Stefano Harney, Fred Moten - Uniwersytet i podwspólność

 

“Przekradnę się do uniwersytetu, by tam kraść”, zapożyczamy słowa Pistola z końcówki Króla Henryka V, jak i on z pewnością mógłby zapożyczyć od nas*. Jest to jedyny możliwy stosunek względem dzisiejszego amerykańskiego uniwersytetu. Być może to zdanie jest prawdziwe w odniesieniu do uniwersytetów znajdujących się gdziekolwiek. Być może musi to prawdziwa strategia wobec uniwersytetu jako takiego. Z pewnością jednak w Stanach Zjednoczonych przynajmniej tyle z tego pozostaje w mocy: nie można zaprzeczyć, że uniwersytet jest miejscem schronienia i nie można zgodzić się z tym, że uniwersytet jest miejscem oświecenia. W tych warunkach można tylko zakraść się na uniwersytet i skraść wszystko, co tylko się da. Nadużyć jego gościnności, na złość jego misji, dołączyć do jego kolonii uchodźców, jego cygańskiego obozowiska, być w, ale nie z niego - to jest droga wywrotowej intelektualistki we współczesnym uniwersytecie.

Obecnie jedynym możliwym stosunkiem względem uniwersytetu jest stosunek kryminalny

Zatem filozofia tradycyjnie praktykuje krytykę wiedzy, która jest jednocześnie zaprzeczeniem wiedzy (czyli np. zaprzeczeniem walki klasowej). Jej pozycja może być określona jako ironia w stosunku do wiedzy, którą kwestionuje bez poruszania jej podstaw. Kwestionowanie wiedzy w filozofii zawsze kończy się jej odbudową: mechanizm, jaki wielcy filozofowie konsekwentnie ujawniają u siebie nawzajem.


Jacques Rancière


Jestem Czarny po pierwsze dlatego, że jestem przeciwko temu, co oni zrobili i nadal nam robią; i po drugie, mam coś do powiedzenia o nowym społeczeństwie, które ma zostać zbudowane, gdyż mam ogromny udział w tym, co oni próbują zdyskredytować.


C. L. R. James

 

