Kresy nie istnieją (8): Literatura do towarzystwa

Konrad Janczura

Polska to kraj małych miasteczek, dlatego – jak wszyscy wiemy – kraj ten tworzy iluzoryczny ład, w którym sielska pobożność i nabożna pracowitość są wyciągnięte na wierzch, a następnie pokazywane całemu światu. W państwie polskim lokalne periodyki jedynie fotografują rządzących, dumnie rozsiadających się na kolejnych nadaniach i rocznicach, by pokazać jeden najwspanialszy i niedościgniony wzorzec, odziedziczony po „szlachcicu na włościach”, będącym za pan brat z klerem i mającym wszystko w swoim posiadaniu. Niech zatem Lubaczów – małe miasteczko na Podkarpaciu – posłuży jako wzór dla opisania innych polskich miejscowości, gdzie życie od lat toczy się innym torem niż od Święta Plonów do Dni Swojskiego Jadła, wśród ludzi innych niż ci z serialu Ranczo. Niech pokaże się Polska wypełniona młodością, buntem i pokątnie poszukiwaną popkulturą. Z opowieściami o szaleńcach i kombinatorach. Inspirująca nieogarniętą, wariacką anegdotą. Bez obleśnych, źle ubranych pasibrzuchów. Na sportowo i z siekierą, z obłędem w oczach. Taka jest nasza ojczyzna.

 

 

Kresy nie istnieją (8): Literatura do towarzystwa

 

Obudziłem się przed monitorem z włączonym WordPressem, w którego polu tekstowym widniało coś takiego:

 

Początek jest najważniejszy. Bądź seksowna w każdym calu. Nie krzątaj się po pokoju, nie wykonuj nerwowych ruchów. Miej wszystko na swoim miejscu, przygotowane i uporządkowane. Po formalnych pytaniach (czy chce wziąć prysznic itd.), stopniowo skracaj dystans. Usiądź przy nim i patrz mu prosto w oczy. Zadawaj proste pytania, odpowiadając na które będzie mógł wykazać swoją siłę: „Gdzie pracujesz, że stać cię na tak piękne kobiety?”, „Jak to robisz, że jesteś taki przystojny?”. Błahostki, przecież nie trzeba cię tego uczyć.

Kiedy już zacznie się do ciebie dobierać, nie przerywaj rozmowy. Oni naprawdę lubią, kiedy mówisz do nich swoim seksownym głosem. Chcą słyszeć twoje podniecenie. Stawiaj minimalne opory. Pytaj go, czy na tyle go tylko stać. Dlaczego cacka się z tobą jak z dzieckiem. A potem uszczypnij go gdzieś w okolicach pleców, wbij paznokcie. Wtedy oszaleje.

Niech mu się nie wydaje, że jest kimś!

Seks sadomasochistyczny to sztuka i trzeba bardzo uważać, żeby go nie zepsuć. Partner może czuć się zbyt zdominowany lub wyzwolić w sobie nieznane dotąd pokłady agresji, co – uwaga – bywa niebezpieczne. Musisz traktować go jak instrument, w który raz trzeba uderzyć mocniej, a raz pieścić z czułością.

Najlepiej jest działać w pozycjach, w których z góry masz przewagę, np. „na jeźdźca”. Nie musisz mu od razu związywać rąk, jak w Nagim instynkcie, ale kiedy widzisz, że ostrzejsze pieszczoty mu się podobają… uderz go w policzek! Śmiało! Przecież się nie rozpłacze.

Przez chwilę byłem zdruzgotany, bo śniła mi się miłość z czasów gimnazjum, którą rodzice wysłali do szkoły dla dziewcząt (no i tyle ją widziałem). A dziś jest wielką businesswoman w Newcastle (tyle wiem z Linkedln). Ona miała rację, że z tym swoim bezbożnictwem i nihilizmem daleko nie zajdę, ale co innego mogło mnie spotkać, skoro w rodzinie same rozwody, nie mówiąc już o innych sprawach…

Miała rację. Ale kobiety zawsze mają rację, a mężczyźni jakoś muszą żyć, nawet będąc podłą wersją człowieka (podły człowiek – jak mawiał Dostojewski – i żyć, i umrzeć nie może). Łyknąłem więc resztkę piwa, która stała przy biurku, po czym poszedłem przemyć twarz wodą.

