Życie autora - odpowiedzialność Zenonowi Fajferowi i Leszkowi Onakowi

Maja Staśko

4 października 2014 roku podczas festiwalu Ha!wangarda w Krakowie Leszek Onak zaprezentował tłumnie zgromadzonej w Cafe Szafe publiczności swój nowy utwór cybernetyczny pt. cierniste diody. Leszek Onak to autor. Autor Leszek Onak siedział na scenie i prezentował swój utwór w środowisku kolegów-autorów z ramienia poezji cybernetycznej, i razem z nimi brechał na scenie z własnego dzieła. Było śmiesznie. Pod sceną siedział Zenon Fajfer. Zenon Fajfer to autor. Autor Zenon Fajfer przyszedł obejrzeć występ kolegi-autora, kolegi-chrześniaka. W trakcie występu autora Leszka Onaka autor Zenon Fajfer czuł się zażenowany. Utwór autora Leszka Onaka wzbudził w autorze Zenonie Fajferze obrzydzenie, niesmak i poczucie wstydu, zmuszające do wyjścia z sali. Autor Zenon Fajfer wyszedł z sali. Autor Leszek Onak został w sali i występował dalej.

(Domyślam się tylko, bo autorki mnie tam nie było. To oczywiście zmienia wszystko).

Tekst zastąpił kontekst?

Obrzydzenie, niesmak i poczucie wstydu autora Zenona Fajfera wzbudziło przedmiotowe potraktowanie autora Brunona Schulza podczas występu, czyli w algorytmie zgotowanym przez autora Leszka Onaka. cierniste diody to utwór wmuszający w okaleczone z części rzeczowników opowiadanie Sierpień autora Brunona Schulza fragmenty książki Polski Fiat 125p. Budowa. Eksploatacja. Naprawa autora nieokreślonego przez autora Leszka Onaka.

Autor umarł (autor: Roland Barthes).

Autor umarł?

Autor Bruno Schulz umarł. W tragiczny sposób, jak podkreśla autor Zenon Fajfer. Choćby z tego powodu należy mu się szacunek, jak podkreśla autor Zenon Fajfer. Nie wspominając o genialnej twórczości, jak podkreśla autor Zenon Fajfer.

Nie tak genialnej, jak podkreśla autor Leszek Onak.

A śmierć autora Brunona Schulza nie ma nic do jego twórczości, jak podkreśla autor Leszek Onak.

A śmierć autora umożliwiła paroksyzmy przypadku, jak podkreśla autor Leszek Onak.

Autor Zenon Fajfer w osobistym tekście wyraża sprzeciw względem utworu autora Leszka Onaka, zachowania autora Leszka Onaka na scenie i koncepcji poezji autora Leszka Onaka. Autor Leszek Onak w osobistym tekście staje w obronie swojego utworu, swojego zachowania na scenie i swojej koncepcji poezji. Autor Leszek Onak występuje za siebie – siebie jako autora piszącego, występującego i manifestującego określony tryb poezji. Określony tryb poezji zakłada, że autora nie ma. Zakłada tak choćby w autorskim wyjaśnieniu do smacznie wysmażonego remiksu.

There is No Body?

Autor Leszek Onak żyje. Autor Zenon Fajfer żyje. W Krakowie.

Autor Leszek Onak siedzi przed komputerem w swoim mieszkaniu w Krakowie, zna języki programowania, tworzy algorytmy przez stukanie palcami w klawiaturę i puszcza je w cyberprzestrzeń. Algorytmy puszcza. I palce puszcza. I języki puszcza. Dostaje za to jakąś kasę lub nie. Palce są w algorytmach na ekranie (dotykowym?) zapisane w języku. Cyfry języka nie pokrywają się z cyframi na koncie bankowym. Linie papilarne na klawiaturze jak linie poezji, jak linie glitchu, wyznaczają jakiś tam idiom.

(Domyślam się tylko, bo autorki mnie tam nie ma. To oczywiście wszystko zmienia).

Autor Leszek Onak opowiada się za istotą (jednorazowego, dziejącego się) tekstu, maszyny i przypadku w literaturze. Opowiada się ustami i tekstami, które wygenerował palcami na klawiaturze.

