Hunter S. Thompson i wyborcza rozpierducha w Aspen (Część II)

Dezydery Barłowski

Rzecz o ostatniej jajecznej kampanii w historii współczesnej demokracji USA z lekkim nawiązaniem do polskiego podwórka politycznego czasów najnowszych*. Część II

 

*stan rzeczy z (około) wczoraj

 

Jak władza powinna chronić obywatela przed obrzydliwymi, szkodliwymi, złymi narkotykami? „Osobiście sprawdzać ich jakość!” – mówi Hunter S. Thompson. Jak władza powinna chronić nazwę miasta przed komercjalnym wyzyskiem? „Zmienić ją na tak popieprzoną, żeby nikt nie chciał jej tknąć!” – mówi Hunter S. Thompson. Jak władza powinna chronić swój rewir przed wandalami, zdziercami i innymi szujami? „Dopieprzyć skurwysynom tak bardzo, żeby się im odechciało!” – mówi Hunter S. Thompson, mistrz dziennikarstwa gonzo, kandydat na stanowisko szeryfa hrabstwa Pitkin.

(CZYTAJ PIERWSZĄ CZĘŚĆ TEKSTU)

 

***

Przyjechałem właśnie do mego rodzinnego miasta. Święta w pełni, śnieg pada (jak to zwykle się dzieje na Wielkanoc…), a ja sobie piszę ten oto tekst. W przerwie włączam telewizor, pierwszy raz od dwóch miesięcy, zerkam na TVP Info, zerkam na TVN24 (bo lubię Żydów, tych rzekomych trochę mniej, ale w Polszy to bez znaczenia akurat) i właśnie coś tam o „naszej” kampanii prezydenckiej, proszę sobie wyobrazić, nadają. Słucham, słucham, oglądam, patrzę i w odniesieniu do powyższego wstępu zadaję sobie następujące pytanie: Jak władza w Polsce powinna chronić obywatela przez zanudzeniem na śmierć? „Pierdolnąć sobie, kurwa, w łeb!” – mówię ja i do politycznego podwórka czasów najnowszych już się nie odnoszę (najprawdopodobniej).

 

***

 

Jak doskonale wiemy, kandydat na burmistrza radykalnej partii Freak Power (której twarzą był Hunter) przegrał z konserwatywną kandydatką zaledwie o jeden głos. Łatwo więc wywnioskować, że zaraz po ogłoszeniu wyników w sztabie wyborczym zapanował smutek i zwątpienie. Jednak myli się ten, kto po Thompsonie spodziewał się rychłej kapitulacji. Bowiem Hunter nie musiał nawet otrząsać się z porażki (co najwyżej musiał trochę wytrzeźwieć) i jeszcze w dniu wyborów był gotów do kolejnej batalii. Przegraną swojego kandydata odebrał jako zwycięstwo, gdyż niejako plan został zrealizowany; nie dość, że napędzili stracha dominującej w Aspen frakcji konserwatywnej, to o mały włos sami cieszyliby się z wygranej. Freak Power niespodziewanie obudziło z marazmu większość opierdalaczy, hipisów i innych brudasów, którzy zamieszkiwali największe miasto hrabstwa Pitkin. Nikt wcześniej nie spodziewał się, że ci oderwani od społeczeństwa ludzie mogą stanowić aż taką siłę wyborczą. Toteż radykalnej partii nie pozostało nic innego, tylko przygotowywać się do kolejnej kampanii, w której kandydatem na szeryfa miała zostać ich największa gwiazda, czyli – rzecz jasna – Hunter S. Thompson.

Tym razem rywal Freak Power wydawał się być jeszcze groźniejszy; konserwatysta Carol Whitmire był spokojny, cichy, opanowany, miał doświadczenie w swoim fachu i cieszył się nieposzlakowaną opinią. Krótko mówiąc, posiadał wszelakie cechy, którymi powinien odznaczać się dobry amerykański szeryf – stróż prawa i gwarancja bezpieczeństwa. Hunter natomiast miał charyzmę i sporo niecodziennych pomysłów do szybkiej realizacji. Aczkolwiek w tej kampanii czas zupełnie nie grał na jego korzyść. Od ogłoszenia wyników wyborczych na burmistrza do rozpoczęcia kampanii na fotel szeryfa dzieliło go zaledwie kilka miesięcy. Zatem… co ograniczony czas oznaczał dla sztabu Freak Power? Przede wszystkim musieli dość szybko opracować strategię, która pomogłaby przekonać obywateli, że Thompson jest naprawdę opanowanym, moralnym, godnym zaufania mężem stanu. A co ograniczony czas oznaczał dla samego Huntera? Trudno powiedzieć, bo jak się non stop jedzie na haszu oraz meskalinie, to czas i tak zapierdala niczym w zardzewiałym rollercoasterze.

