Łukasz Orbitowski - Warszawiacy. Odcinek 10.

Żaden Nowy Jork z Warszawy; dziewczyna policjanta nie ma powodów do obaw.
A jednak, środek nocnej ciemności nadawał grozę niewinnym sprzętom; szklane koty przemienił w czarne tygrysy szykujące się do skoku, porcelanowy słoń stał się starym samotnikiem, złośliwą istotą zainteresowaną wyłącznie krzywdzeniem innych.

Masa zdjęć w oprawach. Na stoliku nocnym. Na ścianach. Kamila dobrze wiedziała, co przedstawiają. Teraz, świeżo rozbudzona nie była taka pewna, widziała tylko czarne prostokąty. Kto wie, może psy, koleżanki, bliscy, widoczki ustąpiły miejsca jakimś strasznym obrazom. Kondukt przez las. Zbiorowy grób. Ciało komisarza Wernera tak podziurawione od kul, tak z niezrozumiałych przyczyn napuchłe, że trudne do rozpoznania. Kamila sięgnęła ręką na jego połowę łóżka. Pusto. Ale mokro. Można by z potu prześcieradło wyżąć.
Czasem znikał w środku nocy. Nie wiedziała, dokąd się wybiera. Może miał inną. Albo całą rodzinę, jakiś brzdąc podjuszony przez matkę (niewątpliwie sukę) wystukał sms: „gdzie jesteś tato wróć”. Czy coś w tym stylu. Od strony kuchni przywiało swąd papierosa. Tylko owinąć się w coś, nie tylko śmierdzi, ale i chłodno.
Werner siedział przy parapecie i wydmuchiwał lucky strike’a przez uchylone okno. Ledwo oblekł się w koszulę, bosy, bez niczego na dole. Jego nogi nie pasowały do reszty, takie białe i kanciaste. Siorbał gin. Ledwo ją zobaczył, ale jak zobaczył. Trwali tak chwilę przy sobie. Nawet za oknem nie działo się nic ciekawego.
– Gnębi mnie to – powiedział Werner, zaraz się zreflektował. Winny jest coś tej dziewczynie, a może wcale? – taka tam sprawa – rzucił.
– Tak. Teraz ja tu jestem.
Przez moment wydawało jej się, że widzi wdzięczność w jego oczach. I już poszło.
– Sam nie wiem, co o tym myśleć. Gdybym nie widział, puknąłbym się w głowę, widziałem i dalej chcę się pukać.
– Nie kuś.
Roześmiał się.
– Najpierw jakiś facet wywala z dwieście szyb na samej tylko Międzynarodowej, a skarbie tylko po to, żeby zaraz sobie łeb roztrzaskać. Jeszcze dobrze. Wygląda, jakby uciekł z cyrku, a Himler, ten stary konował o mokrych łapkach…
– Himler?
– Nazywamy go doktorem Mengele.
Teraz oboje się śmiali.
– Więc Himler, Mengele, sam Adolf, zwał jak zwał twierdzi, że facet jest starszy od nas dwojga razem i jeszcze, od lat powinien gnić, a biegał, potem zaraz pokazał jeszcze dwóch. Też młodych, starych i dziwnych. Dziwadła włóczą nam się po mieście. Potem jeszcze skierował mnie do konowała jeszcze starszego od siebie, sto razy bardziej popieprzonego. Miał głowę w słoju. Pewno skądś buchnął, zabrał z Oczki, tam, słońce, kiedyś trupy można było tirem wywieść. Powinienem zamknąć drania. Zrobić coś.
– To dziwne miasto, wiesz? Moja ciotka mieszka od zawsze na Kabatach i mówiła, że po rzezi Woli, podczas Powstania widziała całe kolumny widmowych oficerów, jak szli na pomoc. Potem twierdziła, że to ci z Katynia, niby rozpoznała twarze na zdjęciach. Żywi nie pomogli, to przyszli umarli.
– Kochana jesteś.
– Naprawdę. Ciotka wrzeszczy zawsze, jak jest rocznica w telewizji.