Autor Zenon Fajfer siedzi przed kartką w swoim mieszkaniu w Krakowie, zna języki emanacyjne, tworzy poezję przez przytwierdzanie długopisu (pióra?) do kartki ręką i puszcza ją w eter. Poezję puszcza. I rękę puszcza. I kartkę puszcza. Dostaje za to jakąś kasę lub nie. Ręka jest w poezji na kartce zapisana w języku. Znaki języka nie pokrywają się ze znakami na koncie bankowym. Puszczona ręka opuszcza korpus w przepaść.

(Domyślam się tylko, bo autorki mnie tam nie ma. To oczywiście wszystko zmienia).

Autor Zenon Fajfer opowiada się za istotą autora, rozumu i świadomości w literaturze. Opowiada się ustami i tekstami, które wygenerował przedłużoną o długopis (pióro?) ręką.

Przypadek sprawił, że wszystkie te elementy, surrealistyczne i konstruktywistyczne, egzystencjalne i ekonomiczne, chlupoczą w dziele, a istota to czasem nawet istota żyjąca. Przypadek – jak głosi legenda – sprawił, że Bruno Schulz został zabity.

Autor Zenon Fajfer pisze list do autora Leszka Onaka w przypływie gniewu i oburzenia. List podpisuje: „Z wyrazami szacunku, Zenon Fajfer”. Autor Leszek Onak odpowiada na list od autora Zenona Fajfera z zaangażowaniem. List podpisuje: „Z wyrazami szacunku, Leszek”.

Wyrazy wypływają z konkretnych ust, tych maszyn do wyrabiania masy treściowej. Wyrazy trafiają do konkretnych uszu, tych maszyn do odbioru masy treściowej. Wyrazy wypływają z konkretnego miasta (zarażonego autorem Brunonem Schulzem) i z konkretnego języka (zarażonego autem Fiat 125p). Wyrazy są zawsze po trosze szacunku.

I autor Leszek Onak, i autor Zenon Fajfer złożyli wyrazy szacunku autorowi Brunonowi Schulzowi. Podobnie jak autor Jonathan Safran Foer. Podobnie jak współautorzy Mariusz Pisarski, Marcin Bylak i Artur Sosen Klimaszewski. Podobnie jak autor Jakub Woynarowski.

Literaturoznawcy, Barthesi, nie mają żadnych narzędzi do badania autora, dlatego odrzucają go jako przeżytek pozytywistycznej przeszłości, razem z kontekstem kulturowo-ekonomiczno-historycznym czy – niekoniecznie przecież rozumianą psychologicznie – biografią. Dzięki temu nie muszą się kłopotać i chodzić na spotkania poetyckie czy w ogóle uczestniczyć w życiu literackim. Liczy się wszak tekst – i broń boże nie chodzi o tekst umowy podpisanej przez autora z wydawnictwem czy organizatorem festiwalu. Liczę się wszak ja, literaturoznawca!, interpretujący tekst. Kartezjusz triumfuje – nie ma nic poza tym, co ja, literaturoznawca!, wiem i myślę. Wszystko, cała ta maszyneria poetycka, kręci się wokół mnie – przewrót kopernikański jeszcze się tu nie dokonał. Autor kona, (niech) żyje odbiorca! Autor kona, (niech) żyje automat! Po maszynie jest już po autorze. Maszyna to też zwierzę, jak my. Autor to też auto, Fiat 125p, jak my.

Jedziemy!

Po człowieku autor żyje jak nic. Autor ma ciało (jak zwierzę), odczuwa ból (jak zwierzę), rządzą nim emocje (jak zwierzęciem) i potrzeby fizjologiczne (jak zwierzęciem), nad którymi nie ma kontroli i na które nie ma wpływu, podobnie jak na generowane przez maszynę treści, podobnie jak maszyna na generowane przez siebie treści. To wszystko jest w ciele. To wszystko jest w dziele.