Jak widać, zadania nie mieli najprostszego. Tak na „zdrowy, polityczny rozum” sztab wyborczy Huntera powinien diametralnie zmienić jego wizerunek. Przeważnie w takich wypadkach wciska się kit o tym, że kandydat przeszedł moralną metamorfozę, że rozpoczął nowy etap w swoim życiu, że tak naprawdę kiedyś to były pomówienia i w ogóle nieprawda. Jednak Hunter obrał zdecydowanie inną taktykę, o ile „taktyka” jest tu właściwym określeniem. Bo gdy w mieście zaczęło się głośno mówić o wyborach, to obywatele mieli tak klarowną opozycję, o której my tylko możemy pomarzyć.

 

***

Gdy Whitmire wyjeżdżał na szosę ciężkim amerykańskim wozem, Thompson odpalał swój szybki brytyjski motocykl. Gdy Whitmire lekko zapuścił włosy, Thompson natychmiast zgolił się na zero. Gdy Whitmire podczas spotkań wyborczych odpowiadał na pytania w trzech słowach, Thompson wygłaszał długie i efektowne elaboraty. Oczywiście kontrast nie mógł być jedyny czynnikiem, którym sztab Freak Power chciał się wybić. Fajerwerków było o wiele więcej. Bo taki np. wymyślny plakat wyborczy na szczeblu „powiatowym” nie był wówczas czymś zupełnie oczywistym, obecnie chyba też nie jest… Hunter specjalnie zaangażował do współpracy znanego już wtedy w Kolorado (w którym to stanie mieści się hrabstwo Pitkin), plastyka specjalizującego się w grafikach politycznych, Thomasa W. Bentona. Ich dzieło miało przestawiać szeryfowską gwiazdę, wewnątrz której znajdowało się takie oto logo: pięść z dwoma kciukami zaciskająca pejotl (czyli kaktusik, z którego powstaje meskalina). Drodzy państwo, po wyborach takie dzieła w większości odklejano ze starannością i chowano sobie w domach jako pamiątkę. Kto by tak dziś zrobił z plakatem dowolnego kandydata? No chyba, że jedna z kandydatek do swojego baneru rozdzieje się do bielizny, a przypadkowi kuce będą chcieli w samotności okazać jej wizerunkowi swój polityczno-hormonalny potencjał. No ale abstrahując od patologii… sprzedaję ten patent wszystkim naszym politykom: zamiast obklejać swoimi papierowymi mordami ściany budynków, mogą zainwestować w artystów-plastyków i machnąć kilka zjawiskowych grafik z własnym hasłem wyborczym, po czym wywiesić je w modnych miejscówkach! I mówię tu zupełnie serio. Jeśli chodzi o same logo na plakacie Huntera, to motyw ten towarzyszył mu do samej śmierci, a nawet i dłużej. Gdyż prócz powielania go na książkach Thompsona i o Thompsonie, zdobienia nim sal na setkach spotkań autorskich czy też tatuowania go na ciałach fanatycznych wielbicieli mistrza stylu gonzo, zaciśnięta pięść z pejotlem została również odlana w metalu i postawiona na działce przed jego domem, natomiast w 2005 roku zostały z niej wystrzelone prochy Huntera, co było kulminacyjnym elementem jego pogrzebu. To tak w ramach dygresji… bo wracając do wydarzeń, które miały miejsce za życia naszego bohatera, to należy stanowczo stwierdzić, że nie tylko efekciarskie zabiegi, jak ostre skontrastowanie się ze swoim przeciwnikiem czy bajerancki plakat, miał Thompson w zanadrzu. Jego kampania zdecydowanie bazowała na merytorycznych argumentach! A konkretnie…

Podobno dobry program wyborczy to połowa sukcesu – oczywiście o tyle, o ile ktokolwiek z wyborców zechce go przeczytać. Aaach! Jak często ogromne sztaby partyjnych ekspertów tworzyły wielostronicowe wypracowania na miarę prymusa szóstoklasisty wedle zadanego tematu: „Co zrobię, gdy będę dorosły”. Później zerkali do tego jedynie wnikliwi dziennikarze oraz edytorzy wraz z korektą. Oczywiście, pod koniec kadencji sygnatariuszy takowych zobowiązań powinno się dość skrupulatnie rozliczać, no ale przy samej mecie urzędowania są inne ważne rzeczy na głowie, np. tworzenie nowego wypracowania dla wnikliwych dziennikarzy oraz edytorów wraz z korektą… Hunter, natomiast, poradził sobie z tym problemem niezwykle spektakularnie – rzecz jasna – bo kto, jeśli nie on, potrafił w Aspen napisać dobry polityczny tekst i to zamykając się w sześciu zwięzłych punktach! Także zwolennicy Thompsona mieli do ogarnięcia jedynie brawurowy szkic, który zamykał się w 1445 znakach bez spacji! A żeby nie być gołosłownym – punkt nr 2, dla przykładu:

 

„Przeprowadzić referendum w sprawie zmiany nazwy »Aspen« na »Odlotowe Miasto«. Dzięki temu pasożyty, zdziercy i inne hieny nie będą mogły zbijać kapitału na nazwie »Aspen«. Te świnie należy wypieprzyć, zgnoić i pogonić jak najdalej”.

