Ósemka nienawistników znad Wisły

Tomasz Bohajedyn

„Zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem i choćby mimo Boga”

Adam Mickiewicz, Dziady, część III

 

Jednolity i jednomyślny naród to bardzo krucha koncepcja. Dobrze o tym wiedzą sami postulatorzy tak chwytliwych haseł – nacjonaliści. Z tego też powodu wynajdują wciąż różnej maści „wrogów zewnętrznych” i „wewnętrznych”. A jak tych zabraknie – biorą się za łby między sobą i licytują, który z nich jest bardziej „narodowy”. Słowem, nie ma lepszego „spoiwa narodowego” niż nienawiść do „obcego”, „innego„, a czasem też jeszcze do wczorajszego „swojego”, dziś z jakichś tam powodów „zdrajcy i zaprzańca”. Nienawiści w tworzeniu wspólnoty nie zastąpi ani duma z wielkich zwycięstw (i klęsk) historycznych, ani bieżące sukcesy, ani religia. Zresztą wszystko to może posłużyć do pobudzenia kolejnych pokładów „słusznego gniewu”.

Jaką siłą jest nienawiść w wytwarzaniu się wspólnoty narodowej fenomenalnie pokazał w swym drugim po Django westernie Quentin Tarantino. Już tytuł filmu – The Hateful Eight (w wersji polskiej Nienawistna ósemka) nie zostawia wątpliwości, co jest głównym motywem poczynań bohaterów odciętych od świata w śniegach Wyoming. Nienawistną ósemkę otwiera zapierająca dech panorama gór, po której następuje zbliżenie na przydrożną figurę ukrzyżowanego Chrystusa – niknącą pod warstwą coraz mocniej padającego śniegu. Prawie bożonarodzeniowa atmosfera (choć rzeźba nieprzypadkowo jest pasyjna) szybko znika, gdy na drodze pojawia się sześciokonny dyliżans, a przed nim dymisjonowany kawalerzysta US Army, czarnoskóry major Marquis Warren (Samuel L. Jackson) z trzema trupami poszukiwanych listami gończymi bandytów i siodłem po padłym wierzchowcu. Ta ułożona na drodze sterta wskazuje, że major, bohater wojny secesyjnej, w „czasach pokojowych” został łowcą nagród. Po zatrzymaniu dyliżansu okazało się, że jego pasażerami są stary znajomy Warrena, „kolega po fachu” John Ruth zwany „Szubienicą” (Kurt Russell), i przykuta do niego kajdanami morderczyni Daisy Domergue (Jennifer Jason Leigh), którą Ruth eskortował do miasteczka Red Rock, gdzie miała zostać powieszona podczas publicznej egzekucji. Przydomek „Szubienica” zyskał właśnie dlatego, iż schwytanych złoczyńców nie zabijał od razu, jak większość łowców, lecz dostarczał żywych katu, a zapłatę odbierał dopiero po powieszeniu delikwenta na stryczku. „Szubienica” zaprosił majora do dyliżansu (po wcześniejszym rozbrojeniu i zakuciu w kajdanki). Przed niechybnym zamarznięciem w coraz gwałtowniejszej zawiei ratują jeszcze jednego rozbitka – nowego szeryfa Red Rock, którym okazuje się Chris Mannix (Walton Goggins), syn słynnego konfederackiego partyzanta Erskina Manniksa. Na pierwszy rzut oka było widać, że to typowy przedstawiciel „głębokiej południowej prowincji”, ale nie w ciemię bity. I co istotne dla dalszej fabuły, znający dobrze dokonania bojowe majora Marquisa Warrena. Śnieżyca wzmagała się z każdą minutą, a pasażerowie za radą woźnicy (O.B. Jacksona [James Parks]), zdecydowali się przeczekać ją w zajeździe przed Red Rock, zwanym Pasmanterią Minnie. Tam, zamiast właścicielki, pięknej, czarnoskórej Minnie (Dana Gourrier) i jej pomocników, spotkali podejrzanie wyglądających pasażerów z wcześniej przejeżdżającego dyliżansu: Boba „Meksykanina” (Demian Bichir), generała Sanforda „Sandy” Smithersa (Bruce Dern), kata z Red Rock, Anglika Oswaldo Mobraya (Tim Roth) i kowboja Joe Gage’a (Michael Madson). Za sprawą Tarantino w sklepie „z mydłem, powidłem i nabojami” śnieżyca odcięła od świata nie tylko typowe figury westernowe, ale także ludzi pogrążonych w wojennej traumie, dosłownie dyszących do siebie nienawiścią i wszelkiej maści uprzedzeniami, z tymi rasowymi na czele. Tutaj ciemnoniebieski płaszcz kawalerii Unii i szara kurtka z szamerunkiem konfederackiej armii nadal oznaczały wrogie obozy, choć weterani po równo doświadczyli bezsensowności wojny. Biali gardzą czarnymi, a według majora Warrena nieobecna właścicielka pasmanterii nie wpuściłaby za swój próg Meksykanina (co staje się znaczącym tropem w intrydze). Do niedawna nad wejściem do jej sklepu wisiała tabliczka: „Psów i Meksykanów nie wpuszczam”, ale Minnie ją ściągnęła, bo od pewnego czasu zaczęła do lokalu wpuszczać psy… Tutaj, zanim przemówią rewolwery, słowa zadają równie śmiertelne rany. A jedyne czyste, pełne uczucia i przyjaźni zdania – zawarte w liście Abrahama Lincolna do wyzwolonego z niewolnictwa oficera i bohatera frontowego, majora Marquisa Warrena – okazują się fałszywką – kolejną bronią w rękach zawodowego łowcy nagród… I tylko większa jeszcze nienawiść i odraza do „czegoś wbrew naturze” – kobiety morderczyni – doprowadza do sojuszu czarnego unionisty Warrena z białym renegatem i zwolennikiem niewolnictwa, szeryfem (lub samozwańczym szeryfem) Manniksem. Na końcu śmiertelnie ranni „sojusznicy” czytają fałszywy list Abrahama Lincolna: „Woła mnie poczciwa Mary Todd, więc już czas na spoczynek”. Znowu wraca bożonarodzeniowa, podniosła atmosfera… Ot, kolejny piękny mit narodowy!

