Łukasz Orbitowski - Warszawiacy. Odcinek 29.

Progi w „Carino” okazały się zbyt wysokie dla Kosmy, nie zszedłby, gdyby nie barierka i życzliwa ręka Figury; ten dał radę, choć wyglądał, jakby sam potrzebował podtrzymania. Nie upuścił ani kumpla, ani kieliszka, zaraz wrócił z następnymi. Jop, Świętek, butelczyna.

Kosma siedział w ciemnym kącie, syczał i zastanawiał się, czy przypadkiem zmysły nie robią go w jajo. Knajpa przypominała norę ze starego filmu, rozciągnięta i płaska, z rogami ginącymi w ciemności. Pachniało tu zgniłą wodą, coś szperało w ciemności, szczury może? Ciężkie kap, kap. Trzaski jak w kanałach, dalekie wołania – nie, to tylko darła się klientela z góry. Durna głowa podsuwa mi bądź co, żebym tylko zapomniał o bólu, powiedział sobie Kosma, ale mnie załatwiła ta suka.
– Golnij sobie, to ci pomoże – Figura pchnął kieliszek w jego stronę. Kosma golnął sobie, nie pomogło. Poprosił o jeszcze.
Po wewnętrznej stronie uda rosła pomału rdzawa plama krwi.
– Starzejesz się – zauważył Jop.
– Każdy by się na tym wyłożył – odpowiedział Świętek – jak na mnie, sytuacja kompletnie wymknęła nam się z rąk.
Kosma pogmerał w kieszeni i wyłożył fanta. Inni zrobili to samo. W półmroku, zasuszone części ludzkiego ciała przypominały drewno, wypłukane przez wodę.
– Daję głowę, że poszła do młodego – powiedział – będzie trzeba coś z tym zrobić.
– Ledwo chodzisz – przypomniał Świętek.
– Ano, i mam dosyć odwalania tej roboty. Wy, koledzy też możecie pobrudzić sobie dłonie.
Popatrzyli po sobie. Jakoś nikt nie kwapił się, by temat ciągnąć dalej. Doskonale wiedzieli, co Kosmie chodzi po głowie. Świętek utkwił wzrok w kieliszku, jeździł palcem po czole. Powiedział;
– Nie możemy zarżnąć całej Warszawy. A Piotrek z Kamilą to najmniejszy kłopot. Popatrz. Mogą sobie pójść do prasy, na policję, gdzie tylko chcą, co powiedzą?
– Myślisz, że młody sypnął? – zaniepokoił się Jop.
– No pewnie. – Kosma delikatnie dotykał mokrej plamy na spodniach – wystarczy zerknąć, taki zaraz babie wypapla.
– Nie moja wina, żeś go nie upilnował – burknął Figura. – ani mi się śni za to beknąć. Załatwiła cię gówniara. Młody jest, jaki jest, sperma we łbie, ale ty? Zrobiła cię na cacy.
– Siedzi na dupie i się mądrzy! – Kosma się wściekł. – zrób choć raz cokolwiek. Wracacie do swoich domów. Starych bab. Walicie wódę i macie kurwa normalne życia, plus zbawienie w kieszeni, życie wieczne, cały szmelc, to kosztuje! Kosztuje mnie! Patrzcie jak mnie pizda urządziła.
Nie podobała mu się ciemność w knajpie. Wcześniej, nad każdym stolikiem paliła się lampka, teraz nie. Kąty spowijały głębokie cienie, drżące, niczym gorące powietrze. Gdyby tylko mógł, Kosma wstałby i zapalił świeczkę na każdym stole.
– Powiem wam, co ona zrobi. Pójdzie do gówniarza, gówniarz nas zdradzi, jeśli już tego nie zrobił, polecą na policję i nie powiedzą ani słowa o jakichś Warszawiakach – skrzywił się. – za to ślicznie, kurde mol, zeznają, co było, jak to przyszełem i chciałem… kurwa mać. Wy przeskoczycie Kręgi jak ta lala, a ja będę siedział w mamrze. Dupną mi dwa pięć, to zdechnę, nim wyjdę.
– Dwa pięć nie dostaniesz – uprzytomnił Świętek.
– A bo to pierwszy wyrok? Polej lepiej.
No i polał.
– Co proponujesz? – Jop najwyraźniej nie miał ochoty na wódkę. Wyglądał na takiego, który nie spał od wielu dni i jest gotów walnąć w kimę gdziekolwiek, jakkolwiek, nawet na stojaka.
