Separatyści to nawet zbyt duże słowo, bo lokatorami tych biedapałatek okazała się grupa nastolatków. Żadne tam dresiarstwo, po prostu zwykłe dzieciaki z jakiegoś blokowiska. Noszą tanie ciuchy, raz w tygodniu chodzą na pizzę albo do kina, piwo dla oszczędności piją w parku i organizują domówki, na których słuchają beznadziejnej muzyki z jutuba.
Objąłem swoją szyję i rzeczywiście moje palce natrafiły na jakieś gruzłowate zniekształcenie. Naskórek stał się szorstki w miejscu, w którym nigdy taki nie był, a ciało dyndało zupełnie jakby pod skórą uformowała się zwarta, kulista kość. Zaniepokojony, ruszyłem w stronę toalety. Ubikacje znajdowały się tuż za otwartą strzelnicą i raz po raz siła uderzeń sprawiała, że lustra trzęsły się i wibrowały.
Celem, o ile można dokonywać takich uogólnień, było uwolnienie od pewnych stanowisk, a nie ich ustalenie. Dystopia jest oczywiście wszechobecnym instrumentem narracji – zarówno jako hegemoniczna teoria dyskursu, jak i dominujący społecznie tryb estetyczny. A jednocześnie, jak każdy chałupniczy rewolucjonista, wykorzystuję instrumenty i broń będące w dyspozycji tyrana, ryzykując, że obróci się to przeciwko mnie i stanę się lustrzanym odbiciem wcześniejszego reżimu.
Była wiosna, miałem pięć lat, kiedy ojciec zaprowadził mnie na ulicę Szewską. Weszliśmy do jednej z bram, ponury mrok klatki schodowej rozświetlały płonące znicze. Obok zniczy leżały wiązanki kwiatów, wokół stali ludzie i wpatrywali się w milczeniu w jeden punkt na kamiennej posadzce.
Możliwe, że cała Księga została napisana w sposób automatyczny. Jedna z historyjek opowiadanych przez babów brzmi tak: „W minionych epokach któryś z ekscentrycznych królów zlecił napisanie bezsensownej Księgi Świata, ogłosił konkurs na stworzenie świętego bełkotu a może napisał go sam i zgłosił incognito do konkursu po to, by wygrywając, mógł sobie pofolgować”.
Niektórzy uważają, że jeżeli nie byłeś w Mieście Śmierci, to nie znaczy, że ono nie istnieje. Większość miejsc na świecie znamy tylko z opowieści. Miasto Śmierci to wspomnienia z podróży do tej wyśnionej południowo-azjatyckiej metropolii oraz pełen praktycznych zagadnień przewodnik. To także powrót z zaświatów gatunku powieści odcinkowej.
Betonowe płyty hitlerowskiej autostrady tłuką się pod kołami samochodu, powodując nieustanny szum i łomot, który wypełnia kabinę auta i wciska się do głowy, bełtając mózg i rozpraszając myśli. Nie liczę już nawet przejechanych kilometrów, raczej boję się tych, które wciąż mamy przed sobą. To już przestała być wyjątkowo dobra praca, jaka mi się trafiła, teraz zaczęła się zwykła walka o przetrwanie.
Jak wiecie, Korporacja Ha!art to jedno z ostatnich wydawnictw w Polsce, w którym faktycznie czyta się nadsyłane przez początkujących autorów teksty. Przychodzi ich do nas mnóstwo, czasem kilka dziennie. Bywa, że zajmuje nam to trochę czasu, ale zawsze odpisujemy. Niekiedy (a właściwie bardzo często) trudno nam podjąć decyzję. Dlatego chętnie zamienimy się rolami.
Praca cleanera wcale nie była taka zła. Zaczynałem zawsze o dziesiątej wieczorem, kończyłem o szóstej rano. Jeździłem po magazynie platformą podnośnikową i odkurzałem regały. Ponieważ magazyn był gigantyczny, miał powierzchnię kilku boisk piłkarskich, niekończące się rzędy wysokich na kilkanaście metrów regałów oraz mnóstwo zakamarków, z pozoru wyglądało to na syzyfową pracę. Szybko jednak odkryłem, że wcale nie muszę się przemęczać. Musiałem tylko wyglądać na zajętego, a wszyscy wokół byli szczęśliwi.