Miłość w czasach kapitalizmu

Dominika Dymińska

Fot. Marcin Kaliński, ''Wysokie Obcasy''Ostatnio znajomy, któremu zarzuciłam seksistowskie zachowania skrywane pod płaszczykiem deklarowanego feminizmu, odparł mi, że chyba myli mi się monogamia z feminizmem. Pomyślałam: nie myli mi się. W każdym razie feministyczną na pewno nie jest promocja postawy zorientowanej głównie na powiększanie kapitału seksualnego.

Poligamia nigdy nie była i na pewno jeszcze długo nie będzie narzędziem równościowym, a oparte na niej relacje mogłyby nie być opresyjne tylko wtedy, gdybyśmy żyli w sterylnych warunkach absolutnej równości. Ale nie żyjemy.

Niestety, ale równości nie da się zaprowadzić w sposób miły i przyjemny, który nie wymagałby od strony uprzywilejowanej, czyli mężczyzn, pewnych – nazwijmy to – wyrzeczeń. Jak słusznie zauważa Małgorzata Anna Maciejewska w tekście o trwałości dyskryminacji, uporczywość tejże „wypływa ze złudzenia, że istnieją ludzie od niej wolni”. I tak, najgorsi są ci seksiści, co deklarują równość i usta mają pełne feminizmu. Ci, co pierwsi lecą na Czarny Protest, ale uczestniczącw nim nie mogą się powstrzymać od komentarzy na temat cycków koleżanki. Podpowiem jeszcze: feminista to nie jest ktoś, kto krzyczy: „Ja to kocham wszystkie kobiety!”. Jak pisze Maciejewska:

 

Kwestia seksizmu wydaje się bowiem trudniejsza od innych uprzedzeń, ponieważ dyskryminujący nas „oni” nie są inną rasą, klasą czy wyraźnie od nas oddzieloną grupą społeczną. To nasi koledzy, przyjaciele, mężowie i kochankowie, i nie chcemy przecież robić im przykrości. Mówienie o dyskryminacji wprowadza taką niemiłą atmosferę! (…) Niestety, z dyskryminacją nie da się walczyć tak, żeby nie było niemiło.

 

Do myślenia daje też książka Evy Illouz Dlaczego miłość rani, socjologiczne studium przemian na polu związków i miłości, która identyfikuje i tłumaczy pochodzenie powszechnych obecnie zjawisk narastających wokół relacji romantycznych – takich jak lęk przed zaangażowaniem i niepewność. Dlaczego powstaje wrażenie, że o wiele częściej niż deklarację chęci zaangażowania słyszy się: nie wiem, nie jestem gotowy, związki są nie dla mnie, nie chcę zobowiązań itd. Nie jest nowością, że łatwiej zaspokoić tę potrzebę, która jest łatwiejsza do zaspokojenia. Mężczyźni pozbawieni możliwości całkowitej dominacji na wszelkich polach realizują jej uwewnętrznioną potrzebę na polu seksualności. Sprawowana przez nich kontrola pola seksualnego znajduje swoje odbicie między innymi w powszechnie występującym sloganie LĘK PRZED ZAANGAŻOWANIEM. Otóż wielość potencjalnych wyborów oferowana przez współczesny świat, rządzony prawami seksualnego nadmiaru, skutkuje nieumiejętnością przypisania wartości podmiotowi (czy też przedmiotowi) zainteresowania, czyli niechęcią do podjęcia wyboru i zatrzymania się przy jednej partnerce. Zakładając, że pragnienie wytwarza się przez niedobór, zaserwuję kolejny slogan: nie chodzi o to, żeby złapać króliczka, tylko o to, żeby go gonić. Z tym że rynek seksualny już od dawna nie kieruje się prawami gospodarki niedoboru, a raczej przeciwnie – nadmiaru. I szkoda, że w parze z lękiem przed zaangażowaniem nie idzie lęk przed ruchaniem.

Skłonne do zaangażowania kobiety są w stanie dość dużo poświęcić, żeby zatrzymać przy sobie partnera internalizując narzucane przez niego zasady gry. Jak pisze Illouz, problem w tym, że „kobiety traktują rynek seksualny jak rynek matrymonialny, a mężczyźni rynek matrymonialny jak rynek seksualny”. I tak pozwalamy sobie wmówić, że fajna dziewczyna jest wyluzowana, nie chce nic na serio, nie chce stałego związku, a jakimiś deklaracjami może tylko potencjalnego partnera wystraszyć. Męska dominacja znalazła wyraz w deklarowanej i konsekwentnie realizowanej potrzebie autonomii. Próbujące wywalczyć sobie zaangażowanie kobiety naśladują ten męski model poprzez zachowywanie pozorów dystansu. Tego mu nie powiem, bo jeszcze sobie za dużo pomyśli, tamtego mu nie powiem, bo jeszcze sobie ubzdura, że już chcę ślub brać. I się biedny wystraszy. I ucieknie. Do tego zjawiska nawiązywała Małgorzata Halber publikując na Facebooku ten post:

 

 

Znajduje to odbicie również w zmetaforyzowanym języku, którym mówimy o relacjach kobieta-mężczyzna. Mówimy o „usidleniu”, „zdobyciu” czy „złapaniu” faceta, i dyskutujemy o tym, jak go przy sobie „zatrzymać”.

