Przypadki Piotra Polaka (5): Polska dla radomiaka

Marcin Kępa

Piotr Polak i Melchior Ostrówski, goście o całkiem odmiennych charakterach, mieszkają w Radomiu. Wrócili tutaj po studiach polonistycznych i pracują w kulturze. Organizują wystawy, piszą teksty, łażą po mieście. Jak wszyscy inteligenci, stykają się z absurdami świata, ale że jest to Radom, odczuwają je w dwójnasób. Lokalne piekiełko przypala skrzydełka. Remedium na radomską rzeczywistość znajdują we wspólnym piciu alkoholu i długich, sokratejskich rozmowach o wszystkim i o niczym. Napędzają się tym samym i motywują do działania. W bliższym tle żyje ćwierćmilionowe miasto, raz lepiej, raz gorzej. W tle dalszym – Polska współczesna. Na pierwszym planie – zmęczony życiem Piotr Polak, tuż za nim – kreujący się na narodowego (na razie lokalnego) wieszcza Ostrówski.

Czy praca w radomskiej kulturze, marnie nagradzana, ma sens?
Czy Polak znajdzie wreszcie żonę?
Czy Ostrówski zrobi w końcu literacką karierę?
Czy komuś w Radomiu potrzebne jest lotnisko?
Czy Radom to miasto, czy sposób myślenia?

 

 

Przypadki Piotra Polaka. Głosy z Radomia (5): Polska dla radomiaka

 

Piotr Polak czuł się jednak w całej swej rozciągłości (w zależności od przyboru bądź niedoboru wagi) patriotą. Pomijając fakt, że nazywał się tak jak wszyscy rodacy i że był z dziada pradziada Polakiem – to jeszcze, jakby tego było mało, jakby to mu nie wystarczało – permanentnie mierzył się w swoich zawiłych, czasem mętnych przemyśleniach z polskim dziedzictwem kulturowym, analizował rodzimą historię i przyglądał się bacznie temu, co dzieje się za jego polskim, radomskim oknem. Czasami słuchał patriotycznych piosenek (Żeby Polska była Polską, Tango na głos, orkiestrę i jeszcze jeden głos, Karol Levittoux czy Powstanie Warszawskie formacjiLao Che), a jak się przy tym napił, to nawet łezkę uronił nad umęczoną przez wieki Ojczyzną. Gdzieś w głowie, obok wyśpiewywanych na wysoką, patetyczną nutę słów, szumiały mu wtedy wierzby, zgrzytały łańcuchy, szczękał Szczerbiec, bolały zęby krat, kwiecie pachniało, bocian łopotał skrzydłem rozgarniając w powietrzu, jak siano, babie lato, dźwięczały kosy kosynierów i grał z kuranta stary Dąbrowskiego Mazurek.

O tym, że Polak był patriotą, świadczył jeszcze jeden podstawowy fakt. Poświęcił swoje średnio długie, jak na razie, życie niemal w całości Radomiowi (hardkorowy powrót ze studiów wzmiankowany był już przy okazji, notabene, seksu), jednemu z tych „najpolstszych”, jak pisał pisarz Szczerek, miast – wciśniętemu jak bezsensowny, nikomu niepotrzebny klin pomiędzy Małopolskę i Mazowsze. No a jak, jeśli nie patriotyzmem, nazwać jego pełną poświęcenia pracę w lokalnej, arcypolskiej kulturze, do której usiłował wnieść tchnienie europejskiego intelektu, podkreślić wspólnotowe dziedzictwo kultury śródziemnomorskiej?

Ktoś powie: no dobrze, ale czy Europa to Polska? Czy Polakowe wysiłki, żeby złączyć ciepłe jak kluchy Morze Śródziemne z zimnym jak zahartowana stal Morzem Bałtyckim nie szkodzą naszej narodowej tożsamości? Nie zamazują wyraźnych i wiecznych granic pomiędzy Moniuszką a Beethovenem? Dobraczyńskim a Proustem? Matejką a Brueglami? Marchołtem a Dantem? Otóż, moi kochani, nie. Polak zawsze w swych tubalnych perorach podkreślał: po pierwsze, Radom; po drugie – i najważniejsze – Polska, jedyna prawomocna Ojczyzna, t a ziemia, a dopiero po trzecie – Europa, czyli, dajmy na to, synczyzna. Co prawda nawet najwięksi prawole, słuchając takich stwierdzeń nie byli do końca pewni, czy Polak nie robi sobie z nich jaj. Słuchali go jednak z pewnym respektem, bo zasób słów, którymi owe perory wygłaszał, przekraczał ich najśmielsze wyobrażenia o możliwościach polszczyzny.

