Odliczanie w Rosji

Aldona Kopkiewicz

To nie będzie rytualne narzekanie intelektualistki na świat, w którym tak wielkie emocje budzi piłka nożna. Odbywają się właśnie mistrzostwa świata, niech tak będzie; niestety odbywają się w Rosji. Mamy więc święto i niesprawiedliwość: obok postów o meczach codziennie pojawiają się posty o kolejnych dniach głodówki Olega Sencowa. 

Nie myślałabym tyle o mistrzostwach w Rosji, gdyby nie ten reżyser. Wystarczyłoby mi stwierdzenie, że kolejny raz chciwi zarządcy jakąś organizacją piłkarską wybrali kraj, w którym nie wypada nic świętować na skalę świata. Rosja nie jest krajem praw i swobód obywatelskich i nie zamierza nim być; jest też krajem w stanie wojny. Zresztą wiadomo, jaka jest Rosja. Od biedy można by natomiast uznać, że wielkie międzynarodowe imprezy w kiepskich państwach mają dobre strony, że nie należy się obrażać na zwykłych ludzi, którym przyszło tam żyć – i którzy być może cieszą się z tak wielkiego święta w swoim kraju, a także prestiżu, jaki niesie ono ze sobą (mówię to bez ironii, potrzebujemy prestiżu i świąt, cóż poradzić; natomiast nie chodzi mi teraz zupełnie o ekonomiczną stronę zdarzenia, absurdalne pieniądze, które robią na tym włodarze i piłkarze, oraz praktyki modernizacyjne w rodzaju trucia psów, bo to na inną dyskusję).

 

 

Trwają zatem mistrzostwa w Rosji, a Rosja bywa bezwzględna i nawet jeśli akurat prawa nie łamie, to wymusza zeznania torturami. Rosja niesprawiedliwie przetrzymuje więźniów politycznych, lecz mimo to przybywają do niej dziennikarze i kibice tylko po to, by patrzeć na piłkę i o niej rozmawiać. Odpowiedź na to proste zagadnienie wydaje się równie prosta: takie jest życie i nie można odmawiać sobie wszystkiego. Równie dobrze możesz nie chodzić do McDonaldsa (czy która tam teraz korporacja jest symbolem neoliberalnego zła). Przecież nie da się pominąć mundialu milczeniem. Oleg Sencow głoduje w tym czasie w łagrze, ale tym zajmą się dziennikarze innych działów i kibice praw człowieka. 

A skoro chcesz się tak przejmować każdą niesprawiedliwością, pomyśl, ilu więźniów politycznych każdego dnia czeka na uwolnienie, ilu zasługuje na społeczną kampanię, a także ilu innych siedzi osadzonych tylko dlatego, że ktoś musiał iść do więzienia, więc w ruch poszły tortury i nagle cały proces okazał się prosty i jasny (nie mogę też zapomnieć o historii Tomasza Komendy, to jedna z najbardziej bolesnych spraw ostatniego czasu.) Taka niesprawiedliwość budzi we mnie poczucie bezsiły i bezradności oraz myśl, że w takie zdarzenia zanurzyć się w literaturze potrafił tylko Kafka; zarazem: wszystko to tak odwieczne sprawy, że nie wiadomo, po co i jak je jeszcze raz tłumaczyć, by nie wyszedł banał. Niesprawiedliwość jest oczywista – dlatego pisanie o niej jest taka trudne. Ale też: zawsze dotkliwa, więc sztukę o niej łatwo sprzedać publiczności. Nawet ta intelektualna lubi jak widać przemoc, prawda?

Oleg Sencow jest jednak tu i teraz, kiedy oglądamy mistrzostwa i przeżywamy piłkarskie uniesienia. I przez to on teraz, nikt inny, jest naszą sprawą. To mógłby być ktoś inny, kobieta skazana na ukamienowanie za to, że zgwałcił ją mąż albo homoseksualista schwytany w Czeczenii. Ale dziś to Sencow, ponieważ trwają igrzyska, a on głoduje. Staram się dotrzeć do tej sytuacji przez uproszczenie; staram się uchwycić jednoczesność święta i niesprawiedliwości. A może o nic się nie staram: usiłuję jedynie zapisać wrażenie, jakie wywołuje ta jednoczesność, post o piłce za postem o łagrze.

