Spacerkiem przez krajobraz preapokaliptyczny, czyli ratuj Puszczę, póki możesz

Dawid Juraszek

Chcę się przejść, przewietrzyć. Nieważne, że gorąco, że daleko. Chcę po drodze posłuchać ostatniego albumu Depeszów, łyknąć piwa, pstryknąć jakiś przełącznik w mózgu i po prostu zapomnieć. Ale się nie da. A co ważniejsze, nie wolno.

Wysokościowce migoczą reklamowo na tle rozjarzonego wieczorną poświatą nieba, rzucając jaskrawe błyski na ciemne wody Rzeki Perłowej. Kolorowe jak choinki promy prą przez leniwy nurt wzdłuż wysadzanych białokorymi drzewami brzegów. Za kamienną balustradą suną tłumy, wpatrzone w smartfonowe ekrany, oblegające przychodnikowe siłownie, jeżdżące na rowerach, rolkach i segwayach, roztańczone w takt ryczącej z przenośnych głośników muzyki, pałaszujące słodkie, słone, ostre i kwaśne przekąski, skupione na ćwiczeniach taichi, łowiące ryby, zajęte gadaniem. Setki, tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi, kilometr za kilometrem, od obrosłych patyną czasu kolonialnych gmachów wyspy Shamian, po optymistycznie sięgającą swoimi ponad sześciuset metrami w przyszłość Canton Tower. Są po robocie lub po szkole, wieczorny mrok przyniósł im trochę ulgi, więc bez celu spacerują, rozluźnieni, weseli.

I tak ma być, uśmiechają się ci na górze. Cieszcie się, ludziska: obywatel spacerujący, rozluźniony i wesoły to obywatel zadowolony, a więc niekłopotliwy. Od poważnych spraw to jesteśmy my, a wy od bawienia się i robienia kasy. I lepiej będzie dla wszystkich i każdego z osobna, by tak zostało. Rozumiemy się?

 

Where's the revolution?
Come on, people
You're letting me down

 

Pod Zwrotnikiem Raka żar jest omal nie do zniesienia przez większą część dnia i roku. Goreją zwłaszcza metropolie, cierpiące z powodu efektu tzw. miejskiej wyspy ciepła. Ludzie wychodzą masowo dopiero po zmroku, noc i dzień spędziwszy w klimatyzowanych wnętrzach mieszkań, biur, hoteli, szkół, sklepów, restauracji, galerii handlowych, metra, autobusów, samochodów. Jeśli już muszą wychynąć na zewnątrz za dnia, często osłaniają się parasolkami z filtrem UV. Byle nie wystawić się na żywioł bardziej, niż to absolutnie konieczne, byle się schronić w ludzki świat przed światem naturalnym.

Gdyby ktoś chciał rozłożyć wielomilionowe miasto na łopatki, wystarczyłoby wyłączyć prąd. W dwadzieścia cztery godziny tonący we własnym pocie mieszkańcy skapitulowaliby bezwarunkowo. A temperatury wciąż rosną.

 

The course has been set
We're digging our own hole

 

Na pozór nie dzieje się nic specjalnego. W sklepach jak zwykle pełno klientów, w urzędach tłoczno od interesantów, autobusy trąbią, ludzie spieszą do pracy. Rozmowy dotyczą zwykłych codziennych spraw, plany na przyszłość obejmują zakup nowego gadżetu, wyjazd, ślub. Ale cała ta krzątanina tylko maskuje rzeczywistość: mamy zaledwie 5% szans, by ograniczyć wzrost temperatury do uzgodnionych w Paryżu 2 stopni Celsjusza. A to i tak byłoby za gorąco.

Na pozór działamy na rzecz rozwiązania problemu. Inwestycje w energię odnawialną postępują: choćby ostatnio Chiny dołączyły do Francji i Wielkiej Brytanii, zapowiadając odwrót od silników spalinowych. Ale rozłożone na dekady przechodzenie na samochody elektryczne i inne kompromisy z grupą trzymającą władzę nad paliwami kopalnymi to za mało. Znany nam świat naprawdę może nie przetrwać.

 

We are not there yet
Where we need to be
We are still in debt
To our insanities

 

To nie jest tak, że dopiero teraz dotarła do nas nagle ta zła wiadomość. Przed załamaniem klimatu przestrzegano nas od dawna, ale łatwiej było ścigać te same znamiona statusu, które tak imponowały nam w poprzednich pokoleniach, łatwiej było ścigać te same wskaźniki wzrostu, które wyniosły do władzy poprzednie elity. A teraz nas samych ściga czas. I całkiem możliwe, że nie ujdziemy w porę.

 

And oh we had so much time
How could we commit the worst crime

 

Tłumy – te, przez które teraz się przeciskam, ale i wszystkie inne, wszędzie – muszą uświadomić sobie prostą prawdę: że wnuki i dzieci beztroskich spacerowiczów – a także co młodsi spośród nich samych – najpewniej nie będą żyć tam (i tak), gdzie (i jak) ich przodkowie. Dlaczego? Bo nie będą mogli, nawet gdyby chcieli. Żeby choć odsunąć najgorsze w czasie, nie obejdzie się bez głębokich zmian i bolesnych wyrzeczeń. Ale tłumy nie chcą sobie niczego uświadomić. I nikt nie usiłuje zrobić tego za nie, bo to źle wpłynie na spacery, rozluźnienie i wesołość.

