Nieznośny ciężar czechofilstwa

Łukasz Grzesiczak

Wszyscy Polacy mieszkają w Częstochowie. Ojcowie swoim córkom nadają imię upamiętniające Najświętszą Panienkę, a synów nazywają po dziadkach, którzy zginęli na jakiejś wojnie. Największym i najpopularniejszym polskim pisarzem jest Jerzy Andrzejewski, a młodzi Polacy ubierają się dostojnie w stylu Małego Księcia. Polki są nudne, seks uprawiają po ślubie, zwykle podczas wyrabiania pierogów. Tyle ten opis ma wspólnego z dzisiejszą Polską, co opinie polskiego czechofila ze współczesnymi Czechami.

Czechofilstwo to choroba przenoszona – prawdopodobnie – drogą płciową i podczas oglądania filmów Petra Zelenki. Działa jak narkotyk i kilka szybko wypitych setek wódki. Utrzymuje na wiecznym haju i euforii, które nijak mają się do rzeczywistości.

 

Czechofilstwolandia

 

Czechofil swoich poglądów nie weryfikuje, zatem w żaden sposób z czechofilstwa wyleczyć się nie może. Jeśli fakty nie pokrywają się z tym, w co wierzy czechofil, to tylko gorzej dla faktów. Poglądy czechofila wzajemnie się nie wykluczają, jego myślenie nie obejmuje podstawowych zasad dwuwartościowej logiki i klasycznego rachunku zdań. Czechofil uważa, że każdy Czech jest tchórzem i Szwejkiem, co nie przeszkadza mu kultywować pamięć o bohaterskiej obronie Czechosłowacji przed wojskami Układu Warszawskiego w 1968 roku.

Czechofilstwo opanowało polskie media, blogosferę, dyskusje na Facebooku i w środkach publicznej komunikacji. Jest jedynym obowiązującym punktem widzenia na temat południowego sąsiada. Czechy są trochę jak Stany z piosenki T.Love – wszystko jest tam „naj”. Mam wrażenie, graniczące z pewnością, że Polska nie utrzymuje kontaktów politycznych, ekonomicznych, a przede wszystkim kulturalnych, z Czechofilstwolandią. Nie ma związków z wyobrażonym przez Polaków krajem, który – niestety – nie istnieje. Zresztą nawet gdyby istniał, to, podobnie jak w przypadku mieszkańców Czech właściwych, miałby Polaków w dupie – a przynajmniej bylibyśmy dla niego obojętni.

 

Ach jo i do łóżka

 

Czechofile są trochę jak masoni i pierwsi chrześcijanie – trzymają się razem i w swoim gronie uważają, że wszyscy, którzy nie podzielają ich wiary, pragną ich fizycznego zniszczenia. Czechofile poznają się z daleka. Oporniki wpięte w klapę w ich przypadku zastępują koszulki z Krecikiem lub Franzem Kafką oraz dzielenie się na Facebooku zdjęciem przedstawiającym waniliową Kofolę. Namiętne „ach jo…” w przypadku par czechofilów zastępuje to, co w przypadku innych par daje kilkuminutowy striptiz – jest czymś w rodzaju gry wstępnej i zapowiedzią pełnego spełnienia.

Każdy czechofil tuż po wstąpieniu do klubu otrzymuje prosty formularz, który będzie pomagał mu weryfikować, w jakim stopniu spotykane osoby są czechofilami. Nie wiem, czy czechofile zdają sobie z tego sprawę, ale ich śmiertelni wrogowie przejęli kwestionariusz z prawidłowymi odpowiedziami. Wiadomo więc, że chcąc udać czechofila, należy twierdzić, iż największym pisarzem na świecie jest Bohumil Hrabal, najpiękniejszym miejscem na świecie jest Žižkov, a sami Czesi są fajni, bo są megawyluzowani. Warto też wierzyć, że w Czechach zgodne z prawem jest picie alkoholu w miejscu publicznym i palenie trawy w każdej kawiarni – nawet w tych, gdzie obowiązuje zakaz palenia tytoniu. Czechofil uważa, że czescy politycy są megafajni, choć nienawidzi dwóch z trzech ostatnich prezydentów: Václava Klausa i Miloša Zemana. O Václavie Havlu nie wypowiada się inaczej niż „pan Havel” i koniecznie jest bezkrytyczny w ocenie jego prezydentury.

 

Co powiedziałaby wam puszka Kofoli, gdyby potrafiła mówić

 

Są historie, które czechofil będzie opowiadał wam bez końca. Wśród nich jest ta o spotkaniu opozycjonistów na Śnieżce, gdzie Polacy mieli wódkę, ale Czesi nie zapomnieli o zagryzce; powie też o monecie o nominale pięciu koron, którą spokojnie można położyć na pianie dobrze nalanego czeskiego piwa.

No właśnie, piwo. Każdy czechofil zna się na nim wyśmienicie. Szanujący się czechofil absolutnie nie napije się żadnego polskiego świństwa. Polski fan czeskiej kultury za nic ma także badania, które pokazują, że konsumenci piwa zwykle kierują się marką, a nie jego smakiem. Prawdziwy czechofil rozpozna smak czeskiego piwa nawet po trzech utopencach, dwóch smažákach i trzech setkach wódki.

Czechofile mają też swoje artykuły w gazetach i portalach internetowych. Można je rozpoznać po tytułach w stylu: Kraj bez religii. Dlaczego Czesi są ateistami, Bajeczna Praga. Seksowny weekend dla Ciebie i niego, Nie tylko Hrabal, Kundera i Zelenka, Co powiedziałaby wam puszka Kofoli, gdyby potrafiła mówić.

I nawet mój tekścik musiał mieć w tytule aluzję do Milana Kundery – inaczej żaden prawdziwy czechofil by go nawet nie zauważył.

 

Łukasz Grzesiczak – autor jest czechofilem, ale próbuje z tym walczyć. Na portalu Novinka.pl pisze o Czechach i Słowacji.

• • •

Tekst ukazał się w 48. numerze magazynu „Ha!art” (Kelet)

Ha!art nr 48 - Kelet w naszej księgarni internetowej

• • •

• • •

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information