„Miała rację, miała rację”, powtarzałem sobie, na wpół senny, na wpół pijany. Ona miała rację, a ja olbrzymie wory pod oczami. Aktualnie prowadziłem zapleczówkę dla jakiejś strony dla dziwek i musiałem wyczarowywać takie oto fantazyjne teksty jak ten powyżej. Pisałem, skrótowo mówiąc, instrukcje dla pań szukających sponsoringu oraz poradniki dla ich klientów. Dla pań – jak go zwabić i nie przestraszyć. Dla panów – dlaczego sponsoring jest dobry, normalny i przyjemny. Tak to się w skrócie prezentowało.

Sytuacja, w której wyczynia się takie rzeczy, gdy po domu krzątają się dobroduszni babcia i dziadek, jest trochę krępująca i moralnie niepokojąca. Zamierzałem więc wyjechać. Mogę te głupoty klepać po drodze, w telefonie. A dodatkowo odwiedzę kolegów tu i tam – pomyślałem.

Kiedy już znajdziesz swoją piękność, czeka cię przełamanie pierwszego dylematu – zadzwonić czy nie? Tu wystarczy sobie odpowiedzieć na pytanie: jesteś mężczyzną czy nie? Prawdziwy mężczyzna zawsze wie, czego chce, i nigdy nie rezygnuje ze swoich małych kaprysów. Nie bój się, ona nie gryzie! Chwyć za telefon, wybierz numer i czekaj, aż usłyszysz jej ponętny głos.

No dobra, ale co powiedzieć? Tu też nie ma wielkiej filozofii. Po prostu zapytaj, czy możemy się spotkać. Wspomnij, że dzwonisz z ogłoszenia w serwisie. Ona przecież doskonale wie, o co chodzi. Nie musisz dodawać żadnych słitaśnych sformułowań typu „kocie”, „bejb”, „laleczko”. To ją tylko odstraszy. Diwy mogą wybierać między partnerami i wolą poważnych, pewnych siebie twardzieli, a nie pajaców. Bądź po prostu sobą i nie wysilaj się zbędnie. Łyknij kielicha i dzwoń, niczego przecież nie tracisz.

To byłby idealny moment, by przedstawić kolejny obrazek z patrzeniem w lustro i nienawiścią do samego siebie. Ale nie chciałem, to banalne, poza tym nie miałem podobnego problemu, bo zło, paskudztwa i upadek moralny zawsze wydawały mi się i tak stokroć szlachetniejsze od podkarpackiej poczciwości. Pakowałem więc ciuchy na drogę, robiłem najzwyczajniejsze w świecie kanapki z boczkiem, a do tego nawet się umyłem.

Był czwartek, siódma rano. Zostawiłem babci list w kuchni, że wyjeżdżam, po czym udałem się na autobus, który miał mnie zawieźć do Jarosławia.

Rany, to był ten autobus. Godzina odjazdu wciąż się nie zmieniła. Tą kabaryną (tak się u nas mówi) codziennie dojeżdżałem do liceum, 30 pierdolonych kilometrów. Do szkoły najgorszej w świecie, bo z tradycjami, z których w obecnej dobie zostało tylko kilka starych zdjęć i dyplomów. Szkoły pełnej bananowej młodzieży z miasta Januszów – Jarosławia (nawet Radom góruje nad nim mentalnie). Wtedy to ciągle wagarowałem, upijałem się i paliłem jointy. A na zakończenie chciałem pobić wychowawcę (który i tak parę lat później popełnił samobójstwo).

Mów szeptem

Mówienie szeptem, półszeptem, to najlepszy sposób, by poczuł się komfortowo, a jednocześnie rozbudzał w sobie pragnienie seksualne. To działa jak jazz, im bardziej jesteś stonowana i pewna siebie, tym szybciej będzie jadł ci z ręki. Przeciągaj niektóre sylaby, niech mu się od tego zakręci w głowie. To wszystko dosyć stereotypowe, ale tak właśnie, dosyć prostacko, myśli większość facetów.

