Symulując lokację (4)

Kinga Raab

Cykl relacji z wycieczek przy użyciu Google Street View. Turystyka tania, gdzie medium jest biletem i wizą, a przygoda/brak przygody ma swój adres internetowy. Podróż przez Rosję przerywana wyjazdami do innych części świata i spacerami po najbliższej okolicy.

 

 

Symulując lokację (4)

 

Zrzucam człowieczka na mapę gdzie popadnie. Nie jest to łatwe, bo wystarczy spojrzeć na kontury miasta by odgadnąć położenie dzielnic, a przecież nie wyślę go na Hutę. Na Prokocim też wolałabym nie, więc zrzucam go z zamkniętymi oczami i liczę, że nie skończy w paśniku zwanym Rynkiem albo Luwrem. Azory. Wisła to jest potęga, Wisła najlepsza jest.

Pozostajemy w kręgu cywilizacji Europy Środkowo-Wschodniej, kulturze piśmiennej. Przepiśmiennej. Ale także w kulturze architektury, szacunku do architektury, dumy z płaszczyzny, głównie elewacji. Jest to ogólnie kultura piśmienno-elewacyjna. Kraków jest jej kolebką.

Pogoda dopisuje, niebo ma gradient, gołąb leci, kebab się obraca. Tą wycieczką rządzi chaos; to najlepszy przewodnik każdej szanującej się niezorganizowanej wycieczki. Dobrze być turystą na Street View. Na Street View nie ma smogu, dlatego Kraków warto odwiedzać na Street View. Jest to zdrowsze, a wycieczka trwa dłużej, bo odbywa się na przestrzeni pięciu lat. Wakacje 2009-2014. Dawno nie było mnie na mieście, ale znam je jak własną kieszeń. W obu przypadkach budżet jest niezrównoważony. Kebab.

 

 

Wyznaczam szlaki tak, by zdobyć krakowskie przylądki, czyli najdalej wysunięte miejsca na mapie administracyjnej Krakowa. Przejazd sponsoruje biuro podróży PoorTour – taniej niż bilet aglomeracyjny. Co jeśli spotkam kogoś znajomego, jak będzie oddawać mocz w krzakach albo opalać ciało na balkonie, i naruszę jego prywatność? Nic. W Krakowie trwa majówka. Kto może – tego tu nie ma. Kto chce – ten rozkłada weekendowego grilla, gdzie może. Dobijam do człowieka czytającego gazetę w trawie w pobliżu Mostu Dębnickiego. Na barierce schnie wyprana właśnie odzież: sztruksy, bluza, koszulka, bielizna i skarpety. Nie spodziewał się odwiedzin. Chodnik wzdłuż Wisły kończy informacja, że CRACOVIA SALVATOR oraz lokalny przysmak kulinarny, czyli kebab.

 

 

Po pokonaniu potrzebnego dystansu, docieramy do najdalej na południe wysuniętego punktu Krakowa – Przylądka Wróblowice. Na liniach wysokiego napięcia wiszą trzy pary butów. Jest to ewidentnie miejsce handlu narkotykami i potyczek gangów. Zamiast wbijania flagi jemy obwarzanka jako trofeum.

Aktualizacja mapy nie nadąża za rozwojem polskiej przedsiębiorczości. Działalności zawieszają się z kliknięcia na kliknięcie. Na szczęście mogę być jednocześnie w Kefirku i Lewiatanie, bo od Googla dostałam dar bilokacji jak Faustyna Kowalska. Jest rok 2012 i ktoś jeszcze sprzedaje książki na Plantach. Ktoś je kupuje. Sto metrów dalej jest rok 2014 i komunikację utrudniają lubiane przez turystów kije samojebcze. Nikt ich jeszcze nie sprzedaje. Straż miejska wita się z beneficjentami Plant leżakującymi w swej alkowie. Kebab, kebab, kebab.

