Pieśń buntu. O filmie "Biały Bóg"

Bartosz Marzec

„Mówią, że razu pewnego, gdy psa ktoś przy nim katował,
on, współczując zwierzęciu, takim odezwał się słowem:
»Przestań bić, bo to dusza drogiego mi jest przyjaciela,
ją, gdym tylko posłyszał, zaraz poznałem po głosie«”.

Ksenofanes, Anegdota o Pitagorasie (za: J. Danielewicz, Liryka starożytnej Grecji)

 

Film otwiera intrygująca scena. Oto młoda dziewczyna jedzie rowerem przez niepokojąco opustoszałe, zanurzone w martwej ciszy ulice Budapesztu. Na moście Elżbiety mija porzucony samochód, dalej, między zabytkowymi kamienicami rozgląda się nerwowo. Wówczas zza rogu wybiega wataha psów. Rozwścieczone zwierzęta zmierzają w stronę bohaterki. W najważniejszym momencie akcja zostaje jednak przerwana czarną planszą obwieszczająca tytuł obrazu. Dzięki temu zabiegowi Mundruczó już od pierwszej sceny skutecznie buduje zainteresowanie publiczności. I choć owa scena zostaje zawieszona, to można żywić przekonanie, że reżyser niebawem do niej powróci.

Póki co jednak autor przedstawia wspomnianą bohaterkę. Ma na imię Lily, jest trzynastoletnią adeptką gry na trąbce. W czasie gdy jej matka wraz ze swoim partnerem wyjeżdża na kilka miesięcy z miasta, dziewczyna trafia pod opiekę ojca, z którym łączą ją dość chłodne relacje. Nieco wycofana, acz odważna oraz bystra dziewczyna ma jednak wiernego towarzysza. Jest nim Hagen, potężny pies o lśniącej, brązowej sierści. Łatwo zachwycić się doskonałym zestawieniem tego koloru z morskim błękitem bluzy, jaką nosi Lily. Dbałość o estetykę barw jest zresztą ważną cechą Białego Boga. W pamięć zapada choćby ujęcie, w którym zza pleców bohaterów siedzących na szczycie zielonego wzgórza podglądamy miasto skąpane w złocistych promieniach słońca.

Przyjaźń dziewczyny i zwierzęcia prędko zostaje wystawiona na poważną próbę. Oto okazuje się, że w kraju Madziarów obowiązuje nakaz płacenia podatku od psów rasy „niewęgierskiej”. Hagen jest mieszańcem, a ojciec Lily odmawia uiszczenia odpowiedniej kwoty za tymczasowego lokatora. Po jednej z awantur między nastolatką a jej opiekunem Hagen zostaje wyrzucony z auta na ulicę. Oddalający się w tylnej szybie pysk psa i rozpacz dziewczynki obiecującej, że wróci po przyjaciela, zostały dodatkowo podkreślone odpowiednio dobraną muzyką. Jest to jedna z najbardziej przejmujących scen filmu – a tych w Białym Bogu nie brakuje.

 

 

Przywołany zabieg fabularny posłużył reżyserowi do dwóch celów. Po pierwsze, umożliwia widzom spojrzenie na filmową rzeczywistość oczami psa. W kilku ujęciach kamera w sposób dosłowny naśladuje percepcję wzrokową zwierzęcia, dzięki czemu można choćby przez chwilę utożsamić się z czworonożnym bohaterem i w jakimś stopniu odczuć, co może kryć się pod pojęciem „pieskie życie”. A w ujęciu Mundruczó oznacza ono przygniatająco ciężki los. Autor filmu przedstawia całą galerię podłych typów ludzkich, z jakimi muszą radzić sobie zwierzęta. Począwszy od wścibskiej sąsiadki i bezdusznych hycli, przez narwanego rzeźnika oraz handlarzy psów (w jednego z nich wcielił się sam reżyser), aż po sadystycznych amatorów psich walk – oglądamy zbiorowy portret ludzi, białych bogów, u których próżno szukać jakiejkolwiek empatii dla zwierząt.

„Ty jeszcze masz duszę” – zwraca się do Hagena jeden z jego ciemiężycieli. Jednak kolejne bolesne doświadczenia nie pozostaną bez wpływu na psychikę psa. Reakcją na ten ogrom cierpień musi być zemsta. I właśnie w tym punkcie narracji Mundruczó powraca do sceny otwierającej film. Tym razem służy mu ona jako preludium do sfinalizowania kilku intrygujących motywów. Wyraźnego znaczenia nabierze choćby motto zaczerpnięte od Rilkego, zgodnie z którym „Wszystko, co przerażające, domaga się naszej miłości”, czy Rapsodia węgierska Ferenca Liszta, muzyczny lejtmotyw filmu. Po ostatniej scenie można uznać, że Biały Bóg to jeden z najbardziej poruszających humanistycznych manifestów, jakie w ostatnich latach sformułowano za pomocą języka filmowego.

