Łukasz Orbitowski - Warszawiacy. Odcinek 4.

W „Carino” ścisk mimo późnej pory. Starsi panowie wsuwali swoje kotlety, ich towarzyszki chłeptały kompot, wyżej wisiały zdjęcia koni.
Kosma zamówił pięćdziesiątkę czystej, chlupnął przy barze, skierował się na dół, zawrócił i wziął kolejną. Polewała mu ponura kobiecina o tlenionych włosach.

Kosma musiał się trzymać. Kiedy schodził po schodach, robiło mu się gorąco i zimno na przemian. Na dole było pusto. Kosma zwiesił głowę nad ciemnobrązowym stołem.
Płakał krótko i po męsku. Knajpę spowijał mrok i z tej przeżartej dymem, potem ciemności wyłaniali się kolejni. Jop z wąsem pod złamanym nosem, pijany Figura. Za nimi wlókł się nieszczęśliwy Świętek. Zamówili pół litra na stół.
Napełniali kieliszki do połowy, nie padło ani jedno słowo, żadnego co dalej panowie, ale szajs. Tylko ciepła chara.
Aż Świętek cisnął fant na stół. Kosmę o mało szlag nie trafił.
– Nie tu.
Ale było już za późno. Inni rozejrzeli się tylko po sali, czy przypadkiem cholera nie przyniosła jakiejś łajzy, wyjęli swoje fanty. Kosma dodał swój jako ostatni. Wypalił:
– Co chcesz przez to osiągnąć?
– Odwołujemy sprawę z Piotrkiem – powiedział Świętek. – dość już bigosu się narobiło.
Popatrzyli po sobie. Jop nalał wódki, Figura natychmiast chwycił kieliszek.
– Przekonaj mnie – rzekł Jop.
– Chłopak właśnie pochował brata. Mało ci? Może, kurwa, powinniśmy się jeszcze napić i dać sobie spokój.
– A wiecie, że ja to kupuję? – burknął Figura – ta sama krew zasrana. Gnojek pęknie.
Kosma zapalił chesterfielda.
– Nic ci nie pęknie. Stary pięknie się trzyma.
– Och proszę, nie wyjeżdżaj mi tu teraz ze starym Wilczydołem.
– Nie wyjeżdżam – mówił spokojnie Kosma – młody też Wilczydół jak się patrzy. Brat był miękki, pił i paplał, ot co. Powiedzmy sobie, tylko bladzie miał w głowie.
– W gruncie rzeczy, jego ojciec odpuścił – przypomniał sobie Jop.
– Tatuś to zawsze poza sprawą był – zaznaczył Figura.
Jopa wyraźnie coś gnębiło.
– Ja to kupuję, ale, pozwól sobie powiedzieć – to było do Świętka – zabierasz się od dupy strony. Jeszcze trochę i wszystko się rozleci – mówił teraz głośno i dźwięcznie – nie takie sprawy przetrzymaliśmy, świat się dalej kręcił. My i warszawiacy.
– No i trup nie pierwszy – Figura sięgnął po butelkę. Oczy mu się lśniły.
– Ja mówię o czasie, rozumiecie mnie? – Świętek zabrał papierosa od Kosmy. – poczekajmy pół roku, rok góra, wtedy…
– Otóż gówno – przerwał mu Kosma. I natychmiast podał ognia. Świętek odtrącił rękę z zapaliczką. Kanalarze zaczęli się podnosić, wyglądało, że zaraz rzucą się na siebie. W dymie, półmroku, wyrzucany przed cztery ponure twarze, łagodny głos Kosmy brzmiał jak z innego świata.
– Spróbuj, Zbysiu, uwierzyć, że kocham cię jak brata, a kiedy, no, stało się to co się stało omal nie pękło mi serce. Wiesz co damy Piotrkowi, jeśli nie odpuścimy? – zawiesił głos. Odgiął się na krześle – otóż, damy mu nadzieję. Perspektywę, przy której wszystko, dosłownie wszystko stanie się dla niego nieważne. Nie mów, że nie pamiętasz. A on właśnie teraz, w tej pieprzonej chwili nadziei potrzebuje.
Zapalił zapalniczkę. Świętek przyłożył papierosa, opadł na krzesło, słaby i miękki.