Autora można zabić jak zwierzę. Autora można zabić jako zwierzę, którym więc jest. Współczesny Holocaust zwierząt, współczesne zjadanie zwierząt, to Holocaust ssaków, jak Holocaust podczas II wojny światowej. I to dopiero praktyki e-sesmańskie: śmierć zwierzęcia. Na krzyżu wisi mięcho z rzeźni, zatwierdzone na haku, na cierniu. Bezsensowna śmierć, jak śmierć Schulza – przez przypadek. Śmierć bez sensu.

Holocaust jest możliwy dzięki oddaleniu autora: banalność zła wyrasta z przeświadczenia, że to nie zabijający człowiek jest autorem śmierci, lecz system, w którym taka śmierć jest możliwa, a zatem legalna. Gdy autor to autorytarny Autor, czyli system (zerojedynkowy), a nie autentyczny autor, czyli odczuwający, cielesny człowiek (i po jednej, i po drugiej stronie – autora i odbiorcy), jakakolwiek odpowiedzialność nie ma racji bytu. To tylko cyfry, pomnażające się (kopiuj-wklej) cyfry maszynowo mordowanych ciał, maszynowo mordowanych ryb (Jesus Christ copy paste) – w systemie cyfrowym. Jakakolwiek odpowiedzialność nie ma racji bytu.

A ma, bo istnieje. Oddycha. Żyje.

Śmierć wprawia w biologię. I to może boleć.

Czy jesteśmy w stanie to przeboleć? Verwindung? Czy po śmierci Boga widzimy, że Bóg rozkłada się w ziemi? Czy po kresie metafizyki chlusta na nas (meta)fizyka?

Czy jesteśmy w stanie to przeboleć? Verwindung (autor: Martin Heidegger)? Czy po śmierci Boga (autor: Fryderyk Nietzsche) widzimy, że Bóg rozkłada się w ziemi? Czy po kresie metafizyki (autor: Jacques Derrida) chlusta na nas (meta)fizyka?

Nie żyje Bóg, niech żyje (nad)Człowiek-Autor. Tak było. Teraz będzie Inaczej.

Po Holocauście pewne kwestie stały się nieprzedstawialne. Reprezentacja przestała być reprezentatywna. Także reprezentacja autora względem swojego dzieła. Umrzeć miliony ludzi – to dopiero dzieło. Zabić – to dopiero sztuka. I jak ładnie brzmi w tekstach, serialach i filmach.

Maria Goniewicz to też autor. Żyje, mimo pobożnych życzeń niektórych internautów. Kara śmierci w Polsce nie wchodzi w grę. Autor – jakkolwiek niedobrze to brzmi – żyje.

Można zmistyfikować świadectwo z obozów Zagłady. Ale zmistyfikowane świadectwo po demistyfikacji to już nie świadectwo więźnia obozów. Zmienia się wszystko, czyli autor; czyli przeżycie, które nie pozwala przeżyć; czyli doświadczenie, co świadczy za siebie. Ale do tego jest ogromna literatura: autor Ryszard Nycz miałby wiele do powiedzenia.

Tu nie chodzi już o reprezentację. To żadna reprezentacja. To raczej wspólnota obywatelska – państwo autorów. Platonie.

Przecież już dawno nie wierzymy w esencję. Wybieramy egzystencję – choćby i autora. Przypadek kieruje nie tylko ku maszynie, ku aucie, lecz także ku autorowi. Automatyczność dzieje się trochę w aucie, a trochę w autorze. W trakcie Holocaustu zwierząt nie umiemy badać ani auta, ani autora, ani doświadczenia, ale to nie powód, by udawać, że ich nie ma. By ich masowo, maszynowo zabijać (śmierć autora, hura!). Automatycznie.

Kara śmierci w Polsce nie wchodzi w grę. Śmierć to nie kara – śmierć to dada; śmierć to Przypadek. Śmierć bez sensu, bez planu, bez zamiaru [podstaw pod „śmierć” – „tekst”. Też jest. W maszynie].

