Gerard Mannix Flynn - James X [fragment]

Redakcja

Już czas zająć miejsce, podnieść rękę, położyć ją na księdze — bestsellerze wszech czasów — i przysiąc, że będę mówić prawdę, samą prawdę i tylko prawdę, tak mi dopomóż Bóg. Słyszysz mnie, Boże, potrzebuję pomocy. Prawda mnie wyzwoli, tak powiedziała wczoraj moja terapeutka.

Wzięła za to 65 euro. Niedługo muszę wejść do tej sali, zanurzyć się w przeszłości. Opowiedzieć im, co się stało, gdy miałem jedenaście lat, ale chcę uciec, jak najdalej. Porzucić to wszystko. Terapeutka powiedziała, że to strach. Dopada nas z chwilą przyjścia na świat. Strach. Gdy rano dostałem moje akta, bardzo się przestraszyłem, ale to nic w porównaniu z lękiem, jaki ogarnął mnie, gdy je czytałem. Czuję się brudny, chory, przygnębiony. Według akt byłem niebezpieczny już w wieku trzech lat.

Wywiad rozwojowy:

Poród bez komplikacji; chłopiec ważył dziewięć funtów i był karmiony butelką. Siedział w wieku czterech miesięcy, chodził, mając rok, mówił, mając półtora roku, a w wieku dwóch lat umiał korzystać z nocnika. Poszedł do szkoły jako trzylatek, ale od początku sprawiał nauczycielom problemy, bo ciągle bił się z innymi dziećmi.

Czyli w wieku dwóch lat chodziłem i mówiłem, ale jak skończyłem trzy, dostałem amoku. Teraz ci sami ludzie, którzy to napisali, czekają na mnie w tej sali. Zakon Świętego Jana Bożego, pedagodzy, sędzia, ława przysięgłych, Dozór Ochronny i Pomoc Społeczna, Ministerstwo Sprawiedliwości, Równości i Reformy Prawa — chcą wiedzieć, jak się sprawię. Będą mierzyć mnie wzrokiem, żeby upokorzyć, ci wychowawcy z Ministerstwa Edukacji, Bracia w Chrystusie, Ojcowie Oblaci, Siostry Miłosierdzia, Kościół, państwo, ich urzędnicy i funkcjonariusze, ich adwokaci i radcowie prawni. Staniemy naprzeciw siebie — a między nami nic prócz prawdy i zaprzeczenia, uczciwości i nieuczciwości. Są wokół mnie. Wszędzie. Otaczają mnie. Są w moich aktach, w mojej głowie, w mojej przeszłości. Czekają na mnie właśnie. Panika, walka, ucieczka.

O Boże, boję się. Odebrali mi wszystko, nawet nazwisko. Dziś, ze względu na poufność, występuję wyłącznie jako James X. Wnoszę przeciw nim oskarżenie. Spoglądam wstecz, wstecz sięgam pamięcią, żeby wreszcie dojść do siebie.

Powód wnosi roszczenie o odszkodowanie za straty osobiste, cierpienie psychiczne, załamanie nerwowe, napaść z premedytacją i pobicie, itd. itd. James X przeciwko państwu, jego urzędnikom i funkcjonariuszom, Kościołowi oraz jego urzędnikom i funkcjonariuszom.

Panie, spraw, by moja myśl była jasna. Pomóż mi poczuć, przypomnieć sobie to, czego nie chcę pamiętać. Pomóż mi przeżyć na nowo to, czego nie chcę przeżywać. Uchowaj mnie przed kłamstwem.

Tam siedzą moi prawnicy z kancelarii Winny i Szlus. Co proszę — sąd ma zaległości?

Sprawiedliwość się spóźnia, nie mogę jeszcze wejść na salę. Opowiem więc wszystko po swojemu i sobie. Nie będę zwlekał. Nie porzucę siebie. Sam się odzyskam.

Zacznę od początku. Po wytrysku ojciec wyszedł z pochwy mojej matki — od tej chwili byłem już w drodze. Przez dziewięć miesięcy kryłem się w mojej wodnej grocie, ewoluując bez przerwy, rosnąc komórka po komórce, w symbiozie ze ścianami mojego wszechświata.

Leżałem zawieszony, bezpieczny. Każda chwila była nowa, zdarzała się po raz pierwszy. Nikły odgłos czegoś w oddali, a jednak zawsze tak bliski. Bum-bum, bum-bum. Sygnały, zaszyfrowane wiadomości, mój pierwszy przyjaciel. Serce. Silne, tętniące, niesłabnące, zapraszało do zabawy.

