Nasz przyjaciel Karl Ove Knausgård (K.O. Knausgård, "Moja walka. Księga 3")

Maria Baran

Knausagårda kochamy za szczery opis zmagań współczesnego mężczyzny z samym sobą. Na początku jego sagi, wymownie zatytułowanej Moja walka, wszystko wydaje się świeże i rześkie, tym bardziej że importowane z Norwegii – kraju wyższej cywilizacji, gdzie prekariat nie istnieje choćby w zalążku, a większość społeczeństwa należy do klasy średniej.

W pierwszym tomie walka rozgrywa się w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Chłopiec walczy o uznanie ojca – na nic. Tamten pragnie go jedynie przyciąć według ściśle wytyczonych granic, ustanawiając irracjonalne zakazy i nakazy: dziecku nie wolno na przykład biegać po żwirowej ścieżce okalającej dom, inne prawo zakazuje natomiast spożywania posiłków w taki sposób, żeby chociaż okruszek znalazł się poza talerzem. Mimo to, trudno zrozumieć narzekania Karla Ovego, bo niczego mu nie brak, jest pełnym życia chłopakiem, a następnie młodym mężczyzną; jego nieustanna walka wynika z tego, że nie potrafi dostrzec, jakim jest szczęściarzem.

Prześladuje go kompleks ojca (w I i III części Mojej walki), z którym nie potrafi sobie poradzić. Ojciec, kiedy Karl Ove był jeszcze nastolatkiem, zmienił się nagle w agresywnego alkoholika – zamknąwszy się w domu swojej matki, terroryzował otoczenie przez następne dwa lata. Karl Ove nie potrafi przejść nad tym do porządku. Jego rozpacz wkracza w fazę kulminacyjną, kiedy ojciec umiera, a Karl razem z bratem sprzątają zdewastowaną siedzibę rodziny. W tym punkcie saga autorstwa Kanusgårda jest najbardziej udana. Dwóch mężczyzn przez bite 200 stron szoruje i czyści dom. Jest to kawał porządnej, feministycznej literatury. Mężczyźni walczą o swoją godność, zmieniając się w sprzątaczki, niańki (zajmują się babcią) i kucharki. Płaczemy razem z nimi nad upadkiem ultramieszczańskiej rodziny, pogrzebanej w kale i butelkach po alkoholu. Ale Karl Ove zwycięża: odnajduje spokój ducha spełniając synowski obowiązek godnego pogrzebania ojca i domknięcia jego spraw. Nadal jednak nie chce porzucić oręża i cieszyć się życiem. Kiedy wszystko w jego życiu wydaje się idealne, kiedy z niczym już nie walczy (zadośćuczynił ojcu, jest szczęśliwym małżonkiem, rozwija swoją karierę pisarską), postanawia zamieszkać w Szwecji i rozpocząć wszystko od nowa; rozpocząć nową walkę.

Tak mniej więcej zaczyna się drugi etap bojów Norwega – tym razem w Sztokholmie. A walczyć musi o wiele: o mieszkanie w Śródmieściu, o ukochaną Lindę, o równowagę w związku z kobietą, która cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową, i wreszcie o najważniejsze – o prawo do pisania i o godność mężczyzny prowadzącego dom pełen dzieci. Ta walka nigdy się nie kończy.

 

 

Trzeci tom jest prequelem, który przenosi nas do okresu, kiedy Karl Ove był siedmiolatkiem. Śledzimy jego dorastanie na wyspie Tromoja. Trzecią część walk można potraktować jako próbę zgłębienia przyczyn rozkładu życia rodzinnego z pierwszej części sagi. Jest to swoista analiza fenomenologiczna, pisarz nie tworzy psychologicznych wywodów czy teorii. Nie mamy tu terapii, ale czyste, mimetyczne przedstawienie faktów. Z niezwykłą precyzją, którą zdążyliśmy poznać w poprzednich częściach powieści, Knausgård opisuje konkretne zdarzenia (pójście do pierwszej klasy, kurs pływania, pierwsze zakochanie się) z życia siedmiolatka, ośmiolatka itd. – aż do bolesnego wieku czternastu lat, trudnego okresu dojrzewania.

Na początku z dojmującą szczerością odnotowuje bezsens własnego dzieciństwa, zanurzony w znaczeniach narzuconych mu ex post wraz z wejściem w perspektywę dorosłego mężczyzny. Czterdziestoletni Karl Ove czuje obcość w stosunku do zdjęć przedstawiających jego rodziców w młodym wieku czy jego samego jako dziecko i nastolatka. Ogołaca mit istotności dzieciństwa, który niezmiennie wbija się nam do głów od czasów Freuda. Ów brak znaczenia jest jednak tylko połowiczny – brak identyfikacji nie oznacza bynajmniej, że pewne zdarzenia nie miały miejsca lub że dawne rany nie bolały w momencie ich zadawania. Autor dochodzi w tej kwestii do porządku ze sobą, kiedy pisze:

 

Mimo wszystko te zdjęcia stanowią część mnie i mojej najbardziej intymnej historii, tak jak zdjęcia innych ludzi stanowią część ich historii. Pełne sensu, bez sensu, pełne sensu, bez sensu, taka fala przepływa przez nasze życie, tworząc jego fundamentalne napięcie (s. 17).

 

Jest to wstęp do przedstawienia węzłowych chwil jego dziecięcego życia; wydarzeń, które sprawiały, że coraz bardziej bał się ojca i które decydowały o tym, jak kształtowały się kobieca i męska strona jego osobowości.

