Jan Bińczycki - Totusem po szynach mknę!

Podróżowanie po naszej ojczyźnie krwią i łzami okupionej generuje kosmiczne doznania nawet na najkrótszych trasach. Swojego czasu z Dworca Głównego w Krakowie jeździł do Wadowic specjalny „pociąg papieski”. Zatrzymuje się na stacjach Płaszów, Łagiewniki, Skawina, Kalwaria Zebrzydowska, no i naturalnie Papieskie Miasto.

Wedle tego, co napisano na stronie www.pociag-papieski.pl: ze względu na malejące zainteresowanie podróżowaniem tym pociągiem, trasa została zlikwidowana. Obecnie pociąg pomalowany w barwy papieskie przeznaczono do codziennej obsługi linii Kraków – Bielsko-Biała. Od 2010 roku pociąg papieski kursuje również często na trasie Zakopane – Kraków – Zakopane. Zrozpaczony upadkiem tej nowatorskiej formy transportu, która łącząc posługę duchową z komunikacją, nie tylko wiozła, lecz także „ubogacała”, przeklejam raptularz podróży sprzed czterech lat.

Miałem się karnąć do kolegi z koła naukowego, żeby przybił mi pieczątkę na jakimś papierze potrzebnym do CV. To były ostatnie przedkryzysowe chwile prosperity, kiedy gminy i państwowe spółki mogły sobie pozwolić na popuszczanie wodzy fantazji i tworzenie ekscentrycznych inwestycji. Na wspomnianej stronie oprócz standardowego rozkładu jazdy wisiał dział „Idea”: Połączenie kolejowe z Wadowicami ma szczególne znaczenie dla osób pragnących odwiedzić miejsca związane z papieżem Janem Pawłem II. [...]Ta szlachetna inicjatywa jest podziękowaniem polskich kolejarzy papieżowi Janowi Pawłowi II za Jego pontyfikat. Pociąg papieski służąc pielgrzymom odwiedzającym miejsca związane z osobą Ojca Świętego Jana Pawła II, przyczyni się do szerzenia i propagowania Jego nauki.

Rozumiem pomysł i potrzebę świadczenia usług religijnych również w tak nowoczesnych formach jak autosakrum, serwisy różańcowe czy nawet gry religijne (kiedyś pojawił się taki produkt w kiosku obok, nie kupiłem, teraz żałuję, chcąc się ubogacić duchowo przy jednoczesnym odprężeniu).

I pragnę z całą mocą podkreślić, że się nie naśmiewam. Mili Państwo, zaprawdę powiadam wam – doznałem! Poczułem się jakbym dostał się na casting do ekranizacji Pątników z Macierzyny.

Dobra, teraz o tym, jak było. Oto ja, grzeszny, nędzny robak unurzany w pornograficznej kulturze śmierci, od lat trapiony rozterkami natury religijnej, muszę się karnąć do miasta Papieża Polaka i Emila Zegadłowicza – za życia wyniesionego ku najwyższym powiatowym zaszczytom, a po „Zmorach” zeń strąconym (odebrano honorowe obywatelstwo oraz patronat nad ulicą i świetlicą w miejskim gimnazjum). A że podróże busami to osobliwe połączenie hazardu i survivalu (a zarazem temat na osobne zwierzenie) postanowiłem zawierzyć państwowej kolei. Wpadam na pierwszy peron Dworca Głównego. Pędzę na złamanie karku. W ostatniej chwili wpadam do złotawego bolidu (bo trasę obsługiwał rodzaj szynobusu) ozdobionego napisem Totus Tuus i, łapiąc oddech, uderzam do motorniczego – Do Wadowic raz, proszę, a on – To jest pociąg specjalny. Ja – Że tym lepiej. – To pan siądzie, bo ja muszę włączyć.

Myślałem, że chodzi o przycisk start i ultranowoczesna Totus torpeda nie potrzebuje żadnych innych zabiegów poza jego wduszeniem, że wiedziona pospołu natchnieniem religijnym i mocą obliczeniową pokładowego komputera, sama powiedzie do celu. Pudło. Nastąpiło klasyczne WTEM. Melodia Barki rozbrzmiała we wnętrzu tego pielgrzymkowego wehikułu. Ruszyliśmy. Konduktor oznajmił przez głośnik:

– Załoga pociągu papieskiego wita Państwa serdecznie. Podróżujemy kolejowym szlakiem Jana Pawła II (tu nastąpiło wyliczenie kolejnych stacji, co zrobiłem na początku). Informujemy Państwa, że na stacji docelowej, Wadowice, można nabyć okolicznościowe pamiątki, między innymi: breloki, czapki, smycze, koszulki, przypinki oraz płyty DVD i kasety VHS.

