Nakupować lujowi (ponownie). "Zbrodniarz i dziewczyna" Witkowskiego

Michał Sowiński

I
Powtórna lektura wydanego w 2005 roku Lubiewa z dzisiejszej perspektywy wydaje się bardzo pouczająca. Te wszystkie „ciotki”, „emerytki” polujące na „lujów” pomiędzy wydmami i w parkach chyba już nie potrafią nikogo zgorszyć (poza tymi, którzy gorszą się z urzędu – mechanicznie i trochę od niechcenia), ale też, co dużo ciekawsze, ładunek subwersywny tej prozy nikogo już nie fascynuje, oczywiście poza tymi, którzy queerem i „pedalestwem” zajmują się z akademickiego urzędu, ale i tu odczuć można wyraźne słabnięcie emocji, wszak przechodzimy przyspieszoną rewolucję kulturalną, a powstrzymywane przez lata fale emancypacji zalały nas jednocześnie, przez co utonęliśmy w nadmiarze „inności”.

Wydanie Lubiewa było początkiem zawrotnej, jak na polskie warunki, kariery pisarskiej Michała Witkowskiego. Kariery burzliwej i bardzo symptomatycznej dla całokształtu życia literackiego ostatniej dekady. Powieść ta odegrała bez wątpienia istotną rolę w całym procesie. Witkowskiemu udało się stworzyć oryginalny język dla opisania tego kawału polskiej rzeczywistości, który wcześniej znajdował się na marginesie. Na takim prawdziwym, nie tym wielbionym i fetyszyzowanym przez postmodernistów i żiżkologów. Ale szybko okazało się, że Witkowski jest zdrajcą. Oszukał krytykę, która wcześniej rozpływała się nad wyjątkowością języka Lubiewa, odwrócił się plecami do genderystów wielbiących go za te wszystkie ciotkowe subwersje. Nie zechciał pozostać w rezerwacie, który naprędce zbudowano dla niego (i dla tych, co nadejdą po nim). Witkowski poszedł w lans, poleciał na kasę, sprzedał się – stał się enfant terrible polskiej literatury. I, co już jest całkowicie niewybaczalne, tym odsądzaniem od queerowej czci i wiary kompletnie się nie przejął i pisał dalej.

 

 

 

II

Zbrodniarz i dziewczyna doskonale pokazuje, że Witkowski znalazł swoje miejsce na polskiej scenie literackiej. Nowa powieść w dużej mierze przypomina Drwala – znów głównym bohaterem jest Michaśka i znów mamy do czynienia z metagatunkowym kryminałem. Nasz autor-bohater, pogrążony w niemocy twórczej, krząta się niemrawo po szaro-jesiennym Wrocławiu. Jest już raczej pogodzony z tym, że literatura (nie tylko w jego życiu) nie ma większego sensu. Że lepiej pisać blogi modowe i wygrzewać kanapy w studiach telewizji śniadaniowej, odpowiadając na pytania typu: „Czego pragną kobiety?”. Bo z tego są pieniądze, lans i zwiększenie szans na przygodne romanse. I aż trudno uwierzyć, że tak wielu krytyków potraktowało poważnie te deklaracje, bo Zbrodniarz i dziewczyna to popis kunsztu i umiejętności żonglowania konwencjami gatunkowymi – słowem, pełnokrwista powieść. Do tego udało się Witkowskiemu stworzyć swój własny świat literacki – wątki i postaci z poprzednich książek swobodnie się przenikają, a poszczególne fabuły układają się w coraz to nowe konstelacje. Co prawda w Zbrodniarzu... pojawia się jedna z bardziej wyświechtanych metafor – tekst jako tkanina, jednakże nawet tu nie można odmówić autorowi gracji i umiejętnego balansowania na granicy pretensjonalnego kiczu.