Opowieść Tarantino jest uniwersalna, wystarczy tylko zmienić westernowe kostiumy, szerokość geograficzną i narodowość ósemki nienawistników, by otrzymać kawałek „prawdy historycznej” o wskazanym przez nas kraju. A gdyby tak wybrać Polskę? Mity założycielskie mamy równie mocne, jak te amerykańskie! Rzeczpospolita Obojga Narodów, tolerancyjna dla obcych i innowierców, kraj bez stosów i pogromów, gdzie każdy mógł modlić się w swej świątyni bezpieczny od fanatyków; kraj Złotej Wolności (obowiązkowo z wielkiej litery), w którym naród był pierwszym suwerenem, oraz ziemia miodem i mlekiem płynąca, która nigdy nie doświadczyła czarnej śmierci, czyli dżumy… Na pytanie, czemu na tak cudowne państwo spadło tak straszne nieszczęście jak rozbiory i co naprawdę kryło się pod pojęciami „Złota Wolność” czy „kraj bez stosów”, dobitnie odpowiada choćby Stefan Żeromski w swej powieści i młody Andrzej Wajda w filmowej adaptacji tejże powieści pod wspólnym tytułem Popioły.

 

 

Polską wersję Nienawistnej ósemki można by osadzić w tym samym przedziale czasowym co film Tarantino, niedługo po stłumieniu powstania styczniowego – broń byłaby ta sama (lub podobna), a nawet i kostiumy! Wszak granatowe mundury i czapki rosyjskich dragonów i szare powstańcze kurtki z szamerunkiem były uderzająco podobne do tych z armii Północy i Południa… I nienawiść po wojnie „między bratem a bratem” była ta sama.

