Owoc żywota twojego je ZUS / ZUS is love, ZUS is life

Jakub Wencel

21 kwietnia 1999 samoloty NATO zaatakowały stację telewizyjną należącą do Mariji Milosević, córki prezydenta Serbii Slobodana Milosevića, niszcząc zarazem dwie inne stacje telewizyjne mieszące się w tym samym budynku. Nadawały one między innymi popularne pozycje z amerykańskiej ramówki – filmy, seriale, programy rozrywkowe. Wiedząc, że zachodnie media pokażą rezultaty tego bombardowania, rząd serbski nakazał umieścić nad gruzami budynku billboard. Wielkoformatowy plakat przedstawiał wygenerowany komputerowo obraz wieży Eiffla, rozpadający się w ogniu eksplozji spowodowanej militarnym atakiem. Efektowny i sugestywny obraz zniszczenia jednego z najsilniej wpisanych w krajobraz zachodniej kultury obiektu nawiązywał wprost do bliźniaczych scen z pełnego apokaliptycznego przepychu filmu Dzień Niepodległości Rolanda Emmericha, który trzy lata wcześniej wyświetlany był na ekranach kin. Billboard okraszony był podpisem parafrazującym czytelne na całym świecie hasło z reklam firmy Nike – „Just Do It!”. Obraz totalnej katastrofy zapośredniczał się w naiwnie euforycznym wezwaniu „Just Imagine! Stop The Bombs!” Strategia serbskiego rządu przyniosła oczekiwane skutki. Dzięki Francuskiej Agencji Prasowej obraz trafił do mediów na całym świecie.

Przywołaniem tego wydarzenia otwiera pierwszy rozdział swojej książki The Visual Culture Reader Nicholas Mirzoeff, amerykański badacz mediów i kultury wizualnej. Choć służy mu on przede wszystkim za przykład tego, jak na różne sposoby może pracować współczesna wyobrażeniowość jako fenomen społeczny, to opisany komunikat medialny ma również swój inny, znacznie bardziej istotny „ideologiczny” wymiar. Poprzez apokaliptyczną wizję prawdopodobnej, ale nie koniecznej, „dystopijnej” przyszłości artykułuje się możliwość lepszego świata; rozumianego nie jako jakaś konkretna, uformowana pozytywność, co jako „ruch negacji” ustanawiający się w stosunku i znoszący koszmarną figurę wyobrażeniową. To przykład pracy utopii w świecie, w którym klasycznie rozumiana utopijność już dawno nie ma racji bytu. Sama myśl o „lepszym świecie” wydaje się czymś kompletnie odrealnionym, niemożliwym do realizacji w danych warunkach. Jedynym sposobem na zachowanie ruchu bios pozostaje zapośredniczenie jej poprzez przejaskrawioną trawestację stanu obecnego – jeszcze bardziej katastroficzną, drastyczną, beznadziejną. Przywrócenie czy raczej powtórne odniesienie do warunków materialnych, myślenia utopijnego wymaga dialektycznego sprytu, zbudowanego na skutecznie wyłożonym przekonaniu, że każdy ruch ku lepszemu, nawet jeśli prowadzi do kolejnej klęski, ma sens, bo zapobiega przed większą, nierzadko urojoną klęską. „Fail, fail again and fail better”.