Polonistyka – kierunek uniwersyteckich studiów obrany przez Polaka – niejako podkreślała jego zamiłowanie do tu i teraz. Mimo wszystkich napawających wstrętem obserwacji, że wszędzie brudno, brzydko i głupio, że język polski degraduje się w obmierzłych skrótach i amerykanizmach, Piotr czuł, że jego miejsce jest tam, gdzie przodków leżą kości. A propos antenatów – w swoim drzewie genealogicznym, które udało mu się jako tako zrekonstruować do połowy XIX wieku, Polak nie znalazł ani jednego obcego nazwiska. Żadnego Żyda, Rosjanina tudzież, nie daj Bóg, Niemca. Co było wcześniej – ów Bóg raczy wiedzieć, ale zważywszy na orli nos i czarne włosy Polaka – mogło być różnie.

Rzadko jednak, o dziwo, na wargach Piotra gościły słowa Ojczyzna i Polska. W całkowitym przeciwieństwie do polskich polityków i celebrytów, którzy żonglowali tymi terminami jak cyrkowi akrobaci piłeczkami. Melchior Ostrówski, totumfacki Polaka i w pewnym sensie ciemna strona jego ego, też nie nadużywał tych słów. Ani w swojej nieskromnej twórczości, ani w rozmowach z przyjacielem – zawsze stosując eufemizmy, omownie i eskapizmy: u nas, my, nasi, swoi; zamiast: Polacy, Naród, Tradycja, Polska. A jednak obaj, z perwersyjną przyjemnością, babrali się w tej swojej polszczyźnie jak w gównie: śmierdziała bowiem codziennością, żulem na dworcu, kebabem z taniej budki i bylejakością. Lingwistyczne imponderabilia były daleko, gdzieś w centrali, czyli nigdzie (Ubu?), bo Polska jak obwarzanek wszak była. Polak rozczytywał się w rozczłonkowanej, kalekiej prozie Białoszewskiego, nurkował w jego genialnych szumach, zlepach i ciągach; Ostrówski za to pochłaniał, jak hektolitry piwa, Trans-Atlantyk i wyzbytą kalek i romantycznych pułapek prozę Pankowskiego.

