Symfonia złoczyńcy [fragment]

Doina Lungu

XI

OFIARA

 

Powiadam wam: Ten [celnik] odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten [faryzeusz]. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony.

Ewangelia wg św. Łukasza 18,14

 

Kiedy wrócił z konserwatorium, czuł na sobie krzywe spojrzenia, niektóre pełne współczucia. Całe miasto było wstrząśnięte tragedią, która spadła na rodzinę Nowaków. Tylko wiara i Ewa pozostały jego ostoją. Wszystko się zmieniło, nie tylko ludzie. Za każdym rogiem widział grzech, dlatego spędzał długie noce na modlitwie. Przysiągł sobie, że nigdy nie wejdzie do pokoju, w którym to wszystko się wydarzyło. Kupił ciężkie metalowe łańcuchy z myślą, że uwiężą jego cierpienie, ale jak bardzo nie usiłowałby walczyć, bestia w jego wnętrzu była silniejsza. Tak, Adam nigdy nie przewidziałby, że zamykając jedne drzwi, tak naprawdę otwiera drugie, dużo bardziej przerażające – drzwi prowadzące do jego duszy. Był nieobecny, milczący, surowy i tylko wspólne wieczory z Ewą dawały mu radość. Nie mógł powiedzieć, że był szczęśliwym dzieckiem, ale wówczas potrafił chociaż cieszyć się muzyką. Teraz, kiedy powrócił do domu, stracił wszystko. Ewa, obecnie pani Nowak, nie była już torturowana dziwactwami męża – wspierała go, jak na oddaną żonę przystało. Opatrywała mu rany, parzyła herbatę, ale nie zadawała pytań. Tego typu kobiety żyją tylko życiem męża, w niepewności i pośród dramatów. Ewa była bardziej spełniona przed spotkaniem Adama. A wszystko stało się jeszcze bardziej pogmatwane pewnego dnia, kiedy wyjeżdżali samochodem z Krakowa.

Padało, wiosna próbowała przejąć władzę nad naturą. Adam Nowak, wówczas dwudziestosiedmioletni, był ostrożny, jechał zgodnie z przepisami. Ewa siedziała koło niego, czytając mu fragmenty Biblii. Nagle poczuł ukłucie w skroni. Zahamował gwałtownie i zjechał na pobocze drogi. Otworzył okno. Czuł, jak otula go świeżość deszczu – tak jak w dzieciństwie. Kap, kap, kap… Krople wody dotykały jego twarzy. Czuł, jak nadchodzą z każdej strony! Gdzieś obok samochód ochlapał staruszkę, gdzieś dalej migotały światła jakiegoś baru, dochodziło ich skądś miauczenie kota… I nie były to zniekształcone dźwięki, ale muzyka, która zniknęła pewnego dnia z jego życia i którą uznał za straconą.

– Ewo, czuję ją! Ewooo! – krzyknął Adam i zemdlał.

Pozostawał nieprzytomny przez parę minut, po czym odzyskał świadomość i poczuł okropny ból głowy. Muzyka nie zniknęła. Adam żył bez niej przez parę lat, a teraz wróciła ze wzmożoną siłą. Ewa patrzyła na niego oniemiała, zastanawiając się, co powinna zrobić.

– Ewo, muzyka powróciła, nie mogę w to uwierzyć!

W takich przypadkach wystarczy uśmiech, pogłaskanie po plecach albo dodające otuchy spojrzenie. Ale problem nie znikał – teraz, kiedy powróciła muzyka, bóle głowy będą coraz mocniejsze.

– Wracajmy do domu! – westchnął.

Droga wydawała mu się strasznie długa… Mimo że mieli do pokonania zaledwie parę kilometrów. Nagle na poboczu wyłoniła się sylwetka młodej kobiety, która łapała stopa.

– Dziękuję za ratunek. Taka ze mnie zapominalska, że nie wzięłam ze sobą parasola i przemokłam do suchej nitki. Dokąd państwo jadą?

Dziewczyna miała około dwudziestu lat. Była ubrana w niebieską spódniczkę mini. W oczy rzucały się jej długie, niezadbane paznokcie pomalowane na czerwono.

– Do Wieliczki – odpowiedział Adam. – Masz tam coś do załatwienia?
– Sama nie wiem… Mogę jechać dokądkolwiek, byle uciec przez deszczem.

W dłoni ściskała gumę do żucia, którą pospiesznie wrzuciła do ust.

– Jak tu dotarłaś? – zapytał Adam.
– Mój zawód mnie tu przywiódł – odpowiedziała, głośno się przy tym śmiejąc. – Nie będę wam przeszkadzać, mam też czym zapłacić…

Adam spojrzał znacząco na Ewę. Nieznajoma była prostytutką, a więc łamała zasady moralne i zasługiwała na karę.