Jeżeli spróbowalibyśmy narysować ideologiczną mapę polskiej transformacji, z pewnością znalazłoby się na niej miejsce dla kilku punktów, które przez lata krytyki zdążyła dokładnie opisać lewicowa publicystyka. Otwarcie etapu kapitalizmu opisywane jest z perspektywy czasu – często nawet już przez centrowych czy wręcz wcześniej sympatyzujących z frontem neoliberalnej zmiany publicystów – jako „dzikie”, okupione „kosztami społecznymi”, zorganizowane w sposób, który okazał się przede wszystkim produkować mechanizmy albo wprost faworyzujące politycznie uprzywilejowanych najzamożniejszych (co wciąż, nie doczekawszy porządnej, materialistycznej analizy, dyskursywnie piastuje miejsce wyłącznie w prawicowych histeriach) albo tworzące warunki na pogłębienie tych nierówności, często ujawniające się dopiero po wielu latach. Po euforycznej gorączce transformacji ustrojowej – wzmożonej niebanalną wbrew pozorom obietnicą liberalnych swobód, jakie oferowała – przyszedł czas na jej odchorowanie. Najdonioślejszy głos w tej kwestii, choćby dlatego, bo wydzierający się z samego centrum niegdyś równie doniośle broniących zdobyczy transformacji elit, pochodził od prof. Marcina Króla, jednego z samozwańczych architektów zmiany ustrojowej. W słynnym wywiadzie Byliśmy głupi z Grzegorzem Sroczyńskim na łamach „Gazety Wyborczej” – będącym też jednocześnie sprytną, zaplanowaną z odpowiednim wyprzedzeniem reklamą książki jego autorstwa o tym samym tytule – zabił się w pierś, wyliczając błędy popełnione przy projektowaniu (czy raczej – powielaniu z Zachodu) założeń nowego systemu. Trudno nie zauważyć doniosłości takiego wyznania, nawet pomimo jego wątpliwych faktograficznych fundamentów, jedną nogą stojących w obecnych, „sceptycznych” wobec dorobku III Rzeczpospolitej nastrojach społecznych, a drugą – w próbie przywrócenia właściwego – we własnym mniemaniu – miejsca na kartach najnowszej historii w duchu „nieważne jak o tobie mówią – ważne, żeby mówili”.

Czy jednak rzeczywiście elity zbawią III Rzeczpospolitą od jej własnych grzechów? Jeżeli założymy, że to elity ją na tę grzeszną drogę wpędziły, to tylko elity mogą – z odrobiną nowych lekturowych sugestii – ją z tej drogi wyprowadzić. A co jeżeli tak wcale nie było? A co jeśli polska transformacja, z całym swoim efekciarskim katastrofizmem, pstrokatym manicheizmem sukcesu i porażki; kanapki pozytywnego feedbacku Mateusza Grzesiaka i przepijającej Szydłowe 500 złotych miesięcznie biedopatologii Wojciecha Kuczoka nie była projektem uknutym przez zasiadający w zadymionych pokojach przy wódce tajemniczy Syndykat? Co jeśli jej import miał charakter nie tyle pozbawiony demiurga, ile odsyłający do wielu demiurgów, z których część zresztą z Polską nie miała wiele wspólnego? Co jeśli transformacja nie była ani „spiskiem elit”, ani „wygraną wolnością”, ale po prostu zalgorytmizowaną reorganizacją porządku społecznego, sięgającego swoimi przyczynami do globalnych procesów decydujących o wektorach ekspansji kapitalizmu?

Pozbawienie twarzy transformacji, a więc i uwolnienie od odpowiedzialności jej wykonawców, sprowadza ją tylko pozornie do problemu, którego rozwiązanie leży na poziomie teorii i systemowych rozwiązań. Nie wystarczy jednak wskazać, gdzie zachodzi dysfunkcjonalność; pozostaje jeszcze potrzeba dyscypliny politycznej. Cała krytyka transformacji – rozpościerająca się w polskim dyskursie, co bardzo znaczące, od prawa do lewa – zgadza się co do diagnoz w wymiarze systemowej dysfunkcjonalności i praktycznych metod uporania się z nimi. Nie to wyznacza linie antagonizmu. Przedmiotem sporu pozostaje polityczna diagnoza i spór o proponowane rozwiązania, które miałyby zapewnić wytworzenie się i zachowanie politycznego potencjału wywołującego skuteczną, długotrwałą zmianę. „Technokratyczna” recepta na korektę kapitalizmu, podobnie jak „technokratyczna”, pozornie zdeideologizowana recepta na budowę neoliberalizmu na początku lat 90., nawet jeżeli sprowadza się do artykulacji właściwych rozwiązań, potrzebuje uruchamiającej proces ich zastosowania politycznej woli. Jeśli odrzucić narrację o „spisku elit”, tym elementem wolitywnym może być horyzont utopii. Właśnie utopii katastroficznej, zapośredniczonej przez klęskę.

