Xiang Biao - Społeczna produkcja hierarchii. Co możemy z nią zrobić? Uwagi z Azji
W większości ludzkich społeczeństw zinstytucjonalizowana edukacja wydaje się mieć nieodzownie hierarchiczny charakter. Jej założeniem jest umożliwianie awansu z „niższego” poziomu nauczania na „wyższy”. „Przeciętne” dzieci uczą się na przeciętnych uczelniach, a „wybitne” idą na najlepsze uniwersytety. Wreszcie, „tytuły naukowe” są również z samej swojej definicji hierarchiczne. Toczone ostatnio dyskusje podejmujące problematykę szkolnictwa wyższego koncentrują się na urządowianiu [govermentalization]/korporatyzacji (oznaczających z grubsza naciski na ciała administracyjne, w celu zwiększenia zarządczej odpowiedzialności uniwersytetów) oraz urynkowieniu uniwersytetów. W moim krótkim eseju analizuję logikę tworzenia hierarchii w szerszym społecznym kontekście.
Jest kwestią bezsporną, że ustanowione instytucje w obecnym kształcie mają bardzo żywotny interes w podtrzymywaniu ekskluzywnych i hierarchicznych systemów. Jest także prawdą, że hierarchia, zwłaszcza w formie zestawienia rankingowego, jest odgórnie narzucana przez elity. Nie powinniśmy jednak zaprzeczać, że hierarchia edukacyjna jest również uznawana, szanowana, a czasem nawet sławiona przez szerokie masy społeczne. Nie powinniśmy także pomniejszać zjawiska publicznej akceptacji wobec przykładów fałszywej świadomości. Wiele osób wie znacznie więcej niż my (uniwersyteckie nerdy) o tym, jak radzić sobie ze światem. Społecznie wytworzone hierarchie mają swój wymiar etniczny i moralny. Zamiast dążyć do likwidacji wszystkich hierarchii (czego nie można uważać za program wykonalny, pomimo jego ideologicznego uroku), esej ten ma być próbą zbadania społecznego procesu ich wytwarzania, który może umożliwić stworzenie realistycznych planów działania.
Prekarna hierarchia i etniczności hierarchii
Współcześnie szkolnictwo wyższe stało się mniej ekskluzywne, a edukacyjna hierarchia w znacznie mniejszym stopniu absolutna. Na przykład w kolonialnej Azji angielskie wykształcenie formalne cechowało się rodzajem magicznej mocy, przyczyniając się bezpośrednio do stworzenia instytucji nowoczesnego systemu posagowego w Indiach. Można również bezpiecznie powiedzieć, że, przynajmniej w Azji, szkolnictwo wyższe stało się mniej hierarchiczne w tak zwanej epoce neoliberalnej. Używam tego określenia z pewną niechęcią. Rozumiem przez nie okres od końca lat 70. w przypadku Chin, początek lat 90. w odniesieniu do Indii, wczesne lata 90. w Japonii i późne lata 90. w Korei Południowej. Chiny rozpoczęły nową, bezprecedensową kampanię ekspansji uniwersyteckiej w 1998 roku. Liczba nowoprzyjętych studentów skoczyła z 1,08 mln w 1998 do 2,5 mln w 2001 roku. Do 2007 roku liczba przyjętych osiągnęła 5,67 mln! Podobnie jak w Japonii i Korei Południowej, wejście na uniwersytet nie jest już przełomowym wydarzeniem w życiu – nie jest trudno się nań dostać, a co więcej nie gwarantuje to uzyskania dobrej pracy. Zamiast jednego systemu hierarchicznej oceny, studenci i studentki mają więcej swobody w wyborze uniwersytetów. Mogą brać pod uwagę położenie, przedmiot czy „kulturę” kampusu.