– Głosujemy – zadudnił.
– To już było – złościł się Figura.
– I będzie znowu. Tak to już świat się kręci – Świętek wyszczerzył się do Jopa. – kto za tym by Piotr Wilczydół przeszedł przez Pierwszy Krąg?
W górę powędrowały dłonie Jopa i Kosmy.
Oczy wszystkich trzech utkwiły w Figurze, który akurat bekał.
– Z tego gnojka wyjdzie jakieś francustwo – Uśmiechnął się, ponuro i szeroko. Zęby miał żółciutkie, ale równe, od jednej sztancy.
– No i cudnie – Świętek wyraźnie poweselał – zbierajcie fanty. Z głowy, kurwa, z głowy.
Jego oczy, w jakiś dziwny sposób jednocześnie mętne i rozbiegane mówiły, że nic jeszcze z głowy nie jest, że wszystko dopiero się zaczyna. Kosma westchnął, tak jak może westchnąć facet który przeszedł długą drogę i nagle pojął, że przed nim jeszcze kawałek ponurego marszu.
– Nie – powiedział – bo jest jeszcze jeden głos.
Świętek zaraz na niego naskoczył.
– Co ty znów pieprzysz?
– A widzisz gdzieś tu starego Wilczydoła?
– Nie wyskakuj mi z Wilczydołem.
– Tyś mnie, Świętek, zmusił. I dobrze wiesz, że mi głos przekazał, dobrze wiesz jaki, a jak nie, to weź, kurwa, telefon i do niego przekręć. Tylko podkurwisz sukinsyna.
Jop pokiwał głową.
– Przewidziałeś to.
– Nie ja, Wilczydół.
Świętek machnął ręką. Chciał wstać, nie pozwolili.
– Nikt tu nie jest przeciw tobie – rzekł łagodnie Kosma. Świętek bardzo powoli przejechał wzrokiem po zebranych, a w jego oczach gniótł się i smutek, i wściekłość, i coś jeszcze, co w ogóle nie może zostać nazwane. Pokiwał głową, usiadł, bardzo powoli. Twarz mu rozciągnął uśmiech człowieka przegranego.
– Dobrze – powiedział – ale pijmy.
Więc pili, długo i mocno, tak jak pić można tylko na trupie, w obliczu nowych zadań, których sens przekracza wszelkie wyobrażenia. Powoli, jeden po drugim, zabierali swoje fanty, pamiątki przeszłości, dowody przyjaźni i zaufania.
Dwa kobiece palce, wysuszone na brąz, ale ze śladami czerwonego lakieru. Mały nos, chyba chłopca. Szeroki płat wyprawionej skóry z fragmentem tatuażu. Litery. Część imienia.
I ludzkie ucho przez które przeciągnięto sznurek. Kosma je schował.

• • •

Warszawiacy - spis odcinków

• • •

Łukasz Orbitowski - (urodzony w 1978 r.) pisarz, polski mistrz literatury grozy.

Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego debiutem w fantastyce było opowiadanie "Diabeł na Jabol Hill", opublikowane w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Publikował opowiadania w czasopismach "Science Fiction", "Nowa Fantastyka", "Sfera", "Ubik", "Ha!art".

Dotychczas zostało wydanych dziesięć jego książek, m.in. "Złe Wybrzeża" (1999), "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" (2002), "Wigiljne psy" (2005), "Horror show" (2006), "Pies i klecha" (2007 i 2008). Za wydaną w 2007 r. powieść "Tracę ciepło" (Wydawnictwo Literackie) uhonorowany został Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca oraz otrzymał nominację do nagrody im. J. Zajdla. Jest również współtwórcą gry fabularnej Bakemono oraz współautorem scenariusza do filmu "Hardkor 44".

Pochodzi z Krakowa, od niedawna mieszka w Warszawie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information