Dzięki fabule trzeciej części Mojej walki, która brutalnie obrazuje apodyktyczność i sztywność ojca, a także uległość i miękkość matki, zaczynamy rozumieć, dlaczego rodzina Knausgårdów musiała się rozpaść w spektakularny sposób przedstawiony w pierwszym tomie – nigdy nie stanowiła bowiem całości, zespołu. W oczach małego Karla Ove, rodzice byli odrębnymi bytami, oddalonymi planetami, o których pisze tak:

 

Mama jeździła ostrożnie, uważała na innych, nigdy się nie denerwowała, kiedy jakiś samochód jechał za wolno, tylko cierpliwie wlokła się za nim. W domu też taka była. Nie złościła się, zawsze miała czas, żeby pomóc, nie przejmowała się, jeżeli coś się zepsuło, bo takie rzeczy się zdarzały, lubiła z nami rozmawiać, interesowała się tym, co mówimy, często dawała nam do jedzenia coś, co nie było bezwzględnie koniecznie: gofry, bułeczki, kakao, świeżo upieczony chleb, tata natomiast usiłował ogołocić nasze życie ze wszystkiego, co nie miało bezpośredniego znaczenia dla danej sytuacji: jedliśmy, ponieważ musieliśmy, a czas poświęcony na jedzenie nie miał sam w sobie żadnej wartości. Kiedy oglądaliśmy telewizję, to mieliśmy ją oglądać, a nie rozmawiać czy zajmować się czymś innym; w ogrodzie musieliśmy chodzić po ścieżkach z kamiennych płyt, ponieważ ułożono je specjalnie w tym celu, natomiast po samym trawniku, wielkim i zapraszającym, nie wolno było ani chodzić, ani biegać, ani tym bardziej się na nim położyć. (s. 171-172).

 

Nakreśliwszy sytuacje, w których ojciec raz po raz upokarza go i poddaje karze, narrator sagi przechodzi do snucia własnej wizji miłości, którą rozumie jako przezroczystą obecność drugiego człowieka, w tym rodzica. A jako rodzic Karl Ove martwi się, czy własne dzieci boją się go, tak jak on bał się kiedyś nieprzewidywalnego ojca, ale ostatecznie wyklucza to uznając, że po prostu nie zauważają one jego obecności. Karl jest dla nich kimś neutralnym i naturalnym, nie myślą o nim. I taka właśnie jest najlepsza definicja miłości. Humory i niesprawiedliwość ojca wryły się Knausgårdowi głęboko w mózg, jednak to nienarzucająca się, choć pełna uwagi obecność matki okazuje się esencją dzieciństwa. Jest tkanką, massa tabulettae, z której składają są dni nienasycone treścią. Matka wycierała nos, ubierała, myła włosy, woziła do lekarza; była tuż obok, zawsze dostępna. Kiedy zniknęła, podejmując pracę z dala od domu, ster codzienności przejął ojciec, co doprowadziło do poczucia obcości wśród członków rodziny i jej zdziczenia.

Trzecia część sagi Norwega kończy się jednak przekroczeniem dzieciństwa, pochodzenia rodziny i wejściem we autonomiczną dorosłość nasyconą pasjami i nadziejami. Pierwszym krokiem we własną biografię – niekształtowaną przez odbite w krzywym zwierciadle ograniczenia – są nie tylko lektury, ale przede wszystkim pokwitaniowa orgia, podczas której Karl Ove smakuje ciał wszystkich swoich koleżanek z opuszczanej właśnie klasy. Jest to święto życia, celebracja dojrzewania i przejścia do nowego etapu, który zaczyna się wraz z uzyskaniem zdolności do pełnych zachowań seksualnych. To właśnie ten rodzaj intymności, połączenie popędu z osobistymi bolączkami i pragnieniem „czegoś więcej”, jest znakiem firmowym pisarza. Tworzywem tej prozy jest to, co zapamiętane, a ponieważ Karl Ove pamięta wszystko, jego walka o siebie samego jest tak szczegółowa i dojmująca. Na koniec pisze:

 

Nie przypuszczałem, że każdy szczegół tego krajobrazu, każda zamieszkująca go osoba na zawsze wryją mi się w pamięć, dokładnie i precyzyjnie, jakby pamięć miała słuch absolutny (s. 542).

 

Wartość walk Norwega nie polega wyłącznie na tym, że toczy je samiec alfa, który równocześnie jest feministą, ale też na tym, że zapis ich przebiegu to autentyczna i retorycznie dopracowana relacja z życia zachodniego społeczeństwa w XX i XXI wieku. Kończąc trzecią część Mojej walki, mamy trochę dość wywodów na temat tego, jak okropnie żyje się i wychowuje dzieci w bogatym kraju. Czytamy jednak dalej, bo wierzymy, że właśnie takie życie czeka też nas; że pewnego dnia staniemy się Norwegią, a doświadczone przez nas traumy pozwolą nam zredefiniować i na nowo odnaleźć miłość.

 

Karl Ove Knausgård, Moja walka. Księga 3, Wydawnictwo Literackie 2015

• • •

Maria Baran – urodziła się w 1989 r. w Radomiu, gdzie jako licealistka działała w Klubie Środowisk Twórczych „Łaźnia”. Ukończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Łódzkim (specjalność: „Twórcze pisanie”). Obecnie mieszka w Folkestone (Wielka Brytania). Interesuje się kinem współczesnym i fotografią. Próbuje swoich sił jako recenzentka i animatorka kultury.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information