Łukasz Orbitowski - Warszawiacy. Odcinek 7.

Nóż w ręku Kosmy przypominał kieł jakiegoś pradawnego zwierzęcia; brązowa rączka zakrzywiała się niby korzeń. Z półmroku wynurzali się inni i Piotrek zrozumiał, że zaraz zginie. Brachol czekał po tamtej stronie i, Jezusie z Marią, mógłby poczekać jeszcze trochę.

Spod kapturów łypały znajome twarze: Figura, Świętek, Jop. Odmieniło ich coś nieznajomego. Mimo kretyńskich strojów wcale nie wyglądali śmiesznie.
Piotrek zaryzykował. Rzucił się szczupakiem, poniżej noża. Kosma nie spodziewał się tego, impet uderzenia zwalił go z nóg. Może sekundę, leżeli wczepieni w siebie. Piotrek zerwał się do biegu i mało brakowało, aby uszedł. Kosma chwycił go za kostkę i posłał na parter, Jop ze Świętkiem chwycili chłopaka za fraki, szarpnęli pod ścianę.
Z ziemi gramolił się Kosma.
– Co się tak rzucasz? – zbliżył się do Piotrka. – ciiiii – syknął, przejechał płaską stroną noża po policzku – nie zrobimy ci krzywdy. Już, już, przestań się mazać.
Jop ze Świętkiem zniknęli w bocznym korytarzu. Trzask zapałki. Rozpalali świece, jedna za drugą, ustawione przy ścianach. Światło odbijało sę w mętnej wodzie, rzucało długie cienie. Tu szczury były większe niż gdzie indziej i w ogóle nie bały się ludzi. Jeden wielki, tłusty łajdak przycupnął w rogu, oblizywał się i wytrzeszczał czerwone ślepia.
– Lubisz swoje życie? – zapytał Kosma.
– Jak mało co.
Kosma się skrzywił:
– Naprawdę. Bo ja swojego nie znoszę. Biegnie za szybko i nigdy we właściwym kierunku. Nasze ciała są słabe. Serca nie chcą słuchać.
Piotrek zebrał się na odwagę. Chwycił Kosmę za nadgarstek. Delikatnie, ale stanowczo, opuścił rękę z nożem.
– Filozof się zrobił z ciebie, nie ma co.
Świec płonęło już chyba z pięćdziesiąt. Piotrek wdział już ciężkie, zardzewiałe drzwi u końca korytarza.
– Jestem tylko człowiekiem, który oferuje wybór. Możesz teraz odejść i zapomnieć o wszystkim. Miej nas za durni, śmiej się z naszych gierek. Ale możesz przejść. O tam. – wskazał na drzwi – tam znajdziesz wszystkie odpowiedzi – oczy mu zapłonęły – cokolwiek cię dręczyło, straci na znaczeniu. Będzie jak gruz i pył.
– Dowiem się więc, co nasrało wam do głów.
Kosma parsknął, uśmiechnął się słabo. Przywalił Piotrkowi w szczękę, aż zadzwoniły zęby. Chłopak runął w wodę. Cofał się na łokciach.
– Oferuję ci wieczność, idioto.
Machnął nożem. I Piotrek już wiedział, że całe wybieranie to brednia, zrobi co chcą, albo go zabiją. Figura przykucnął obok, patrzył na niego jak kot.
– Co tam jest.
Świętek zaniósł się nerwowym śmiechem.
– Warszawiacy!
Pomogli mu wstać. Zerknął na drzwi. Ciężkie, okropne. Czy za nimi może być coś strasznego.
– Dobra – Piotrek uniósł dłonie – niech wam będzie. Pójdę.
– I o to chodzi, i o to chodzi – radował się Jop.
Poprawił mu ubranie i otarł twarz. Świętek z poważną miną, zupełnie do niego nie podobną, nałożył mu medalion na szyję. Piotrek rzucił okiem na tę paskudną ozdobę. Była to klamra od pasa, przez którą przewleczono sznurek. Mosiężna i zdobiona. Anioł toczył zażartą walkę z wychudzonym smokiem.
Jop włożył mu klucz w rękę. Też wielki i ciężki, że można zabić. Piotrek o mało go nie upuścił. Niech was szlag, stare capy. Przypomniało mu się wojsko, to co mówili o niewesołym losie kota na jednostce. Niech tam będzie coś śmiesznego, jak nie, to urządzę was tak, że popamiętacie – myślał – stare capy. Coś sobie przypomniał.
