Daniel Kot - Kierunkowy 0-22. Odcinek 6. Odkąd ostatnio gadaliśmy
Z czterech żarówek w moim żyrandolu działa tylko jedna. Pozostałe gasły w stosunkowo równych odstępach czasu, jak mikrogwiazdy w pokojowej temperaturze mojego mikrokosmosu. Została jeszcze ostatnia, choć ja już wiem, że długo nie pożyje, wstrząsana co parę minut konwulsyjnym mruganiem. Robi się coraz ciemnej, okno na czas jesienny przesłoniła gruba, biała firana sięgająca ziemi, żeby chociaż częściowo chronić mnie przed chłodem ciągnącym z podwórza. Dodatkowo, umieszczenie pokoju w południowej części mieszkania sprawia, że coraz ciężej tam wysiedzieć samemu.
Wychodzę.
Świat rozumiem jako ciąg pokoi w dużym domu, które fascynują, ale tylko przez chwilę. Po pierwszym zaciekawieniu przechodzę do następnego pomieszczenia. Nie jest to poszukiwanie, nie; niczego nie poszukuję, bo niczego nie potrzebuję, nie zastanawiam się nad swoimi pragnieniami. Jestem poza, a jednocześnie wewnątrz, bardziej śledzę swój los, niż świadomie go kreuję. Gdyby moja historia była książką, zapewne ja byłbym zakładką. Uciekam przed świadomością, samoświadomością w rzeczy samej. To jest jak choroba. Zachorować, znaczy odmówić sobie wolności, zgodzić się na jej pozory i na własne życzenie zamknąć się w perłowej klatce słów. Uciekam, bo nie chcę udawać.
Siedzą, pij... nie..., najpierw trochę stali, potem usiedli.
Siedzą, piją chyba colę, patrząc beznamiętnie przed siebie. Od basów drży nam w sercach. Uważają, by przypadkiem się nie dotknąć. Jest niby dobrze, ale w gruncie rzeczy mogliby pewnie teraz leżeć w łóżkach i też nie byłoby gorzej.
Ciche chrząkanie, ona zapala papierosa, on coś tam grzebie w telefonie. Patrzę teraz na nich, zupełnie bez zażenowania, jest ciemno, niewyraźnie i wszyscy są pijani. Ona gasi papierosa, poprawia fryzurę. Wydaje mi się, że westchnęła, on komuś pomachał, po czym znów udaje, że słucha muzyki. Ona wypija łyk drinka.
Odkaszlnął, wyjął paczkę i chyba zapytał ją, czy chce. Ona nie słyszy, po sekundzie namysłu wzrusza ramionami (pewnie zawsze to robi w taki sposób, jakby był na planie filmowym i grał scenę wzruszania ramionami), zapala, ogląda czubki butów. Dziewczyna ma fascynujące włosy, myślę, w łóżku ułożyłyby się w piękny labirynt, po którym on mógłby spacerować białymi palcami.
Po chwili już mnie nuży ta parka, nudzę się. Niby miało być kilka osób, ale każdy się czymś wykręcił. Mogłem nie przychodzić, ale pomyślałem, że może będzie ktoś znajomy, ot tak, też szukał szczęścia. Nie, nikt tu niczego nie szukał, poza najebanymi gówniarzami polującymi na równie najebane gówniary. Co jakiś czas zamieniam parę słów ze znajomym, jeszcze z czasów liceum, barmanem. Nie wiem, co ze sobą zrobić. Siedzieć tu już mi się nie chce strasznie, ale wyjść i wrócić do domu – równie beznadziejnie. Przeglądam listę kontaktów w telefonie popijając piwo: Dupeczka1, Dupeczka_mala, Dupeczka9, taksówkarz_astra, taxi_lucid, ziomekgibony, ja pierdolę, kiedyś miałem tu kontakty znajomych. No, wreszcie trafiam na kogoś, kogo kojarzę również na trzeźwo – Magda. Zamyślam się. To ryzykowne. Minęło kilka miesięcy, uspokoiłem sumienie, dałem spokój, a z drugiej strony – seks to jest zawsze spoko rozwiązanie na nudę. Już mam pisać, kiedy ktoś podchodzi do mnie i dotyka mojej szyi. I jest jak zawsze; do pewnego momentu. Momentu, który zazwyczaj określa się mianem kulminacyjnego. Kiedy idzie do łazienki, proszę barmana, żeby rzucił okiem na jej rzeczy, ubieram kurtkę i czapkę, wychodzę. Wychodzę, kurwa.
