Wszystko czasem zmierza do przebudzenia. Tylko tyle.
Ruszyłem na wydmy. Powrót na wojnę to jedyne, co można zrobić. Złapałem Julię za rękę i z karabinami powędrowaliśmy w stronę tego pierdolonego zachodzącego słońca. Już nigdy nie puściliśmy swoich spoconych dłoni.
Przebudziłem się jakby, tylko... brodziłem w wodzie.
– A pani kim jesteś?
– Zabiłeś mnie, ale to dobrze. Tak czy inaczej, jest dobrze. Jestem twoją pierwszą dziewczyną. Powiesiłam się przez ciebie, ale nie wiesz o tym. Każdy w życiu ma więcej śmierci, niż myśli.
Przebudziłem się jakby.
Niezapięte sytuacje odbijają się czkawką o świcie.
Świtanie.
Pies rozjebał sobie czaszkę, tak że pomieszczenie nabrało weselszych barw. Już nad tym nie panowałem i nie chodzi o to, że leżał pod ścianą z gnatem w ustach.
Gliniarz rozsiadł się na łóżku obok.
– Więc wróćmy do tematu.
– A zaczęliśmy jakiś?
Reporter: Na cmentarzu przy Okopowej dokonano co najmniej makabrycznego odkrycia. To już praktycznie codzienność, że odkrywamy tajemnicze zwłoki, trupy, ofiary, ciała… no, morderstwa.
To nie był budzik. W pomieszczeniu siedziało dwóch policjantów i pielęgniarka. Jestem żołnierzem – upewniłem się.
– Co się stało? – spytałem po chwili i udawałem zupełny spokój.
– Spokojnie – powiedział ten nutą agresji pod nosem.
Zastanawiałem się, czy tego całego Strachotę zabić. Próbowałem sobie to jakoś rozrysować, żeby pokapować się, czy on zasługuje na śmierć, czy coś może innego. Cała grafika, zbiory, wykresy, strzałki, słupki liczenie na kalkulatorze, nic to nie dawało. Albo zabić albo nie zabić.