Mariusz Pisarski - Od Vannevara Busha do Edwarda Snowdena [fragment książki "Xanadu"]

Redakcja

Xanadu. Hipertekstowe przemiany prozyHipertekst – co to jest? Pytają mnie nie tylko doktor matematyki stosowanej na Uniwersytecie w Cambridge, ale także sąsiad, kolejarz z Irlandii, który nie ma i nie chce mieć komputera, ale korzysta z interaktywnej, symulującej komputer telewizji.

Obaj używają hipertekstu na co dzień, w pracy i w czasie wolnym. To hipertekst stoi za prezentacją dostępnych wyborów (na ekranie telewizora), za przyśpieszeniem podejmowanych decyzji (w wyborze kanałów) i za wizualnym ogarnięciem dużej ilości danych (w pracy badawczej), pozostając jednocześnie narzędziem przezroczystym i anonimowym. Owa dyskretna obecność technologii z jednej strony świadczy o jej sukcesie. W końcu, weźmy dla przykładu inne medium, idea radia polega na jego słuchaniu, a nie mantrowaniu „radio, radio, radio!” w trakcie audycji. Z drugiej strony zaś przezroczystość hipertekstu wskazuje na promocyjną porażkę twórców nowego medium, jego teoretyków i artystów, którzy jako pierwsi włączali je do swoich prac.

Zaproponowany w latach czterdziestych, nazwany i opisany w latach sześćdziesiątych, wdrożony na szeroką skalę wraz z pojawieniem się komputerów osobistych, hipertekst szybko stał się narzędziem politycznym w rękach czołowych ośrodków badawczych. Wymownym przykładem tej walki o wpływy było odrzucenie zgłoszenia Tima Bernersa-Lee na konferencję ACM Hypertext w 1989 roku. Wolny, ogólnoświatowy Internet wydawał się organizatorom mało atrakcyjną implementacją modelu. Sami promowali wówczas swoją własną, zamkniętą i komercyjną wersję sieci (Microcosm). I choć twórca Internetu dwa lata później pojawił się na prestiżowej konferencji Hypertext, by zademonstrować pierwszą wersję usługi WWW, a królowa Wielkiej Brytanii uhonorowała najwyższymi odznaczeniami zarówno Tima Bernersa-Lee, jak i Wendy Hall (przedstawicielkę drugiej strony), to niesmak pozostał.

Podział, jaki uwidocznił się w okresie założycielskim, uwypukla coś dużo głębszego i bardziej zasadniczego niż różnice zdań ojców założycieli. Wskazuje mianowicie na dwie odmienne ludzkie reakcje na technologię, która – zupełnie jak w przypadku rozszczepienia atomu – ma potencjał i wyzwolicielski, i destrukcyjny. Konkurujące modele hipertekstu z czasów przedinternetowych to dziś odmienne paradygmaty Internetu: z jednej strony sieć można postrzegać jako egalitarne narzędzie swobodnej wymiany myśli i danych, a z drugiej jako narzędzie inwigilacji, kontroli i czerpania zysku. Hipertekst, jako struktura głęboka Internetu, pod wieloma względami stoi w centrum tego podziału – walka toczy się za pomocą udoskonaleń hipertekstowych systemów dokonywanych przez obie strony na polaryzującym się polu copyright i copyleft, hakerów i administratorów stron rządowych albo korporacyjnych, piratów i wytwórni płytowych, wolnościowych kamikadze ujawniających sekrety państwowe i agentów służb specjalnych. Wszyscy to gracze na coraz bardziej czarno-białej szachownicy, na której ruchy, wykonywane przez różnorakie siły, są argumentowane i dynamizowane przez globalne, sieciowe technologie, zapoczątkowane w prostej idei współdzielenia się informacjami. Koncepcję tę w 1945 roku zaprezentował doradca prezydenta Stanów Zjednoczonych Vannevar Bush w postaci memeksu, urządzenia mającego pomagać naukowcom i urzędnikom w wymianie zasobów bibliotecznych, w dzieleniu się komentarzami odnośnie do nich i w dystrybucji dokumentów własnych. W tym samym czasie rozpoczyna się historia hipertekstu. W zrysowanym tu kontekście wypada określić go mianem mechanizmu wyzwolenia tekstu, który jako niesekwencyjny, zsieciowany, działający na żądanie poprzez dotyk, gest, kliknięcie lub zawołanie wyzwala też swojego autora i czytelnika. Ten sam mechanizm pozwala uczynić z tekstu pluskwę, przez którą może spoglądać na nas oko Wielkiego Brata. Ta odwrotna, ciemna strona ogólnoświatowej sieci, odsłonięta niedawno przez Juliana Assange’a i Edwarda Snowdena, laureatów Nagrody Sama Adamsa, będzie wkrótce tematem wielu książek. Tematem niniejszej jest jeszcze ta jasna…