Pięknie się uśmiechaj

Nie ma nic gorszego, jakikolwiek by nie był, gdy patrzysz na niego z politowaniem, pogardą albo z żądaniem typu: „Wyciąg portfel”. W ten sposób nigdy nie zrobisz kariery w sponsoringu. Musisz być dobrą aktorką. Z twoich oczu niech zionie dobrocią, dopiero później pokaż, jaka z ciebie kocica. Posyłaj filuterne uśmieszki, mrugnięcia okiem. Bądź zawodowcem! Nie wystarczy piękne ciało, perfumy i strój. Niektórzy faceci to naprawdę kamienne posągi. Zazwyczaj jednak każdy, przynajmniej na początku, chce poczuć się silny i dominujący. Daj mu to. Dopiero później rzucisz go na tapczan i wbijesz paznokcie, wstrzykując potężną dawkę rozkoszy.

Ciemne refleksje w tym autobusie. To chyba przez kontrast – między wyśnioną, dziecięcą miłością i żenująco wulgarnymi poradami – zacząłem zastanawiać się nad całokształtem swojego życia. Nienawidziłem podsumowań. Literatura jest ich pełna i dlatego się nie rozwija. Ludzie uwielbiają patrzeć na życie z góry, a ono wydaje się o wiele ciekawsze tam, na dole, w pełnym biegu.

Klepałem cosmo-formułki bez żadnego zastanowienia, popijając zakupioną po drodze nestea. Na fejsie odezwała się koleżanka ze studiów. Pozrzędziła trochę na poranek, a przede wszystkim na to, co czeka ją w pracy. Powiedziałem, że jadę do Krakowa. Zaproponowałem kawę. Zgodziła się, więc pomyślałem, że może ten dzień nie legnie w gruzach smutnych wniosków i konsumowanych po drodze „małpek”.

Zaraz jednak oblał mnie strach. Przecież nie chcę, by jedna z nielicznych koleżanek, które chcą jeszcze ze mną rozmawiać, widziała mnie nietrzeźwego! Nie, nie napiję się po drodze, nie ma mowy. A musiałem widzieć te wszystkie paskudne dworce na trzeźwo. Odbyć tę podróż bez znieczulenia! Koszmar.

Gdy chce ci dać coś ekstra

Czasem zdarza ci się zostać dłużej, bo kochanka jest tak wspaniała i wspaniałomyślna, że trudno się jej oprzeć. W zasadzie to na ogół trudno jest się im oprzeć, bo trudne przypadki, opisane wyżej, należą do rzadkości. To zręczne profesjonalistki, a te, które ogłaszają się na serwisach erotycznych, naprawdę lubią sztukę miłosną i są prawdziwymi jej artystkami.

Musisz jednak uważać, ponieważ masz też swoje obowiązki! Nie daj się nigdy wciągnąć w gąszcz miłosnych igraszek, kiedy czekają cię ważne sprawy. Jeśli tylko diwy choć trochę zawładną twoim życiem i zaczniesz zaniedbywać to, co do ciebie należy, wiedz, że coś się dzieje. Nie oznacza to od razu, że jesteś uzależniony, ale wiem z autopsji, że wizyty u pań świadczących płatny seks potrafią niemiłosiernie się przedłużać. Dla niektórych do tego stopnia, by zawładnąć ich życiem. Także uważaj. A poza tym – baw się dobrze!

W Jarosławiu wsiadłem w pociąg do Krakowa. Jak już mówiłem, podróż bez alkoholu nie zapowiadała się dobrze. Nie tylko dlatego, że galicyjskie dworce, nawet odnowione, są smutne, pełne bezbarwnych ludzi rozczarowanych życiem. Każdy dworzec przechowuje jakąś część moich wyrzutów sumienia, bo, zaiste, w życiu nie zrobiłem chyba nigdy niczego pożytecznego. W Rzeszowie mieszkają zawiedzione nadzieje rodziców, którzy wysłali mnie tam na pierwsze studia, a ja wpadłem w swoje pierwsze poważne problemy z alkoholem i po semestrze z hukiem mnie wydalono (potem zresztą trafiłem do jednostki wojskowej w… Radomiu). W Dębicy zawiedzione nadzieje dziewczyny, która widziała we mnie przybranego ojca dla swojej córki (piękna, dobra, a i tak ją rozczarowałem). W Tarnowie, jeszcze wcześniej, przeżywałem toksyczną relację – powiedzmy – „miłość” pełną zdrad, alkoholu i dramatycznych scen. Mało mnie tam nie zabili. No cóż, zdarza się.