Przedmiotem takiej utopii może być z kolei tylko Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Spełnia on w ideologicznej organizacji narracji narosłych wokół transformacji podwójną rolę. Z jednej strony stanowi jej punkt graniczny, horyzont funkcjonowania, wytwarzający iluzję umiarkowanego charakteru neoliberalnego porządku, który nie obejmuje, wbrew krytyce, wszystkiego, co społeczne. Z drugiej z kolei stanowi on łącznik pomiędzy „starym” a „nowym” systemem – wykracza więc poza młodokapitalistyczną dynamikę, nie jest „produktem rynku” ani „importowanym z Zachodu” artefaktem wywalczonej wolności. Pozostaje głęboko dysfunkcjonalny i nieskuteczny; przeżerany od wewnątrz archaicznymi rozwiązaniami, wewnętrznymi układami, wszechobecną korupcją i pozorowaną komputeryzacją. Nie może skutecznie wypełniać swojej społecznej roli, nie tylko ze względu na to, że świadczenia społeczne nie mogą zrównoważyć nierówności społecznych wynikających z dystrybucji płac, ale również przez niesprzyjające tendencje demograficzne. Przez antykomunistów uważany jest za jedno z siedlisk, w których ukryły się najbardziej jadowite żmije z poprzedniego systemu. Przez młodych korwinistów – za głównego pożeracza i przeżeracza zagrabionych z kieszeni podatników pieniędzy. Młoda, zafascynowana operaizmem lewica za ZUS-em nie przepada, bo nie znosi hierarchicznych struktur i protekcjonalnego charakteru systemu opieki społecznej, a najchętniej to chciałaby dochodu gwarantowanego. Stara lewica ma wobec ZUS-u znacznie cieplejsze uczucia, ale nie do końca rozumie, jak miałby on działać w hipersprekaryzowanych warunkach późnego kognitywnego kapitalizmu.

ZUS-u nienawidzą prawie wszyscy, ale z drugiej strony wszyscy chcieliby jakiegoś ZUS-u. Przez to, że zbiegają się w nim horyzonty radykalnej utopii i dystopii, imploduje on jak piękna Emmerichowska apokalipsa, dokładnie taka, jak przedstawił ją serbski rząd na swoim propagandowym plakacie. Jej katastroficzny, beznadziejny urok zawiera w sobie jednak coś optymistycznego. Być może ze względu na to, że mimo prywatyzacji, mimo korwinizacji młodego pokolenia, mimo dekomunizacji ZUS ciągle stoi i wypłaca te swoje śmieszne, małe emerytury. I przetrwa jeszcze niejedną władzę. To ZUS stanowi dziś ponadpolityczny i ponadśrodowiskowy ośrodek potencjału wrażliwości społecznej. „Just Imagine!”

ZUS jest miłością, ZUS jest życiem. Kochajmy ZUS, choćby z litości.

• • •

Jakub Wencel (1991) – publicysta, pisał m. in. na łamach „Res Publiki Nowej’, „Dziennika Opinii” i „Wakatu”, „Dwutygodnika”. Studiował w Instytucie Filozofii UW. Współtwórca cyklu seminariów Powiększenie krytyczne w Nowym Wspaniałym Świecie poświęconych twórczości Michelangela Antonioniego i współautor książki Spojrzenie Antonioniego.

• • •

Tekst ukazał się w 52. numerze magazynu „Ha!art” (Najntisy)

Ha!art nr 52 - Najntisy w naszej księgarni internetowej

• • •

• • •

 

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information