Postulaty Busha podjął kolejny amerykański wizjoner Theodor Nelson, który na wolnościowej fali kontrkultury lat sześćdziesiątych zaczął tworzyć konceptualny system Xanadu: olbrzymiej, wirtualnej biblioteki, gdzie każdy istniejący na świecie dokument można by się połączyć z jakimkolwiek innym, opracował też pierwszą definicję hipertekstu jako cyfrowego, niesekwencyjnego rodzaju pisania. Dziś hipertekst to pierwsze „ht” w wyrażeniu „http://”, sygnalizującym internetowy protokół komunikacji (ang. hypertext transfer protocol), który poprzedza każdą stronę WWW. Hipertekst to także pierwsze „ht” w „html” (ang. hypertext markup language), czyli hipertekstowym języku znaczników, budulcu każdej witryny internetowej. Choć multimedia próbują dominować, a czytanie, zamieniając się w oglądanie, zdaje się cofać Internet do roli telewizji, to hipertekst wciąż pozostaje tekstem. To tekst jest najpotężniejszym, najszybszym, będącym w stanie obalać reżimy kodem sieci. Tu dochodzimy do sedna, gdyż jako taki – tekstowy właśnie – hipertekst uprzywilejowuje pisarzy, teoretyków, krytyków i czytelników, których profesją, pasją lub powołaniem jest refleksja nad wypowiedzią w formie tekstowej. Nie przez przypadek to właśnie pisarze i literaturoznawcy na początku lat dziewięćdziesiątych byli rzecznikami nowych mediów i nowej, sieciowej kultury (Umberto Eco i Robert Coover, Jay David Bolter i George P. Landow). Z bezprecedensowych w historii literatury sojuszy, między humanistyką i naukami ścisłymi, reprezentowanymi przez informatyków, rodzą się wówczas innowacyjne rozwiązania w wymiarze zarówno technologicznym, jak i literackim. Pisarz postmodernista Robert Coover rozwija na Uniwersytecie Browna aplikacje systemów VR (wirtualnej rzeczywistości). Antropolog pisma Jay David Bolter współtworzy hipertekstowy program autorski Storyspace, który wizualizuje i łączy z sobą fragmenty tekstu na rozszerzającej się w nieskończoność, wielopłaszczyznowej przestrzeni. Światowy autorytet z dziedziny literatury wiktoriańskiej George P. Landow buduje z kolei pionierski hipertekst akademicki Intermedia, którego zaawansowane funkcje zostaną przeszczepione w środowisko internetowe dopiero w dobie późnego Web 2.0.

Przechodzenie od jednej wiadomości do drugiej w portalach informacyjnych i korzystanie z paska z pokrewnymi newsami; dzielenie wpisu na Facebooku z jednej osi czasu na inną bądź odsłonięcie pełnej listy komentarzy; kliknięcie na „Podaj dalej” (ang. retweet) czy okienko z sugestiami „Warci obserwowania” – te i podobne niezauważalne protezy tekstu, ze swoimi drobnymi udoskonaleniami, biorą swój początek w pionierskich eksperymentach z hipertekstem. Powierzyły one „ludziom pióra” nową rolę, która i dziś nie traci na ważności. Współcześni pisarze, tak eksperymentatorzy, jak tradycjonaliści, oraz badacze słowa, dysponując całym zapleczem tradycji, którym się mogą podpierać, mają kulturze sieci wiele do powiedzenia. Ich głos w dyskusji nad przyszłością Internetu i komunikacji międzyludzkiej jest głosem ważkim i dużo silniejszym niż szum sieciowego marketingu i PR-u.

Takie założenie tkwi u źródeł tej książki, która powstała z fascynacji, jakiej uległem podczas zetknięcia się z pierwszymi literackimi przykładami hipertekstu na małym, piętnastocalowym ekranie beżowego monitora, kupionego pod koniec 1997 roku wraz z całym „towerem” komponentów, których sercem był procesor Intel Pentium MMX o prędkości zegara 233 Mhz. Owe pierwsze spotkania z literaturą elektroniczną, urodzoną pomiędzy układami scalonymi i przeznaczoną do czytania na ekranie komputera, tchnęły w mnie, jej świeżego adepta, wiarę. Była (i jest) to wiara w to, że jeśli literatura stanowi laboratorium wszelkiej ekspresji językowej, to literatura hipertekstowa (dziś chodzi tu głównie o e-poezję) jest rodzajem inkubatora, w którym wykluwają się przyszłe formy komunikacji cyfrowej. Główny cel niniejszej książki stanowi zbudowanie mostów między awangardową przeszłością i cyfrową teraźniejszością literatury, sprawdzenie, czy do tak rozumianego laboratoryjnego środowiska da się wnieść wypróbowane narzędzia tradycyjnego literaturoznawstwa, jak również przyjrzenie się najbardziej przekonywającym, najświeższym sposobom patrzenia na zremediowaną sztukę słowa. Rezultat podjętych badań nie jest jednoznaczny. Zdaje się jednak, iż rację miał Charles Baudelaire, gdy mówił, że nowe rzeczy należy opisywać nowym językiem.

• • •

Więcej o książce Xanadu. Hipertekstowe przemiany prozy Mariusza Pisarskiego w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art

Xanadu. Hipertekstowe przemiany prozy w naszej księgarni internetowej

• • •

Dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach Programu Narodowego Centrum Kultury – Kultura – Interwencje.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information