Martw się o uniwersytet. Taki obecnie obowiązuje nakaz w Stanach Zjednoczonych, a ma on swoją długą historię. Wzywaj do jego odbudowy jak Harold Bloom, Stanley Fish czy Gerald Graff. Wzywaj do jego reformy jak Derek Bok, Bill Readings lub Cary Nelson. Wzywaj go, jak on wzywa ciebie. Ale dla wywrotowej intelektualistki wszystko to odbywa się na górze, w uprzejmym towarzystwie, wśród racjonalnych ludzi. W końcu wywrotowa intelektualistka przyszła pod fałszywym pretekstem, ze złymi dokumentami, z miłości. Jej płodność jest równie konieczna, co niemile widziana. Uniwersytet potrzebuje jej owoców, ale nie może znieść tego, co ona wnosi. A już szczytem wszystkiego jest to, że ona znika. Znika w podziemiu, w ukrytej, nikczemnej społeczności rozbitków uniwersytetu, w podwspólności Oświecenia, tam gdzie praca wre, gdzie praca jest zniesiona, gdzie rewolucja nadal jest czarna, nadal silna.
Czym jest ta praca i jaka jest jej społeczna zdolność zarówno do reprodukcji uniwersytetu, jak i do wytwarzania warunków dezercji? Kto odpowiedziałby na to pytanie, że jest nią nauczanie, ten odtwarzałby robotę uniwersytetu. Nauczanie jest zaledwie zawodem i działaniem, które Jacques Derrida określa mianem onto-/autoencyklopedycznego kręgu Universitas. Jednak przywołanie tej operacji przydaje się, by dostrzec dziurę w płocie, przez którą wchodzą ręce do pracy, dostrzec ich związkowe biuro zatrudnienia, ich nocne schronienia. Uniwersytet potrzebuje rąk do kształcenia, wbrew samemu sobie lub właśnie sam w sobie, jest z nimi tożsamy i dlatego przez nie zacierany. Nie tyle nauczanie więc niesie ze sobą zdolność społeczności do samoorganizacji, ale raczej to, co produkuje tę niewidzialną, drugą stronę nauczania, przebijanie się myślą przez powierzchnię nauczania ku kolektywnemu dążeniu do wiedzy, jako projekt przyszłości, a także zaangażowanie w coś, co chcemy nazywać proroczą organizacją.
Ale to nauczanie wprowadza nas do wnętrza. Zanim pojawią się granty, badania, konferencje, książki i czasopisma jest doświadczenie bycia nauczanym i nauczania. Przed etatem badawczym bez dydaktyki, zanim doktoranci będą oceniać za nas egzaminy, zanim wpadniemy w ciąg rocznych urlopów naukowych, zanim nastąpi trwałe obniżenie obciążeń dydaktycznych, przed ofertami kierowania Centrum, odesłaniem nauczania do teorii wychowania, przed kursami tworzonymi po to, by napisać nową książkę, miało miejsce nauczanie. Dlatego też moment nauczania dla chleba bywa często mylnie brany za etap przejściowy, tak jakby docelowo nie powinno się uczyć dla chleba. Jeśli etap ten uparcie trwa, mamy do czynienia z patologią społeczną na uniwersytecie. Jednak jeśli nauczanie jest z powodzeniem przekazywane, etap ten zostaje pokonany, a nauczanie powierzone tym, którzy są znani z trwania w tym stadium, tj. socjopatologicznej sile roboczej uniwersytetu. Co ciekawe, Kant nazywa to stadium „samozawinioną niedojrzałością”. Próbuje skontrastować je ze stanem, w którym mamy „determinację i odwagę posługiwać się własnym rozumem bez obcego kierownictwa”. „Miej odwagę posługiwać się swym własnym rozumem”. Ale co by to miało oznaczać, jeśli nauczanie - a raczej to, co nazwać możemy „wychodzeniem poza nauczanie” - jest dokładnie tym, co mamy przekroczyć, czym mamy przestać się żywić? A co z tymi "niedojrzałymi", którzy odmawiają, z plemieniem kretów, które nie chce już wracać z drugiej strony (tej która znajduje się dalej niż „wychodzenie