Trendy Srendy (5): Biedny Panicz Gombrowicz

Konrad Janczura

W polskiej literaturze oficjalnie przodują dwie gałęzie przemysłu: przemysł pamięciowy i przemysł gombrowiczowy. Istnieją produkty sezonowe, takie jak książki o latach dziewięćdziesiątych, kobiece refleksje o śmierci, kryminały religijne albo tzw. pokoleniowe manifesty, ale generalnie wystarczą jakieś Złote żniwa czy Kronos i od razu wszystko nabiera tempa.

„Władza daje kasę, a kasa to władza” – jak śpiewał przed laty Dezerter. Polacy nie muszą czytać książek o ludobójstwach ani tym bardziej o Gombrowiczu, ale one w Polsce po prostu muszą być wydawane. One nas reprezentują. Pamięć? Wiadomo – ci, którzy do nas przyjeżdżają na wycieczki, muszą mieć co zwiedzać. Gombrowicz – bo wyjechał z Polski i nigdy do niej nie wrócił, niech zatem żona, jego znajomi i cała zachodnia elita, która nieustannie o nim, hehe, rozmawia, wie, że my Gombrowicza kochamy. Jak Ciorana kochają Rumuni. Jak Škvoreckiego Czesi.

Karnawał trwa w najlepsze. Nie wszyscy mają świadomość, jak wyglądają zajęcia (w języku angielskim) z prof. Michałem Pawłem Markowskim poświęcone Gombrowiczowi na UJ. Studenci siedzą w milczącym kręgu, przez 3 godziny zastanawiając się nad różnicą między expose a impose, albowiem są to najważniejsze keywordsy gombrowiczowej prozy i ileś tam razy „kluczowo” pojawiają się w Dzienniku. Po każdej ze studenckich dedukcji następuje długa, wymowna cisza. Dopiero na kolejne zajęcia ktoś przynosi prawidłową odpowiedź, którą wyczytał w książce genialnego profesora, który to – żeby zrozumieć Gombrowicza – musiał pojechać do Stanów (o czym otwarcie napisał).

Ile to już lat? Ile to już lat Gombrowicz, Schulz i Witkacy, z naciskiem oczywiście na tego pierwszego, wyprzedzają całą zachodnią myśl filozoficzną, bo przecież jakże to: wkoło polskie kompleksy, wywyższanie, duma narodowa, ale był taki jeden, który nam to pokazał i dlatego też jesteśmy z niego... dumni. Jak długo jeszcze ma trwać ta komedia?

 

W ogóle trzeba powiedzieć, że powodzenie mojej literatury uzależnione jest od pewnej ewolucji odczuwania… która nastąpi, albo nie.

 

 

Nie, panie Gombrowicz. Nie nastąpiła żadna ewolucja. Witaj pan w chmurach, świecie form pięknych i drugorzędnych. Tyle że nie jesteś ty tak piękny, jak piękny był Mickiewicz przy Byronie czy Puszkinie; ani tak mądry jak Prus przy Dostojewskim i Sienkiewicz przy Dumasie. Jesteś nowoczesny jak Foucalt, kobiecy wraz z Sontag. Ty, polski paniczyk, który romansował z endecją. Gej-mizogin, antypiłsudczykowski pomiot kultury szlacheckiej. I do lewicy jeszcze cię kwalifikują, choć otwarcie szydziłeś z malarzy-anarchistów, niżej urodzonych parobków, którzy mają nadprodukcję śliny w ustach. Ty, który przyłączyłeś się do sknurowaciałego Dominique’a De Roux, kiedy Paryż przygotowywał swój pretensjonalny rok 1968. Ty, co tak kląłeś na matriarchalność polskiej kultury, przez którą na każdym kroku pytali cię, kiedy planujesz ożenek.
Ta...

Kilka lat po spektakularnej porażce Kronosu wychodzi kolejny produkt, co ma na celu powiedzenie światu całej prawdy o Gombrowiczu. Poprzednio rozchodziło się o to, czy autor Ferdydurke miał wycieczki homoseksualne, choć od dawna było wiadomo, że tak. Nikomu jednak to nie przeszkadzało w urządzaniu medialnej szopki i wydawaniu „kolekcjonerskich” egzemplarzy gombrowiczowego raptularza, podpisanego Rękopis wyciągnięty z ognia. Wprawdzie wydaje się, że samo wydawnictwo nie wyprało na tym wystarczającej ilości gotówki, ale kto ich tam wie. Poza tym ci, co na Gombrowiczu mają zarabiać, na pewno gościli na wystarczającej ilości paneli, podczas których oczywiście jednoznacznych odpowiedzi udzielić się nie dało.

Wciąż nie wiadomo, kim był (jest? stawał się? staje się?) Gombrowicz.

