Impresje rudnickie (3)
9.06.11
Nad ranem śniła mi się Anka Lohn, licealna heroina, a zarazem koleżanka z klasy, braliśmy udział w jakimś teleturnieju. Przed południem czytałem kolejny raz Sendeckiego - parę tygodni temu zamówiłem sobie wszystko, co było w necie dostępne, czyli cztery tomiki z Biura Literackiego i jeden z WBPiCAK.
"Szkoci dół" i "Książeczkę do malowania" (kupioną za złotówkę w likwidowanej księgarni Zielonej Sowy) miałem, ale - to moje przekleństwo - komuś pożyczyłem i oczywiście nie pamiętam komu. "Odkrywam" dla siebie Sendeckiego stosunkowo późno, ale z wielką radością i estymą dla autora "Trapu" ("Trap" jest zajebisty), to jest pisanie, które do mnie w obecnej chwili dokumentnie trafia, jak przed rokiem Wiedemann, jak dwa lata temu Szczepan (nie pomyślcie, że ci dwaj wielkopolscy autorzy od tamtego czasu cokolwiek stracili w moich oczach). Poetyka Sendeckiego jest bardzo, hm, "progresywna" - znać, jak z książki na książkę eksploatuje pozornie tę samą dykcję pieszcząc się z nią na wymyślne sposoby. Perełką jest "22" - w tym tomie Sendecki "najbardziej pokazuje", że w jego wierszach nie chodzi o "opowiadanie historyjek" (jak wyznaje w wywiadzie przeprowadzonym przez Beatę Adamek), a o "uczciwy" zapis pojedynczych stanów emocjonalnych; słowa stykają się ze sobą tworząc wyobrażeniowy szkic uczuć formujący się często w namacalny kształt.
Klaudia zezłościła się, że ją niby obwiniam o złamanie mojej abstynencji - wyszła z tego dłuższa mailowa rozmowa, bez pozytywnych rezultatów. Napisał też Szczepan, obfitą wiadomość, nad którą sporo dumałem starając się dać konstruktywną odpowiedź. Ale nie będę przytaczał, napomknę tylko o ustępie w związanym z tym dzienniczkiem: Szczepan zarzuca "brak kręgosłupa", "brak winnych", "brak okoliczności" i wreszcie "brak sensu", na co odpowiadam, że tenże dzienniczek nie ma żadnych ambicji literackich, a służy jeno dojściu do komitywy ze sobą i światem przedstawionym po burzliwym okresie, kiedy moja umysłowość i życie wewnętrzne były tylko kaskaderskim lunaparkiem sponsorowanym przez projekcje wywołane dzięki pisaniu.
Chwilę czytałem "Teresę", z zainteresowaniem dla historii Ulrike Meinhof, ale i wkurwiony na autora, który usilnie stara się stosować "nowatorską" formę prowadzenia opowieści. Wieczorem napocząłem "Powiększenie", bo wstyd przyznać - jeszcze nie widziałem, ale się zacinało okropnie, więc przełączyłem na "Przypadek" Kieślowskiego, lecz z tego samego powodu (zgrzyty) przerwałem, decydując się tym samym na parę rundek w Counter-Strike'a. W telewizji oglądałem tenis. Grałem w kosza przed i po obiedzie, i jeszcze wieczorem.