Próbowałem nie patrzeć przez okno, zajmując się dalszym wytwarzaniem tekstów w swoim smartfonie. To był czwartek, niewiele osób podróżowało, więc mogłem cieszyć się swobodą, komfortem, a przede wszystkim brakiem niechcianych rozmów wokoło.

Było zbyt pięknie, wiedziałem. Jak na złość wsiadła do mojego przedziału koleżanka z liceum. Na domiar złego – z dwójką dzieci.

– Konrad? Siemasz! Kopę lat! Gdzie jedziesz? Co u ciebie? Co tam piszesz?
– Eee… Cześć, Agnieszka. Jadę do Krakowa. Nie chcesz wiedzieć, co piszę.
– Ty zawsze zdolny byłeś. O, a to są moje maleństwa, Ula i Krzysiu.

Podałem rękę dzieciom, które błyskawicznie zaczęły krzątać się po przedziale. Niestety, siedzieliśmy w nim tylko my. Przyjąłem więc w rozmowie pozycję słuchacza, od czasu do czasu dopisując po jednym zdaniu do swojej notki o tym, jak wykorzystywać męską ambicję. Agnieszka wyglądała na typową podkarpacką matkę – źle ubrana, z torebką pełną kanapek i napojów. Jej długie włosy spięte były w kucyk, a w oczach błyszczała wciąż ta sama dobroć, którą pamiętam z młodzieńczych lat.

Opowiadała, że mieszka pod Jarosławiem. Tam wyszła za mąż. Jej facet jest inżynierem, który ciągle jeździ po budowach, dlatego podróżuje pociągiem, a nie samochodem (w jej wieku na Podkarpaciu należy usprawiedliwiać się z korzystania z tego typu komunikacji). Aktualnie jedzie do Rzeszowa, do teściowej. Posiedzi tam kilka dni, bo chce jej pomóc (a przy okazji, hehe, takie tam babskie ploteczki). Nie musiałem na szczęście wiele o sobie opowiadać. Wspomniałem, że robię w stronach internetowych, więc Agnieszka, jak większość kobiet, niezbyt dopytywała się o szczegóły. Czekałem tylko, aż wysiądzie w Rzeszowie. Najgorsze, że co chwilę pytała, co tam piszę: „Pewnie z dziewczyną jakąś!”. Tak, kurwa, z dziewczyną.

Agnieszka, jak wiele dziewcząt z mojej szkoły, należała do Ruchu Apostolstwa Młodzieży. Zawsze mnie przerażali. Weseli, skromni, pomocni. Pełni dobra. Nigdy nie ufałem dobrym ludziom. Miałem wrażenie, że chcą mnie zjeść. To jednak tylko moja opinia, a przecież, jak powiedział ostatnio Łukasz Orbitowski: „Człowiek jest kowadłem swojego losu”.

Testosteron

Hormon walki odpowiada za większość męskich działań. To on prowadzi chłopców na wojnę, każe im oglądać mecze w telewizji, sprawia, że ćwiczą sztuki walki. Ale przede wszystkim prowadzi ich w objęcia pięknych kobiet. Dlatego też nie mogą być one uległymi gospodyniami, które czekają na nich z obiadem. Takim typem kobiety mężczyzna szybko się nuży. Dlaczego? Ponieważ nie stymuluje ona w nim testosteronu. Mężczyzną muszą targać sprzeczne emocje. Nigdy nie może odczuć, że całkowicie zdobył swoją ukochaną. Ona interesuje go, kiedy jednocześnie przyciąga i odpycha. Jest matką i demonem. Ryzykowną wycieczką w nieznane.

Rywalizacja

To nie jest tak, że faceci nie porównują się z innymi facetami. Jest wręcz odwrotnie! Może nie zwracaliby nawet uwagi na urodę swoich partnerek, gdyby nie to, że chcą się nią pochwalić przed kolegami, chcą nieustannie opowiadać o swoich podbojach, być w roli maczo, dominatora, archetypowego mężczyzny. Oczywiście, u jednych występuje to w większym, u drugich w mniejszym stopniu. Spora grupa mężczyzn potrafi wykształcić w sobie dystans do własnej osoby, ba, dla wielu z nich jest to podstawa w odniesieniu życiowego sukcesu. Gdzieś jednak w głębi zawsze ta chęć imponowania „reszcie stada” w nich tkwi.

