Polskie drogi (4): Życie na kredycie i inne perypetie młodych Polaków

Jakub Socha

Co robi dwudziestokilkuletni chłopak, gdy dowiaduje się, że jego dziewczyna jest w ciąży? Kupuje pierścionek z brylantem, a potem bierze kredyt na wielkie mieszkanie w Warszawie, którego nie może spłacić. Co robi reżyser przed tym, jak zabija kredytobiorcę, żeby ten nie musiał się już męczyć z długiem?

Pokazuje białą panterę, która zjada małego ssaka razem z futerkiem. Co robi świeżo upieczony ojciec rodziny, gdy okazuje się, że jego sklep z płytami gramofonowymi, w którym sprzedaje – uwaga! – płyty Led Zeppelin, wpada w długi? Bierze to, co zostało w sklepowej kasie, i idzie do kasyna, gdzie wszystko przegrywa. Co robi Robert Wichrowski, autor Karuzeli, bo o niej tu mowa, żeby jakoś rozwinąć ten wątek? Każe swojemu bohaterowi w ramach nowego biznesplanu jechać na misję do Afganistanu, a wcześniej nasyła na niego bezwzględnego gangstera.

Mamy w Karuzeli czwórkę młodych bohaterów: Rafała, Magdę, Piotra i Natalię. Niby to tylko czworokąt, ale czworokąt także jest, czego dowodzi reżyser, poważnie skomplikowaną figurą. Komplikację powoduje to, że Rafał jest najlepszym przyjacielem Piotra; Piotr żeni się z Magdą; Magda kocha Rafała; Rafał chodzi z Natalią; Natalia jest przyrodnią siostrą Piotra, Piotr jest przyrodnim bratem Natalii; Magda nie przepada za Natalią; Rafał kocha Magdę; dziecko Piotra i Magdy jest tak naprawdę dzieckiem Rafała i Magdy. A to dopiero początek. Natalia mieszka z ojcem, który dawno temu odszedł od matki Piotra, po czym ona zaczęła pić, aż wreszcie umarła. Piotra wychowali tak naprawdę rodzice Rafała. Rafał, idąc w ślady Piotra, również zaciąga się do polskiej armii. Ojciec, żyjący obecnie w Niemczech, jest jedynym poważnym klientem, który robi zakupy w sklepie Piotra (robi to oczywiście incognito, żeby nie denerwować syna, który nie potrafi mu wybaczyć). Tych komplikacji starczyłoby spokojnie na cztery sezony latynoskiej telenoweli. Wichrowski, żeby zrelacjonować perypetie rzeczonej czwórki, potrzebuje zaledwie półtorej godziny, co samo w sobie jest sporym wyczynem.

 

 

Mimo że wywrotek i losowych wypadków jest w Karuzeli całkiem sporo, film jest zabójczo statyczny. Młodzi, ustawiani przez reżysera na tle malowniczej przyrody i europejskich miast, przez cały czas rozmawiają: na balkonach, w parkach, kuchniach, jadalniach, ławeczkach, ścieżkach w parku. Rozmowa, wiadomo, ludzka rzecz, tylko niech z niej coś wynika, choćby to, że język mąci, a ludzie gubią się w nim i zupełnie nie wiedzą, co tak naprawdę chcą powiedzieć. U Wichrowskiego słowa nie mówią nic o bohaterach, są recytowanymi na szkolnym apelu sloganami, zwykłą zapchajdziurą między kolejnymi kuriozalnymi woltami, które przygotowuje dla nich reżyser.

Berlin Hauptbahnhof, Kreuzberg, Nowy Świat, afgańska pustynia. Wichrowski co rusz zmienia dekoracje, bo przecież robi kino z oddechem, które opowiada o obywatelach świata – polskich studentach. Tylko że ci polscy studenci jakoś nie mogą z tej Polski zrezygnować. Najciekawsze w Karuzeli są właśnie te zapasy między nowoczesnością i tradycją, między światem a krajem nad Wisłą; zapasy, z których reżyser chyba sam sobie nie zdaje sprawy – pewnie dlatego, że są to zapasy w jego głowie. Bohaterowie niby piją wino, ale przepijają je wódką; niby trzymają na półce album z fotografiami prac duetu Kwiekulik, ale na czymkolwiek, co miałoby choćby znikomy związek z kulturą, raczej ciężko ich złapać; niby chcą studiować, ale tak naprawdę wolą bić się i rodzić dzieci.

 

 

Życie młodego Polaka rozgrywa się u Wichrowskiego między barem, rodziną, kasynem, ławką i armią. A młodej Polki – między barem, rodziną i parkiem. Film jest w jakimś stopniu wariacją na temat piosenki Alicji Majewskiej Jeszcze się tam żagiel bieli. Panowie na wojnie, panie w domu. Panowie łożą na kredyt, panie, kiedy tylko panowie chcą (i kiedy już wrócą z frontu), rozkładają przed nimi nogi. Wszyscy są tak samo nieszczęśliwi, ale ciężko im współczuć – sami są w końcu sobie winni. Nikt nie kazał im prowadzić kuriozalnych biznesów, kupować mieszkań, na które ich nie stać, iść do armii, rodzić dzieci, rzucać studiów. To nie tragedia antyczna, jak chciałby reżyser, to pospolita głupota.

Podejrzewam, że w tym z założenia poważnym filmie Wichrowski chciał opowiedzieć o desperacji młodych, żądzy posiadania, erotycznej ekstazie, niespełnieniu, męskiej przyjaźni, damskich potrzebach, wojnie, przemocy, ojcostwie, macierzyństwie, rodzicielstwie, polityce zagranicznej i polityce socjalnej. Wszystko to jednak jest w Karuzeli zupełnie wirtualne: nieistotne, banalne i śmieszne. Tak naprawdę poruszający jest tu tylko los zwierząt – wspomnianego wyżej futrzaka i nie wspomnianego jeszcze przeze mnie kotka. Pojawia się on w końcówce filmu. Natalia, studentka weterynarii, właśnie rozstała się z Rafałem. Widzimy, jak wychodzi po raz ostatni z ich wspólnego mieszkania – pod pachą trzyma kota, podarowanego jej kiedyś przez Rafała. Dziewczyna jednak nie zabiera go ze sobą, tylko wypuszcza, samego jak palec, na podwórze między kamienicami. Ciężko zrozumieć, jak można być tak bezmyślnym, okrutnym i egoistycznym. Naprawdę, tego się nie robi kotu!

• • •

Czytaj także:

• • •

Jakub Socha – krytyk filmowy, redaktor w piśmie dwutygodnik.com, gdzie kieruje działem filmowym. Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Kinie” i „Filmie”. Pochodzi ze Stalowej Woli, mieszka w Warszawie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information