Przewodnik po człowieku (5): Haluny, hej
Ostatni raz halucynacje miałem dzień po śmierci Tomasza Pułki.
W nocy otrzymałem telefon od przyjaciółki, potem, na następny dzień, pojechałem do Instytutu, gadałem tam z chłopakami, nie było nikomu lekko – i ustawiłem się z jednym kolegą, poetą z Katowic, który aktualnie był u innego kolegi, nie miałem palenia, nikt chyba nie miał w ten dzień palenia, ale za to…
– Ryba, reflektujesz na kwasa?
Zjedliśmy kwasa, był duży papier i stwierdziliśmy, że jemy kwasa, aby godnie uczcić śmierć kolegi. Poszliśmy, mijając katowicką katedrę, w stronę Parku Kościuszki; tam siedliśmy na ławce i wtedy…
Liście drzew uformowały się we fraktale, ale zgodnie z kształtami liści i koron drzew, po chwili (chwiiiiiiiiliiiiiiiii…), fraktale uformowały się w tagi z murów, barwy zielone, żółte i jasnoniebieskie. Zajebiste tagi, takie jak na murach, gdy wjeżdża się z południa Polski do Radomia; pełna profeska. Nagle te tagi pojawiły się jako napis na ciężarówce (SPEDYCJA) i – odjechały wzdłuż koron drzew!
– Łukasz, ja pierdolę…
Oczywiście towarzyszyły temu pełne temperamentu dyskursy. Poszliśmy do sklepu po chleb i wodę i zeżarliśmy chleb, rozrywaliśmy go na strzępy na kładce nad autostradą i mniam mniam mniam. Przypomniałem sobie nagle następną halucynację, sprzed wyprawy do sklepuuuuuuu. Otóż patrzę na chaszcze parkowe, patrzę i nie mogę oderwać wzroku, a tam wyrasta Angkor Wat, jakieś kompletnie pojechane ni to nagrobki, ni to kalaczakry i stupy między drzewami, trawa rozjaśniła się i falowała jak morze, chodnik zamienił się w sinusoidę i falował, jakby to były efekty specjalne do filmu obrazującego przejście umysłu z jawy do snu. Bardzo piękne.
W pewnym momencie położyliśmy się na trawie, spojrzałem z dołu, z ziemi, w korony drzew i zamieniły się w wirującą mandalę o barwach czarnych, zielonych i różowych, a w środku mandali pojawiła się gałka oczna i zaczęła się powiększać. I zbliżała się, coraz większa, i to tak szybko, że wstałem, jakby mi to się śniło, zziajany, złapałem równowagę wewnętrzną i usiadłem w Pozycji Niezłomnej. Poszliśmy dalej, ale nie wiadomo gdzie.
Największą halucynację, jaką miałem, to ta, podczas której kosmici porwali mnie w kosmos. Nagle lecę w kosmos. To znaczy kosmici ukradli mnie do swojego statku kosmicznego i zapakowali w taką folię do śniadań. Byłem szczelnie owinięty. Zauważyłem przez okrągłe okienko, jak zmykają galaktyki, przesuwają się całe konstelacje gwiazd, wstrząsające. Patrzę, a oni debatują, jakie eksperymenty na mnie przeprowadzać i zorientowałem się, że chcą mi na żywca zrobić sekcję zwłok. Przerąbane. Spierdalać, na pomoc! Rozerwałem tę folię, ocknąłem się z halucynacji w lesie z rozerwanym workiem, z którego kapały ostatnie krople rozpuszczalnika ftalowo-karbomidowego…
Prawdziwym przypałem jest widzieć film kolegi, gdy właśnie go ma. Krzywy, bo taka jego ksywa, został uwięziony przez księżyc w klatce. Uciekł z niej i wpadł w jeżyny. Wrócił do rzeczywistości, tarzając się w jeżynach. Krzycząc. To najgorszy powrót do rzeczywistości. Krzycząc, leżał w jeżynach, w paputkach.
Nigdy nie widziałem człowieka tak odrapanego do krwi.
Nigdy nie jadłem grzybków.
• • •
Czytaj także:
- Robert Rybicki - Przewodnik po człowieku (7): O słowie
- Robert Rybicki - Przewodnik po człowieku (6): O niczym
- Robert Rybicki - Przewodnik po człowieku (4): Rzygi
- Robert Rybicki - Przewodnik po człowieku (3): Zimno
- Robert Rybicki - Przewodnik po człowieku (2): Sraka
- Robert Rybicki - Przewodnik po człowieku (1): Głód
• • •
Robert Rybicki (1976) – poeta, który przeprowadził się do Wrocławia. Aktualnie pracuje nad tomem Dar Meneli.