Łatwo domyślić się, że „niewęgierskie” psy symbolizują przedstawicieli mniejszości żyjących na Węgrzech, a film stanowi komentarz na temat procesów społeczno-politycznych zachodzących w tym kraju. Zmiany prawne zbliżające ustrój państwa do autokratyzmu czy powszechne przyzwolenie na działalność Gwardii Węgierskiej to niepokojące symptomy, które domagają się artystycznego komentarza. I Kornel Mundruczó stawia ów niezwykle dobitnie. Jeśli można spodziewać się, że po Lewiatanie Andriej Zwiagincew nie nakręci już kolejnego filmu w kraju rządzonym przez Władimira Putina, to zasadne jest też rozważanie ewentualnych trudności, jakie może mieć Mundruczó z nakręceniem następnych filmów w swojej ojczyźnie – szczególnie, jeżeli w przyszłości władza stałaby się udziałem faszyzującego Jobbiku (partia w wyborach w 2014 roku uzyskała 20.2% głosów, Fidesz – 44.9%).

Warto jednak podkreślić, że mimo niebagatelnego znaczenia Białego Boga jako komentarza na temat społeczno-politycznej kondycji dzisiejszych Węgier, jest ów obraz także pierwszorzędnym dziełem stricte kinowym. Płynnie rozwijana narracja nie pozwala widzom ani przez chwilę się nudzić, roztrzęsiona kamera nawiązuje do rejestrowanego świata rozpadu, a wspomniane kompozycje barw pozwalają delektować się estetyczną stroną obrazu. Nadto Biały Bóg to iście postmodernistyczny konglomerat gatunków filmowych. Odnajdziemy tu znamiona, z jednej strony, kina familijnego oraz teen movie, z drugiej – rasowego thrillera i kina zemsty. Co jednak najważniejsze, Mundruczó sprawnie porusza płytami tektonicznymi X muzy – nie ma mowy o dysonansie stylistycznym.

Anegdota o Pitagorasie, którą przytoczyłem jako motto tekstu, tylko częściowo dotyczy nieszczęsnego psa. Grecki uczony nie wstawia się przecież za zwierzęciem – takim, jakim ono jest. Daje jedynie wyraz swojej wiary w metempsychozę. Pitagoras sądzi, że dusza jego zmarłego przyjaciela żyje w ciele bitego czworonoga – i to głównie ona jest przedmiotem troski filozofa. Trudno jednoznacznie orzec, czy Pitagoras ująłby się za zwierzęciem, którego nie podejrzewałby o związki z duszą swojego przyjaciela. W pewnym sensie podobne do przytoczonej reakcji Greka jest odczytywanie Białego Boga wyłącznie jako paraleli. Antropocentryczna perspektywa interpretacyjna, choć ze wszech miar uzasadniona, wydaje się jednak niewystarczająca.

W krajach Europy Zachodniej zagadnienia z dziedziny animal studies zyskują coraz większą popularność. W Polsce dyscyplina ta dopiero raczkuje, choć niedawno ukazało się u nas kilka wartościowych tytułów (Maciej Jakubowiak w artykule Historia piekła opublikowanym na łamach „Dwutygodnika” wymienia m.in. zbiór tekstów Rozmowy z psem, czyli komunikacja międzygatunkowa czy książkę Jolanty Antas Pies też człowiek. Relacje psów i ludzi we współczesnej Polsce). Jedną z ostatnich tego rodzaju pozycji wydawniczych jest Zwierzęcy punkt widzenia. Autor, Éric Baratay, w przekonujący sposób proponuje zmianę antropocentrycznego paradygmatu badawczego:

 

Moje przedsięwzięcie odcina się (…) od ludzkiej historii zwierząt, zbyt mocno opierającej się na fałszywym lub niepełnym wyobrażeniu nie tylko zwierzęcia, postrzeganego jako przezroczysty przedmiot, na którym odciskałyby się bez różnicy ludzkie przedstawienia, nauki, praktyki, ale i pary człowiek-zwierzę, pojmowanej jako relacja podmiot-przedmiot, patrzący-oglądany, działający-doznający, aktywny-pasywny. Czas wyjść poza propagowaną przez większość filozofów koncepcję kulturową, która do niedawna wywierała ogromny wpływ na nauki przyrodnicze i wciąż pokutuje w naukach humanistycznych. Należy – przeciwnie – podkreślić znaczenie zwierząt w relacji z ludźmi, ich rzeczywistą rolę sprawczą, tym bardziej że ich czyny, zachowania, formy towarzyskości, »kultury« (jak mówią współcześni etolodzy) są odgadywane, zauważane, oceniane przez ludzi w terenie – a zatem zwierzęta reagują, działają, myślą. Żywe zwierzę nie może nadal być białą plamą w historii.

 

Niewykluczone, że do spełnienia tego postulatu przyczyni się film Kornela Mundruczó – choćby ze względów poznawczych warto przecież spojrzeć na tytułowego Białego Boga nie tylko z perspektywy Innego-Człowieka, ale także z punktu widzenia Innego-Zwierzęcia.

• • •

Bartosz Marzec – redaktor działu filmowego portalu 5kilo.kultury.pl.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information