poza nauczanie”), tak jakby nie miało być podmiotami, tak jakby chciało myśleć jak przedmioty, jak niedojrzali? Dla idealnych podmiotów komunikacji, tych, którzy z powodzeniem wyszli poza nauczanie, będą oni odpadami. Jednak ich kolektywny wysiłek zawsze będzie wzbudzać pytania o to, kto tak naprawdę reprezentuje Oświecenie. Zmarnowane życia za te chwile poza nauczaniem, kiedy przekazujesz nieoczekiwaną piękną frazę; nieoczekiwaną, nikt o nią nie prosił, piękną, już nigdy nie powróci. Czy bycie biowładzą Oświecenia jest naprawdę lepsze niż to?
Być może biowładza Oświecenia wie o tym, a może po prostu reaguje na przedmiotowość tejże siły roboczej, tak jak musi. Jednak mimo, że zależy ona od tych kretów, tych uchodźców, będą nazywać ich niegodnymi, niepraktycznymi, naiwnymi i nieprofesjonalnymi. I dostanie się ostatnią szansę na pragmatyczność: po co kraść kiedy można mieć to wszystko, zapytają. Jednak jeśli człowiek ukryje się przed tą interpelacją, ani się zgodzi, ani nie zgodzi, ale zejdzie z pełnymi rękoma do podziemia uniwersytetu, do podwspólności, będzie to poczytane za kradzież, za działanie przestępcze. A jednocześnie jest to jedyne możliwe działanie.
W podwspólności uniwersytetu można dostrzec, że rzecz nie rozgrywa się o kwestię: nauczanie kontra badania, ani nawet: wychodzenie poza nauczanie kontra indywidualizacja badań. Wejść w tę przestrzeń oznacza zamieszkiwać przestrzeń rwącego się i porywającego obnażania dóbr wspólnych, którą urzeczywistnia zbiegła, przestępcza, matkobójcza, queerowa, przechadzająca się przez skradzione życie oświata, a także życie skradzione przez oświatę a następnie jej wykradzione. W tym miejscu dobra wspólne dają schronienie, a schronienie daje dobra wspólne. To, na czym tak naprawdę polega wychodzenie poza nauczanie, to nie tyle spełnianie się, nie przekazanie, nie ukończenie; chodzi o pozwolenie by inni bezprawnie przekroczyli podmiotowość, o radykalną pasję i pasywność, taką by człowiek nie nadawał się do podporządkowania, z powodu braku tego rodzaju sprawstwa, które utrzymałoby nadzorujące siły podmiotowości i z powodu niemożności zainicjowania momentu obrotowego auto-interpelacji, którego wymaga podporządkowanie biowładzy i które ona sama nagradza. Nie tyle chodzi o nauczanie, ile o prorokowanie w organizacji aktu nauczania. Prorokowanie, które przepowiada własną organizację i z tego powodu przemija – jako dobra wspólne – ale również prorokowanie, które przekracza swoją własną organizację i dlatego jak dotąd może być tylko zorganizowane. Przeciw proroczej organizacji podwspólności w szyku bojowym staje jej własna dobijająca praca dla uniwersytetu, a poza tym, zaniedbanie profesjonalizacji i profesjonalizacja krytycznego naukowca. Dlatego też podwspólność jest zawsze niebezpiecznym obszarem.
Frederic Jameson przypomina uniwersytetowi o jego zależności od „oświeceniowego typu krytyki oraz demistyfikacji wierzeń i zaangażowanej ideologii, w celu oczyszczenia gruntu dla niezakłóconego planowania i ‘rozwoju.’” I tu właśnie leży słabość uniwersytetu, wyłom w jego bezpieczeństwie wewnętrznym. Uniwersytet potrzebuje siły roboczej do „oświeceniowego typu krytyki”, ale w jakiś sposób siła ta zawsze mu umyka.
