Przypadki Piotra Polaka (4): Fejsbuk dla radomiaka

Marcin Kępa

Piotr Polak i Melchior Ostrówski, goście o całkiem odmiennych charakterach, mieszkają w Radomiu. Wrócili tutaj po studiach polonistycznych i pracują w kulturze. Organizują wystawy, piszą teksty, łażą po mieście. Jak wszyscy inteligenci, stykają się z absurdami świata, ale że jest to Radom, odczuwają je w dwójnasób. Lokalne piekiełko przypala skrzydełka. Remedium na radomską rzeczywistość znajdują we wspólnym piciu alkoholu i długich, sokratejskich rozmowach o wszystkim i o niczym. Napędzają się tym samym i motywują do działania. W bliższym tle żyje ćwierćmilionowe miasto, raz lepiej, raz gorzej. W tle dalszym – Polska współczesna. Na pierwszym planie – zmęczony życiem Piotr Polak, tuż za nim – kreujący się na narodowego (na razie lokalnego) wieszcza Ostrówski.

Czy praca w radomskiej kulturze, marnie nagradzana, ma sens?
Czy Polak znajdzie wreszcie żonę?
Czy Ostrówski zrobi w końcu literacką karierę?
Czy komuś w Radomiu potrzebne jest lotnisko?
Czy Radom to miasto, czy sposób myślenia?

 

 

Przypadki Piotra Polaka. Głosy z Radomia (4): Fejsbuk dla radomiaka

 

Piotr Polak, wstyd przyznać, nie miał konta na Facebooku. Programowo odżegnywał się od jego założenia, mimo licznych namów i sugestii, by włączył się wreszcie w tę wielomilionową internetową rodzinę i przestał zawracać samotną gitarę. Żeby – czas już najwyższy – zasilił szeregi fejsbukowiczowych wesołków puszczających śmieszne filmiki, wrzucających na swój profil pieprzne dowcipy, anegdotki z imprez i własne fotografie w przeróżnych pozach tudzież z przeróżnymi celebrytami bądź gadżetami typu, bo ja wiem, różowy wibrator (ależ to jajcarskie, a zarazem niesamowite, awangardowe i dające do myślenia!). By dyskutował online na palące społeczne tematy (rewolucja Kukiza, obwarzanki Dody czy opłatek Dudy), komentował (inteligentnie) komentarze innych, dopisywał wirtualne glosy do kolorowych obrazków, ruchomych i statycznych. No – żeby istniał, po prostu. Żeby wyszedł z bezfejsowego mroku, w którym tylko płacz i zgrzytanie zębów, jak w siódmym kręgu dantejskiego piekła.

Z kolei Ostrówski – też w jakimś sensie kontestator, choć jednocześnie i lokalny celebryta – konto na fejsie, owszem, posiadał, jednakże jego aktywność na portalu ograniczała się do przyjmowania do grona znajomych coraz to nowszych osób, z których większości nie znał. Klikał jednak, że przyjmuje, dzięki czemu w niekrótkim czasie zyskał blisko tysiąc wirtualnych przyjaciół. Ciągle przychodziły mu na maila komunikaty, że ktoś oznaczył go, jak punkcik, na osi czasu; że ktoś skomentował coś i że to iście niesamowity komentarz, na który trzeba koniecznie odpowiedzieć. Raz kliknął coś opacznie, po czym otrzymał serdeczne podziękowanie od podgolonego działacza Ruchu Narodowego za poparcie jego kandydatury do sejmiku. Pobrunatniały ze wściekłości Melchior odpisał mu coś nawet, ale gość już się nie odezwał. Innym razem (jedynym) Melchior dał się wciągnąć w wymianę zdań z jednym z urzędników miejskich, ale tamten zapodał mu taką urzędniczą nowomowę (bez przecinków i z wernisażem przez „rz”), że Ostrówski wymiękł po trzech postach. I rozpoczął fejsbukowy post, znaczy bojkot.

Opowiedział potem o tym przy piwie Piotrowi. Polak kręcił na to z dezaprobatą głową.

– Jaki ma sens upublicznianie tych wszystkich, hm, śmiecionośnych faktów na tym pieprzonym portalu? Po ciężki chuj – sapał – ludzie trwonią swój cenny czas na takie pierdoły? Poczytaliby sobie Boską komedię lepiej. Albo Czarodziejską górę.
– Ludzie czują się lepsi, a przede wszystkim, kolego, dostrzeżeni – niedbale odparł mu na to Ostrówski. I dodał – W ich mniemaniu, oczywista. A jak już ktoś skomentuje jakiś event, wejdzie bez wazeliny w dupę, że to, wiesz, fajne, lubi to, lajkuje, niehejtuje, sruje znaczy, to już normalnie internauta ma kisiel w majtkach tudzież budyń. Cieplutko, bezpiecznie i... daleko od realu.
– Moja jedna znajoma – westchnął Piotr – fajna w sumie dziewczyna, chociaż jak na mój gust to za stara, bo jakoś w moim wieku, podobno puszcza na tym całym fejsie swoją fotograficzną sesję w różnych, hm, pozach. Nogi pokazuje, ciuszki jakieś, kawałek ramienia odsłoni. To takie, moim zdaniem, wołanie na puszczy, że, wiesz, chce bardzo kogoś mieć, jestem tu, niezła, ładna, zapłodnij mnie, proszę, żebym się poczuła dowartościowana. A najlepiej bądź księciem z bajki, intelektualistą, przystojnym prawnikiem, lekarzem może albo jakimś dyrektorem chociaż, żadnym w każdym razie pojebanym polonistą, filozofem czy, uchowaj Boże, teologiem, żebyś był gwarantem stabilizacji, spokoju, mieszczańskiego życia...
– A ryćka się? – brutalnie przerwał Polakowy monolog Ostrówski, mrugając do kolegi porozumiewawczo.
– Aryčkaše? – powtórzył zdziwiony Piotr. – A co to, prezesie, jest? Litewskie biuro podróży czy łotewska wódka? Bo jeśli chodziło ci o takiego, wiesz, estońskiego poetę, to on się nazywał Ristikivi.
– Tak, myślałem, kurwa, o wieszczu Rikitiki z Tallina – burknął zły Ostrówski i sięgnął po kufel.
– Ten fejsbuk – ciągnął Piotr, wyraźnie podochocony wypitym piwem – to, powiedziałbym, raczej fejs-zbuk, takie zgniłe jajo konsumpcjonizmu i konformizmu, które, choć to jajo, zalatuje jeszcze dodatkowo padliną.
– E tam, opowiadasz – Melchior rozparł się wygodnie na rozlatującym się i skrzypiącym złowieszczo krześle. – To rzeczywiście zdawkowość, ale chociaż przez chwilę świeża, szczera, spontaniczna, bezpośrednia nawet.

