie
Wziął gówno na ramię
I do domu niesie!
Przyszedł do chałupy
Pod progiem je ukrył
Dawaj babo cepa
Gówno będę młócił!
*

Z banku wylegli pracownicy, podziwiać, co tu się wyrabia, a najmłodszy z nich, o zadartym nosie i wzroku przepełnionym miłością do przelewów gwałtownie zdarł krawat, splunął, podeptał i, podwijając rękawy marynarki dołączył do maszerujących. Jego oczy stały się czyste. Panie z apteki po drugiej stronie unosiły kciuki, robotnicy, sprzątający resztki wewnątrz zamykanego spożywczaka wznieśli natomiast puszki. Z położonego ciut dalej sklepu z alkoholem wypruły dwie sprzedawczynie, każda z siatami. Dopadły Króla, Kaburę, Chorą Głowę i innych. Każdemu co najlepsze. Wiśniówka, whisky Dark Horse i czerwony Jacuś, browarów, ile tylko naniosły. Chora głowa starannie wybrał dwa heinekeny, trunek, którego dawno nie kosztował i już brał się do otwierania, gdy dostrzegł, że Ponton idzie przed siebie, ze wszystkich sił próbując ukryć smutek. Pojął dlaczego, pochwycił w pasie zachwyconą sprzedawczynię, huknął:
– Jabłko, młoda! Ino żwawo!
Ledwo przebrzmiały jego słowa, a już wracała niosąc wino „Komuna”, z Lechem Wałęsą na etykiecie. Ponton przejął, odkorkował jednym szarpnięciem potężnej szczęki, łyknął se i uniósł na znak zwycięstwa. Heja i do przodu! Z okien sypały się kwiaty, zatrzymywały się samochody, a staruszek, ledwo drepczący nad równie sędziwym jamnikiem wyprostował się i uniósł dwa palce do czoła.
Odprowadzani przez blask z okien skręcili w równie jasną Saską. Pasażerowie autobusów, nie znający Pragi i jej sekretnych zamierzeń przyglądali im się w zdumieniu. Królu zaczekał. Wymienił parę uwag z Chorą Głową i Pontonem. Byli już w połowie drogi, przed nimi wiadukt i Lotaryńska, którą muszą przejść. Królu utrzymywał, że przez wiadukt powinni przeprawić się na raty, w paroosobowych grupach, przeważył głos pozostałych. Maszerujący zbili się w grupę i śpiewali jeszcze głośniej, wiwatując, błyskały noże, kije unoszono ku górze.
Pod wiaduktem tkwił sznur samochodów, autobus kolibał się buspasem. Po drugiej stronie światła, niepodrabialne brzucho Grubej Kaśki na Wiśle. Niedługo najłatwiejsze dobiegnie końca, pomyślał sobie Królu, będzie trzeba sobie ubrudzić rączki, a samochód dostawczy mknący obok gwałtownie skręcił, waląc prosto na Króla. Stał, skamieniały, mignęła mu przerażona twarz kierowcy, walczącego o panowanie nad pojazdem. Królu tylko się zasłonił, poleciał do tyłu, pociągnięty przez kolegów, a samochód prasnął o barierkę, odbił się i pokoziołkował po asfalcie. Już jechał kolejny, czarna skoda, za nią skuterek bez kierowcy, prosto na maszerujących. Menele rozpierzchli się w jednej chwili. Ponton, aby uniknąć uderzenia przeskoczył przez wiadukt, jego wielkie ciało zawisło w powietrzu. Z dołu zabrzmiały klaksony, a Ponton, niczym bohater gry elektronicznej, przebył parę metrów na wiszących rękach i wygrzebał się z powrotem.
Od strony wodociągów nadciągały dwie potężne sylwetki. Bosi mężczyźni w płaszczach narzuconych na gołe ciała. wyciągali ręce przed siebie, ich nogi płynęły w powietrzu: Jop i Figura. Przed nimi koziołkowała śmieciarka, pchana niewidzialną siłą. Krwawa miazga w szoferce. Menele próbowali zejść jej z drogi, Ponton powtórzył swój manewr, Stasia Czesaka minęła o włos, ładując się w grupę młodych i obalając Chorą Głowę. Zginęli zupełnie bezgłośnie, niknąc pod pomarańczową bryłą samochodu. Królu opuścił dłonie. Potrząsnął nim Ponton.
– Dalej! Żywo! My ich zatrzymamy!
Królu nie miał czasu ani rozumu, żeby pytać w jaki sposób. Zerwał się do biegu, przysięgając, że kiedyś dopadnie skurwysynów.
– Róbta, co ja zrobiłem!
Przy nim młodzi oraz Staś Czesak, który, uniknąwszy śmierci znalazł w sobie więcej życia niż kiedykolwiek wcześniej. Na spotkanie z nimi pędził drobiazg: kosze na śmieci, felgi, wózki sklepowe. Za to śmieciarka ruszyła ponownie, w przeciwnym kierunku. Król przyspieszył, aż bał się spojrzeć, jak teraz walnie, będzie po nim, nie ujdzie, więc przełamał strach i jednak popatrzył na siebie.
Gdyby nie miazga z Chorej Głowy wybuchnąłby śmiechem. Młodzi obok byli mniej wrażliwy. Czesak ich wyprzedził, unosząc klucz francuski wysoko nad głowę.
Śmieciarka nabierała szybkości.
Od Jopa i Figury dzieliło Króla kilkadziesiąt metrów. Mignęły mu już białe oczy, pyski z nie tego świata. Oż wy czarodzieje, kurwa wasza mać. I zgrzyt śmieciarki za plecami.
Mgnienie oka i skoczył w bok, przeleciał za wiadukt i chwycił się barierki. Inni to samo. Tylko młody, w dresach Nike i koszulce na ramiączkach nie zdążył się złapać, nie pomogły napakowane mięśnie: wrzasnął krótko i uderzył plecami w dach samochodu.
Z góry zgrzyt i krzyki.
Królu podciągnął się i zobaczył śmieciarkę leżącą na środku wiaduktu. Jeszcze koła się obracały. Zza niej wyskakiwali menele, wcześniej uczepieni podwozia. Ponton pierwszy, zaraz za nim Kabura, a gdy Królu dobiegł, zobaczyć co się stało, niewiele było do oglądania. Figura konał przywalony samochodem, reszta solidarnie katowała Jopa. Królu podbiegł, krzycząc, żeby zostawili coś dla niego, lecz nie zdążył.
Ponton chwycił umierającą głowę kanalarza i roztrzaskał o asfalt.

* Autor nieznany

• • •

Warszawiacy - spis odcinków

• • •

Łukasz Orbitowski - (urodzony w 1978 r.) pisarz, polski mistrz literatury grozy.

Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego debiutem w fantastyce było opowiadanie "Diabeł na Jabol Hill", opublikowane w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Publikował opowiadania w czasopismach "Science Fiction", "Nowa Fantastyka", "Sfera", "Ubik", "Ha!art".

Dotychczas zostało wydanych dziesięć jego książek, m.in. "Złe Wybrzeża" (1999), "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" (2002), "Wigiljne psy" (2005), "Horror show" (2006), "Pies i klecha" (2007 i 2008). Za wydaną w 2007 r. powieść "Tracę ciepło" (Wydawnictwo Literackie) uhonorowany został Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca oraz otrzymał nominację do nagrody im. J. Zajdla. Jest również współtwórcą gry fabularnej Bakemono oraz współautorem scenariusza do filmu "Hardkor 44".

Pochodzi z Krakowa, od niedawna mieszka w Warszawie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information