SYMFONIA ZŁOCZYŃCYJUŻ W SPRZEDAŻY!

W kampowym thrillerze Symfonia złoczyńcy jest szalony kompozytor-religijny fanatyk, jest para socjopatycznych lesbijek, są wreszcie ofiary okrutnych morderstw. Bohaterowie grzęzną w krakowskich barach, a ukojenia szukają w idyllicznej Wieliczce. Cała prawda o artystycznym światku Krakowa oczami mołdawskiej Masłowskiej. Autorka nigdy nie była w Polsce, ale od czego jest Google Street View?

 

* * *

 

Wieliczka jest gościnnym miasteczkiem. Po jakimś czasie okazuje się jednak, że tutejsze spokojne życie to tylko pozory. Tak jak wszędzie na świecie. Powodem są ludzie. Pozdrawiają cię, ściskają ci rękę, życzą wszystkiego najlepszego, ale do czasu. Jeśli nie jesteś naiwny, rozumiesz, że każdy uśmiech skrywa odrazę, że za każdym pozdrowieniem chowa się bezgraniczny smutek. Bo kiedy w grę wchodzi nasza reputacja i dobrobyt, potrafimy być dość przekonujący.

Adam Nowak nigdy się nie wyróżniał. Można było uważać go za dziwaka albo wariata, ale nikt nigdy nie oskarżyłby go o żadne okrutne czyny. Każdy z nas przeszedł przecież w życiu jakąś tragedię. Mieszkańcy Wieliczki znali go od małego, częstowali go cukierkami, widzieli, jak dorasta, jak się zakochuje, składali mu wyrazy współczucia po śmierci jego rodziców, traktowali go jak swojego, wyznawali tę samą wiarę. Trudno w tłumie odnaleźć potwora, zwłaszcza gdy zachowuje się zupełnie normalnie – płaci podatki, ma gościnną żonę, nie opuszcza żadnej niedzielnej mszy i uczy maluchy muzyki. Te fakty w żaden sposób nie demaskują bestii. Bestialstwo zaś panowało nad ciałem Adama, rzadko pozwalając mu na bycie sobą.

Po pierwszej zbrodni Adam poczuł się wszechmocny. Całe swoje dotychczasowe życie podporządkował woli matki, która unicestwiała jego osobowość, oraz przemocy ojca alkoholika, który bił go za przejaw każdej najmniejszej namiętności, przy całkowitej obojętności wszystkich wokół. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego matka miała rację – Bóg go chronił, dlatego go nie złapano. Adam triumfował, ale wiedział, że od tej pory musi być bardziej uważny.

Ku własnemu zdumieniu nie miał wyrzutów sumienia, tym bardziej że dzięki swojemu czynowi przestał być więźniem muzyki. Na widok purpurowej krwi czuł potrzebę wzięcia pióra do ręki. To, co zapisywał na kartce, było niezwykłe. Zbrodnia go wyzwalała, uwalniała z osłupienia, któremu poddany był w ostatnich latach, z koszmaru, który wydawał się nie mieć końca. Od tej pory miał być wolny, ale musiał też działać w sposób bardziej wykalkulowany i zgodnie ze słowem Bożym.

Według Adama grzech był wszędzie, ukrywał się w najbardziej sekretnych zakamarkach duszy, w każdym pragnieniu lub czynie mieszkańców Wieliczki. Gdyby tylko zależało to od jego woli, gdyby nie powstrzymywała go przezorność, zacząłby od swojego miasta… Na przykład rodzina Woźniaków, mieszkająca dom dalej, z pozoru uprzejmi ludzie, z tradycjami sięgającymi paruset lat, zabijała się o pieniądze. Adam wiedział, na co mają chętkę. Filip Woźniak lubił się targować, zwłaszcza zaś zarządzać pieniędzmi innych, które przyjmował jako wyraz wdzięczności. Otworzył swój własny gabinet medyczny gdzieś w centrum miasteczka i nie tracił okazji, by wyciągać pieniądze z kieszeni pacjentów. Był skąpcem i za wyjątkiem jakichś ekstremalnych sytuacji lepiej było trzymać się od niego z daleka.

Naprzeciwko mieszkała rodzina Kowalczyków. Nikt by nigdy nie pomyślał, że mogliby zawinić czymkolwiek, ale Adam znał namiętność żony do alkoholu. Korzystała z nieobecności męża, żeby urządzać pijatyki, a potem karała dziecko za wazon, który rozbiła miesiąc wcześniej. Ale jak mógłby ich zniszczyć, skoro był na widoku wszystkich? Już łatwiej byłoby zabić niedźwiedzia grizzly nożem myśliwskim niż ryzykować tutaj i stać się ofiarą plotkar, które z przyjemnością zeznałyby wszystko na policji. Musiał ustalić dobry plan, jeśli chciał czynić to dalej. Wieliczka poczeka – tymczasem Adam wyruszył na polowanie do Krakowa, gdzie czuł się panem sytuacji.