I wziąwszy potężny łyk Perły kontynuował słowotok:

– Niezależna, samodzielna, niezrzeszona, indywidualna, oddolna, prywatna, swoja, swojska, swoista...
– Przestań już, prezesie – wtrącił Polak. – Bo sobie czcigodny język połamiesz. Weź sobie lepiej głęboki oddech albo dwa i dotleń nadwerężoną ciężką atmosferą mózgownicę. Nic tu nie ma świeżego, jest najwyżej ulotne i puste. Przecież oni wszyscy tam kłamią na tym portalu. Pokazują się z lepszej, jaśniejszej strony. Refleksja i namysł są na poziomie wypracowania w podstawówce. Ogólna infantylizacja, jak wszędzie, w całej kulturze. Byle kto zrobi głupią minę i jest zajebiście. To tak jak jakiś, pożal się Boże, kabaretowy artycha wyjdzie na scenę, zacznie kuleć, seplenić i już publika wyje ze śmiechu. A jak się chłop za babę przebierze, perukę czy mini na owłosione nogi założy, to już ubaw po pachy. Jazda i cieszmy się, kurwa. Hej, użyjmy żywota!
– Ale dziś jak cię nie ma na fejsie, to cię w ogóle nie ma – utartą frazą gasił Polakowe wywody Ostrówski. – Żonę może przez neta byś złapał.
– Za co bym, prezesie, złapał?
– Za jajco – chciał odpowiedzieć rozdrażniony Melchior, ale się powstrzymał.

Po chwili milczenia, patrząc w nieokreśloną dal, refleksyjnie zapytał:

– Perukę na owłosione nogi? Coś tu nie gra.
– Wszystko nie gra – sapnął Piotr i dopił resztki mętnego, ciepłego już piwa.

Nazajutrz wypisał się z Naszej Klasy, która od jakiegoś czasu była już Umarłą klasą. Kiedy Polak wgapiał się w pusty ekran, w jego głowie pobrzmiewały echa nieśmiertelnego songu Kaczmarskiego przeplatane z obrazami ze spektaklu Kantora.

Tymczasem w Radomiu ogłoszono konkurs na najlepszy filmik promujący to miasto. Internet szalał od przypływów twórczości. Piotr, z uporem maniaka, przedzierając się przez gęstą, niemiecką prozę jak przez ciemny las, czytał – pośrodku swego żywota – po raz trzeci Czarodziejską górę.

• • •

Przypadki Piotra Polaka. Głosy z Radomia – spis odcinków

• • •

Marcin Kępa (ur. 1977, w Radomiu) – pisarz, publicysta, animator kultury. Absolwent polonistyki UW i zarządzania kulturą UJ. Współpracownik „Gazety Wyborczej”, gdzie prowadzi stałą rubrykę „Literacki Atlas Radomia”. Współautor (z Ziemowitem Szczerkiem) zbioru opowiadań Paczka Radomskich oraz autor książki Twierdza Radom. Napisał teksty do wielu popularnonaukowych i naukowych wydawnictw poświęconych rodzinnemu miastu, m.in. Radom. Spacer sentymentalny i Na pamiątkę. Radomianie na starych fotografiach. Opowiadania publikował w ukraińskim „Granosłowije”, „Gazecie Wyborczej” i „Miesięczniku Prowincjonalnym”. Wieloletni pracownik Ośrodka Kultury i Sztuki „Resursa Obywatelska” w Radomiu, w którym kieruje Działem Dziedzictwa Kulturowego. Twórca Klubu Dobrego Filmu i Radomskiego Festiwalu Filozofii „Okna” im. prof. Leszka Kołakowskiego. Od 2010 r. prezes Radomskiego Towarzystwa Naukowego. Laureat Radomskiej Nagrody Kulturalnej za 2013 r. Kocha skomplikowaną i trudną miłością swój prowincjonalny Radom, dlatego czasami mu tu ciasno i wyściubi nos poza rogatki. Tylko po to, żeby przekonać się, że wszędzie jest podobnie, a Radom to Polska w pigułce.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information