– Mówię, kochana – nawet ją pocałował – do tego jeszcze złapał mnie chłopak, który podobno widział tego pierwszego cudaka, z Międzynarodowej. Mało w gacie nie narobił. A ja co? co mam z tym zrobić? – wstał, wyśliznął się z objęć – mógłbym udać, że tego nie ma, bo faktycznie nie ma i nic się nie stało, wypadek i tyle. Stary wariat, młody dureń, ja też niemądry. Jutro, wiesz, docisnę tego pieprzonego kanalarza.
– Jakiego znów kanalarza?
Werner wydawał się bliższy i dalszy niż kiedykolwiek wcześniej, nigdy jej tak nie opowiadał, jakby świat dla nich dwojga składał się tylko z tego pokoju. Tęskniła. Wyobrażała sobie tę chwilę, kiedy wreszcie zacznie mówić, może się tej chwili obawiała, ale strach – o, coś nowego.
– Wszędzie w tym są pieprzeni kanalarze. Niedawno mieli trupa. Pogrzebałem. Młodego chłopa, utonął, jak wezbrała Wisła. Niby nic. Gadałem z szefem grupy, nazywa się Klima i wolałabyś, kwiatku, całe lato wolałabyś gnój rozrzucać, niż porozmawiać z taką mendą.
Znów zapalił.
– W sumie też bym wolał.
Jego twarz – taka niepodobna. Werner miał minę, jakby zaglądał w głąb jamy pełnej potworów. Czegoś nieznanego, zaludnionego przez odpowiedzi.
– Czasem drobiazgi, takie dziwactwa sprawiają, że się zastanawiam – Werner mówił do szyby – czy gliną nie zostałem tylko po to, żeby udowodnić sobie, nie wiem, że te złe rzeczy można jakoś okiełznać. Że ja mogę. Mord to mord, kruszynko. Zły człowiek jest zły. Kropka. Nie obchodzi mnie, skąd taki się wziął. Bo ja nie lubię wiedzieć. Nie lubię pytać.
– Nie idź.
– E tam.
– Hej. Rozmawiaj ze mną.
Pobiegła za nim, Werner owinął się w przepoconą pościel, znaleźli swoje dłonie. Szepty pod kołdrą. Nie idź. Sam mówisz, nie musisz. Ale jak to rzeczywiście jest coś, kto to ma znaleźć? Starcy w mieście. Tyle trupów. Ktoś musi. Nie wyjaśnię. Nie wyjaśniaj. Słonko, kruszynko, serduszko. Przecież nie wyjaśniam.
Żaden Nowy Jork z Warszawy, dziewczyna policjanta nie ma powodów do obaw, ale Kamila była tylko kochanką. Owładnęło nią przerażenie, że Wernera już nie zobaczy.

• • •

Warszawiacy - spis odcinków

• • •

Łukasz Orbitowski- (urodzony w 1978 r.) pisarz, polski mistrz literatury grozy.

Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego debiutem w fantastyce było opowiadanie "Diabeł na Jabol Hill", opublikowane w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Publikował opowiadania w czasopismach "Science Fiction", "Nowa Fantastyka", "Sfera", "Ubik", "Ha!art".

Dotychczas zostało wydanych dziesięć jego książek, m.in. "Złe Wybrzeża" (1999), "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" (2002), "Wigiljne psy" (2005), "Horror show" (2006), "Pies i klecha" (2007 i 2008). Za wydaną w 2007 r. powieść "Tracę ciepło" (Wydawnictwo Literackie) uhonorowany został Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca oraz otrzymał nominację do nagrody im. J. Zajdla. Jest również współtwórcą gry fabularnej Bakemono oraz współautorem scenariusza do filmu "Hardkor 44".

Pochodzi z Krakowa, od niedawna mieszka w Warszawie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information