 

Czyż nie przekonujące?

Zacznijmy jednak od początku. Priorytetem partii Freak Power było stworzenie przyjemnego środowiska dla mieszkańców i zagwarantowanie takowego dla ich dzieci. Więc przede wszystkim skupiali się na przyszłości. Natomiast pod koniec lat 60. mało który mieszkaniec Aspen miał pojęcie o takich zagadnieniach jak gospodarka gruntami, planowanie przestrzenne czy ekologia. Hunter, jako światowiec i rzetelny dziennikarz o wszechstronnych zainteresowaniach, miał do zaoferowania swoim wyborcom wiele perspektywicznych rozwiązań, które podwyższyłyby standard ich życia. Tym zagadnieniom poświęcił połowę swojego sześciopunktowego résumé.

Po pierwsze, Thompson nie godził się na to, by ten górski kurort – na fali schyłkowej modernistycznej mody – zamienił się w betonową przystań dla establishmentu. Więc z góry zaproponował zdarcie cementowej powłoki ze wszystkich ulic w mieście, a w jej miejsce posianie trawy. Cały ruch miał być ograniczony do rowerów i pieszych. Zmiana nazwy miasta również nie była kompletnym odpałem. Bo właśnie wtedy do Aspen masami zjeżdżali businessmani, którzy chcieli wybudować tam swoje przedsiębiorstwo, postawić paskudny składzik z pstrokatym banerem i firmować swój produkt nazwą popularnej enklawy spokoju. Oczywiście mieszkańcy raczej się nie sprzeciwiali; wiadomo, kasa się zgadzała, kwadratowa okolica zdawała się być taaaka nowoczesna, a poza tym zawsze łatwiej się dogadać z republikańskim kapitalistą niż z demokratycznym ekozjebem. Toteż ostatni punkt w kwestii środowiska skazany był na zbagatelizowanie i to nawet, kurwa, a priori! Hunter wnioskował, by pozwolenie na myślistwo i rybołówstwo mieli jedynie pełnoprawni rezydenci Aspen lub ci, którzy otrzymają pisemne przyzwolenie od stałego mieszkańca. Z tym że ten mieszkaniec był wówczas obciążony odpowiedzialnością za ewentualne szkody spowodowane przez człowieka, za którego poręczał. No i który konserwatywny Amerykanin chciałby takiego rozwiązania? Bo z pewnością żaden dobry obywatel USA… Wszak spluwy są po to, żeby se je mieć i żeby se z nich strzelać, a żeby strzelać do powietrza, to grzech jest tak kule marnować, od czegoś te zwierzęta są, co nie, a w górach i tak ich od czorta, rozmnażają się itepe, itede, i po co se robić problemy, na miłość boską, toż przecie sztandar nad ojczyzną wooolnych i dzieeelnych ludzi se trzepoce, i amen, i chuj.

Drugim filarowym elementem programu wyborczego było bezpieczeństwo. Według poglądu Thompsona powinno się je budować na zaufaniu, a przede wszystkim na zaufaniu do policji, która za sprawą publicznego poważania najefektywniej winna strzec bezpieczeństwa. Taka teza wydaje się nawet przystępna, jednak jej przystępność kończy się dokładnie w miejscu, w którym zaczynają się konkretnie rozwiązania. Mianowicie, głównym problemem w relacjach obywatel-policja miała być sprawa narkotyków. Thomson uważał, że jeśli i tak każdy coś tam ćpa, to nie wolno z założenia traktować go jak bandytę. Przede wszystkim, młodzi obywatele popalają sobie trawkę i, znając prawne konsekwencje swoich czynów, traktują policję jako swoich przeciwników, a w konsekwencji nie mają do nich żadnego szacunku. Zatem należy zmienić prawo i zainteresować się bardziej dilerami. Hunter nawet zadeklarował na piśmie, że jego pierwszym działaniem w roli szeryfa będzie ustawienie dyb naprzeciw budynku sądu, w których nieuczciwi handlarze dragów będą publicznie odbywać wymierzoną im karę. To władza powinna czuwać nad jakością sprzedawanego towaru, bo nie dość, że konsumenci tracą na tym finansowo, to jeszcze słaby towar może negatywnie wpłynąć na zdrowie! Łatwo sobie wyobrazić, jak tego typu koncepcje zostały przyjęte przez konserwatystów. W tamtych czasach już samo używanie słowa „marihuana” czy „meskalina” w oficjalnym wystąpieniu budziło sporo kontrowersji, a co dopiero, gdy ktoś startujący na stanowisko szeryfa publicznie odpalał sobie skręta?!? Dlatego też przez wielu niniejszy pomysł był odbierany nie jako dający bezpieczeństwo, lecz jako zdecydowanie je ograniczający. Podobnie rzecz się miała z wyborczą deklaracją, która dotyczyła używania broni przez szeryfa. Bowiem Hunter nauczony m.in. chicagowskimi zamieszkami postulował, by ani szeryf, ani jego zastępcy nie mogli być uzbrojeni w przestrzeni publicznej. Jego zdaniem zapobiegłoby to wielu niepotrzebnym rozlewom krwi. Natomiast zdaniem zwolenników Whitmire’a… Hunter był szaleńcem lub totalnym idiotą.