Oleg Sencow głoduje, a my się bawimy. Tak postawiona sprawa brzmi zbyt prosto, niczym manipulacja, podobnie jak „marnujesz jedzenie a dzieci w Afryce głodują”. Przecież nie bawimy się przy Sencowie, z kolei w Afryce nie przybędzie żywności dlatego, że zjesz wyschły już chleb – choć marnowanie jedzenia na Zachodzie ma nie tylko symboliczne znaczenie. Te dwa fakty spotykają się ze sobą dlatego, że czterdzieści siedem dni temu (gdy piszę ten tekst) Sencow rozpoczął głodówkę, która miała zwrócić oczy świata na los ukraińskich więźniów politycznych w Rosji. My zgodziliśmy się zaś, że te dwa fakty tworzą ze sobą sens. Rzadziej zgadzamy się, by ten sens istniał dla mniej nagłośnionych faktów i poza czasem igrzysk: codziennie spożywamy przecież produkty, przez które ktoś cierpi; wypełniamy petycje i idziemy na imprezę, nie czując konfliktu; z czystej lekkomyślności wyrządzamy krzywdę bezpośrednio innym ludziom i narażamy całą planetę (śmieci, samochody).  Poza tym dzięki mediom społecznościowym wiadomości o przemocy i petycje pojawiają się codziennie, podpisujemy i zapominamy o sprawie, o ile nie dotyczy nas bezpośrednio. Ale nawet wtedy: zainteresowanie trwa tyle, ile mobilizacja społeczna i wrzawa medialna. 

 

 

Nie mogłoby trwać dłużej, nie da się dbać o wszystko. Nie można inaczej, bo nie da się żyć biorąc na siebie ciągle także czyjeś cierpienie. A moje przeżywane bezpośrednio krótkie życie zawsze będzie ważniejsze niż cierpienie kogoś po drugiej stronie świata. Mogę minimalizować niepotrzebne cierpienie, o ile mam na nie wpływ – zwykle jednak nie mam: to znaczy mam niewielki, uwikłany w sieć politycznych i rynkowych zależności. Ów wpływ to tyle tylko, że wolno mi powiedzieć, co o tym sądzę. Wolno mi też – czasem – za to nie zapłacić. Czy powinnam poświęcać radość życia ze względu na cierpienie przeżywane przez kogoś obok? To źle postawione pytanie. Radość i smutek mogą być przeżywane jednocześnie; może nawet muszą. Nie, nie po to, byśmy żyli prawdziwym życiem; nie powinniśmy robić tego, by wzbogacać nasze doświadczanie i osiągnąć pełnię. To się chyba robi dla tych obok: szanuję życie, którego ktoś nie ma – oby pewnego dnia znów je dostał. 

Podobno kiedy nie można nic zmienić, lepiej zaakceptować sytuację. Taka postawa leczy z poczucia bezradności i wypalenia; nadaje konieczności czekania pozór wyboru, zamienia frustrację w mądrość. Wtedy tym bardziej trzeba jednak mówić, co takiego się dzieje: co wywołuje we mnie widok odliczanych dni Olega Sencowa i odliczanych meczy. 

 

 

• • •

Czytaj także:

• • •

Aldona Kopkiewicz – urodzona w 1984 roku w Szczecinie. Autorka poematu sierpień (Lokator 2015), filozoficzno-fantastycznych bajek i esejów (publikowanych głównie w „Dwutygodniku”, „Ha!arcie”, „Ricie Baum”, „Twórczości”). Bywa też dramaturgiem. W 2016 sierpień został wyróżniony Wrocławską Nagrodą Poetycką Silesius za debiut roku.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information