To jest moja recenzja waszych wszystkich recenzji

Dominika Dymińska

Fot. Marcin Kaliński, ''Wysokie Obcasy''Przeglądałam ostatnio opublikowany przez Ha!art raport na temat kondycji literatury polskiej po 1989 roku. A jest w nim napisane tak:

„Jedynie 10% badanych śledzi regularnie dyskusje krytyczno-literackie i pozytywnie ocenia wpływ krytyki na produkcję twórczą. Kolejne 10% pisarzy i pisarek interesuje się tymi sprawami słabo oraz sporadycznie. Taki sam odsetek rozmówców mówi o zanikaniu swojego zainteresowania dyskursem krytyczno-literackim wraz z upływem czasu. Spośród badanych 20% deklaruje, że w ogóle nie zajmuje ich ta kwestia, a 15% autorów i autorek sądzi, że krytyka nie wpływa w żaden sposób na twórczość literacką (ani na ich pisarstwo, ani na pisarstwo w ogóle). Kolejna jedna piąta rozmówców jest przekonana, że pozycja krytyki spada. Według 10% badanych krytycy to osoby niekompetentne.”

Otóż prawda jest taka, że nigdy w życiu nie słyszałam, aby ktoś twierdził, że przy wyborze lektur kieruje się opiniami krytyków. Odpowiedzi na pytanie, czy krytyka literatury ma jeszcze jakieś znaczenie, zwykle oscylują między „nie” a „nie, no co ty”. Aż przypomina mi się, jak kiedyś czytałam dość nieudolnie przetłumaczony biuletyn na temat krytyki sztuki, w którym słowo criticism tłumaczono wymiennie jako „krytyka” i „krytykanctwo”. I w tym chyba właśnie rzecz, że te słowa nie znaczą tego samego.

Pewnie jestem ostatnią osobą, która powinna się na temat krytyki wypowiadać, bo przecież dostałam w życiu pięć lub dziesięć złych recenzji i w związku z tym na pewno kieruje mną chęć wylania jadu, bo jestem gówniarą, która nawet zdania starszych panów, którzy bloga o książkach prowadzą dłużej, niż żyję na świecie, nie szanuje.

Tak się składa, że zarówno pochlebne, jak i niepochlebne recenzje moich książek wprawiają mnie w zdziwienie i zakłopotanie, i kiedy je przeglądam, przypomina mi się, jak w wieku lat piętnastu planowałam z koleżanką wspólne napisanie książki, a ponieważ nie miałyśmy pomysłu na temat, padło stwierdzenie, że może najpierw po prostu napiszemy, a potem się kogoś spytamy, o czym to jest. Czasem jak czytam, o czym kogoś zdaniem napisałam książkę, mam ochotę dopisać na dole: PS. TO NIEPRAWDA. A kiedy czytam, że stosuję jakiś „zabieg, który ułatwia wywinięcie się spod PRĘGIERZA KRYTYKI”, to mam ochotę spytać: spod CZEGO?

Cztery lata po publikacji mojego debiutanckiego Mięsa, recenzenci wracają do komentarzy na jego temat przy tekstach o mojej kolejnej książce. Po tych wszystkich zebranych kropkach i gwiazdkach, po tych wszystkich peanach serwowanych mi na zmianę z masakrującymi ocenami, po tych wszystkich wiadomościach z podziękowaniami przeplatanych przypływami internetowego hejtu, z wstępów do recenzji Danke dowiaduję się, że:

a) Mięso było fatalnym debiutem.
b) Mięso było intrygującym debiutem.
c) Mięso było średnim debiutem.
d) Mięso było przedmiotem zachwytu, a także ostrej krytyki.

Ciężko być kontrowersyjną. Od pewnego recenzenta dostałam nawet kiedyś wiadomość, że mnie przeprasza, bo tak naprawdę mnie lubi i ceni, ale musiał napisać o mnie niepochlebnie, ponieważ tak mu w redakcji kazali.

I jak was, drodzy krytycy, szanować?

A co jeśli miażdżącą recenzję pisze mi były chłopak, który to ode mnie parę lat temu dowiedział się, że czasowników „zabrać” i „wziąć” nie można używać wymiennie i któremu własnoręcznie poprawiałam wierszyki, żeby zechciał je opublikować „Pan Cogito”? Można oczywiście toczyć bekę: z niego, ze mnie lub z sytuacji – dowolnie. Można też się trochę oburzyć, jak Maja Staśko w swojej recenzji recenzji:

Fakt, że [recenzent] miał jakieś tam romantyczne relacje z autorką, co zdemaskowała sama zainteresowana w komentarzu pod jego recenzją w „Kulturze Liberalnej”, tylko dowodzi, jak bardzo samoreprodukujące się jest to środowisko i jaka rola czeka w nim kobietę.

 

Można też, a nawet wypadałoby, przede wszystkim, zadać pytanie: jak was, drodzy krytycy, traktować poważnie?

Podobno krytycy porównują mnie do Herty Mueller i Aglai Veteranyi. Nie jestem zresztą pewna, czy krytycy, ale na pewno dział promocji w wydawnictwie, które opublikowało moją książkę. Tak to się właśnie kończy, kiedy się komuś pomyli wszystko ze wszystkim. I tu pojawia się kolejne pytanie: kto to właściwie jest krytyk, jeśli w gruncie rzeczy może być nim każdy?

Zamiast odpowiadać, przyznam wam się do czegoś: też kiedyś pisałam recenzje. Właściwie napisałam dwie, a później dałam sobie spokój, bo stwierdziłam, że pisanie o pisaniu jest jednak najbardziej impotenckim zajęciem na świecie. I to jest moja recenzja tych wszystkich recenzji. A oto moje pytanie, moi drodzy recenzenci: czy wam nie jest głupio, gdy piszecie swoje teksty?

• • •

Dominika Dymińska (1991) – zawodowo: pisarka, tłumaczka kilku języków, w tym polskiego na polski, feministka i jeździec. Debiutowała w 2012 książką Mięso (Wydawnictwo Krytyki Politycznej). Prywatnie: dobry, szczęśliwy, uczciwy człowiek. Ontologicznie: księżniczka. Zainteresowania: ciało i język, siła i miłość, tańczenie i życie na krawędzi. I wygrywanie. I dobre, uczciwe techno. W kwestii marzeń: w większości spełnione.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information