W sporze o Brunona Schulza chodzi o czyste, przejrzyste ciało. Martwe ciało zakopane w ziemi, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo kiedy, martwe ciało rozkładające się w ziemi, z której korzeniami wyrasta drzewem (Tree of Codes?). Czy w nowych mediach jest miejsce na ciało (touchpady! web 3.0! haptyczność! ekrany i ekraniki dotykowe!)? Czy w nowych mediach jest miejsce na ciało i tylko ciało, bez zainstalowanego dodatku duszy, wnętrza, rozumu? Życia?

Czy w nowych mediach jest miejsce na martwe ciało?

Maszyna pozwala higienicznie ominąć śmierć. Maszyna pozwoliła masowo powodować śmierć podczas Holocaustu – tak, by higienicznie ominąć śmierć. By ominąć fizyczne autorstwo śmierci.

Ogromne buki koło kościoła stały z wzniesionymi rękami, jak świadkowie wstrząsających objawień, i krzyczały, krzyczały.

Buk umarł (autor: Fryderyk Nietzsche).

Maszyna to nasze nowe medium. Nowe, i dlatego jeszcze je dostrzegamy i odczuwamy (czy rzeczywiście?). Mamy też stare medium, które przyswoiliśmy do bólu. Boli nas ciało. Boli nas autor (człowiek?). Póki boli, żyje.

Cierpienie to po grecku empátheia. Empatia także mogłaby tu odegrać ważną rolę.

#empatia

Inne obce słowo: poiesis to po grecku wytwarzanie – (mokra) robota. Robotę popełnia autor. I jak każdy przestępca, jak każdy robotnik (robot?), jest odpowiedzialny za swoje czyny (czyny, czyli słowa). Odpowiedzialny pełną gębą: własną twarzą i własnym ciałem.

A słowo ciałem się stało – nareszcie.

Ciała mają też inne zwierzęta, to jasne. Czasem je zjadamy ze smakiem: mięso jest takie smaczne. Oto prawdziwa potęga smaku.

#toniewymagałowielkiegocharakteru

Inne obce słowo: aisthetikos to po grecku odczuwanie. Doświadczanie zmysłowe.

#ała!

Sztuka ziemi. I sztuka człowieka. Może być więcej sztuk: grupa. Szukaj.

Nasza klika klika. Do klikania konieczne są: klawiatura i ręka, te dwie (rodzaju żeńskiego).

Możliwości współczesnego człowieka
są nieograniczone na wychowanie dzieci
jeszcze nie jest za późno
współczesny człowiek leci przez kosmos
maszyny komponują muzykę
maszyny piszą wiersze
a więc jest poezja choć nie ma poetów
są młodzi poeci choć nie ma poezji
myślałem

Więc jednak są poeci
Więc jednak jest poezja
więc jemy pieczeń choć nie ma mięsa
są młodzi poeci
jakie to niezwykłe
zaskakujące
są młodzi poeci
znów są młodzi poeci
to jest wstrząsające
przypuszczam
że oni sami nie zdają sobie sprawy
jak niezwykłym niespodziewanym pięknym
wstrząsającym śmiesznym monstrualnym
są zjawiskiem
myślałem że już nigdy nie będzie
młodych poetów
i oczywiście pomyliłem się
są przecież jeszcze gwiazdy tygrysy
słowiki kotlety kobiety szafy stoły armaty
powieści opaci generałowie sonety raki
politycy kapłani choć nie ma boga są
świątynie to dobrze że są młodzi poeci

Tadeusz Różewicz, Non-stop-shows, z tomu Twarz trzecia (1968)

To wspaniale, że są młodzi poeci (Zenon Fajfer, Leszek Onak, Łukasz Podgórni, Ilona Witkowska, Maciej Taranek, Kira Pietrek, Adam Kaczanowski). Wreszcie. Na powrót (Śmierć autora1968).

Kto z żyjących poetów nam jeszcze pozostał?