Tym razem odpowiedzi udzielić ma nam pierwsza (tak, tak) wielka biografia Gombrowicza, efektownie zatytułowana Ja, Geniusz. Autorka jeszcze przed premierą udzieliła kilku wywiadów zapowiadających sensacje, które jej dzieło ze sobą niesie.

Pierwsza z nich to... uwaga... GOMBROWICZ MIAŁ TRUDNE RELACJE Z MATKĄ. Kiedy widzę coś takiego, wiem już, co się będzie działo. Rozpoczynamy, proszę państwa, debatę o przemianach społecznych, jakie zaszły w przeciągu XX wieku, których biografia Gombrowicza jest szczerym świadectwem. Ponoć Gombrowiczowi kobiety podobałyby się teraz bardziej. A jeśli nie? A jeśli to właśnie przaśne chłopaki spod znaku RED IS BAD podobałyby mu się tak jak ongiś młodzi endecy z Prosto z mostu? I może to właśnie z nimi Gombro wolałby odbywać perwersyjne orgietki, w których bawiłby się swoją błękitną krwią, znajdującą tak głębokie ukojenie w „małości”?

Bla, bla, bla. Nie ma nic gorszego niż pogląd, że ten durny język wymyślony przez panicza Gombrowicza jest dla naszej rzeczywistości wieszczy. A co ma Macierewicz z Gombrowiczem wspólnego? A Kaczyński? A Tusk? Schetyna?

A może „twoja stara” z agiehowskich dowcipów to też Gombrowicz? Albo bełkotliwe teksty o tym, jaka powinna być lewica – to też Gombrowicz? Gdzie jest, do jasnej cholery, ten Gombrowicz?

 

Klementyna Suchanow, ''Ja, geniusz'', Wydawnictwo Czarne 2017

 

Jeśli ktoś oczekuje, że zaraz rozpocznie się tu recenzja książki Klementyny Suchanow, to grubo się rozczaruje. Nie przeczytałem nigdy niczego o tytule Ja, geniusz i nie przeczytam, Jestem z tego dumny. Dumny jestem swoją małością wobec tego dzieła i w małości się pławię całym sobą – o, macie Gombrowicza. On pewnie byłby zachwycony, gdyby ktoś tak zatytułował jego biografię za życia. Ale ja wiem, że to są pieniądze. „Jesteśmy humanistami i samo to świadczy o tym, że nie idziemy po najmniejszej linii oporu” – powiedział Michał Paweł Markowski, kiedy zapytałem Szanownego Profesora o Kronos podczas Festiwalu Conrada (zgadnijcie, jak brzmiało pytanie).

Najgorsze jednak jest to, że wraz ze złośliwym i niesmacznym podglądaniem życia Gombrowicza nie idzie w parze podglądanie jego literatury. Recepcja jego dzieł jest coraz bardziej „wyzwolona” i jednostronna, z zupełnym pominięciem wątków, które niegdyś uważano za kluczowe. Rewolucyjność Gombrowicza, w skrócie, opiera się dziś jedynie na kosmopolityzmie i biseksualności, rzekomej genderowej płynności. Wielkie mi rzeczy, wszystkim się dziś to przypisuje. Już ciekawsze były prawicowe dociekania na temat Formy Polskiej, swobodne refleksje o pokrewieństwach Gombrowicza i Wyszyńskiego. Projektowi patronował zresztą Jerzy Jarzębski, który chyba jako ostatni pisał o Gombrowiczu roztropnie i z szacunkiem do jego prywatności.

Ja wiem, że to są pieniądze, dlatego doskonale rozumiem panią Klementynę. Nie powiem zresztą na autorkę złego słowa, gdyż kobieta się napracowała, a jak wiadomo – w dzisiejszych czasach praca cnotą najwyższą. Boleję jednak na tym, że pieniądze idą na zaglądanie Gombrowiczowi jak najgłębiej w odbyt. A nie po to pisarz ukazał światu to, co ukazał, by teraz dokopywano się do tego, czego ukazać nie chciał (tym bardziej, że może być to zupełną bzdurą). Jednak, okrutny świecie, żegnaj, bo jak to kiedyś trafnie określił pewien rosyjski śmieszek – brzytwa świadczy o tonącym.

• • •

Trendy Srendy – spis odcinków

• • •

Konrad Janczura – krytyk, prozaik, czasami dziennikarz, copywriter, a także webmaster, seowiec i programista. Projektariusz do reszty. Oprócz Ha!artu, współpracował z Popmoderną, Gazeta.pl i kilkoma mniej lub bardziej wdzięcznymi mediami. Prowadzi blog Janczura prywatnie: http://ikonradlove.tumblr.com

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information