Jednak hierarchia z pewnością nie znika całkowicie. Uniwersytety są w coraz większym stopniu zainteresowane hierarchicznymi rankingami. Uniwersytet Jiao Tong w Szanghaju sporządza jedno z najbardziej znanych zestawień na świecie. Sytuacja ta odzwierciedla fakt, że uprzednie sztywne hierarchie są zastępowane bardziej dynamicznym i niestałym zróżnicowaniem. Hierarchię określa stan ciągłej walki. Nasuwa się tu także obserwacja, że proces wytwarzania hierarchii staje się bardziej publiczny lub społeczny, niż wcześniej, kiedy był prowadzony przez państwo lub ustanawiany na mocy tradycji.
U podstaw nowego projektu wytwarzania hierarchii w szkolnictwie wyższym leży wyraźna logika kapitalistyczna. Im wyższą pozycję w rankingu zapewni sobie uniwersytet, tym wyższe opłaty za naukę będzie mógł pobierać. Nie działa to jednak w drugą stronę. Ogólnie rzecz biorąc, studenci nie mogą dostać się do wysoko notowanych uniwersytetów, płacąc po prostu wyższe czesne. Nawet kapitalizm ma swoje granice. Ciekawym przykładem są kursy MBA, wyrastające w Chinach jak grzyby po deszczu. Z jednej strony, nie ma instytucji bardziej świadomych znaczenia hierarchicznych rankingów niż programy MBA, które wyraźnie określają wysokość wymaganych opłat. Z drugiej jednak większość studentów MBA, szczególnie tych zapisujących się do elitarnych chińskich instytucji, posiada doświadczenie zawodowe, a wielu z nich jest już samozatrudnionych. Tak więc ranking nie jest dla nich zbyt istotny w sensie materialnym (w porównaniu z innymi studentami, którzy mogą potrzebować, dajmy na to, silnej marki uniwersyteckiej w swoich staraniach o pracę). Kiedy zapytałem przedsiębiorcę (notabene Tajwańczyka), dlaczego aplikował na drogie kursy MBA w Szanghaju, podał mi trzy powody: dobrzy nauczyciele, reputacja kursu („dobrze brzmi”) oraz możliwość udowodnienia, że po wielu latach pracy jest wciąż zdolny zdawać trudne egzaminy. Tworząca się chińska klasa kapitalistyczna potrzebuje kapitału symbolicznego, ale tylko takiego, który jest „wiarygodny”, a nie na przykład tanich podróbek.
Hierarchiczny ranking uniwersytetów niewątpliwie ułatwia wymianę między kapitałem finansowym i kulturowym. Jednak równocześnie z możliwością wymiany różnych typów kapitału, każdy z nich musi utrzymać minimalny poziom niezależności. Stąd, aby uzyskać akceptację ogółu społeczeństwa, hierarchia musi być do pewnego stopnia oparta na „zasłużonej wartości”. Uniwersytety także muszą utrzymywać równowagę. Na przykład elitarne uczelnie w Stanach Zjednoczonych pobierają wysokie czesne, ale zapewniają także sowite stypendia. Przyciągają dobrych studentów, aby utrzymywać wysoką pozycję w rankingu, która z kolei uzasadnia wysokie opłaty.
W Chinach, przynajmniej od bardzo niedawna, społecznie wytwarzana hierarchia w szkolnictwie wyższym ma istotne konotacje moralne. Dla przykładu, od wykładowców i studentów z najlepszych uniwersytetów oczekuje się bardziej otwartej krytyki status quo, a państwo musi być ostrożniejsze w postępowaniu z profesorami z tych instytucji. W dość autorytarnym i politycznie konserwatywnym systemie status ten zapewnia instytucjom o specjalnym znaczeniu większą niezależność, możliwość bycia krytycznymi, śmiałymi w myśleniu o alternatywach, a czasami sposobność bardziej ekscentrycznego zachowania. Ludzie wysoko cenią uniwersytety, aby chociażby symbolicznie przeciwdziałać władzy państwowej i prywatnym interesom gospodarczym.