Nie wiem, czy to ja idę, czy witryny sklepów Nowego Świata przesuwają się jednostajnie jak na taśmie w fabryce. Niedługo spadnie śnieg, myślę sobie, nienawidzę śniegu. Na razie jest sucho i typowo jesiennie – tak na zewnątrz, jak i wewnątrz. Myślę o Magdzie, ale chyba jestem pijany, a romantyczna scena, którą sobie wyobrażam, to pijacka ułuda. Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mogę się powstrzymać, jebać to, myślę sobie, trudno, wyciągam iPhone'a i głaszczę ekran: gdzie jesteś co robisz. Idę Foksalem, w stronę Skarpy, po drodze kupuję kilka piw. Na miejscu znajduję wolną ławkę, pod lampą, siadam, otwieram piwo i próbuję czytać Millera Noce miłości i śmiechu. Literki co jakiś czas się rozmywają, ale idzie mi nieźle. Po chwili dźwięk SMS-a – nie wiem, czy to mój, w końcu teraz wszystkim telefon dzwoni tak samo. Mój. Daj sobie spokój, mały, dobrej nocy, kurwa, myślę sobie. Czuję się tak żałośnie, tak żałośnie. Po drugiej stronie chodnika, dokładnie naprzeciwko mnie, zza drzewa wylazł jeż. Normalnie jeż. Ja pierdolę, mówię na głos, jestem zauroczony. Węszy coś, węszy, powoli schylam się i wyciągam rękę. Podchodzi bez oporów, zupełnie bez strachu, dotknął opuszka mojego palca wskazującego. I nagle te debile: z lewej strony kilka osób, roześmiani, jeden niesie ogromną, drewnianą beczkę wódki na specjalnym stelażu. Idą w moją stronę. Kiedy chcę spojrzeć na jeża jeszcze raz, widzę, jak znika za mną w trawie. No i chuj.
Do domu dotarłem chyba zupełnie zalany. Nie pamiętam, jak zasnąłem, ale skoro na podłodze w pokoju i w ubraniach, to chyba szybko. Ciekawostką jest, że zakluczyłem drzwi. Zakluczyłem drzwi, ale nie zdjąłem butów do snu. Rozbieram się, ospały, wszystko rzucam na podłogę. Kiedy stoję już zupełnie nagi, podchodzę do okna i uchylam firanę; iglica Pałacu Kultury przebiła obłok mgły, nad dachami kłębi się gęsta zawiesina. Jest dziewiąta rano, znowu wtorek. No i dzwoni telefon. W ogóle nie reaguję przy pierwszym sygnale, ale jeśli chodzi o telefon, ciekawość wygrywa. Nieznany numer. Jasne, już pędzę na dół z paleniem dla jakiegoś przygłupa. Kładę telefon na stole, ale po chwili odbieram, żeby kazać mu spierdalać. Zanim nabiorę oddechu w płuca, kobiecy głos sekretarki mówi do mojego ucha: Dzień dobry, czy Pan X.Y.? Przy telefonie, słucham, odchrząkuję. Nazywam się Monika Jaworska, dzwonię z Netia Call Center w sprawie pańskiego CV, które dotarło do nas w zeszłym tygodniu – otóż chcielibyśmy zaprosić pana na rozmowę kwalifikacyjną w najbliższy czwartek o godzinie dziesiątej trzydzieści w naszej siedzibie, czy jest pan chętny i czy taki termin panu pasuje – zawiesza pytanie, no cóż, no dobrze, chętnie, może być, odpowiadam zmieszany i zaskoczony. Świetnie, przypomnę, nazywam się Monika Jaworska, gdyby coś miało się zmienić, proszę do mnie zadzwonić. Nic się nie zmieni, proszę pani, będę w czwartek o dziesiątej trzydzieści. W takim razie dziękuję i do zobaczenia. Pozdrawiam, do widzenia, rozłączam się. Wow, mówię na głos, not bad. Z delikatnym uśmiechem siadam na kanapie. Not bad, cholera. Sięgam po netbooka, żeby przejrzeć jeszcze raz ofertę, na którą wysłałem to CV. Zarobki, zarobki... dziewięć brutto. Zajebiście!
A potem dzwoni M. Ustawiamy się na jakieś jointy, wpada z H. i L., a potem gramy praktycznie do wieczora w „Battlefielda” i „Grand Turismo” na peesie. Wieczorem, kiedy wszyscy wychodzą, jestem z siebie zadowolony. Pierwszy raz od miesięcy odczuwam coś na kształt satysfakcji z samego siebie. Czuję, że nowe doświadczenia już blisko. Zapalam papierosa i wchodzę na allegro, wpisując: jeż domowy.
• • •
Kierunkowy 0-22 – spis odcinków
• • •
Daniel Kot – urodzony, pomieszkujący. Warszawuje, pochodził trochę na studia, przez prawie trzy lata wydawał e-zina „KOFEINA”, swoje przepracował za kasami i barami, teraz kreatywnie, reklama. Kilka publikacji w „KZO” i wiersze w „Akcencie”, trochę w Liternecie. Aspirujący, żywo zainteresowany, inspirator Mikrofestynu. Tęskni za deskorolką i przeszłością, której nie może pamiętać. Nienachalny, lubi koty. Tagi: '91. Norwegian Wood, Joy Division, Pijani Powietrzem, Ghost Dog.