 

 

W drodze na zachód zaglądam do tramwaju ludziom, którzy czytają Kraków. Nikt z pasażerów nawet nie otwiera książki, bo ma tyle do przeczytania. Krakowa się nie ogląda, Kraków się czyta. Jak ikonę. Nie maluje się go, tylko pisze. WISŁACRACOVIA TO KURWA, MEMENTO MORI, DERBY BLISKO DZIWKO. Na tej klasówce nie oddaje się pustej powierzchni.

Błonia strasznie się ciągną. Nie mam siły klikać, ale mijam motywacyjny kamień z informacją, że jestem skałą, i od razu nabieram wigoru. Z przodu melex, z tyłu tekturowóz. Miejsce na twoją tekturę, miejsce na twoje papierowe ogłoszenie wyborcze. Miasto Kraków ma swoje legendy. Najbardziej znaną jest średniowieczna legenda o tym, jak powstali meleksiarze. W czasach, gdy czas płynął wolniej niż woda w Wiśle, którą dało się zawrócić kijem, a Błonia były jednym wielkim polem golfowym, świadczono usługę wózka golfowego. Było to przed rozbiorami i Kraków był wtedy potęgą. Niestety krach na giełdzie ludzkości spowodował nieodwracalną pauperyzaję i galicyzację terytorium. I tak powstali meleksiarze. Znane jest też podanie o czarnym meleksie. Czarny meleks jeździł po mieście i porywał ludzi, których wywoził do Galerii Bronowice. Ważnym źródłem informacji jest wreszcie biblijna przypowieść o Szkieletorze, przez którego budowę pomieszały się języki we wszystkich meleksach: „...zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić” argumentował swoją decyzję Bóg, gdy podjeżdżał meleksem pod konstrukcję żelbetonową.

Tymczasem bez większego oporu ruchu zdobywamy Przylądek Lutego Tura. Przed ostatnim na szlaku domem leżą halówki, w tle Opactwo w Tyńcu. Nie zasiadamy się więc. Powrót do centrum trwa kliknięcie.

Cyfrowy zegar na Jubilacie wskazuje 7:40 i 17°C. Wraz z dwoma gołębiami patrzymy na witrynę sklepową. Handlowa Spółdzielnia Jubilat ma najlepszy merchandising w mieście, a od tego roku także witrynę internetową. Warto po niej chwilę posurfować, by przekonać się, że warto było. CRACOVIAWISŁA.

Sama sobie zaglądam do okna. Na parapecie stoi puszka po piwie. Ale wstyd przed Googlami.

Nie wiem, czy goni mnie policja, ale dla pewności uciekam przed nią na Wawel, gdzie jest więcej ochroniarzy niż ludzi, mniej więcej po dwa etaty na komnatę. Wawel to słabo wykorzystana przestrzeń miasta Krakowa. Mieszkańcy woleliby, żeby na tak ciekawym wzgórzu rozpościerała się galeria handlowa albo ZUS, a nie zamek. Albo ZUS w budynku zamku. Kto by nie chciał odwiedzać tak dobrze zagospodarowanego Wzgórza Wawelskiego.

 

 

Droga na północ jest krótka, to właściwie dwa kliki stąd. JŻS, WISŁA TO KURWA. Docieramy do Przylądku Galicja. Pozbawiony tynku dom otoczony krasnalami ogrodowymi umownie zamyka granicę. Teleport do centrum.

