"Abstrakt: Sztuka designu": rzecz o dobrodziejstwach petardy między pośladkami

Gabriel Krawczyk

Czy potraficie jeszcze marzyć? Snuć wizje przyszłości, w której to wy decydujecie o jej kształcie? Czy nie wyrośliście z dziecięcych fantazji? Zwątpiliście, że możecie stać się najlepszymi z najlepszych? Pamiętacie jeszcze siebie z czasów, kiedy planowaliście odbyć lot w kosmos, zdobyć piłkarską koronę strzelców, zagrać Hamleta lub – z łatwością właściwą kilkuletnim idealistom – zmienić porządek świata? Czy nadal umiecie tworzyć i wymyślać – jak niegdyś budowaliście miasta w piaskownicy, snuliście opowieści na stronach pamiętników i kreowaliście fantastyczne światy za pomocą farb i kredek? Czy potraficie wykrzesać w sobie ten niewinny entuzjazm, który wystarcza, by odkryć w sobie pasję, podjąć próbę i znaleźć radość w tworzeniu?

Jeśli wbrew własnej woli nadal kręcicie przecząco głową, Netflix, naczelny motywator wśród internetowych telewizji, przychodzi wam z pomocą. Proponuje ośmiogodzinny kurs twórczego myślenia, który z gwałtownością petardy detonowanej między pośladkami a ugniataną przez nie kanapą poderwie was do działania. Nie obawiajcie się. Ten tytuł wam nie zaszkodzi. Pamiętacie wprawdzie, jak za pierwszym razem zarwaliście noc dla serialu; okazało się, że w szale przerzucania kolejnych odcinków przeleżeliście przed ekranem cały tydzień. To nic, że po mimowolnym odhaczaniu tytułów z wciąż powiększającej się bazy seriali w pewnym momencie zaczęliście się głowić, jak z trwającego września, do jasnej cholery, zrobił się luty. To nic, że zamiast współmałżonka, który nigdy nie pochwalał waszej serialomanii, u waszego boku leżą zbrudniałe na kamień naczynia z dnia premiery pierwszego sezonu House of Cards. To nic, że pracodawca dawno zapomniał, jak wyglądacie, bo od momentu ściągnięcia mobilnej telewizji nadal nie możecie znaleźć z niej wyjścia. A może należycie do wąskiego grona nadludzi, którym po zalogowaniu udało się usunąć konto, więc nie chcecie kusić losu i znów niszczyć sobie życia?

 

 

Nie obawiajcie się. Abstrakt: Sztuka designu należy do innej kategorii seriali. Bezpiecznej, bo namawiającej do działania. Zdarzają się wprawdzie i w tej kategorii seriale niebezpieczne. Wystarczy wspomnieć Chef's Table, kilkunastogodzinne food porn, kulinarny dokument, po obejrzeniu którego klienci Netflixa masowo wybiegali na pobliskie targi, kupowali tony ekologicznej żywności i przypraw, by przez najbliższych kilka godzin zamieniać swoje kuchnie w pobojowiska niedołężnych artystów. Pal licho, że u częstowanych kolejną oryginalną potrawą współlokatorów występowały kubki smakowe. Konsumentom Netflixa do działania wystarczały dwie lewe ręce i entuzjazm godny kulinarnych ekscentryków z ekranu.

Sztuce designu taki odzew nie grozi. To inspiracja dalece przydatniejsza. Twórcy traktują design szeroko. Rozumieją go jako świat dostosowujący się do użytkownika; świat, który upraszcza i ubarwnia nasze życia; który te życia udoskonala. „Każdemu według potrzeb”, definiował tę wychodzącą do ludzi dziedzinę Marcin Wicha. Design z najwyższej półki symbolizuje troskę ze strony twórcy, wyraz tolerancji, wyrozumiałości i zrozumienia dla (nie zawsze uświadomionych!) pragnień użytkownika. Angielski design to przecież polski cel i zamysł. Dokumentaliści z Netflixa trafnie ujmują to na ekranie. Każdy z odcinków poświęcają wybitnej osobowości twórczej, bohaterowi, który w oczach szaraczków sprzed ekranów w swojej dziedzinie osiągnął już wszystko. To postacie, których głowy wciąż jednak, jakby z przyzwyczajenia, pulsują od pomysłów. Choć są ikonami w swoich dziedzinach, na ekranie pozostają ludźmi: pełnymi pasji, pracowitymi i cieszącymi się życiem. To często obsesjonaci, lecz zawsze uśmiechnięci.