I oto nadszedł ten czas. Obróciłem się z wdziękiem w łonie matki. Głową naprzód, twarzą w dół, rozpocząłem zejście, zaczęło się moje odłączanie. Dzieło natury zwarło nas oboje w jedności i walce z gwałtownymi siłami życia. „Proszę nie palić”. „Proszę zapiąć pasy bezpieczeństwa”. „Kamizelki ratunkowe znajdują się pod siedzeniami”. „Zbliżamy się do lądowania. Wkrótce będziemy na miejscu”. Krzyk! Czas pragnie mnie jak wampir żądny krwi, jego siła jest większa niż wpływ pełni na wody oceanu. Wytrącony ze snu, obudzony przez lekkie wstrząsy, wierzgam i cofam się. Wierzgam, cofam się. Wierzgam, cofam się. Nie słyszę już odgłosu bijącego serca. Jestem sam pośród sztormu, próbuję utrzymać się na powierzchni. Wybuchy wulkanów, trwa wielkie trzęsienie ziemi. Konflikt, wojna domowa, partyzancka, zamach bombowy, wojna światowa, zimna wojna. Potężne, narastające bóle porodowe niczym pierwszy atak nuklearny. Awaria reaktora. Blackout. Stan wyjątkowy. Pełna gotowość. Przełączam się na autopilota.

W mojej wodnej grocie przygotowuję się do wyjścia. Nie ma odwrotu, bóle porodowe nasilają się. Rzeka, rzeka, rzeka zerwała brzegi. Hydrauliczne drzwi otwierają się na oścież, a naprzeciw, na godzinie dwunastej, wita mnie już ujście rzeki. Boję się, że to wodospad. Czekają na mnie. Przepłynę lub zginę. Nie chcę wychodzić. Wierzgam, wiję się jak ryba wyrzucona z wody. Coś mnie wypycha. Siła przeciw sile. Mocniej, mocniej, do granic. Agenci czasu otaczają mnie, mój opór słabnie. Przez chwilę słyszę to silne serce tętniące szybko, potem jeszcze szybciej. Co mówi? Dźwięk niesie się echem, odbija rykoszetem od ścian macicy z prędkością większą niż światło. Matka Natura robi swoje. Złamałem szyfr w chwili, gdy ostatnie wody opuszczały ujście rzeki. Sygnał brzmi: „SOS! SOS!”.

Wyczerpany, wydaję z siebie ostatni niemy dźwięk o częstotliwości wyższej niż odgłosy wielorybów. „Zostawcie mnie, zostawcie”. Wycisnęło mnie jak resztkę pasty do zębów z tubki. Załatwiony. Nie mogłem już utrzymać przyczółka. Jak szpiegowska łódź podwodna schwytana w sieć, musiałem się wynurzyć. Zaczął się końcowy, bolesny manewr poprzedzający moje pojawienie się. Wyrzuciło mnie, jestem w drodze. Przekraczam granice krwi, bólu, krwi, potu, wody, potu. Poród, przechodzę na sterowanie ręczne, poród, poród, mocniej, mocniej. Przejście na sterowanie ręczne niemożliwe, krzyk, krzyk, ciągły krzyk. Wszystkie systemy sprawne, przełączam się na czas ziemski, pięć sekund, cztery, trzy, dwie, jedna, lądowanie.

SOS, SOS. Chaos. Przekroczyłem Rubikon. Natychmiast zawisam głową w dół. Żadnego dźwięku, żadnych sygnałów, żadnych wiadomości od mojego przyjaciela serca. Nie godzę się z tym, nie złapię oddechu, o nie! Zwisałem niezgrabnie, opłakując stratę przyjaciela. Przeszył mnie piekący ból po klapsie. Zaczął się dla mnie czas, miałem dopiero kilka chwil. Znów poczułem piekący ból, coś jak ostatnie uderzenie siekiery w pień rosłego drzewa, które, padając ścięte na ziemię, wykrzykuje poprzez liście, konary i gałęzie słowa pożegnania. W dniu, w którym się urodziłem, wydałem z siebie potężny, pełen gniewu okrzyk powitalny.

P.S. Pierdol się, doktorze Spock!

• • •

Gerard Mannix Flynn (1957) jest pisarzem i performerem, niezależnym radnym Dublina, gdzie się urodził, oraz członkiem Aosdána, grupy skupiającej 250 współczesnych artystów irlandzkich. Opublikował powieść Nic do gadania (1983) oraz sztukę James X (2002). Poczynania Flynna na polu kulturalnym wiążą się nie tylko z literaturą, lecz także z filmem, teatrem i telewizją. Jako artysta i polityk zajmuje się problemem nierówności społecznych oraz zagadnieniem przejrzystości działania instytucji władzy. Od wielu lat prowadzi kampanię na rzecz ujawnienia i prawnego rozliczenia nieprawidłowości w funkcjonowaniu państwowych ośrodków wychowawczych dla młodzieży oraz wszystkich przypadków molestowania seksualnego z udziałem duchownych i dzieci.

• • •

Więcej o książce Nic do gadania / James X Gerarda Mannixa Flynna w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art

Nic do gadania / James X w naszej księgarni internetowej

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information