Autor to medium, przez które przepływa tekst. Autor to narzędzie, jak komputer, długopis (pióro?), język programowania czy język emanacyjny. To ciało z robaczkami w środku za życia i ciało zjadane przez robaczki w rozkładzie po śmierci. To ulica, którą idzie, to pies, którego prowadzi na smyczy, to papieros, który pali, idąc z psem, to autor, którego widzi z daleka, idąc z psem i paląc, to rozmowa, którą przeprowadza z autorem o najnowszym tomie innego autora, stojąc z psem i paląc, to dzwony dudniące z wieży pobliskiego kościoła, gdy prosi autora o drobną pożyczkę, stojąc z psem i paląc, bo czasopismo znów nie wypłaciło za wiersz, to szczekanie psa, obok którego przechodzi inny pies na smyczy z człowiekiem (nie może do niego dobiec). Zamiast papierosa mógłby palić jointa – i to również nie pozostaje bez znaczenia. Wokół niego mogłoby też biegać czworo rozhasanych dzieciąt (gratulacje, Joasiu!). To wszystko w samym sercu ciała i w samym sercu świata – to wszystko autor. Nad tym wszystkim autor nie całkiem panuje, jak nad innym autorem, dziecięciem, psem czy maszyną. Poza nim cały tekst wygląda i znaczy zupełnie inaczej. Jak poza ekranem (dotykowym) czy długopisem (piórem?).

Nie wszędzie możemy dobiec. Roztapiamy się w ciele własnym i innych, w świecie własnym i innych, we własnej i rodziców klasie czy we własnej i rodziców kasie: w okolicznościach. Każda poezja jest po trosze okolicznościowa. W innych okolicznościach żyje autor. Jego autonomiczność jest urojona – właśnie dlatego, że żyje.

Autor jest i żyje. Tylko się kryje.

Autor żyje dzięki tekstowi, który go zrobił. Tekst żyje dzięki autorowi, który go zrobił.

Tekst nie istnieje bez życia autora. Tekst nie istnieje też bez jego śmierci. Śmierć autora to wyraz jego organiczności. Wyraz szacunku.

Po człowieku pozostaje tylko autor: autor nie z Sainte-Beuve’a, nie z Taine’a, nie z de Saussure’a, nie z Barthes’a, lecz z ciała. Auto, autor toczy się automatycznie. Na wstecznym.

Dlaczego książka Polski Fiat 125p. Budowa. Eksploatacja. Naprawa nie ma autora, a cierniste diody go mają (kto ma kogo)?

Kontekst określa tekst. Byt określa świadomość. Strój określa człowieka.

Autor to (też) kontekst, byt i (u)strój. Nawet jeśli drobnoustrój, jak u autora Leszka Onaka.

Autor nie umarł. Autor ma się świetnie i dlatego może opowiadać o swojej śmierci w odpowiedzi innemu autorowi lub na spotkaniu poetyckim, gdzie pokazuje swoją prawdziwą twarz, która brecha, i swoje prawdziwe ciało obtoczone w wybranym uprzednio (u)stroju. Dostaje za to jakąś kasę lub nie. Gdy nie dostaje, musi pożyczyć od innego autora, bo, by utrzymać w formie ciało, potrzebuje – jak każde zwierzę – treści: żarcia (i innych przyjemności, jak czynsz na mieszkanie w Krakowie, papierosy, rachunki za wodę, prąd, gaz, ogrzewanie i internet, ubrania dla rosnącego w żywiołowym tempie niemowlaka czy karma dla psa). Żarcia do życiażycia organicznego i życia literackiego. Zawartość portfela to (także) zawartość dzieła. Treść żołądka, treść ciała to (także) treść dzieła. Autor ma prawdziwe ciało i tylko nim może zaprojektować program do odcieleśniania ciała, by zamaszyście się pod nim podpisać – prawdziwym imieniem i nazwiskiem. W ciele dogorywają drobinki i istotki. W ciele rodzą się drobinki i istotki. Hormony buzują, genitalia stają – stają się argumentem w dyskusji.

To facet facetowi zgotował ten los. Że go umarł, tego autora. Heroiczna pieśń o Rolandzie (Barthesie) wciąż na nowo wybrzmiewa, chlubnie przekazywana z tekstów do tekstów w dyskusjach, z ust do ust w pocałunkach. Korona cierniowa, korona ciernista to atrybut mę(s)ki.