– Gdzie jest dziewczyna? – zagadnął – o co chodzi z tymi pieprzonymi Warszawiakami?
Kosma stężał, wsadził mu nóż pod brodę.
– Nie waż się tak mówić. Nigdy.
Ostrze kuło boleśnie, w twarzy, głosie Kosmy było coś takiego, że Piortek omal nie narobił w gacie.
Figura otworzył książkę, włożył sobie latarkę w usta i tak sobie świecąc poszukiwał właściwej strony. Palce miał krótkie, z żałobą i upaprane woskiem. Przełożył latarkę do wolnej ręki i zaczął czytać:
„Schodził niżej i niżej pod miasto, niezłomny, owładnięty potrzebą poznania. I otwarły się przed nim bramy siedmiu królestw, siedem koron nałożył sobie na głowę. Jego oddech spopielał góry i osuszał morza. Myśl budowała światy. Tu w sercu życia. Pod Warszawą”.
Zatrzasnął. Piotrek, mimo strachu chciał zapytać, co to za brednie. Ale jego czas się kończył. Kiwnął głową i ruszył przed siebie, miedzy płomyki, w stronę drzwi. A Kosma chwycił go za bark i błyskawicznie wbił nóż w przedramię. Głęboko. Piotrek wrzasnął.
– Żebyś nigdy nie zapomniał – rzekł Kosma.
Pojękując, z palcami zaciśniętymi na ranie, Piotrek pokuśtykał w kierunku drzwi. Już wiedział, co robić. Pójdzie, poszuka innego wyjścia i zaraz popędzi na policję, nie, jeszcze lepiej, spuści Kosmie taki wpierdol, że własna stara go nie rozpozna.
Tłuste szczury podążały za nim, wyprzedzały, gromadziły się na ceglanym progu. Łypały czerwone ślepia. Mokre kształty ocierały się o kostki. Oj, za to też wam się dostanie, koledzy z roboty, nie ma co.
Chryste, jak boli.
Przy pierwszym dotknięciu, drzwi wydawały się rozgrzane, mało co, a spłyną. Syknął. Znów zbliżył rękę. Chłodna stal. Podmuch od dołu niósł chłód i zgniliznę.
Piotrek zerknął za siebie. Czterech kanalarzy, strzelonych jak cyrkowe zające, gapiło się na niego w skupieniu.
Włożył klucz do dziurki.
Oj, ja wam dam. Zwariowane gnoje.
Przekręcił. Poszło bez oporu.
Myślą, że z gówniarzem to można zrobić wszystko. Otóż, sukinsyny, nie można, powiedział Piotrek, nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły bez oporu. Przeszedł próg.
Chwilę późnej jego praca, przyjaciele, zakochania i pasje, pochowany brat, dziewczyny z „Planu B”, marzenia i drobne trudności rozwiały się i przepadły, jakby ich nigdy nie było.

• • •

Warszawiacy - spis odcinków

• • •

Łukasz Orbitowski - (urodzony w 1978 r.) pisarz, polski mistrz literatury grozy.

Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego debiutem w fantastyce było opowiadanie "Diabeł na Jabol Hill", opublikowane w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Publikował opowiadania w czasopismach "Science Fiction", "Nowa Fantastyka", "Sfera", "Ubik", "Ha!art".

Dotychczas zostało wydanych dziesięć jego książek, m.in. "Złe Wybrzeża" (1999), "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" (2002), "Wigiljne psy" (2005), "Horror show" (2006), "Pies i klecha" (2007 i 2008). Za wydaną w 2007 r. powieść "Tracę ciepło" (Wydawnictwo Literackie) uhonorowany został Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca oraz otrzymał nominację do nagrody im. J. Zajdla. Jest również współtwórcą gry fabularnej Bakemono oraz współautorem scenariusza do filmu "Hardkor 44".

Pochodzi z Krakowa, od niedawna mieszka w Warszawie.

 

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information