Horror show [fragment]

Łukasz Orbitowski

Horror Show (wyd. II, poprawione)Dochodziła druga. Brandon kucał pod ścianą, Giełdziarz z trudem utrzymywał się nad stołem. Kończyli drugą butelkę. Układanka falowała niczym rozgrzane szkło, elementy zaczęły krążyć i wybrzuszać się. Giełdziarz widział pęcherzyki powietrza pęczniejące pod tekturą. Zrezygnowany usiadł przy Brandonie.

– Jak poszło? – zapytał chłopak.
– Wszedłem na faceta – odparł. – Mam rękę i kawałek swetra.
– Skąd wiesz, że to facet?
– Bo ma rękę jak bochen, a w ręce trzyma fiuta – parsknął. Popatrzył na kieliszek z boleścią. – Jutro to skończę.
– Opowiem ci coś. Słyszałem o pewnym studencie, który pisał pracę magisterską. A że nie miał dobrego zdania o polskiej kulturze, powtórzył numer Gałczyńskiego. Wiesz, co to za numer?
– Nie, ale zaraz mi to powiesz.
– Gałczyński – ciągnął Brandon – wymyślił poetę i napisał o nim artykuł. Z wypowiedziami krytyków, ze wszystkim. Nasz koleś studiował chyba kulturoznawstwo, więc zrobił monografię fikcyjnego kościoła na Białostocczyźnie, we wsi Kernerówka. Jest taka wieś. Z historią, kolejnymi proboszczami i badaniem ankietowym wśród parafian. Wziął jakiegoś popa i dał jego zdjęcie. Zrobił zdjęcia jakiejś białoruskiej cerkwi, poprzekręcał w Photoshopie i oddał.
– Niech zgadnę, przeszło.
– To dość oczywiste. Dowcip w tym, że ten kościół się pojawił. Facet opisał prawdziwą miejscowość − Kernerówkę i fikcyjny kościół, łapiesz? A tu pewnego dnia wyrosły fundamenty. Następnego dnia mury, trzeciego cerkiew już stała. Mogłeś podejść, zastukać, ukruszyć drewno, podpierdolić ikonę. Jak z każdą cerkwią.

Giełdziarz uśmiechnął się jak facet, któremu wciska się kserowaną stuzłotówkę.

– Tego nie było w telewizji.
– Podobno nikt tam nie wszedł, ale wieś czekała przed cerkwią na popa. Widzieli światło, słyszeli kroki w sieni, ale pop się nie zjawił. Cerkiew dalej stoi. Przejedź się do Kernerówki, zobacz sobie.

Giełdziarz pomyślał, że nie dojedzie nawet do łóżka.

– Po co mi to mówisz?
– Chcę powiedzieć tyle, że nie wiesz, co ułożysz. Co i dla kogo.

 

***

Giełdziarz obudził się i natychmiast usiadł na łóżku. Obrzucił spojrzeniem pozostałości po wariackiej nocy – butelki i Brandona skulonego na kocu. Na twarzy rudzielca rozciągnął się pijacki uśmiech. Giełdziarz pomyślał ciepło o nowym znajomym. Wstał. Zakręciło mu się w głowie. Był pijany, jakby dopiero co wrócił z knajpy.

W powietrzu wisiał smród papierosów i niemytych ciał. Giełdziarz podszedł do okna, zaczerpnął powietrza i szarpnął za piorunochron. Siedział mocno. Przyjrzał się fioletowym wnętrzom dłoni i przeniósł wzrok na chodnik, cztery piętra niżej. „Mogłeś zdrowo gwizdnąć o ziemię”, pomyślał. Zadowolony zabrał się za śniadanie.

– Brandon, chcesz jajka? Chłopak nie drgnął.
– Jak sobie chcesz – mruknął Giełdziarz. – Mi żołądek przyrósł do pleców.

Zagotował wodę, posolił i wybrał pięć jajek. Zanurzył je ostrożnie we wrzątku – jedno od razu pękło i białko rozlało się jasną smugą. Giełdziarz oparł się o stół. Przymknął oczy i natychmiast przyleciał helikopter. „Proszę, dzień stracony. Najpierw doprowadzisz do porządku siebie, potem dom, a siły starczy ci na tyle, by gapić się na wideo. Kacu, pozwól żyć”.

Giełdziarz myślał, że kac, obok bólu zęba i przedwczesnego wytrysku, jest dowodem na nieistnienie Boga.

Jedno z jajek uniosło się na powierzchnię. Giełdziarz utkwił w nim najtępsze ze spojrzeń. Skorupka pękła, rozłożyła się jak otwarty właśnie kokon, a z wnętrza wydobyło się pisklę, nagie, czerwone i ślepe. Ptak zamachał skrzydełkami, jakby chciał ulecieć z tego piekła, otworzył dziobek w niemej skardze i osunął się martwy na dno.

Kolejne pisklę wyzwoliło się i dotarło na powierzchnię, Giełdziarz niezdolny do ruchu obserwował, jak dwa kolejne ptaki czerwienieją, skrzeczą i umierają we wrzątku. Otrząsnął się, chwycił szmatę i gwałtownym ruchem wylał garnek do zlewu.

Ostatnie jajko pękło, ale zamiast ptaka siedział w nim maleńki człowieczek, zupełnie bezwłosy, z wąską linią ust i ramionami cienkimi jak zapałki. Różową skórę obrastały bąble. Człowieczek spróbował podnieść się na rękach i Giełdziarz poczuł, że jeśli konająca istota odezwie się choćby słowem, oszaleje.

Zatoczył się, a pokój razem z nim. Giełdziarz wpadł na jawę jak piłka do bramki.

• • •

Łukasz Orbitowski (ur. 1977) – pisarz, publicysta. Autor, między innymi, powieści Horror show (2006), Tracę ciepło (2007) i Szczęśliwa ziemia (2013). Nominowany do nagrody Nike i Paszportów „Polityki”, laureat Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Młoda Polska” 2012. Publikował wszędzie. Poza beletrystyką pisze felietony dla „Gazety Wyborczej” i „Nowej Fantastyki”. Mieszka w Kopenhadze. Jeździ po świecie, podnosi ciężary. Przez przyjaciół czule zwany Potworem.

• • •

Kontakt w sprawie egzemplarzy recenzenckich: ewelina.sasin@ha.art.pl

• • •

Więcej o książce Horror show Łukasza Orbitowskiego w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art

Horror show w naszej księgarni internetowej

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information