„I pojechali” – jak to mówią (kto tak mówi?). Leniwi, włóczący się staruszkowie nie myśleli nawet rzucić pożegnalnego spojrzenia na nasz samochód – starego Volkswagena. Tata kumpla przywiózł go jeszcze z przedunijnej emigracji, było cacko, było. Wydająca niemieckie jęki maszyna niosła naszą czwórkę, dziwną czwórkę, ciekawą czwórkę. Był Kumpel, jego dziewczyna, jego siostra, ja... i długi czas niewidzenia się z nimi, długie również wspomnienia z dawnego widywania się. Nerwowe ruchy kierownicą, „Aneta – spokojnie, patrz, jak jedziesz...”, ja patrzyłem, szukałem gdzieś w tych nieotwierających się oknach czegoś, gdzieś, czegoś, nie wiem czego...
Julia Wolf: Osobiście lubię podróżować, obecnie opiszę pankowy festiwal w Maniowach, gdzie wespół z zespołem On Yer Bike przeżyliśmy wiele ciekawych przygód. Fest w Maniowach był spędem dość żenującym, ale w gruncie rzeczy udanym. Postaram się być sprawiedliwa, ale jeśli odpłynę w rejony filisterskiego sarkazmu, żeby ironicznie odmalować folklor punkowych festiwali, to za zdradę sceny niech dostanę nauczkę na całe życie.
Nieśpiesznie wplątuję się teelką ze Śląska w Wielkopolskę. Jakoś tak się utarło w opowieściach z tego kraju, że kolejami zwiedza się go najwietrzniej, trochę bardziej rzeczowo. Sam nie wiem, który raz jadę tą trasą i wnioskuję, że poza paroma ceglanymi pokurczami i obrysami z czasów młodości Tateckiego, jest wyjątkowo niewarta zachodu. Dzisiaj zaczynają się też te wszystkie mistrzostwa. Częściowo więc wygodnie mi, że ślizgamy się takim pobocznym łukiem, naród połowicznie wymknął się z mojego dworca w stronę Wrocławia, z którym mam same złe wspomnienia. Na wysokości Kępna widzę parkę dzieciaków całujących się na zamkniętym przybytku dworcowym. Przypomina mi się Hłasko. Dalej Ostrzeszów, zatknięty łebek lalki na kijku. Monotonne sklejki działek, wieże triangulacyjne, ze dwa silosy, ziemie niczyje.
Lubaczów był golony. Poczciwym robotnikom całe dnie schodziły na pozbywaniu się znudzonych parkowych drzew, którym najwyraźniej nie spieszyło się na tamten świat. Właściwie to, choć dni spróchniałych dębów, olch i topoli były policzone, wszystkie inne okoliczności przedłużały jeszcze to fatalne oczekiwanie na egzekucję, bo albo deszcz padał, albo śnieg, albo wiało. A państwowa robota może poczekać, a pewnie…
Podróżowanie po naszej ojczyźnie krwią i łzami okupionej generuje kosmiczne doznania nawet na najkrótszych trasach. Swojego czasu z Dworca Głównego w Krakowie jeździł do Wadowic specjalny „pociąg papieski”. Zatrzymuje się na stacjach Płaszów, Łagiewniki, Skawina, Kalwaria Zebrzydowska, no i naturalnie Papieskie Miasto.