Nowe walki
Hierarchia sama w sobie wcale nie musi stanowić problemu. Kwestia dotyczy tego, jaki rodzaj hierarchii jest dominujący. Oprócz wspierania historycznego postępu destabilizacji i łagodzenia hierarchii w ogóle, naszym celem powinno być sprawienie, aby hegemoniczna hierarchia stawała się choćby odrobinę bardziej etyczna.
W Azji, podobnie jak wszędzie indziej na całym świecie, państwo wykazywało wysoką aktywność w oswajaniu i włączaniu w swój obręb instytucji plasujących się na szczytach hierarchii. Świat korporacyjny może mieć podobne pragnienia, jednak starania te są w mniejszym stopniu skoordynowane, a ich związki z uniwersytetami mniej klarowne. Jednak zarówno państwo, jak i elity gospodarcze potrzebują z pozoru niezależnych uniwersytetów w celu uzyskania legitymizacji. Państwo na przykład potrzebuje czasami kilku „niezależnych uczonych”, którzy wesprą jego poglądy, a instytucje finansowe lubią przekazywać pieniądze „niezależnym” instytutom edukacyjnym. Wewnętrzne sprzeczności projektu legitymizacji dostarczają istotnej przestrzeni do działania. Co więcej, interesy państwa i kapitału nie zawsze są ze sobą w pełni zbieżne, a rozgrywanie jednej strony przeciwko drugiej może być ważnym elementem strategii.
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie w pełni autonomicznego uniwersytetu w sensie praktycznym. Jak wielokrotnie przypominał Mao Tse-tung, intelektualiści są kawałkiem pióra, które nie może istnieć bez skóry kogoś innego. Potrzebujemy innych, aby przetrwać. Być może jednak możemy walczyć o bardziej „autonomiczny” system ewaluacji, zawierający silne odniesienia moralne i etyczne. Kolejnym ważnym polem bitwy jest edukacja podstawowa i średnia. Nie martwię się zanadto korporatyzacją ani prywatyzacją uniwersytetów, gdyż sądzę, że proces ten nie posunie się zbyt daleko. Nawet biurokraci państwowi i zagorzali kapitaliści skrzywiliby się na myśl o uniwersytetach nieposiadających żadnych intelektualnych lub ideologicznych pazurów. W kontekście chińskim znacznie bardziej niebezpieczny jest trwający proces prywatyzacji i hierarchizacji szkół średnich. Jako że trudniej jest wyłącznie przy pomocy pieniędzy przeniknąć do szkolnictwa wyższego, bogate rodziny zaczynają wyścig wcześniej. Rodzice wydają tysiące dolarów, aby wysłać dzieci do dobrych szkół podstawowych i średnich, a nawet do przedszkoli. W Pekinie czołowe przedszkola pobierają za miejsce dosłownie tysiące dolarów. W Japonii elitarne uniwersytety prywatne, takie jak Keio czy Waseda, tworzą swój własny tzw. system „ruchomych schodów”, na który składają się przedszkola, szkoły podstawowe i średnie. Dzieci z zamożnych rodzin kupują drogi bilet wstępu na dole ruchomych schodów, które w przyszłości przeniosą je na czołowe uniwersytety o określonej pozycji. Nierówność społeczna jest zatem produkowana i reprodukowana bez wchodzenia w drogę opartej na zaletach [merit-based] hierarchii uniwersyteckiej. W Chinach, poza zdesperowanymi ludźmi pragnącymi ugruntować świeżo nabyte aktywa pieniężne w trwałym statusie klasowym, większość pragnie uciec od szaleńczej konkurencji, w której najbardziej poszkodowane stały się same dzieci. Istnieje zatem społeczna podbudowa dla mobilizacji do walki z tym trendem. Czołowe uniwersytety mogą zatem być w stanie, choćby symbolicznie, przeciwstawiać się przemysłowi edukacyjnemu.
przełożył Maciej Szlinder
• • •
Edufactory – spis tekstów