Thomas Friedman w wywiadzie z Jimem Lehrerem, 13 lutego 1996 roku, powiedział tak: „Są dziś w mojej opinii dwie supermoce na świecie. Są Stany Zjednoczone i są usługi ratingowe Moody'ego. Stany Zjednoczone mogą cię zniszczyć zrzucając na ciebie bomby, a Moody's może cię zniszczyć obniżając ocenę twoich obligacji. I proszę mi wierzyć, czasami nie jest to takie jasne, kto posiada większą moc”.
Przeczuwam, że wiem, który z ciernistych kolców malwersacji Onaka boli Zenona najbardziej. Ultra modernistę, takiego jak on, takiego jak Michael Joyce, przy akceptacji dla wszelkiego rodzaju eksperymentu, mierzi to, że Onak (w tym roku) i Puldzian (w poprzednim) jadą sobie po klasyce po to, by uszczknąć co nieco z jej kapitału i dzięki temu powiększyć własny.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że pomysł na Dzikie historie wyrósł z lektury pism Zygmunta Freuda. Proszę się jednak nie krzywić! Napisane i wyreżyserowane przez Damiána Szifróna, pobłogosławione przez (tutaj pełniącego funkcję producenta) Pedro Almodóvara opowieści to nie kolejne dochodzenia traum dzieciństwa, poszukiwania detergentu na zakrwawione dłonie mordercy, ani grubo ciosane interpretacje marzeń sennych.
Najbardziej banalnym argumentem, z którym spotykam się przy krytyce tego, co robię, to zarzut: „To już było”. Wszystko już było, proszę państwa. (...) I co z tego? To, że ktoś wcześniej użył sonetu, oznacza to, że współcześni poeci nie mogą wykorzystać tej formy? Czy mamy zapisać w Księdze Guinnessa wiersz, w którym pierwszy raz został użyty link? Wystawić go na ołtarze i pod karą chłosty nie umieszczać łącza w swoich utworach? Kto ma prawa autorskie do linku?
Książek o Conanie Barbarzyńcy wyszło do chwili obecnej już około setki. Gdy spojrzymy na to, jak często w popkulturze – w filmach, komiksach, grach komputerowych, parodiach i reklamachpowielana była – i nadal jest – postać twardego barbarzyńcy, zadziwi nas jej ogromna żywotność. Tak popularna dziś literatura fantasy mocno czerpie z sagi o dzielnym, nadludzko silnym i supermęskim barbarzyńcy, a Slaine, Khal Drogo czy Xena zdają się być bezpośrednimi potomkami wojownika z Cymerii.
Może jestem pozbawiony poczucia humoru, ale Twój wybryk, czyli wytwór (bo nie nazwę tego utworem) i towarzyszące mu brechanie na scenie odebrałem jak jakąś e-sesmańską zabawę w zamęczanie „żydka” (takie soft eses 2.0), jak ponowną e-gzekucję Brunona Schulza. Zażenowanie budził zwłaszcza Twój szyderczy komentarz ze sceny, bo ujawniał rzeczywiste intencje wygenerowania tego e-kscesu.
Widzieliśmy setki razy (albo wydaje nam się, że widzieliśmy), jak filmowy pirat albo muszkieter buja się na żyrandolu, uciekając tym czy tamtym Sługusom Knującego Kardynała. Myślę, że gdyby miłośnicy konwencji płaszcza i szpady zachowywali się tak, jak fandom fantastyczny, to godzinami dyskutowaliby o fizyce bujania się na żyrandolu, o historycznie udokumentowanych konstrukcjach żyrandola, który utrzymałby przeciętnego pirata (...)
Czy naprawdę klarowność przekazu oznacza dzisiaj obciach? Czy pisanie wierszy, które nie gardzą logiką i trzymają się sensu, sprowadza je do poziomu „instrukcji obsługi pralki”? Czy za prostotą języka zawsze kryje się banał? Śledząc uważnie drogę poetycką Piotra Macierzyńskiego, obserwuję spójną wizję i konsekwencję twórczą.
Kiedyś już tam wygrałem, więc spodziewałem się wszystkiego, co najlepsze. Pamiętam, że wtedy połowa laureatów przybyła, ale około 20:00 odjeżdżały ostatnie pociągi, więc nikt nie mógł zostać na kolacji. Zapytaliśmy, czy nie można rozpocząć tego poczęstunku wcześniej, skoro oficjalna część już się zakończyła. Pan Adolf wyszedł z nami przed Łaźnię i pokazał nam, gdzie jest pizzeria.