Potrzeba „mocnych wrażeń”

Wyobraźnia męska rzadko idzie w parze z wyobraźnią emocjonalną. Na ogół ich uczucia brną w stronę najbardziej stereotypowych obrazów, widoków i scen. Za dnia oglądają filmy akcji, nocą hardkorowe porno. Chcą widzieć się takimi samcami alfa, jakich widzą w filmach. Nic innego ich zazwyczaj nie kręci. Pragną ostrego rżnięcia z dziewczynami w seksownej bieliźnie, o smukłej sylwetce i wydatnie ukazanym biuście. Do tego duże oczy, ładna fryzura – tyle. Ograniczają się zazwyczaj do jednej/dwóch pozycji i to na zasadzie „raz ja ciebie, raz ty mnie”.

Dojechałem w końcu do Krakowa. Był czwartek, coś koło 14:00. Na Plantach świeciło marcowe słońce, które oziębiał wiejący z północy wiatr. Kawę z koleżanką miałem ustawioną na 16:30, a potem już tylko chlanie z kumplami, darcie mordy i potłuczone butelki.

Poszedłem się przejść, ale, jak wiadomo, w Krakowie spotkać można tylko tłum. A mi jeszcze chciało się pić. Bardzo. Czułem, że ogarnia mnie pijacka panika. Zapaliłem papierosa, potem drugiego. No nic, postanowiłem schronić się na Gołębiej, gdzie mieści się Instytut Polonistyki.

Tam niby cicho, czasem trafi się jakiś student. Na szczęście nie spotkałem nikogo ze swoich dawnych wykładowców. Kupiłem lurowatą kawę i rozłożyłem się na ławce, przez którą wraz z przyjaciółmi z roku czasem opuszczaliśmy zajęcia.

Kraina, z której pochodzę, czyni mnie wiecznie brudnym. Bardzo dziwnie czułem się na uczelni, gdy zwracano się do mnie per „pan”. W pamięci ciągle miałem te patologiczne widoki, z jakimi obcowałem w swojej małej ojczyźnie: poczciwej pustce wypełnionej alkoholizmem. Żadnej tam polskiej wsi, żadnej tam kresowej sielanki. Jedyne, co pozwalało przetrwać, to wyobraźnia.

Powiedzmy więc, że jesteś już umówiony. Podała ci adres, masz swoją godzinę. Ekstra. Co teraz? Tego już nie muszę cię uczyć. Ubierz się jak na randkę. Weź solidny prysznic, wyciągnij ciuchy, w których czujesz się najlepiej. Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Po prostu idziesz się zabawić. Pamiętaj jednak, że jeśli nie zrobisz dobrego wrażenia, przyjdziesz pijany i śmierdzący – twoja wymarzona kochanka może cię wyrzucić. Nie jesteś dla niej nikim szczególnym – takich jak ty ma na pęczki. Zadbaj więc o swoją atrakcyjność. Przecież nie jesteś zdesperowanym menelem, tylko facetem, który lubi towarzystwo różnych pięknych kobiet, bo go na to stać. Pokaż, że masz jaja. Raz się żyje.

Gdy już otworzy ci drzwi, pewnie nie zobaczysz jej w progu. Takie są zasady. Wszyscy dbają o swoje bezpieczeństwo. Wejdź więc spokojnie i niczego się nie bój. Jeśli nie będziesz nieznośny ani natarczywy, na pewno nic złego ci się nie stanie. Przywitaj się, daj pocałować się w policzek i spokojnie wejdź do jej pokoju. Jeśli nie jesteś kierowcą, możesz wziąć ze sobą butelkę wina. Ona pewnie odmówi, ale dlaczego masz nie wypić lampki na rozluźnienie? Chodzi o twój komfort. Większość pań na to pozwala.

Nie musisz też wyjmować gotówki od razu. Kurtyzana każe ci usiąść, rozluźnić się. Rozpoczniecie przyjemną rozmowę, możesz mówić jej, co tylko chcesz. Daj się ponieść fantazji. Opowiadaj o sobie – o pracy, o swoich marzeniach, o pasji. Rozmawiaj po prostu o czymś, co sprawia ci przyjemność. Bylebyś nie płakał, jakie to twoje życie jest nieszczęśliwe. Wyobrażasz sobie fantastyczny seks po czymś takim? Ja nie. Nie jesteś nieudacznikiem, nawet jeśli idziesz po pocieszenie, bo coś ci akurat nie wyszło. Jesteś facetem na placu boju i tego się trzymaj.