Oto figury tego dramatu – tytułowi nienawistnicy znad Wisły, odcięci od świata przez lutową śnieżycę w 1868 roku w jakiejś mazowieckiej gospodzie: zrujnowany szlachcic, Samuel Borowiecki, któremu car wyzwolił niewolników (czytaj: uwłaszczył pańszczyźnianych chłopów) w 1864 roku, choć on sam do powstania nie poszedł i „partii” powstańczych z własnej woli nie karmił; jego były niewolnik, włościanin Bartek, któremu wolność osobista niestety majątku nie przysporzyła; eks-student i sztyletnik, Piotr Werner, zwolennik czerwonych, upatrujący obecnie ratunku w socjalizmie; dymisjonowany kapitan armii carskiej i major służący pod Langiewiczem, sympatyk białych, Józef Dzwonkowski; sztabskapitan dragonów, odznaczony przez samego cara za tłumienie buntu, rodowity Polak z ziem zabranych, Feliks Kuszakiewicz; właściciel gospody, Żyd Izaak Cymerman, nieufny po równo wobec Polaków i Moskali; fanatyczny partyzant i katolik, syn chłopa spod Miechowa, ksiądz Jan Bułka; wdowa po powstańcu, Marta Bilewiczówna, przyszła pozytywistka i sufrażystka, a w tym momencie kobieta zrozpaczona po stracie bliskich, uświadamiająca sobie coraz bardziej bezsens wybuchu powstania (blisko jej do „westernowej feministki” z Dawno temu na Dzikim Zachodzie Sergio Leone, Jill McBain [Claudia Cardinale]). I oto nasi bohaterowie „narodowi”, zmuszeni spędzić ze sobą czas zawiei i zamieci, a pałający do siebie nienawiścią równie wielką, co wyrzutkowie z filmu Tarantino! Szlachcic Borowiecki nienawidzi chłopa Bartka, co zrozumiałe, jako wyzwoleńca, ale nie cierpi też przedstawicieli swej własnej klasy – Wernera, że czerwony, Kuszakiewicza, że zdrajca, ale jeszcze bardziej, że wyczuł koniunkturę i wyraźnie opowiedział się po stronie Moskali, na co jemu, zagrożonemu egzekucją żandarmerii narodowej, zabrakło odwagi. Dzwonkowskim gardzi najbardziej, bo to konserwatysta bliski jego własnym przekonaniom, ale jednak buntownik bez wahania strzelający do sołdatów cara. Księdzem, Żydem i wdową pogardza, bo ksiądz chłopskiej krwi i fanatyk, bo Żyd jest Żydem, a wdowa to z gruntu „kobieta oschła, zła i nieprzystępna – przynosząca nieszczęście”. Chłop Bartek nienawidzi „panów”, nienawidzi Żyda, a i księdza (choć się do tego nie przyznaje) ma „w poważaniu”, bo jest „wywyższony, a chłopski syn”. Eks-student Werner, morderca polityczny, nienawidzi białego Dzwonkowskiego (toż biali swym wstecznictwem pogrzebali powstanie), zdrajcy Kuszakiewicza i oportunisty Borowieckiego; gardzi „ciemnym” chłopem, „chciwym” Żydem i „fanatycznym” księdzem, kobiety się boi, czuje w niej prawdziwego przeciwnika „męskiej” rewolucji. Major Dzwonkowski odwzajemnia uczucie czerwonemu Wernerowi, przyziemnemu Borowieckiemu i wojskowemu karierowiczowi (znowu ta oficerska zazdrość) sztabskapitanowi Kuszakiewiczowi, gardzi plebsem, jak wyżej, i jak wyżej nie lubi silnych kobiet, które widzą w nim jedynie „powstańczego pogrobowca”. Ze sztabskapitanem Kuszakiewiczem sprawa jest prosta – on wszystkich swoich współlokatorów zajazdu najchętniej widziałby na szubienicy, nawet takiego Borowieckiego, który nie potrafił twardo stanąć przy „Najjaśniejszym Panu”. Chłopa i Żyda powiesiłby dla przykładu. Przez nich wszystkich zmuszony jest dwa, co tam dwa, trzy razy tyle wykazywać się przed swoimi zwierzchnikami, tylko dlatego, że „Polak”! Arendarz Cymerman bity był i szturchany zarówno przez kozaków, jak i powstańczych krakusów – boi się i nienawidzi jednych i drugich. To nienawiść zaszczutej ofiary. Księdzu Bułce daleko już do ewangelicznego miłosierdzia; powąchawszy w lesie prochu i posmakowawszy dyktatorskiej władzy w partyzanckim oddziale stał się księdzem z nazwy, to psychopata – wszak wojna partyzancka deprawuje najbardziej. Pani Bilewiczówna – kobieta nieszczęśliwa i zawiedziona, doznawszy słabości swych „bohaterskich obrońców w rogatywkach”, rozumie, że jest zdana tylko na siebie, w twardym męskim świecie i w kraju pod okupacją. Gardzi i nienawidzi na przemian…