Autor umarł – a co z autorką?

Autorka jeszcze się nie urodziła.

(Domyślam się tylko, bo autorki mnie tam nie ma. To oczywiście wszystko zmienia).

A to autor właśnie.

Tylko tak może działać – ciałem. Tylko tak może coś zdziałać – ciałem. Tylko tak może oddziaływać – ciałem. To proza życia, proza cielesna.

Ciało utrzymuje się z kasy. Autor nic nie zrobi, gdy nic nie zarobi (na odwrót, niestety, to nie zawsze działa).

I autor Zenon Fajfer, i autor Leszek Onak – mocą autorskiej perswazji – ciała. I autor Zenon Fajfer, i autor Leszek Onak – mocą autorskiej perswazji – działa. Tylko każdy inaczej (i wspaniale). Działanie wzbudza dzielenie: na opinie, na tradycje, na sympatie. Działanie wzbudza dzielenie się (sobą) z innymi przez wydzieliny. Ręka się poci na klawiaturze, usta wyrzucają masywy śliny w dyskusjach. Mamy orgazmy. Mamy organizmy. Wydzieliny je ze sobą. Wydzieliny.

Czyli dzieła. Dzieła obydwu autorów powstały po śmierci autora.

Listy-manifesty obydwu autorów do siebie to listy-manifesty podpisane własnym imieniem i nazwiskiem, to listy-manifesty z wyrazami szacunku. Autor Leszek Onak odpowiada autorowi Zenonowi Fajferowi (nawet jeśli nie wszystko mu w nim odpowiada), autor Zenon Fajfer odpowiada autorowi Leszkowi Onakowi (nawet jeśli nie wszystko mu w nim odpowiada). Odpowiedzi implikują odpowiedzialność. Odpowiedzialność (wreszcie) wraca.

Pod odpowiedziami w dyskusjach podpisują się autorzy (Arkadiusz Wierzba, Maciej Taranek).

Pod manifestami podpisują się autorzy (Marcin Cecko, Maria Cyranowicz, Michał Kasprzak, Jarosław Lipszyc, Joanna Mueller; Leszek Onak, Łukasz Podgórni, Roman Bromboszcz, Piotr Puldzian Płucienniczak, Tomasz Pułka).

Się dzieje. Dzieje się życie. Gdy pisze, gdy robi, dzieje się życie.

Autor z marnych wstaje.

Autor to ciało i wspólnota, te dwie: obydwie wytrącają z pełnej i pewnej kontroli czy świadomości, ale i obydwie nie pozwalają na stoczenie się w absolutny niebyt liczebnika. Wspólnota jest konieczna (kontekst kulturowo-ekonomiczno-historyczny, wychowanie, szkoła, Kościół rodziców, kasa rodziców i ich status społeczny) i wybiórcza, wyborcza (wspólnoty zgromadzone wokół wspólnych wartości, pasji, idei, przekonań, religii, subkultury). Ciało podobnie, gdy przykrywamy je (u)strojami, ale nie zajmujemy się zbytnio drobnymi, by wydać, wydalić resztę. A zatem, autorze Zenonie Fajferze, autorze Leszku Onaku: autor to automatyczność i autotematyczność; to przypadek, odruch, instynkt, mechaniczność (kto panuje nad twoją nerką? kto jest autorem twoich dzieł – wydzielin? dlaczego krzyż kojarzy ci się z męczeńską śmiercią wybitnego, wbitego weń mężczyzny z koroną ciernistą, cierniową na skroniach?) i dystans, który pozwala na (nad)świadome i w pełni kontrolowane podejmowanie poetyckich decyzji. Materialność (liberatura!) i cyfrowość (cyberpoezja!) – wspólnie. Ciało i wspólnota, te dwie, umożliwiają realne i odpowiedzialne działanie, które może (i musi!) mieć swoje konsekwencje, na przykład w oburzeniu i wstręcie. Autor to i auto (Fiat 125p – gdzie nim dojedziemy?), i auto- (Tree of Codes).

