Zjednoczone Siły Królestwa Utopii [fragment 3]

Dariusz Orszulewski

Wszyscy, których poznałem, po miesiącu porażek okrzepli. Mięczaki, wrócili do Polski. Ja zostałem, choć nie okrzepłem. Pierwszy miesiąc zrobił ze mnie chochoła. Łatwopalną, wyblakłą, słomianą kreaturę. Postanowiłem, że zmienię to na święta. Bałem się popaść w apatię, bałem się Wigilii w samotności. Po raz pierwszy w życiu samodzielnie miałem wysłać życzenia wszystkim, którzy już o mnie zapomnieli. Truchtałem po całym West Hamie, od sklepu do sklepu, nie mogąc nigdzie kupić kartek z Jezusem. Lekko zdyszany spytałem się w końcu o nie ekspedientki. Ta odwróciła się i krzyknęła przez drzwi do koleżanki:

– Jenni!!! Mamy Jezusa?!

Jenni pojawiła się w drzwiach, rozanielona przedświątecznym nastrojem.

– Nie, ale mamy renifera Rudolfa.

Akademik zaczął pustoszeć. Kilku mieszkańców się poddało, kilku wyjechało na święta. Ci, którzy zostali, chcieli ten okres przepracować. Po pierwsze po to, żeby nie rozmyślać o zostawionej w Polsce rodzinie, a po drugie z powodu wyższej stawki za godzinę w dni wolne.

– Wiesz, że tutaj rozpada się większość polskich związków?

Jaro na Wyspy przybył pół roku temu, zaraz po ukończeniu studiów. Przyjechał z dziewczyną.

– Nie liczę tego dokładnie, ale na moje to zdecydowana większość się rozpada. Jak jedno zostaje w kraju, to zwykle dlatego, że jest szczęśliwe w Polsce. A drugie, jeśli już przywyknie do tutejszych zarobków, nie będzie chciało wracać do tauzena miesięcznie. To jedna grupa.

Jaro, kiedy o tym mówił, sprawiał wrażenie człowieka, który wszystko planował. Jakby cały mechanizm rozpadu tutejszych związków był jakimś jego programem, którego zasady działania musiał mi wyjaśnić.

– Druga kategoria to związki, które wyemigrowały razem.
– Jak twój.
– Jak mój. I wtedy jedno poznaje obcokrajowca.

A może po prostu chłopak był zgorzkniały?

 

***

 

Święta za dziesięć dni. Mowy nie ma o rodzinnej atmosferze wśród akademikowej braci, tak jak też mowy nie ma o rodzinnym gnieździe, gdzie do wigilijnej kolacji zasiadałbym jako ojciec i mąż. Nie miałem do kogo wracać po pracy, nie miałem ulubionego fotela ani nawet programu telewizyjnego. Wszystko, przed czym uciekałem przez lata, w jednej chwili wydało mi się potrzebne. Kiedy snułem się wystrojonymi ulicami centrum i oglądałem wystawy sklepów, dotarło do mnie, że chcę do domu. Własnego, bo nie miałem komu kupować prezentów.

– Jaro, czy ciebie nie ciągnie do domu na święta? Masz tam przecież kogoś.
– Powiem ci, co zrobimy.

 

 

ZAMÓW KSIĄŻKĘ W NASZYM E-SKLEPIE, TYLKO 19,99 ZŁO!

POWIEŚĆ DOSTĘPNA TEŻ JAKO E-BOOK: VIRTUALO, NEXTO, EPLATON

***

 

Ośmiu chłopaków pozamykanych w swoich pokojach, słuchających muzyki albo gadających przez telefon z rodzinami, włączony telewizor. Ani jednej bombki, uschniętej choinki czy zdechłego karpia. Najcichsza wigilia w moim życiu. Siedzieliśmy z Jarem na łóżku i jedliśmy galat z octem. Ale ponieważ nam nie szło, Jaro zaproponował:

– Zawołajmy chłopaków, zjemy razem.

Żadnemu się nie chciało. Woleli oglądać film albo powisieć na linii z rodziną. Zaproponowałem więc, żebyśmy poszli do parku.

– Po co?
– Popatrzymy na kaczki.

Jaro spojrzał się na mnie jak na idiotę, po czym nałożył sobie dodatkową porcję żelatyny i polał octem.

Dopadł mnie dół. Nie jestem wyjątkowo sentymentalny czy rodzinny, więc nie umiałem sobie tego stanu wyjaśnić. Wszyscy czekali na święta, a ja pragnąłem się wypisać. To tak, jakby wszyscy rozmawiali o piłce nożnej, a ja, nie znając się na niej, chciałbym zmienić temat. Poczułem się inny.

 

***

 

Odwrócił się jak obrażona baba i poszedł do swojego pokoju. Wrócił po paru minutach, kiedy debatowaliśmy w najlepsze o wiosennych porządkach.

– Nie mów mi, że nie mam nic do roboty, bo mam. Ty nie wiesz, co ja robię. Nikt nie wie! Niczego nie rozumiecie! I ty też nic nie rozumiesz!

Miałem nadzieję, że się uspokoi, i wolałem nic nie mówić. Reszta też go zignorowała, starając się przekonać Monikę, że ten dom od dawna doskonale obywa się bez sprzątania. Wiosenne porządki były dla nas takim samym mitem jak te świąteczne. A ponieważ ostatnie święta nam nie wyszły, wielkanocnymi nikt nie chciał sobie zaprzątać głowy. Nie mieliśmy zamiaru ani cieszyć się, ani smucić.

• • •

CZYTAJ POPRZEDNI FRAGMENT

• • •

Kontakt w sprawie egzemplarzy recenzenckich: jakub.baran@ha.art.pl

• • •

Więcej o książce Zjednoczone Siły Królestwa Utopii Dariusza Orszulewskiego w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art

Zjednoczone Siły Królestwa Utopii w naszej księgarni internetowej

• • •

Dariusz Orszulewski

(1973) Debiutował książką Ssaki się leczą (Lampa i Iskra Boża 2003). Opublikował również Schab od Armaniego (2005), Ostatni tramwaj dla śpiących za miastem (2010) i Jezus nigdy nie był aż tak blady (2013). Identyfikuje się z poetyką liberatury. Mieszka w Anglii.

Czytaj dalej

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information