10.06.11
Wstałem przed ósmą i obejrzałem to mistrzowskie arcydzieło, jakim jest "Powiększenie", po czym zebrałem się na autobus do Krakowa, dokąd dotarłem w okolicach 12:00 (w trakcie jazdy dzwonił Niklasiński z zaproszeniem na imprezę, ale grzecznie odmówiłem tłumacząc się brakiem pieniędzy). Najpierw skoczyłem do księgarni Ha!artu, gdzie zostawiłem Łukaszowi trzy dyszki i pobrałem sobie "Nadsamca"; Borecki utyskiwał nad swoim losem wspominając brata, który po wyjeździe do Holandii jako kierowca zarobi trzynaście koła. Jako że psychiatra dopiero o 14:30 - przespacerowałem się przez Kazimierz nad Wisłę słuchając duetu Świetlicki / Ostrowski (świetne bity), gdzie poczytałem Jarry'ego, zaniechawszy (po dwustu stronach) lektury "Teresy", bo to, jak koszmarnie napisana jest ta książka, woła o pomstę do nieba - tyle pustej waty, onanizowania się formą, żałosnych prób zawiązania klimatu; najciekawsze z tego wszystkiego były dwa wstępy o terroryzmie Sierakowskiego. U lekarza raport z przeżytego miesiąca, pochwalił prowadzenie dziennika, ja zwierzyłem się (o, a wam dopiero teraz) z postanowienia, jakie poczyniłem zeszłej nocy: całkowita abstynencja, włączając fajki i kawę. Gorzka herbata, posiłki do siedemnastej, codziennie ruch fizyczny. Potrzebuję kieratu - zrobię sobie kierat. Wychodząc od psychiatry minąłem się z Michałem Zygmuntem, co przypomniało mi, że mogłem sobie też pobrać jego "New romantic", bo jeszcze nie czytałem. "Nadsamca" skończyłem w autobusie powrotnym - pyszna sprawa. Z Sułkowic do Rudnika przespacerowałem się szybkim tempem z "Dirty" Sonic Youth, zjadłem zupę i poleciałem na boisko pograć z gówniarzami w kosza; po zakończonej rozgrywce chciałem pobiegać po lesie z "The Eternal" wspomnianej grupy, ale las był wyjątkowo mroczny, a i drogę przebiegł mi spłoszony czarny kot, więc zamiast biegania napierdalałem w domu brzuszki. Ściągnąłem sobie "Sister" i "Murray Street" bo wyjątkowo mi SY dzisiaj podeszło. Obejrzałem mecz tenisowy, a później "Dzień, w którym umrę" (http://www.youtube.com/watch?v=c9x5k9UBAC4). Pierwszy dzień bez fajek minął spokojnie, choć wieczorem ssało.
11.06.11
Wstałem wcześnie i po śniadaniu zabrałem się za gruntowne sprzątanie pokoju: przemeblowałem wszystkie książki (w jednej z nich znalazłem pukiel miedzianorudych włosów), powyrzucałem niepotrzebne pierdoły. Sprzątałem do obiadu, a po obiedzie skosiłem trawę. Później kosz, a po koszu lektura wynalezionych w trakcie sprzątania "Trzech filarów zen" Philipa Kapleau, później bieganko, brzuszki.
12.06.11
Pobudka przed siódmą, siedzenie i liczenie oddechów, później chwila studiowania "Trzech filarów"; śniadanie z babcią, bo ojciec ją sprowadził na niedzielę, kosz, "Trzy filary", siedzenie, "Trzy filary", siedzenie, obiad, siedzenie, "Trzy filary", bieganie i oto piszę te słowa. Wkręcił mnie zen, nie powiem. Jest realizacją wszystkich mglistych przeczuć, jakie od dawna mi towarzyszyły w związku z konstrukcją, ale - jak znam siebie - ta fascynacja nie potrwa dłużej niż tydzień.
Szczepan zwrócił uwagę, że nie ma wyjaśnionego "dlaczego?", otóż - w skrócie - po wyjściu ze szpitala w zeszłym roku kilka miesięcy mieszkałem w Rudniku, co jakiś czas tylko wyskakując do lazaretów, w jakich w tamtej chwili znajdowała się moja była dziewczyna (najpierw Kraków, później Katowice), później odwiedzając ją w podkarpackim. Gdzieś w okolicach grudnia uległem propozycji Przemka, żeby wspólnie zamieszkać w Krakowie, akurat Iwo zaproponował pracę na budowie, na której sam zapierdalał, więc z dnia na dzień przelokowałem się do Krakowa, na ul. Bosacką - tuż obok dworca PKS, w którego to podziemiach mieściła się wspomniana budowa, na której co dzień zadupcałem w roboczym drelichu z półgłówkami z Wieliczki, którzy nadawali mordercze tempo prokurowane kreskami wielickiej amfetaminy. Tak pracowałem przeszło dwa miesiące, oczywiście ulegając w międzyczasie wszystkim słabościom, jakie mogą dotknąć niewykwalifikowanego robotnika. Kiedy już byłem na skraju wycieńczenia psychicznego i kiedy skończyła się robota na budowie, postanowiłem bohatersko wrócić do Rudnika, przechodząc poważną scysję z Przemkiem dotyczącą płatności i malowania (mój pokój utonął w spreju i flamastrach). I oto od wczesnej wiosny trwa rudniczliada.