Drzewo stoi kodem: kto zna jego język? Kto zna język programowania? W jaki sposób chcemy naprawdę odczytać tekst autora Leszka Onaka? Czy zauważymy spolszczający haczyk w symbolu Explorera ukryty w źródle strony? Czy czujemy oddech Onakurnetu na plecach, gdy wpatrujemy się w ekran? Autor ma nad nami władzę; autor jest na scenie, a my, widzowie, bezczynnie patrzymy przed siebie. Autor ma nad nami władzę, a my nawet o tym nie wiemy. Nie możemy wyjść z tej sali.

Ale tak wcale nie musi być.

Kod genetyczny i kod zerojedynkowy – to języki, które musimy poznać, które musimy dojrzeć, by móc powziąć, jak autor, pełną odpowiedzialność za swoją kontekstualność i niepełność. Autor, tekst, maszyna, medium, klawiatura, długopis (pióro?), pokój, pies, kasa, joint, okoliczności – wszystko to krąży w dziele, w ciele.

Autor zmartwychwstaje.

Gdy autor ożyje, Bruno Schulz umrze. I to będzie ważne i trudne – także w jego twórczości. I za cholerę nie będziemy wiedzieli, jak to przepisać z faktyczności na wyrażalność – literaturoznawcom, Barthesom, zostanie wytrącone z rąk to wszystko, co lubią i znaj(d)ą. Nareszcie.

Zastąpmy śmierć autora śmiercią autora. Żyjemy autorami: na spotkaniach poetyckich, na festiwalach, w konkursach, w czasopismach i wydawnictwach. Śmierć autorów wprawia nas w ból. Całe życie, całe życie literackie stoi autorami. To, co (od)żyje, to autor.

Czas na atak zombiaków. Autorzy, Fajferze, Onaku – do boju!

Istniejecie. Niech wszyscy wiedzą, że istniejecie, niech wszyscy uczestniczą z Wami w sporach i dyskusjach o poetyckie imponderabilia, niech wszyscy odpowiadają na Wasze utwory listami-manifestami. Pokażcie, jak to się robi: jak się działa, jak się zdziała, jak się oddziałuje!

Walczcie o siebie, bo jesteście.

Walczcie o siebie, bo jesteście super.

Jesteście superciałem i superwspólnotą, gdy piszecie do siebie książki, listy, gdy występujecie na spotkaniach poetyckich w trakcie poetyckich festiwali, gdy się przyjaźnicie i wiecie, skąd ten przecinek, a skąd to słowo, co to za nazwisko i dlaczego, gdy się obserwujecie w realu i na fejsie, gdy pożyczacie sobie pieniądze i walczycie o lepsze zarobki (wreszcie!), gdy jesteście współautorami, autorami-kolegami i autorami-chrześniakami, gdy nawiązujecie ze sobą kontakty i nawiązujecie do siebie w poezji – własnej, czyli wspólnej. Ta istota, istotka, to żyjątko literackie – to Wy. Żywe środowisko literackie: środowisko naturalne. Jesteście super w swoich organizmach i w swoich organizacjach poetyckich (Ha!art, Rozdzielczość Chleba, cichy nabiau). Jesteście supernowa autorami poezja.

Supernowa – śmierć gwiazdy. Inaczej nie żyje(sz). Śmierć (ciała) autora – j.w. Gdy żyjesz, przeżywasz. Gdy żyjesz, nie przeżyjesz. I od nowa. Jesteście nowa.

Macie ciała fizjologiczne, ciała polityczne, ciała niebieskie – i to w Was działa. Żyje.

Żyjecie. Jesteście autorami, więc musicie za coś żyć.

Jesteście superorganiczni. Macie konta na autor(ka).org i roicie, robicie (nam) dobrze – materią i cyfrą, świadomością i przypadkiem, liberaturą i cyberpoezją. Wspólnie. Działacie na nas. Działacie dla nas.

(Domyślam się tylko, bo autorki u Was nie ma. To oczywiście wszystko zmienia).

Wszystko zmieńcie.

Bo bądźcie.

Z wyrazami szacunku,

Maja Staśko

• • •

Maja Staśko – autorka tego tekstu.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information