Siedzieliśmy z Sylwią w Kolanku No 6. Byłem tam pierwszy raz, ale podawali kawę z whisky, więc mogłem choć trochę uspokoić swój porąbany nałóg. Moja towarzyszka zamówiła jakąś wielką ilość słodkości, bo należała do ektomorfików, więc mogła sobie na nie pozwalać do oporu (bez ryzyka, że przełoży się tona jej wygląd – tak właśnie działa ektomorfizm).

Z Sylwią, w czasach studiów, nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Z tego co wiem, miała wtedy sporo problemów i nie udzielała się towarzysko. Ja również miałem sporo problemów, ale byłem bardzo towarzyski (bo alkoholizm to przecież zawsze najlepsze rozwiązanie).

Sylwia była średniego wzrostu brunetką o niezwykle delikatnych rysach i śniadej karnacji. Jej twarz miała w sobie bardzo dużo niewinności, a subtelne brwi sprawiały wrażenie, że wyglądała na wiecznie smutną. To właściwie miłe, że ktoś o tak delikatnej strukturze chce jeszcze ze mną obcować (momentami czułem się jak wieczny słoń w składzie porcelany).

Rozmawialiśmy głównie o literaturze, omijając tematy mojej i Sylwii traumy. Wiedziałem, że jest po przejściach, jak i ja, więc nie było żadnych pikantnych akcentów, których normalnie szuka się w spotkaniach damsko-męskich.

– Mam słabość do postaci Disney'a. Są takie dobre. Choć to banał, ale przyjemnie jest popatrzeć czasem na takie naiwne dobro, skoro wkoło same chamstwo i nienawiść – powiedziała, jedząc naleśnika z owocami.
– To prawda. Ja jednak mam łeb struty produkcjami Warner Bros. A często czuję się jak ten kojot, który gonił strusia.
– Kojot też był wzruszający, to prawda.
– W dzieciństwie dziadek zrobił mi świetną zabawkę. Był to kij od miotły, do którego dziadek przybił gwoździem metalowe pudełko po paście do butów. Nazywał to „taczką” i kazał mi turlać. Turlałem. Było świetnie.
– Haha. Masz jeszcze jakieś inne historie o zabawkach z dzieciństwa?
– Tak. Bawiłem się również nadmuchanym pęcherzem zabitej świni. To taka atrakcja dla dzieci podczas świniobicia.
– O fuuuj.
– No właśnie.

No właśnie. To nie ja byłem winny, winne było Podkarpacie. Wyrosłem z ziemi nasączonej kilkoma seriami ludobójstw, rozkwitem peerelu oraz fatalnie przeprowadzoną transformacją ustrojową. Wszystko to w wersji ultra. Janusze, papież, disco-polo. Wódka, przemoc i lasery. Polski seks.

Sylwia nie miała takich doświadczeń. Wychowała się w świecie fotografii, grała na pianinie. Obecnie pracowała w jednym z krakowskich instytutów kultury. Była też doktorantką. Kochała Viriginię Woolf, ubierała się skromnie, lecz w dobrym guście.

A mi trzęsły się ręce. Grałem kiedyś na akordeonie. Pracuję przez internet, chuj wie jak. Przestałem czytać dawno temu, kiedyś lubiłem Dostojewskiego. Ubieram się jak luj.

Odprowadziłem Sylwię na autobus.

Teatr

Jeśli trafiłaś na zamożnego i przystojnego klienta, możesz wykorzystać swoje skrywane talenty aktorskie. Faceci nie wymagają wiele – ich myślenie o seksie jest do reszty stereotypowe! Wystarczy, że zwiążesz go na krześle i zaczniesz obrażać. Gryźć. Podduszać. On też może zrobić z tobą – jeśli się nie boisz. Doza adrenaliny zawsze wzmacnia wrażenia, pamiętaj jednak, by odpowiednio ocenić skłonności partnera. Jeśli widzisz w nim potencjalnego psychopatę, bądź kogoś, kto nie mógł do tej pory liczyć na powodzenie wśród kobiet, lepiej zbytnio nie szarżuj! Kto wie, jaka bestia w nim siedzi!