Od pierwszej zbrodni minęło pół roku i sytuacja Adama zdawała się pogarszać. Całe dnie leżał w łóżku, nie wydając z siebie ani słowa. Znowu stracił kontrolę nad muzyką. Wiedział, że jeśli w najbliższym czasie nie zgrzeszy, sam stanie się ofiarą.

Znalazł swój cel w barze. Gdzie, jeśli nie tam, grzech mógł uwić sobie gniazdko? Siedział cały dzień w knajpie, szukając człowieka, który byłby ucieleśnieniem nieuczciwości, zdrady i kłamstwa. I znalazł. Po wyjściu z knajpy ofiara, w stanie mocno nietrzeźwym, nie miała żadnych szans, bo ciemna ulica, pustki wokół i osłabienie nie były jej sprzymierzeńcami. Tym razem trafiła do piwnicy Adama, który przeczytał modlitwę i wymierzył jej parę kopniaków, po czym przypomniał jej grzechy, które popełniła. Tyle tylko że ofiara już nie oddychała i niczego nie słyszała – Adam robił to wszystko raczej dla własnego spokoju wewnętrznego, bo tylko w ten sposób, jak uważał, Bóg mógł wynagrodzić mu jego oddanie.

Podczas gdy na początku trzymał jeszcze swoją bestię w cuglach, z czasem jego potrzeby zaczęły się zwiększać, zwłaszcza wtedy, kiedy był już na najlepszej drodze do ukończenia swojego dzieła. Popełniał coraz okrutniejsze zbrodnie, a ofiary zakopywał na tyłach swojego domu. Była to wycieńczająca praca, która pozbawiała go sił. Czasem szarpał się nawet parę dni, żeby ukryć ślady po poczynionych okropieństwach, ale nic nie było w stanie odebrać mu satysfakcji, jakie te w nim wzbudzały. Potrafił kopać doły kilka nocy z rzędu, w największej tajemnicy, by nie wzbudzić podejrzeń sąsiadów.

W ten sposób dręczył policjantów, którzy rejestrowali rocznie kilka nieodkrytych zbrodni, co było po myśli poszukujących sensacji dziennikarzy. Adam czytał ogłoszenia w gazecie i uśmiechał się na widok nagród obiecywanych za podanie informacji na temat miejsca, w którym mógł przebywać zbrodniarz. Wkrótce ogród na tyłach jego domu zamienił się w cmentarz, ale jemu to nie przeszkadzało. Żeby nie wzbudzać podejrzeń, sadził tam warzywa, które nie wymagały szczególnej pielęgnacji.

Teraz przeszkadzał mu tylko fakt, że ludzie nie widzieli jego przesłania, każącego im pohamować żądze i oprzytomnieć, dlatego ryzyko, że kolejna osoba znajdzie się w jego ogrodzie, było coraz większe. Prędko jednak wszystkiego się dowiedzą, bo muzyka, którą komponuje, najpełniej opowie im o jego wysiłkach. Czasem zostawiał jakieś wskazówki, jak to się stało w przypadku dwóch prostytutek znalezionych na podwórku jednego z krakowskich bloków, kiedy to policja zaczęła podejrzewać, że ma do czynienia z seryjnym mordercą. Ale nie podjęła żadnych działań… Każdy człowiek się myli, a policja być może czekała na jakiś błąd Adama. Gdyby wykazał się jakąś słabością, z pewnością wsadziliby go do więzienia na dożywocie.

Kiedy dzieci popełniają błędy, niektórzy rodzice obwiniają się za to, że nie okazali im wystarczająco dużo uwagi czy troski, że nie było ich przy nich, kiedy potrzebowały wsparcia. Inni rodzice natomiast nie interesują się przesadnie ich pasjami, opanowani są przez własny egoizm i ambicje. Nie każdy człowiek jest dobrym rodzicem, dlatego każda jego decyzja powinna zostać rozważona dziesięciokrotnie, by nie wychował jakiegoś potworka. Adam należał do tych, którzy wychowali się sami na podstawie błędów rodziców. I w przeciwieństwie do ludzi przyzwoitych wybrał zło, które przemienił w nienawiść, oszpecając wszystko to, co miał w duszy najpiękniejszego.

Ludzie skazują zbrodniarzy, uważają ich za odpady społeczeństwa, przeklinają ich i widzą ich miejsce w otchłani piekielnej. Adam jednak nie należał do pozbawionych moralności morderców. Jego zbrodnie były dyktowane potrzebą wygonienia grzechu i nigdy nie dotknąłby niewinnego człowieka, człowieka bez skazy. Nie dotknąłby ani dziecka, ani sługi Bożego. Karał za żądze, sprawiając cierpienie tym, którzy w jego oczach w pełni na to zasłużyli.