Po kolacji (o siedemnastej) wybrałem się na długi, dwugodzinny spacer: najpierw przez Rudnik Dolny do Sułkowic, Sułkowice dookoła i z powrotem do Rudnika, przez "Oblasek"; w trasie słuchałem SY i Bowiego. W domu zastał mnie ciekawy obrazek za szybą: walka pająka z robalem, przypatrywałem się chwilę, później sprzątnąłem kuchnię, zebrałem pranie i posiedziałem dwadzieścia minut. Brzuszki, prysznic, książka. Napisałem wiadomość do Filipa z którym chodziłem na oddział dzienny, a który też był swego czasu ostro wjebany w dragi i świetnie sobie z nimi później poradził, mimo dosyć ciężkiej, wizyjnej schizy, jaka go trawiła, gdy na moment przestał przyjmować leki.
Wieczorem napocząłem "Sanatorium pod klepsydrą", ale zmorzył mnie sen.
13.06.11
Znowu wcześnie, przed siódmą. Po śniadaniu duplikat wczorajszego spaceru. Po spacerze lektura fantastycznego poematu Szpindlera "Się jest, panie panowie" (http://cycgada.art.pl/?page_id=244), po lekturze znowu spacer, negatyw porannego. Jakoś dzisiaj nie mam ochoty na książki, oglądałem "Whose line is it anyway?" i już zamierzałem się wybrać na kolejny spacer, ale ojciec zatrzymał mnie, mówiąc, że widział mnie dzisiaj jadąc samochodem i że wyglądałem dziwnie, więc żebym sobie darował, bo "ludzie pomyślą". No to poszedłem pograć w kosza z gówniarzami. Zen mnie dzisiaj nudzi, już przeszła mi gorliwość, mam wybitnie słomiany zapał, co błyskotliwie przewidziałem. Ale może jutro wrócę do lektury "Trzech filarów", to znowu mnie pochłonie. Dobrze, że póki co trzymam się ściśle trzech posiłków i ruchu, napierdalam brzuszki, jutro postaram się wybrać na basen do Myślenic.
14.06.11
Byłem na basenie, fajna sprawa, choć zostałem opierdolony za brak czepka i przylegających do ciała kąpielówek (mam takie spodenkowate), później oglądałem "Whose line?", grałem w kosza, biegałem, nadupcałem brzuszki, by wieczorem, poderwany impulsem Wojtka, nagrać teksty do pierwszej płyty Basenu, naszej dwuosobowej formacji istniejącej już od prawie dwóch lat, a która póki co jeszcze nie zrealizowała ani jednego nagrania.
15.06.11
Zaczyna to brzmieć jak dzienniczek odnowy psychofizycznej. Zaraz po śniadaniu biegałem z nową płytą Niwei; do obiadu obejrzałem "Ręce do góry" (http://www.youtube.com/watch?v=fpMSUz7DsXI), po obiedzie znowu biegałem, by z czystym umysłem dopisać ostatnie kilka zdań do kleconego cztery lata zbioru trzech opowiadań pt. "Vida Local". Propozycję książeczki wysłałem do KP i do Ha!artu. Po kolacji (na którą, jak i na obiad, miska zupy pieczarkowej) pomagałem ojcu ciąć drzewo.
Może się wydawać, że miałem nudnawy tydzień, ale biorąc pod uwagę radykalne rzucenie fajek, kawy, cukru oraz sporą - jak na mnie, dotychczas - dawkę sportu: jestem z siebie bardzo zadowolony. Nie będę tylko wspominał, że jak i ochota na zen szybciutko mi przeszła, tak i prowadzenie tego dzienniczka... Na dobranoc obejrzałem "Essential killing".
• • •
Tomasz Pułka - (urodzony w 1988 r.) autor czterech tomów wierszy: "Rewers" (2006), "Paralaksa w weekend" (2007), "Mixtape" (2009) i "Zespół Szkół" (2010). Laureat Dżonki (2007) i stypendysta m. Krakowa.
• • •
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (20)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (18 i 19)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (17)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (16)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (15)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (13 i 14)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (12)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (11)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (10)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (9)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (8)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (7)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (6)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (5)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (4)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (3)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (2)
- Tomasz Pułka - Impresje rudnickie (1)
• • •
Książki Tomasza Pułki w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art:
- Zespół Szkół (2010)
- Kryzys. Biuletyn poetycki (2009)