Niedojrzałe podmioty podwspólności wzięły to wezwanie serio lub też musiały traktować je serio. Nie miały jasności w sprawie planowania, były zbyt tajemnicze, zbyt pełne wiary. A jednak ta siła robocza nie może się sama reprodukować, trzeba ją reprodukować. Uniwersytet, tak jak i kapitał w ogóle, pracuje by pewnego dnia, mógł uwolnić się od problemu pracy. Wówczas będzie w stanie reprodukować siłę roboczą, która będzie postrzegać sama siebie nie tylko jako zbędną, ale i niebezpieczną dla rozwoju kapitalizmu. Wiele wysiłków pedagogicznych i naukowych zmierza w tym kierunku. Studenci muszą zacząć postrzegać samych siebie jako problem, który – wbrew utyskiwaniu krytyków nawołujących do powrotu na uniwersytet i jego odnowy – oznacza dokładnie to samo, co bycie klientem, wzięcie na siebie ciężaru realizacji wymagań oraz ciągłe i nieodwracalne niedopasowanie do nich. Później ci sami studenci będą w stanie w prawidłowy sposób dostrzec w samych sobie przeszkodę dla społeczeństwa, a może, poprzez uczenie się przez całe życie, sami w końcu zdiagnozują siebie jako problem.
Jednak marzenie o niezróżnicowanej pracy, świadomej swojej zbędności, jest zaburzone właśnie przez pracę uprzątania płonących barykad ideologii. Chociaż lepiej, że ta policyjna funkcja leży w rękach niewielu, to jednak wciąż ujmuje pracę jako różnicę, jako rozwinięcie innej pracy, a przez to jako źródło bogactwa. I mimo że krytyka oświeceniowego typu, jak sugerujemy poniżej, jest donosicielką i całuje w policzek każdy autonomiczny rozwój będący rezultatem różnicy w pracy, to właśnie tu jest wyłom w murze, bród, miejsce gdzie można przycumować. Uniwersytet nadal potrzebuje tej potajemnej pracy, aby przygotować niezróżnicowaną siłę roboczą, której wzrost specjalizacji i dyrektorskie skłonności, ponownie wbrew głoszącym powrót na uniwersytet i jego odnowę, reprezentują właśnie ten skuteczny podział pracy w uniwersum wymiany, który kieruje lojalnością odnowicieli.
Wprowadzenie tej pracy ponad pracą i zapewnienie miejsca dla jej rozwoju, stwarza pewne ryzyko. Podobnie jak kolonialne siły policyjne, nieświadomie rekrutowane ze środowisk partyzanckich, tak i praca uniwersytecka może dać schronienie uchodźcom, zbiegom, renegatom i wyrzutkom. Ale uniwersytet ma solidne podstawy by być pewnym, że takie elementy będą ujawnione lub zmuszone do zejścia w podziemie. Podjęto środki ostrożności, listy lektur zostały sporządzone, hospitacje przeprowadzone, zaproszenia do udziału wysłane. A jednak naprzeciw tych środków ostrożności stoi immanencja transcendencji, niezbędna deregulacja oraz możliwości przestępczości i dezercji, które wpisane są w pracę ponad pracą. Społeczności rozbitków, nauczyciele pisania esejów, doktoranci bez opiekunów naukowych, adiunkci historii marksizmu, wyautowani lub queerowi profesorowie zarządzania, instytuty etnologii na publicznych uczelniach, zamknięte kierunki filmowe, jemeńscy redaktorzy studenckich czasopism z wygasłymi wizami, socjologowie z dawniej czarnych uczelni czy feministyczne inżynierki. I co o nich powie uniwersytet? Powie, że są nieprofesjonalni. To nie jest arbitralny zarzut. To jest zarzut przeciwko tym, którzy przekraczają swoją profesję. W jaki sposób ci, którzy i które to robią przekraczają i przez to uciekają; w jaki sposób ci rozbitkowie problematyzują siebie samych, problematyzują uniwersytet, zmuszają uniwersytet do uznania ich za problem, za zagrożenie? Krótko mówiąc, podwspólność nie jest rodzajem kapryśnych, fanaberyjnych społeczności, przywołanych przez Billa Readingsa pod koniec jego słynnej książki. Podwspólność, jej rozbitkowie, są zawsze w stanie wojny, zawsze w ukryciu.