Nie manifestował swojego okrucieństwa, kiedy ofiara była jeszcze żywa, ponieważ Bóg nie uczył go takiego postępowania. Z Ewą spędzał dni, podczas których czuł się oswobodzony, a muzyka nie powodowała wówczas u niego duszności. Chciałby mieć dziecko, które kontynuowałoby jego zajęcie, ale jak bardzo by tego nie pragnął, akt seksualny nie dawał mu tyle przyjemności, ile przemoc w stosunku do Ewy. Przypominał Onana, drugiego syna Judy, który wchodząc do pokoju żony swojego brata, tracił z siebie nasienie na ziemię, by nie spłodzić potomstwa. Jedynie na wspomnienie o Krystynie robiło mu się cieplej na sercu.

Każdy dzień był dla niego męką. Przestawał odróżniać jawę od snu, jakby znajdował się w śpiączce, mając przy tym otwarte oczy. Znosił cierpienie, które zmuszony był zaakceptować i przyjąć w życiu jako coś nieodzownego. Nie warto było go przeklinać, bo stawało się wówczas jeszcze cięższe, nie należało go ignorować, bo to z kolei groziło utratą zmysłów. Często powtarzał sobie, że zabił po raz ostatni, że symfonia jest prawie gotowa, ale wraz z nawrotami muzyki zdawał sobie sprawę, że poniósł klęskę, że namierzył nieodpowiednią osobę. Opierał się na intuicji, która go nie myliła: musisz zebrać żniwo i znaleźć człowieka, który ucieleśnia całe zło tego świata. Jedynie w ten sposób dzieło zakończy się sukcesem i dotrze do uszu wszystkich, a Adamowi nie pozostanie nic innego, jak tylko triumfować.

Wyobrażał sobie, że znajduje się w ogromnej sali. Tysiące ludzi czekało z niecierpliwością na początek koncertu, a on wciąż go przesuwał. Wypatrywał osoby, która przeleje swoją grzeszną krew za jego symfonię. W pierwszych rzędach zasiadły wygodnie: Duma, Pycha, Zazdrość, Gnuśność, Rozpusta, Wyniosłość, Próżność, Oszczerstwo, Kłamstwo, Niecierpliwość i Niewdzięczność. Wszystkie wydawały się niezadowolone ze spóźnienia Adama i z ciekawością oczekiwały na to, co ma się wydarzyć. Miały na sobie połyskujące szaty, ale ich brzydota nie mogłaby się ukryć nawet pod najdroższymi i najpiękniejszymi ubraniami. Miały pomarszczoną skórę i długie czarne szpony. Ze starości wspierały się na kosturach. Odżywiały się żądzami zgromadzonych w sali – czekał je obfity posiłek. Adam nie ośmielał się patrzeć im w oczy, bo wówczas także on padłby ofiarą pokusy. Na koncert przyszły również dusze zmarłych i czekały na balkonie. A sala wzniecała aplauz…

„No, przybądź już! Gdzie jesteś? Zaraz stracę panowanie nad sobą…” – wymamrotał Adam. Niecierpliwość z pierwszego rzędu puściła do niego oko. „Nie, nie poddam się, prędzej umrę…” – postanowił. Ewa uklękła. Była blada, bez sił witalnych. „Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, panie! Wybacz mi” – wyszeptała.

I nagle pojawiła się ona. Miała rozwiane kasztanowe włosy i była nieprzyzwoicie ubrana. Weszła do sali, głośno się śmiejąc, tak że wszystkie spojrzenia zwróciły się w jej stronę. „Panno Elizo, proszę usiąść” – zachęcała Rozpusta. To była ona, na pewno! Tak, Adam nie miał wątpliwości. To ona była grzechem, ona była tą, która zwieńczy jego dzieło!

Obudził się cały spocony. Nie mógł już zmrużyć oka. Pan Bóg dał mu znak.

• • •

Kontakt w sprawie egzemplarzy recenzenckich: jakub.baran@ha.art.pl

• • •

Więcej o książce Symfonia złoczyńcy Doiny Lungu w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art

Symfonia złoczyńcy w naszej księgarni internetowej

• • •

Doina Lungu

Urodzona w 1991, w Kiszyniowie. Pisarka, redaktorka, dziennikarka. W wieku 19 lat opublikowała swój głośny debiut prozatorski Symfonia złoczyńcy. Stypendystka mołdawskiego Ministerstwa Kultury Narodowego Programu na Rzecz Mołdawskich Pisarzy. Obecnie pracuje nad drugą powieścią, która ukaże się w roku 2017.

Czytaj dalej

• • •

Patronat medialny:

• • •

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information