Libidalna opresja

Dominika Dymińska

Fot. Marcin Kaliński, ''Wysokie Obcasy''Mężczyźni są, pod pewnymi względami, biedni. Wystarczy, że przez trzy minuty dziennie nie mają ochoty na seks i od razu wmawia im się, że powinni się leczyć, biec do apteki po suplementy podnoszące libido albo podtrzymujące erekcję. Jeśli przez tydzień nie mają ochoty na seks ze swoją partnerką, to powinni ją natychmiast zmienić, najlepiej na pięć innych. Litości. Nie ulegajmy tej libidalnej opresji. Nie ma nic złego w nieuprawianiu seksu, na który się nie ma ochoty. Nie ma też nic złego w samym braku ochoty, o ile faktycznie nie sublimuje się w tym stanie jakiś inny, zależny problem.

Mam paru znajomych, którzy wprawdzie nie są zbytnio przywiązani do określenia „feminista”, ale można się w ich towarzystwie czuć naprawdę dobrze i swobodnie. Stosują bardzo prostą metodę – traktują kobiety po prostu jak ludzi. Nie robią nic szczególnego. Zachowują się normalnie, oszczędzając sobie i otoczeniu podrywerskich hasełek i opowieści o swoim życiu seksualnym. Jeden z nich powiedział mi pewnego razu, że zastanawia się, czy na swoim feminizmie czegoś przypadkiem nie traci, biorąc pod uwagę marność statystyk własnych podbojów w porównaniu z mocniej osadzonymi w samczym habitusie kolegami. Coś tam pewnie traci, tylko czy to coś jest cokolwiek warte? Seks to naprawdę nie jest coś, co mężczyźni robią kobietom.

W kręgu znajomych mam też aseksualnego kolegę. Niektórym udało się już zrozumieć, że kogoś może kręcić osoba tej samej płci, ale okazuje się, że zrozumienie, że kogoś, a szczególnie faceta, może nie kręcić nikt w ogóle, to kolejny etap wtajemniczenia. Tym samym sypią się złote rady i diagnozy, których esencją jest założenie, że chłopak po prostu jeszcze „nie znalazł tego, co lubi”.

Pozwólcie ludziom nie uprawiać seksu. Emancypacja powinna polegać na rozpoznaniu i poszanowaniu granic własnych i granic innych, niekoniecznie natomiast na forsowaniu rozbuchanej ekspresji seksualnej i narzucaniu jej otoczeniu przy jednoczesnym oskarżaniu sprzeciwiających się o konserwatyzm obyczajowy czy niedojrzałość. W ogóle pewna elementarna przyzwoitość została w niektórych kręgach całkowicie zawłaszczona pojęciowo przez konserwatyzm. Na szczęście jednak nieuprzejmy rodzaj komedii, stanowiący część repertuaru pewnej mało zabawnej mody nadającej terminowi „monogamia” status synonimu porażki na polu towarzysko-seksualnym, odszedł już w zapomnienie.

O co chodzi? W niektórych okołohipsterskich środowiskach panowała przez jakiś czas moda na tzw. poliamorię, która w praktyce okazała się parodią faktycznych założeń tego zjawiska, polegającego na budowaniu wielopoziomowych relacji i wieloosobowych związków, a miała coś wspólnego prawdopodobnie ze wszystkim poza związkami i miłością. A najwięcej wspólnego miała ze starym jak świat seksem bez zobowiązań (tyle że pomiędzy osobami należącymi do średnio licznego, szczelnego środowiska, i przy zachowaniu całkowitej jawności, co wytworzyło coś w rodzaju współdzielonego, publicznego życia seksualnego), któremu nagle nadano nową, szumną nazwę i rozpoczęto kampanię forsującą wprowadzenie go (ponownie?) do mainstreamu. Kampanii tej towarzyszyły hasła głoszące, że zazdrość i nieumiejętność dzielenia się swoim partnerem czy partnerką to oznaka niedojrzałości. Owa niedojrzałość jednak wygrała, a czasy poliamorii odeszły w zapomnienie, gdy jej pionierzy zostali porzuceni przez te najważniejsze ze swoich licznych dziewczyn, a pionierki zmieniły na Facebooku status związku na „zaręczona”. I całe szczęście, bo odkąd znajomy ekspoliamorysta (który obecnie już kolejny rok z rzędu ma jedną dziewczynę, o którą podobno jest na tyle zazdrosny, że rzadko kiedy wypuszcza ją z domu) bez ostrzeżenia pocałował mnie na cześć w usta zamiast w policzek w ramach szerzenia swobody ekspresji seksualnej, zaczęłam się poważnie martwić.

Powtórzę – emancypacja to także możliwość powiedzenia sobie: nie muszę mieć rozbuchanej seksualności. Mogę mieć taką, jaką mam.

• • •

Czytaj także:

• • •

Dominika Dymińska (1991) – zawodowo: pisarka, tłumaczka kilku języków, w tym polskiego na polski, feministka i jeździec. Debiutowała w 2012 książką Mięso (Wydawnictwo Krytyki Politycznej). Prywatnie: dobry, szczęśliwy, uczciwy człowiek. Ontologicznie: księżniczka. Zainteresowania: ciało i język, siła i miłość, tańczenie i życie na krawędzi. I wygrywanie. I dobre, uczciwe techno. W kwestii marzeń: w większości spełnione.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information