Ich biografie wyżłobił schemat, który niczego nie odbiera wyjątkowości ich życiowej drogi. Patrzymy na gadające o dziecięcych inspiracjach głowy, przechodzimy przez dynamicznie zmontowane archiwalia z etapu wykuwania talentu. Podziwiamy próby wybicia się na twórczą niepodległość – nie zawsze udane. Od życiowej ewolucji do rewolucji w danej dziedzinie bywa daleko. Klęski należy przekuwać we wnioski. Wyciągnięta pomocna dłoń, współpraca z innymi oparta na wysokiej etyce pracy, umiejętność słuchania nie tylko siebie, talent i silny charakter, przelany pot, zmarnowane godziny, fart, przeczucie, instynkt, wreszcie kluczowy czynnik: wizjonerstwo – oto suma konieczna do zdobycia szczytów.

Abstrakt: Sztuka designu, jak na nowoczesny dokument nowoczesnej telewizji przystało, kojarzy się z Instagramem przeniesionym poza wirtualność. Stanowi katalog rzeczy i wzbudza pożądanie w najbardziej zażartych minimalistach. Jordany, linia kultowych butów Tinnkera Hatfielda, dzięki któremu wytwórnia Nike istnieje do dziś. Przewrotne okładki Christopha Niemanna tworzone dla pisma „The New Yorker”. Fetyszyzowane przez kamerę samochody Ralpha Gillesa, projektanta Fiat Chrysler. Malowane słowa w wykonaniu typografki Pauli Scher, twórczyni napisów obecnych w popkulturze całego cywilizowanego świata. Portrety Platona, fotografa-humanisty zdolnego wydobyć z ludzi tytaniczną siłę, który chwilę pstryknięcia aparatem przekuwa w pomnik na cześć człowieka.

Sztuka designu to nie tylko wideoesej, który mógłby popełnić Umberto Eco, gdyby zamiast pisać Szaleństwo katalogowania, chwycił za kamerę. To również, jak się rzekło, szkoła inspiracji. Nie nachalnej niczym kurs coachingu, lecz pobudzającej jak nieznany wcześniej smak. Inspiracje bohaterów dokumentu przypominają misz-masz fiksata. Dzięki temu, gdy oglądamy scenografie takiej na przykład Es Devlin wykorzystaną na koncertach Adele i Kanye'go Westa, odnosimy wrażenie przenosin do multimedialnego muzeum nowoczesności. Każda dziedzina łączy się tu z innymi: moda ze sci-fi, motoryzacja z historią, komiks z klockami Lego, teatr z logiką. Nie ma niesłusznych inspiracji. Są tylko te niewykorzystane. Projektowanie wnętrz przez Ilsę Crawdorf przypomina wykład-pigułkę z psychologii, antropologii i behawioryzmu. Artystyczna zmysłowość materialnych przedmiotów łączy się tu z praktyką życia. Porządek i racjonalność designu, mające chronić nas przed chaosem, na ekranie nabierają cech dzieł sztuki. Są perłami wizualności, a jednocześnie hołdują użyteczności.

Sztuka designu wzbudza zazdrość wobec sukcesu i namawia do czynu. My też tak potrafimy!, próbujemy marzyć jak za lat dziecinnych. Nawet jeśli zaraz rezygnujemy (ileż można karmić się fantazją), Sztuka designu pozostawia w nas ślad. Pozwala docenić przedmioty, które tak wrosły w naszą codzienność, że być może przestaliśmy doceniać ich wyjątkowość. I twórczy wysiłek, który za nimi stoi.

• • •

Gabriel Krawczyk – rocznik '91. Jeśli wierzyć opiniodawcom, był już błaznem, kombinatorem, niedoszłym księdzem, przyszłym jazzmanem, głuchą kurwą. Aktualnie rowerzysta, łasuch, student (w tej kolejności). Pisze o kinie (wszelakim). Publikował lub publikuje m.in. w „Kulturze Liberalnej”, „Ekranach”, na portalach O.pl, Esensja.pl. Prowadzi bloga http://kinomanhipomaniakalny.blogspot.com/

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information