Furiaci, szaleńcy i Rock'n'Roll ("Mad Max: Na drodze gniewu")

Gabriel Krawczyk

Mad Max: Na drodze gniewu to kpina z domorosłych recenzentów, środkowy palec wystawiony geriatrom i filmowy odpowiednik rytualnego tańca wykonanego w świątyni steampunku.

Dawno po nuklearnej zagładzie, gdy krajobraz zaczyna się i kończy na rozciągającej się po horyzont pustyni, a jedyną pozostałością po lepszych czasach jest krążący wokół Ziemi satelita; w świecie, w którym roślinność zanikła, wypalają się także uczucia. Ludzie popadają w szaleństwo. Jedni mianują się bogami. Inni, osłabieni i spragnieni, nie mając innego wyboru, składają tamtym daninę. Jeszcze inni, zniszczeni przez ekologiczną katastrofę, bardziej niż ludzi przypominają półżywych zombie. Zamieniają się w gorliwych apostołów hołdujących ludzkim cielcom – podtrzymującym ich przy życiu lub obiecującym wieczną Valhallę. Są jeszcze dezerterzy ze społeczeństwa i wymiaru moralności: połamani osobistymi tragediami lub spragnieni odkupienia samotni mściciele. W tej postapokaliptycznej galerii osobliwości hierarchia potrzeb siłą rzeczy musi różnić się od naszej. Gdy ropa i woda decydują o przeżyciu, wówczas ryk samochodowych silników przypomina Litanię do Wszystkich Świętych, kierownica pełni funkcję magicznego artefaktu, a osiem cylindrów pod maską staje się ołtarzem dla zmotoryzowanych. Nietrudno odgadnąć, że nabożeństwem na cześć samochodowego Boga będzie pościg. Tutaj celebra ta rozciągnięta jest do niemal dwóch godzin seansu. Tak, Mad Max: Na drodze gniewu to kino niemal religijnej ekstazy, film z innego wymiaru.

 

 

Wyraziste epitety i jeszcze bardziej wybujałe porównania na wiele się jednak nie zdają. Wcześniej nadużywane, w przypadku dzieła 70-latka z Australii okazują się jedynie czczą gadaniną. Nie wiem, co brał George Miller, ale za pół wieku zażądam identycznego koktajlu. Efektywność samochodowego pościgu z punktu A do punktu B i z powrotem, do którego ogranicza się fabuła nowego Mad Maxa, zawstydza poczynania tegorocznych Szybkich i wściekłych. Kaskaderska choreografia przemocy, uprawianej na maskach ścigających się pojazdów, ośmiesza rzekomy blockbuster roku, jakim jeszcze niedawno mianowani zostali Avengersi. Całość zaś to perwersyjny misz-masz cyrkowej kakofonii, w wielu momentach surrealistycznej fantasmagorii i skrajnie podkręcającej kolory estetyki komiksów innego Millera – odpowiedzialnego za 300 i Sin City Franka Millera.

Gdy ścigani bohaterowie przemierzają pustynne bagniska, a na innym planie da się dostrzec zmutowane kształty poruszające się na szczudłach, na myśl przychodzą malarskie ekstrema Hieronima Boscha. Gdy patrzymy na stymulującą laktację dojarkę i przytwierdzone do niej spasione kobiety, gdy oglądamy wymyślne protezy w miejscu pourywanych w walce kończyn, gdy zamiast zębów jednego ze szwarccharakterów śmieje się do nas garnitur najprawdziwszych naboi – wówczas można sądzić, że opisane w Kraksie J.G. Ballarda fantazje o technoseksualnych przekroczeniach właśnie zostały urzeczywistnione. Pod względem cielesno-technologicznych destylatów George Miller pozostawia w tyle także ekranizującego tamtą powieść Cronenberga. Może sobie na to pozwolić. Jego Na drodze gniewu to ponad 200-krotnie droższe od pierwszego Mad Maxa, fetyszyzujące kostiumy i scenografię, bezczelnie ostentacyjne, świadomie pulpowe, a równocześnie jakby wyjęte z galerii abject artu steampunkowe porno rodem z lat 70... które w dzisiejszej skali również zachwyca! Travellingi po pustynnych bezdrożach przypominają o pierwowzorze z Melem Gibsonem w roli głównej. Klatkażowe przyspieszenia ruchu wzmagają już i tak wszechobecne szaleństwo. Inwencja wizualna nie zna u Millera granic. Piruety kamery raz podporządkowane kotłom wyjętym z Requiem Verdiego, innym razem samobójczej choreografii kaskaderów, a jeszcze kiedy indziej eksplozjom stuningowanych rzęchów – zbliżają film do groteskowego teledysku obrazującego karykaturę wojny, obmyśloną chyba w psychiatryku dla emerytowanych filmowców.

Podziwiamy przecież najprawdziwsze abordaże wśród piaskowych bałwanów. Apokalipsa przyjmuje tu zresztą materialną postać trąby powietrznej, niczym w klasycznej marynistycznej powieści. Ciekawych analogii znajdziemy więcej. Zamiast werblisty dodającego walczącym animuszu, mamy rock'n'rollowca z gitarą-miotaczem ognia, zwisającego z lin przed czołem ciężarówki. Jedyne, co możemy zrobić, to rozdziawić szeroko gęby i mu pozazdrościć: nigdy nie będziemy bardziej szaleni od niego.

Najbardziej niedorzeczne w Mad Maksie jest to, że wśród 2700. cięć montażowych, obok freak show sparaliżowanych karłów i rozrośniętych dziwadeł, obok wszystkich tych wizualnych fajerwerków, istnieją bohaterowie, których nietrudno zrozumieć, a więc i którym nietrudno kibicować. Poszukiwanie odkupienia przez, nie bójmy się tego tytułu, Pierwszą Heroinę XXI wieku, Furiosę (Charlize Theron) i pomagającego jej mrukliwego Maxa (Tom Hardy), również walczącego z demonami przeszłości, pięknie tonuje całą tę opowieść. Stanowi ona wolną od stereotypu pochwałę kobiecej wytrwałości i solidarności, a przy tym głośny pean na cześć życia (po usłyszeniu którego polscy biskupi będą długo cierpieć na bezsenność). Mad Max oddziałuje bowiem z emocjonalną prostotą i intensywnością westernowej alegorii, uniwersalnej w każdym zakątku świata. Charakterologiczne figury, które mają jednak w sobie szeroki margines niedopowiedzenia, relacje oparte jedynie na spojrzeniach i – niemal czułych – gestach potwierdzają, że Mad Max to jedna z tych przypowieści o walce dobra z niesprawiedliwością, które można opowiadać w nieskończoność. Całe szczęście, ten Mad Max jest tylko jeden.

• • •

Gabriel Krawczyk – rocznik '91. Jeśli wierzyć opiniodawcom, był już błaznem, kombinatorem, niedoszłym księdzem, przyszłym jazzmanem, głuchą kurwą. Aktualnie rowerzysta, łasuch, student (w tej kolejności). Pisze o kinie (wszelakim). Publikował lub publikuje m.in. w „Kulturze Liberalnej”, „Ekranach”, na portalach O.pl, Esensja.pl. Prowadzi bloga http://kinomanhipomaniakalny.blogspot.com/

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information