Kobiety mają mniejszy niż mężczyźni dostęp do publicznych form afirmacji własnej wartości i właśnie dlatego tak ważne jest dla nich uznanie w sferze uczuciowej. A miłość jest rodzajem całkowitego uznania poprzez zajęcie względem kogoś pozycji wyjątkowej. Życie dostarcza sporo sytuacji, w których jest się jedną czy jednym z wielu, więc może dobrze by było, gdyby pole miłości pozostało polem realizacji potrzeby poczucia wyjątkowości.

Oczywiście kobiety również zmieniają partnerów chętnie i często, co nawet w czasach wielkiego, nieograniczonego wyboru jest paradoksalnie skutkiem stosowania strategii ekskluzywistycznej, zorientowanej na wybór jak najlepszego partnera. Bywa to też wynikiem naśladowania męskich działań dominacyjnych i chęci zapanowania nad polem seksualnym. Kinga Dunin słusznie zauważa w swoim felietonie: „Spierałam się kiedyś ze znajomym, który tłumaczył mi, że mężczyźni uprawiają seks częściej niż kobiety. Tak mają z natury. Wyjaśniłam mu, że ilekroć mężczyzna odbywa stosunek seksualny z kobietą, tylekroć kobieta odbywa go z mężczyzną, więc powinno się to bilansować (może minus geje i lesbijki)”. Jest jednak w tym obalonym stwierdzeniu ziarenko prawdy: prawdopodobnie kobiety częściej niż mężczyźni uprawiają seks z miliona różnych powodów, które nie są ochotą na seks. Na przykład: bo tak wyszło, bo tak wypada, żeby koło kogoś spać, dla zaspokojenia potrzeby bliskości, dla świętego spokoju itd. I również nie wynika todo końca z natury, ale ma związek z realiami braku równości, czyli ograniczonej dostępności innych środków do realizacji pewnych potrzeb. I przy świadomości, że kobiety i mężczyźni nie zawsze grają w tę samą grę, niezbyt rozsądne jest rozgrywanie jej przez mężczyzn tak, jakby panowały tu zasady równości. Czyli tak, trzeba zacząć więcej myśleć. I to jest właśnie to wyrzeczenie, którego trzeba od uprzywilejowanych w tym układzie mężczyzn wymagać.

Wracając jeszcze do tematu „gierek” i „intryg” uprawianych przez kobiety na polu relacji romantycznych – to świat zmusił je do stosowania takich strategii. Dlatego też nie na miejscu są wszelkie żarty i memy o kobiecej logice czy też o braku logiki; o tym, jak to nie da się kobiet zrozumieć, i o rzekomej absurdalności ich działań opartych na zasadzie „jedno robi, drugie myśli”. To też nie kwestia natury, tylko społecznego przystosowania. To trochę tak, jakby wytresować psa, a potem się z niego śmiać, że jest grzeczny. Faktycznie, trudno jest prawdziwie poznać i zrozumieć kogoś, kogo nauczyło się, że mówienie prawdy o swoich potrzebach i pragnieniach to najprostszy sposób do zablokowania sobie drogi do ich spełnienia. Dokąd zaprowadziłoby kobiety funkcjonujące w panującym obecnie krajobrazie społecznym mówienie tego, co naprawdę czują i myślą? Długofalowo – daleko, na krótką metę – trzy kroki w tył. Na własnym przykładzie: ja już dawno porzuciłam tego typu maski i otwarcie deklaruję, że interesują mnie tylko relacje totalne oparte na bezwzględnej wierności i lojalności. W związku z tym otrzymałam etykietkę osoby trudnej i wymagającej. Przestało mnie jednak obchodzić, że ktoś może się tego wystraszyć, i nie mam zamiaru stosować żadnych półśrodków. I wcale nie utrudniło mi to znalezienia odpowiedniego partnera. Wręcz przeciwnie – chyba dobrze odstraszyć od siebie tych, którzy nie odpowiadają na najbardziej fundamentalne potrzeby zamiast zmuszać się do ciągłego kombinowania w myśl hasła „how to trick someone into loving you?”.

Warto zauważyć, że promowane obecnie modele męskości wykluczają chęć i umiejętność zaangażowania uczuciowego. Może zamiast ciągle zarzucać mężczyznom emocjonalny niedorozwój lepiej byłoby skoncentrować się na przywołaniu wzorców męskiej emocjonalności, które nie są oparte na kapitale seksualnym. Illouz zwraca uwagę, że rewolucja seksualna zorientowana na obalanie tabu i afirmację wolności wyparła etykę ze sfery seksualności. Cytując autorkę: „Oderwana od etyczności seksualność (…) staje się przestrzenią walki, której uczestnicy (…) są coraz bardziej wyczerpani i popadają w cynizm”.

Wielu udało się już dostrzec, że kult wolności w sferze ekonomicznej jest przyczyną powstawania głębokich nierówności, niepewności i utraty poczucia bezpieczeństwa. „Krytyczna analiza wolności, zapoczątkowana w jednej sferze, powinna być systematycznie podejmowana również w innych. (...) Na tej samej zasadzie, na jakiej w sferze ekonomicznej wolność rodzi i skrywa formy nierówności, w sferze seksualnej powoduje ona podobny efekt: maskuje warunki społeczne, za których sprawą dominacja emocjonalna mężczyzn nad kobietami w ogóle jest możliwa”. A ponieważ nie mam nic do dodania, po prostu to tutaj zostawię.

• • •

Czytaj także:

• • •

Dominika Dymińska (1991) – pisarka, językoznawczyni, tłumaczka kilku języków, w tym polskiego na polski, studentka gender studies IBL PAN, feministka. Debiutowała w 2012 książką Mięso (Wydawnictwo Krytyki Politycznej), w 2016 roku wydala książkę Danke.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information