Wystarczy teraz naszych bohaterów wyposażyć w „broń osobistą”: rewolwery, dubeltówki, siekierę, sztylet lub sierp czy truciznę, a ich długa dyskusja – nocne Polaków rozmowy – zmieni się w krwawą jatkę, choć Moskal daleko stoi we wsi odległej o setki wiorst. Ale w filmie Tarantino dwóch nienawistników zdołało w obliczu śmierci przełamać swe uprzedzenia i zawrzeć kruchy sojusz, bo nienawiść do morderczyni przerosła ich wspólne animozje. Kogo z mazowieckiej gospody los by do tego zmusił: oportunistę i rewolucjonistę, a może karierowicza z konserwatystą lub pozytywistkę z fanatykiem religijnym albo Żyda z chłopem? Albo, albo… Przeciw komu zjednoczyliby się w swej nienawiści i czytali na końcu fałszywy list Abrahama Lincolna, czyli w polskiej wersji jakąś „złotą hramotę”? Zamiast odpowiadać jednoznacznie, lepiej wczytać się w Wesele Stanisława Wyspiańskiego, któremu niebezpiecznie blisko do Nienawistnej ósemki:

 

PAN MŁODY

Kosa!

Jaka piękna.

 

CZEPIEC

A bo nastawiona.

 

Tak, wystarczy rzucić hasło i „my już wszyscy gotowi”, aby bić „przysłowiowego Moskala lub Niemca”, a jak jego nie stanie, to wyrównać porachunki między sobą. I zaraz też pojawi się ktoś taki jak John Ruth „Szubienica”, który będzie powtarzał w kółko: „Wystarczy wieszać wrednych drani”. „Wystarczy wieszać wrednych drani”, by długo panowało prawo i sprawiedliwość – nie tylko w śnieżnym i mroźnym Wyoming.

• • •

Tomasz Bohajedyn (ur. 1974 roku w Bieczu) – grafik, rysownik, autor tekstów. Obecnie jest rysownikiem polskiej edycji „Le Monde diplomatique”. Rysunki, grafiki i teksty publikuje również w „Albo albo. Problemy kultury i psychologii”, „Elewatorze”, „Gazecie Wyborczej”, „Krytyce Politycznej”, „Midraszu”, „Przekroju”, „Ricie Baum”, „Twórczości” i berlińskim „floppy myriapoda”. Miał kilkanaście wystaw indywidualnych i zbiorowych, m.in. w Klubie Polskich Nieudaczników w Berlinie, w Le Madame w Warszawie, na Rozbracie w Poznaniu, w Fundacji Galerii Foksal w Warszawie oraz na festiwalach sztuki współczesnej Kontrapunkt w Szczecinie i Labirynt we Frankfurcie. Autor książek graficznych: Liga zwalczania śmierci pozornej (Biblioteka Rity Baum, Wrocław 2012), Osad i Las idzie (Eneteia, Warszawa 2010 i 2012).

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information