-20%-25%!. Na Starowiślnej włączam AdBlocka. ALKOHOLU POD ZASTAW NIE SPRZEDAJEMY, PRZY ZAKUPIE HUSTECZEK OTRZYMASZ FRIZBI. Polska przedsiębiorczość post-transformacyjna jest w formacie A4 i mieści się w koszulce. Usługi szyldziarzy są zbędne, banery drogie, a Comic Sans już niemodny. Marker jest czerwony. Zawsze w walce z zachodnią Helveticą. Helvetica nie przejdzie, no pasaran, nie o taką tożsamość wizualną walczyliśmy. Dziedzictwo wizualne jest w koszulce; inaczej by zmokło, wyblakło, pomięło się. Zawsze na straży innowacji, technologii, komputeryzacji.Nasz komunikat stanowi istotną informację o usługach, ich cenach, promocjach, godzinach otwarcia, zamknięcia, szczęśliwych godzinach, przerwie papierosowej, technologicznej, z uwagi na brak prądu, awarię terminala, urlop w Kryspinowie i inne. Czasy są ciężkie, trzeba się przebić przez sferę publiczną. Klient rozgląda się na wszystkie strony, roztargniony jest, nieufny jest, ubogi jest, a powinien wstąpić, dlatego wieszamy mu taką koszulkę -15% na drzwiach wejściowych, na szybie, na wysokości wzroku klienta naszego, a pana naszego, amen. Na wysokości wzroku. Tak się komunikujemy z przechodniem. Niech wie, że żyje. Że żyjemy, jeszcze się nie zamkliśmy, jeszcze małe składki płacimy.

WISŁACRACOVIA. Mijam osiedla strzeżone przed prawdziwym światem i ich wizualizacje przykrywające prawdziwy świat. Odwiedzam fabrykę na Zabłociu, póki jest co. Przejeżdżam przez Podgórze obrośnięte w sklepy monopolowe, do których schodzą ludzie w kapciach albo podjeżdżają na składakach. Kebab, kebab. JEBAĆ WISŁĘ.

 

 

By zaliczyć ostatni przystanek na mapie, należy przeprawić się przez Hutę. To bardzo dobrze. Bez odrobiny socrealizmu i spaceru wokół Złomexu S.A. ta wycieczka zeszłaby na psy, a i tak ciągnie się jak flaki z olejem. Na horyzoncie sklep spożywczo-przemysłowy: „W tym sklepie łap czteropaka w extra cenie” + chłop, który już sobie takiego upolował i teraz siedzą razem na przystanku jeden obok drugiego.

 

 

Teren trochę bardziej się wznosi. Osiedla mają trochę inną scenografię, samochody są trochę bardziej stuningowane, a przed Szubrytem człowiek trochę bardziej wyciąga rękę w kierunku człowieka. HUTNIK, JP, HWDP. Mijam zakurzone, odłożone na bok boisko sportowe. W tym samym czasie młodzież siedzi na kompach i zakłada start-upy. Kraków to nasza polska Niecka Krzemowa. Kebab.

Zwiedzam obiekty objęte szczególną ochroną na liście światowego dziedzictwa. KURWA, WISŁA TO KURWA, WISŁA WITA, CRACOVA WITA, CRACOVIA ŻEGNA. Elewacje cierpią na zespół Tourette’a. JEBAĆ, JEBAĆ WISŁĘ JEBAĆ CRACOVIĘ, JEBAĆ POLICJĘ, JP, JP2, JP2 ZAPRASZA NA MECZ CRACOVII. HWDP, WDBL, JŻS, CWEL, TRACK, CUKS, CNB’S. Kraków jako jaskinia Lascaux.JEBAĆ, JEBAĆ ŻYDÓW, JEBAĆ PEDAŁÓW, LUDZKOŚĆ, DONER KEBABA, JEBAĆ TWOJE, ŁADNE CZY NIE ŁADNE, CZYSTE ELEWACJE, CARPE DIEM I CHUJ. Kraków Miastem Literatury UNESCO.

Przylądek Pobiednik Mały. Na wschodzie gród Kraka kończy się przystankiem, hydroforem i ostatnim już obwarzankiem.

 

 

• • •

Symulując lokację – spis odcinków

• • •

Kinga Raab (1988) – rosjoznawczyni, tłumaczka, zamieszkała w Runecie. Lubi chodzić, siedzi na street view. Tymczasowa emigrantka.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information