 

 

Na ekranach pojawiły się portrety JPII, z głośników wybrzmiały pieśni religijne na rzewną nutę, co rusz przerywane dżinglem TV Trwam, bo vidżejkę zrobiła bodaj Fundacja Lux Veritatis. No i jedzie ten żółtozłoty pociąg, jadą zakonnice, kilka rodzin, kamizelki a'la łowieckie, adidas produkcji chińskiej, sandał produkcji krajowej, herbata w butelkach po fancie, jadę ja – ten, co zbłądził, a chce zawierzyć, Jonasz w brzuchu stalowego wieloryba. Jadę, jadę, robię zdjęcia kolejnym stacjom i krajobrazowi. Od słońca zaczęły mi łzawić oczy. Przeniosłem wzrok do środka. Na przeciwko siedziała kobieta po pięćdziesiątce. Popatrzyła na moje łzy, przymknęła oczy, położyła dłoń na sercu i ze zrozumieniem pokiwała głową, że wzruszenie jej też się udzieliło i że ona wie, że rozumie, że tak synku, wiem, taki piękny pociąg. Głupio mi. Nie przeżyłem szczerze, nie umiem, mimo że pod koniec studiów zaczytywałem się „Frondą”. TV Trwam, owszem, lubię, bo to jedyna w świecie ambientowa telewizja, no ale mimo szczerych chęci, nie daję rady. Nie pójdzie to wprost w serduszko, bo sczerniało, jedna kuracja chórem dzieci i góralskimi skrzypkami nie rozpuści osadu z lektur nieprawych i myśli nieczystych.

Podróż takim pociągiem to moc wrażeń. Podobało mi się. Przy okazji dowiedziałem się o istnieniu Stowarzyszenia Kolejarzy Katolickich, które przyczyniło się do powstania Totus Torpedy. Myślałem, że nic mnie nie zaskoczy, ale dojeżdżamy do Wadowic! Wysiadam nadal nie mając nic przeciwko i demokratycznie uznając, że komuś to może dobrze służyć, a tym czasem, Drodzy Pielgrzymi, po nabyciu okolicznościowych: breloków, koszulek, broszurek, kubeczków, z dworca udajemy się w kierunku Rynku. Przechodząc przez tunel pod jezdnią zwróćmy uwagę na bogaty zbiór sentencji, ludowych mądrości i obywatelskich spostrzeżeń umieszczonych na ścianach. Warto przystanąć w zadumie i pomyśleć nad sprawami świata, bo ze sfery sacrum wkroczyliśmy w profanum, prawdziwość naszego wzruszenia zostaje wystawiona na próbę – tylko najodważniejszy i najbardziej prawy śmiałek przedrze się przez pogański korytarz bez szwanku. Już po pierwszym schodku ujawnia się napis dzielnicowy to chuj. Reszta na zdjęciach.

 

 

Idę, mijam nieczynne kino, niedziela sączy się leniwie, w końcu Rynek. I tu kolejne – WTEM! Z nagła miasto zamienia się w park tematyczny. Papieskie kremówki, papieski bankomat, papieski magistrat. Kolega już czekał. Wracałem busem.

 

 

• • •

Dryf – spis artykułów

• • •

Jan Bińczycki (ur. 1982) – absolwent Wiedzy o Kulturze na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz podyplomowych studiów nt. kultury najnowszej w Instytucie Kultury UJ, doktorant Wydziału Polonistyki UJ. Interesuje się zagadnieniami gender w dwudziestowiecznej literaturze polskiej (planowany tytuł pracy doktorskiej „Kategoria męskości w prozie Emila Zegadłowicza”), zjawiskami z pogranicza literatury i socjologii miasta oraz kontrkulturą. Wokalista efemerycznych grup punkrockowych, ostatnio Galizien Glamour.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information