– Weźmiecie się w garść. Zrobicie porządek z młodą i gówniarzem. Ledwo kurwa chodzę przez to wszystko i zaraz łeb mi odleci.
Znów zapadło milczenie, kapanie w mroku, znów pierwszy odezwał się Świętek.
– Co to pomoże?
– Nie pójdę do pudła może?
Figura wypił dwa kieliszki pod rząd i podniósł się z krzesła.
– Wiecie co, koledzy? Ja się wypisuję.
Nikt nic nie powiedział, nie rzucił nawet czegoś w stylu „no co ty”. Figura pchnął swój fant na środek stołu, zabrał kurtkę dżinsową. Świętek chwycił go za rękaw.
– Wam radzę to samo – powiedział Figura łagodnym głosem, jakby był trzeźwy – nie tak miało to wyglądać. Warszawiacy wracają do miasta, a my rżniemy swoich.
– Zdrajców! Kłamców! – huknął Kosma.
– Dzieci naszych przyjaciół. Ich kochanki. Tych zabijamy – pogmerał sobie w uchu – dawno temu myślałem, kurwa mać, że idziemy w jakieś lepsze miejsce. Gdzie nie boli, ot co, przecież o to szło, żeby nie bolało, nie? Co my tam zaniesiemy? Tam w dół. Koledzy, kim jesteśmy?
Kosma poderwał się ze stołu, rzuciłby się na Figurę, ale koledzy zatrzymali.
– Tyś się chyba książek naczytał! – wrzeszczał.
– Napije się wódki jak człowiek – odparł Figura – umrę jak człowiek i pójdę do piachu. Wiecie, koledzy, już się nie boję. Nikomu nie powiem. Nic nie zrobię. Wy róbcie, co chcecie. Już się nie boję – powtarzał – już nie, już nie.
Wyciągnął rękę, ale nikt mu jej nie podał. Zgarbił się nieco, nalał sobie ostatniego kielicha, wzniósł zdrowie, chlapnał i poszedł, z kurtką narzuconą na ramiona i sterczącą szczeciną na karku. Ręce mu zwisały, jakby coś dźwigał. Dochodził już do schodów. Z ciemności po prawej wysunął się cień, wysoki i jakiś taki wąski, błysnęło coś i Figura zwalił się na ziemię, bez jęku. Nogi kopały ziemię, wielkie łapy próbowały sięgnąć rozpłatanego gardła.
Nad zabitym stał stary mężczyzna w szarym płaszczu, pod krawatem. Dłoń w rękawiczce ściskała cienkie ostrze.
Profesor Zębrzycki.
Stary Waligóra.
Chwycił trupa za nogi i pociągnął pod pierwszy lepszy stół, w ciemność. Zasapał się przy tym. Gdy siadał, między Jopem a Kosmą, był cały czerwony, pot leciał mu po skroni.
Jego fant – zasuszona główka niemowlęcia – potoczył się po stole.
– Dosyć czekałem – rzekł miękko – zgarniamy młodego, o dziewczynę nie dbamy. Przechodzimy. Natychmiast.
Nalał sobie wódki i wypił do dna, z kieliszka, który przed chwilą trzymał Figura.

• • •

Warszawiacy - spis odcinków

• • •

Łukasz Orbitowski- (urodzony w 1978 r.) pisarz, polski mistrz literatury grozy.

Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego debiutem w fantastyce było opowiadanie "Diabeł na Jabol Hill", opublikowane w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Publikował opowiadania w czasopismach "Science Fiction", "Nowa Fantastyka", "Sfera", "Ubik", "Ha!art".

Dotychczas zostało wydanych dziesięć jego książek, m.in. "Złe Wybrzeża" (1999), "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" (2002), "Wigiljne psy" (2005), "Horror show" (2006), "Pies i klecha" (2007 i 2008). Za wydaną w 2007 r. powieść "Tracę ciepło" (Wydawnictwo Literackie) uhonorowany został Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca oraz otrzymał nominację do nagrody im. J. Zajdla. Jest również współtwórcą gry fabularnej Bakemono oraz współautorem scenariusza do filmu "Hardkor 44".

Pochodzi z Krakowa, od niedawna mieszka w Warszawie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information