Świetnym sposobem są kreacje dwojakie. Uczennica, z której nagle wychodzi namiętna diwa albo nawet zakonnica, łamiąca śluby czystości, zdradzająca swoje najbardziej skrywane fascynacje. Pamiętaj – mężczyźni nie wymagają zbyt wiele, a bardzo cieszą ich różnego rodzaju kontrasty. Jeśli wylecisz od razu z pejczem, to może go tylko wystraszyć. Pamiętaj o stopniowaniu napięcia. To klucz do twojego sukcesu!

To się ceni!

Fantazyjne igraszki to jednak coś ekskluzywnego, nie oferuj ich byle komu. Niejeden ma do nich słabość, ale nie każdego na nie stać. Niech płacą, przynajmniej o połowę więcej! W końcu jest w tym pewne ryzyko, nie zawsze możesz wyjść bez szwanku zdrowiu. No i wrażenie – przecież w sado-maso wszystko liczy się przynajmniej podwójnie. Musisz się o wiele bardziej postarać, często też wiąże się to z odegraniem jakiejś scenki. Krzesełka, wiązania, akcesoria… to coś więcej niż zwykły seks za pieniądze.

Z zapisanych w telefonie tekstów bezlitośnie uderzała we mnie teraźniejszość. Szedłem na spotkanie z kumplami, bo to jedno było czymś, co wydawało mi się wżyciu na miejscu. Dwóch na trzech moich krakowskich przyjaciół pochodzi z niekompletnych rodzin. Tu więc jak najbardziej mogłem czuć się „swój”.

Czytałem chłopakom zapiski z mojego telefonu. Śmiali się na zabój, krzycząc do mnie: „Ty pojebie!”. To właściwie miłe.

– Konrad, w końcu twoje życie jest na miarę literatury – powiedział Krzysztof.
– Na miarę chuja – dodał Mateusz.
– Chuja i literatury – podsumował Damian.
– To zdrowie! – krzyknąłem.
– Zdrowie! – odkrzyknęli.

I tak piliśmy. Naszym sposobem na rekreację było udawanie największych w świecie chamów. Urodziliśmy się w końcu tylko śmiesznymi chłopakami, którzy skończyli potem polonistykę; z zamyślonymi oczyma i zmęczonymi twarzami. Ale chcieliśmy być chamami, chcieliśmy się powydurniać. Bo to nasze święte chłystkowe prawo, jakby powiedział Gombrowicz.

Szliśmy przez wiślańskie bulwary, popijając smakowe małpki. Nie pamiętam już dokąd. Krzysztof mnie zagadnął:

– Konrad, a ten twój cykl w Ha!arcie, no nie…
– No…
– To tam się nic nie dzieje.
– No tak.
– To może… niech się coś stanie.
– Wrzućmy Krzysztofa do wody! – zaproponował Mateusz.
– Nie no, co ty, jeszcze się przeziębi – odparłem.
– Ciebie, chuju z Lubelszczyzny, do wody wrzucimy, a potem to sobie opisz – wygarnął mi Damian.

Przystanęliśmy gdzieś w rejonie Wawelu. Zapaliliśmy papierosy.

– Właściwie to dlaczego ma się coś dziać? – powiedział Mateusz.
– Ja już się pogodziłem z tym, że nic się nie dzieje, więc, Konrad, zwracam honor – kontynuował Krzysztof.
– Aj, kurwa, pierdolicie. Opowiem wam śmieszną historię. Były dwa miasta: Buda i Peszt. Potem zamieniły się w Budapeszt. I co, kurwa?
– Nic, kurwa.
– Wypierdalaj.
– Tak właśnie. Wypierdalaj.

• • •

Kresy nie istnieją – spis odcinków

• • •

Konrad Janczura – widzi i opisuje, czyta i recenzuje. Garstkę prozy opublikował w „Ha!arcie”, związany głównie z Popmoderną jako pokręcony recenzent. Kiedyś myślał o karierze akademickiej, dyskursy jednak już go nie kręcą. Na papierze wystąpił jako autor opowiadania grozy w antologii poświęconej Stefanowi Grabińskiemu oraz jako wojak w 45. numerze Ha!artu. Pewnie coś jeszcze się trafiło. Pozdrawia małe miasteczka.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information