 

Blame misinformation
Misguided leaders
Apathetic hesitation
Uneducated readers

 

Idę patrząc na te piękne, barwne wieżowce, słuchając nierównego, a i tak wymiatającego Spirit Depeche Mode i wizualizuję sobie, jak to wszystko będzie wyglądać po klimatycznej apokalipsie. Czy biurowce i apartamentowce zmienią się w klimatyzowane twierdze, z których śmiałkowie wychodzić będą tylko w skafandrach? Czy koczować w nich będą ledwo dychający uchodźcy z jeszcze gorętszych krajów dalej na południu? Czy też będą stały zrujnowane, puste i ciche w martwym krajobrazie?

A potem próbuję sobie zwizualizować, gdzie się podzieją te wszystkie wysiedlone upałami, suszami, powodziami, tajfunami i wojnami o zasoby miliardy. Próbuję multiplikować w głowie znany z europejskiego podwórka tzw. syryjski kryzys uchodźczy, żeby uzyskać choć zbliżony obraz tego, co czeka wszystkich – także tych w Polsce i gdzie indziej, którym się wydaje, że ich chata z kraja. Próbuję. I poddaję się.

 

We're going backwards
Ignoring the realities
Going backwards
Are you counting all the casualties?

 

Retoryczne pytania Dave'a Gahana przechodzą bez echa. W tchnących jaskiniowym chłodem salach rozmawiamy o świecie, którego nie widzimy zza zaciągniętych szczelnie przeciwsłonecznych zasłon. W pędzącym niekończącymi się grotami tuneli metrze marzymy o pustych rozrywkach. W betonowych pieczarach domów trupami zwierząt hodowlanych karmimy domowe zwierzaki, nie widując nigdy na własne oczy dzikiego zwierza. Nasza współczesna egzystencja napędzana jest technologią, której paliwo niszczy jedyny świat, w którym ta egzystencja jest w ogóle możliwa.

 

We're going backwards
Armed with new technology
Going backwards
To a cavemen mentality

 

Niby zebraliśmy się pod wyniosłym symbolem tryumfu ludzkiej przemyślności, wszyscy razem, by negocjować, podpisywać, ratyfikować – i podjęliśmy właściwą decyzję dla dobra ogółu, dla przetrwania planety. Niczym w postępowych dziełach science-fiction, w porę zrozumieliśmy, że czynimy źle, że grozi nam zagłada, i daliśmy z siebie to, co najlepsze, by dowieść, że zasługujemy na przetrwanie.

Niby – bo w rzeczywistości daliśmy z siebie, czy raczej tylko przyrzekliśmy dać, zaledwie tyle, ile nie zaszkodzi zanadto systemowi, a niektórzy z nas (nie muszę chyba wskazywać palcem?) dalej robią swoje, korzystając z cienia, który rzucił taki jeden, drugi największy obecnie winowajca, wypowiadając głośne i głupie „Nie!”.

Język nam nie pomaga. Mówimy neutralnie, wręcz flegmatycznie, „zmiana klimatu”, choć bardziej realistycznie byłoby mówić o zapaści lub załamaniu klimatu. Mówimy miło i przyjaźnie „ocieplenie”, choć do czynienia mamy raczej z przegrzaniem. Słowa uspokajają nas, zamiast pobudzać do czynu. I zbyt wielu z nas skwapliwie z tego korzysta, by się bawić i robić kasę.

 

And you know we're sinking
We could fade away

 

Może i jestem pesymistą. Tak, zaczynam się mentalnie przygotowywać na surrealistyczną, lecz realną ewentualność, że szybciej, niż nam się wydaje, świat, który znamy, się skończy. Nawet nie trzaskiem czy hukiem, skomleniem czy krzykiem rozpaczy, tylko przeciągłym, zdziwionym „Oooo? A przecież kazano nam się bawić i robić kasę...”.

Ale nie znaczy to, że płaczę: „Nic się już nie da zrobić!”, że krzyczę: „Lasciate ogni speranza!”. Nadzieja ciągle jeszcze jest. Musisz tylko przestać przymykać oczy lub liczyć, że jakoś to będzie, że zdarzy się cud. Musisz wziąć się porządnie do roboty, na własną rękę. I to już – bo im dłużej czekasz, tym będzie trudniej. Zmniejsz zużycie. Ogranicz marnotrawstwo. Zmień nawyki. Usprawnij procedury. Wywrzyj presję. Daj przykład. Przekaż dalej. I wpłać datki – na ratowanie Puszczy, na pomoc dzikim zwierzętom, na ochronę bezmyślnie niszczonej przyrody, od której zależy wszystko.

• • •

Czytaj także:

• • •

Dawid Juraszek (1979) – pisze opowiadania, powieści i artykuły, przekłada książki i wiersze, redaguje antologie, współpracuje z www.polska-azja.pl, wykłada na uniwersytecie, mieszka w Kantonie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information