– Jakby kebab czytać od tyłu, wyjdzie „babek” – wzdychał nieraz, przy piwie, Piotr. – Wolałbym konsumpcję tego drugiego. A tu babek na lekarstwo, kebabów za to w sracz.
– A jak babkę weźmiesz od tyłu, to ni cholery nie wyjdzie ci kebab. Za to jak odwrócisz hot-doga, to ci wyjdzie god-toh, czyli Bóg w zderzeniu z dizajnerskim, arcycielesnym magazynem. Bóg ciała. Niewątpliwie diabeł miesza tu od tyłu – szedł mu w sukurs Melchior.
– A falafel to już w ogóle brzmi jak jedno z imion Szatana – kiwał głową Polak. Azazel-Falafel. Nie żryj tego nigdy.
– Za to pizza to już w ogóle breweria... Nawet nie trzeba od tyłu. Chociaż akurat w tym wypadku to bym jeszcze w to, hm, jakoś wszedł.
– Burger wstecz to ponowiony grób... W dodatku z rażącym błędem ortograficznym.
– Szynka po angielsku to przaśny cham... A od tyłu to mach, ale nie Wilhelm. I znów ortograf pierwsza klasa.
– A odwrócony Diogenes to Freud w pigułce: sen, ego, id – wieszczył, ni z gruchy, ni z pietruchy Piotr.
– A co ma wspólnego Diogenes z amerykanizmami tudzież powszechnym, zgrzebnym zachwaszczaniem przeczystej jak pszenny łan polszczyzny przez przećpanych hochsztaplerów? – Melchior patrzył zdziwiony na kolegę.
– No... ma, panie prezesie – Piotr wahał się przez chwilę. – Bo to był przecież cynik.
– Wiesz, czasem to mam dosyć tego gówna w polskiej prozie – zmienił temat Ostrówski. – Te, wiesz, kace, spocone, niedogolone chłopy, brud, fiksacja, wulgaryzmy, brutalny seks.
– Ja tam, prezesie, uwielbiam patologie, offowość, to szczere jednak jest. Nie powiesz chyba do współczesnej kobiety: kwiecie mój najmilejszy. Konkretnie trzeba.
– Bo nie zrozumie. Będzie się patrzyć jak na czuba.
– Ot co.
– No, ale, przyznasz, nie napawa to optymizmem. Może jednak rację mają ci, którzy czczą piękno języka.
– Może. Nie wiem. Coraz mniej zresztą wiem. Im głupiej, tym jednak głupiej. Źle jest. Dochodzę, prezesie, do okrutnej konstatacji, że dziś wykształcenie nie ma żadnego znaczenia. Im głupszy jesteś, im większą głupotą się szczycisz, tym masz większe szanse na zaistnienie. Jesteś na luzie, chill oucie, cool... No i za normalne pieniądze, nie tę pierdoloną jałmużnę co miesiąc. Do polityki trzeba iść. Na chama. Język ograniczyć do funkcji komunikatywnej, włączyć parę socjotechnicznych frazesów, typu: „jestem głęboko przekonany”, „pan zaklina rzeczywistość”, „to polityczny atak i prowokacja”... I napierać w posły, senatory, europosły.
– Każdy język w naturalny sposób dąży do uproszczeń – zaczynał, nie wiedzieć czemu, swój zgrany wykład Ostrówski, wygodnie rozciągając zesztywniałe od wielogodzinnego siedzenia przed komputerem ciało. – I skrótów komunikacyjnych.
– Dzieny, wporzo, spoko, nara – burknął pod nosem Polak i wsadził nos w kufel.
– Proza za dużo wrzuca śmieci do języka. Jakby artyści chcieli uprać tony brudu. A to przecież nie utylizator, który przemiele to na wartość... – znów zaczynał smędzić Melchior, ale Polak kompletnie już go nie słuchał. Podśpiewywał sobie pod nosem jakiś mniej znany kawałek Kaczmarskiego.
– Tak samo w polskim kinie – ciągnął, ale o pół tonu niżej, Ostrówski, któremu nagle odechciało się monologu. Westchnął głęboko i popatrzył jakoś smutno na dno swojej szklanki, jakby chciał tam zobaczyć diablika. Polskiego diablika, trzeba to sobie wprost powiedzieć. Polska jest w ruinie, a wybory zostały sfałszowane.

• • •

Przypadki Piotra Polaka. Głosy z Radomia – spis odcinków

• • •

Marcin Kępa (ur. 1977, w Radomiu) – pisarz, publicysta, animator kultury. Absolwent polonistyki UW i zarządzania kulturą UJ. Współpracownik „Gazety Wyborczej”, gdzie prowadzi stałą rubrykę „Literacki Atlas Radomia”. Współautor (z Ziemowitem Szczerkiem) zbioru opowiadań Paczka Radomskich oraz autor książki Twierdza Radom. Napisał teksty do wielu popularnonaukowych i naukowych wydawnictw poświęconych rodzinnemu miastu, m.in. Radom. Spacer sentymentalny i Na pamiątkę. Radomianie na starych fotografiach. Opowiadania publikował w ukraińskim „Granosłowije”, „Gazecie Wyborczej” i „Miesięczniku Prowincjonalnym”. Wieloletni pracownik Ośrodka Kultury i Sztuki „Resursa Obywatelska” w Radomiu, w którym kieruje Działem Dziedzictwa Kulturowego. Twórca Klubu Dobrego Filmu i Radomskiego Festiwalu Filozofii „Okna” im. prof. Leszka Kołakowskiego. Od 2010 r. prezes Radomskiego Towarzystwa Naukowego. Laureat Radomskiej Nagrody Kulturalnej za 2013 r. Kocha skomplikowaną i trudną miłością swój prowincjonalny Radom, dlatego czasami mu tu ciasno i wyściubi nos poza rogatki. Tylko po to, żeby przekonać się, że wszędzie jest podobnie, a Radom to Polska w pigułce.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information