Wizja świata, która wyłania się z prozy Witkowskiego, bardzo odbiega od tej, do której przyzwyczaiła nas współczesna proza. To rzeczywistość pozbawiona kompleksów i traum. Brak tu typowego problemu płynnej, rozmytej czy na inny sposób wodnistej tożsamości. Michaśka jest gejem (choć wciąż czasem bywa lubiewską ciotą) – oczywiście, pełno tu gry stereotypami i rolami społecznymi, jednakże jest to skóra, w której autor/bohater odnajduje się doskonale. Nie da się ukryć, że Witkowski coraz bardziej oddala się od Gombrowicza, patrona Lubiewa, i zmierza w stronę bohaterów amerykańskich seriali (patrz Anioły w Ameryce). Ciężko jednak traktować to jako wadę – to raczej przykład przejścia z modernistycznego paradygmatu labilnej podmiotowości na pozycję afirmacji. W świecie Witkowskiego nie ma już homofobii, nie ma walki o społeczną akceptację i uznanie. Jest za to policyjny detektyw, postać znana z seryjnych polskich produkcji telewizyjnych (patrz Komisarz Alex), który, z powodu prowadzonego śledztwa, uwodzi Michaśkę. Tylko Witkowski jest w stanie stworzyć Polskę, w której jest to możliwe.

 

III

W Zbrodniarzu i dziewczynie pojawia się znany już z Drwala motyw „nakupowania lujowi”. To bardzo ciekawy moment w nowej powieści – Michaśka, w ramach śledztwa, w którym pomaga seksownemu policjantowi, jedzie na parę dni do Międzyzdrojów (na marginesie, bardzo ciekawa jest Polska Witkowskiego z punktu widzenia geopolitycznego – to kraj, który rozciąga się na linii Wrocław-Świnoujście, czyli Polska odrzana, rzadko obecna we współczesnej prozie). Szybko jednak okazuje się, że trop, który prowadził do nadmorskiego kurortu (znów zimowego, znów pustego i melancholijnego), był fałszywy i nieistotny. Aczkolwiek to tylko pozór, gdyż Michaśka wykorzystuję tę okazję, żeby „nakupować” swojemu lujowi. Orgia konsumpcji, która się wtedy odbywa (choć to konsumpcja uboga, prowincjonalna, oparta o dobra lokalnego hipermarketu), jest znakiem rozpoznawczym prozy Witkowskiego. Często bywa odczytywana jako pochwała kapitalizmu – to duży błąd, gdyż chodzi o coś zupełnie przeciwnego. Już w Barbarze Radziwiłłównie świetnie widać, że to właśnie ta niewymienialna reszta, to badziewie, które pozbawione jest wartości ekonomicznej, stanowi obiekt obsesyjnych poszukiwań autora. Witkowski doskonale odnajduje się w realiach kapitalizmu, i nie chodzi jedynie o mityczne zaliczki wydawnicze, ale o podstawowe reguły rządzące światem konsumpcji. Niemniej nie oznacza to, że się z nimi zgadza – wręcz przeciwnie, od lat prowadzi przeciw nim wewnątrzsystemową walkę. Bohaterowie Zbrodniarza..., zarówno Michaśka, jak i morderca, który jest jego zwyrodniałym sobowtórem, poszukują raczej tego, co nieuchwytne i co nie daje się zredukować do rzeczy podlegającej prawom ekonomii. I to właśnie tu przeniósł się ciężar subwersji w najnowszych powieściach Witkowskiego. Ta gra jest dużo bardziej subtelna i trudniejsza do uchwycenia, jednakże ma znaczenie fundamentalne. Oby tak dalej.

 

Michał Witkowski, Zbrodniarz i dziewczyna, Świat Książki 2014

• • •

Czytaj także:

• • •

Michał Sowiński (1987) – absolwent Filologii polskiej (UJ), obecnie doktorant (WPUJ). W Ha!arcie zajmuje się różnymi rzeczami. Myśli o sobie jako o literaturoznawcy (miłośnik prozy), czasem para się krytyką literacką. Dyrektor programowy Festiwalu im. Jana Błońskiego.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information