 

Nie ma rozróżnienia między amerykańskim uniwersytetem a profesjonalizacją.

Z pewnością jeśli można napisać coś na powierzchni uniwersytetu, jeśli wewnątrz uniwersytetu można napisać na przykład o pojedynczościach biorących udział w tych wydarzeniach, odrzucających abstrakcyjną bądź indywidualną kategorię burżuazyjnego podmiotu, to czyż można powiedzieć, że na samym uniwersytecie brakuje przestrzeni? Czyż nie ma tu trochę przestrzeni na teorię, konferencję, książkę, szkołę myśli? Czy uniwersytet nie umożliwia też myśli? Czyż nie jest celem uniwersytetu jako Universitas, jako przestrzeni dla sztuk wyzwolonych, tworzenie dóbr wspólnych, tworzenie społeczeństwa, narodu, demokratycznych obywateli? Czy ochrona takiego Universitas przed profesjonalizacją nie jest w takim razie istotna, bez względu na jego nieczystości? Lecz zapytalibyśmy, co stało się niemożliwe do wypowiedzenia w tych rozmowach na temat możliwości, prowadzonych w holu, pomiędzy budynkami, w uniwersyteckich salach? W jaki sposób myśl zewnętrza, tak jak rozumie ją Gayatri Spivak, nie ma możliwości zaistnienia w tej skardze?
Rozbitkowie wiedzą coś o możliwości. Są warunkiem możliwości produkcji wiedzy w ramach uniwersytetu, pojedynczościami przeciwko pisarzom pojedynczości, pisarzom którzy piszą, publikują, podróżują i mówią. Nie jest to wyłącznie kwestia ukrytej siły roboczej, na której wzniesiona jest ta przestrzeń, choć na pewno ta przestrzeń wznoszona jest z kolektywnego wysiłku pracowników i przez nich samych. To raczej kwestia tego, że bycie krytycznym naukowcem na uniwersytecie oznacza bycie przeciw uniwersytetowi, a bycie przeciw uniwersytetowi zawsze oznacza rozpoznanie jego wagi i bycie przez niego rozpoznanym, podczas gdy ustanowienie uchybień tego wewnętrznego zewnętrza, tego niezasymilowanego podziemia, jego uchybień, które w rzeczywistości są – co trzeba podkreślić – podstawą profesji. I tenże akt bycia przeciw zawsze już wyklucza nierozpoznane tryby polityki, drugą stronę polityki, która już jest w ruchu, zdyskredytowaną, kryminalną paraorganizację, do której Robin Kelley mógłby się odnieść jako do infrapolitycznego pola (i jego muzyki). Nie tylko praca rozbitków, ale i ich profetyczna organizacja są zanegowane przez ideę intelektualnej przestrzeni w organizacji zwanej uniwersytetem.
Dlatego też zaniedbanie krytycznego naukowca jest zawsze jednocześnie opowiedzeniem się za burżuazyjnym indywidualizmem. Takie uchybienie jest kwintesencją profesjonalizacji, gdy okazuje się, że profesjonalizacja nie jest przeciwieństwem zaniedbania, ale raczej trybem polityki w Stanach Zjednoczonych. Wybór, który wyklucza profetyczną organizację podwspólności, zawiera się w byciu przeciw, w kwestionowaniu przedmiotu wiedzy, powiedzmy, że w tym wypadku – uniwersytetu; nie tyle bez wzruszania jego podstaw, co bez wzruszania swoich własnych warunków możliwości, bez przyjęcia podwspólności i bycia przyjętym do niej.


przełożyli Magdalena Prusinowska, Małgorzata Zielińska, Piotr Kowzan

* Jednym z kluczowych terminów w tym tekście jest wprowadzane przez Harney’a i Moten’a pojęcie undercommons. Tłumaczenie tego terminu było dla nas ciekawym wyzwaniem, gdyż w oryginale jest to neologizm i uznaliśmy, że wymaga to od nas utworzenia polskiego neologizmu o podobnym znaczeniu. Przede wszystkim słowo undercommons składa się z przedrostka 'under' (pod) i commons, czyli „dobra wspólne”, „błonia”, ale też: „lud”, „Izba Gmin”, czy nawet „stołówka”! Autor używa tego określenia wobec pewnej wspólnoty na uniwersytecie. Jednocześnie nie nazywa tego jednak undercommunity, ale właśnie undercommons, dlatego też nie tłumaczyliśmy tego zwrotu jako „podwspólnotę”, tylko „podwspólność”, które w naszym mniemaniu lepiej oddaje wieloznaczność tego słowa, między innymi jako czegoś pośredniego pomiędzy wspólnotą a wspólną własnością. Inne możliwe tłumaczenia, takie jak podziemie czy podlud, które miały inne konotacje, nie oddawały określonych w tekście znaczeń, a jednocześnie zamierzonej naszym zdaniem „dziwaczności” tego terminu. [przyp.tłum.]

• • •

Edufactory – spis tekstów

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information