 

***

 

Wyścig wyborczy Freak Power na fotel szeryfa wyglądał podobnie jak ten sprzed roku, na stanowisko burmistrza. Jednak kolejny był o sześć tygodni dłuższy, o kilkaset baksów droższy i sto raz agresywniejszy. Hunter spotykał się non stop z mieszkańcami, uczestniczył w debatach, tłumaczył ludziom wyborcze postulaty, a nawet pozwolił, by telewizja towarzyszyła mu podczas kampanijnych przedsięwzięć. Przy nim Whitmire zdawał się nie ruszać dupy z miejsca.

Thompson był postrzegany jako gwiazdor i tak też się czuł. Na kilka tygodni przed wyborami pisał:

 

„Na ten moment jestem zarejestrowany jako kandydat niezależny, lecz wciąż jest możliwość – do momentu zakończenia negocjacji w sprawie finansowania kampanii – że oficjalnie zgłoszę swą kandydaturę jako komunista. Nie robi mi to żadnej różnicy, jaką etykietkę przybiorę; w mojej grze kości zostały już rzucone i tylko jedno pytanie jest dziś otwarte, ilu świrów, odszczepieńców, kryminalistów, anarchistów, bitników, kłusowników, proletariuszy, harleyowców oraz Osób z Dziwnymi Poglądami wylezie ze swoich melin i zagłosuje na mnie”.

 

Republikanie oczywiście srali w gacie i w dniu wyborów zorganizowali taki pobór, że żaden świadomy i nieświadomy mieszkaniec hrabstwa Pitkin nie mógł pozostać żyw bez oddania głosu na Whitmire’a. A finał był taki, że Hunter… przegrał, znów minimalnie. A swój wynik skomentował takimi oto słowami: „Niestety, udowodniłem to, co zamierzałem udowodnić. I taki też jest wydźwięk tych wyborów. Amerykański sen poszedł się jebać!”.

Cóż… Na otarcie łez mogę tylko dodać, że czas kampanii podobno był dla Thompsona najszczęśliwszym okresem życia. Artykuł napisany na bazie tych zdarzeń zalicza się do jego największych dziennikarskich osiągnięć, a doświadczenia zebrane podczas rzeczonej wyborczej rozpierduchy w Aspen mistrz stylu gonzo wykorzystał później w stu procentach brawurowo opisując wydarzenia z wielkiej amerykańskiej polityki, która może nie była aż tak jajeczna, jak ta w wykonaniu Huntera, lecz przynajmniej jej Thompsonowska narracja wygrywała w każdym akapicie.

 

Źródła cytowanych fragmentów:

  • Thompson H. S., The Battle of Aspen: Freak Power in the Rockies, w: Fear andLoathing at Rolling Stone, London 2011, s. 21-38.
  • Thompson H. S., Politics Is the Art of Controlling Your Environment, w: Kingdom of Fear, London 2003, s. 71-143.

 

Tłumaczenie z angielskiego: Dezydery Barłowski

 

Najważniejsze i polecane źródła:

  • Cowan J., Hunter S. Thompson: an insider’s view of deranged, depraved, drugged-out brilliance, Guilford 2009.
  • Perry P., Fear and Loathing. The Strange and Terrible Sago of Hunter S. Thompson,London 2009.
  • McKeen W., Outlaw Journalist. The Life & Times of Hunter S. Thompson, London 2008.
  • Carroll J. E., The Strange and Savage Life of Hunter S. Thompson, London 1993.

• • •

Dezydery Barłowski (ur. 1991) – prozaik, twórca tekstów naukowych, artystycznych oraz publicystycznych. Tłumacz i badacz współczesnej literatury amerykańskiej. Absolwent filologii polskiej oraz dziennikarstwa i komunikacji społecznej, obecnie student komparatystyki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information